Kurs palenia opon dla inteligentów
Media wypełnione są doniesieniami o strajkach. Czy frankowicze nie mogliby powiedzieć, że chciwi bankierzy, którzy zrujnowali im życie, to też dzikie zwierzęta?
Górnicy, protestując przeciwko zarządowi prawie zamknęli swój zakład pracy. Związkowcy i rolnicy najeżdżają Warszawę. Problem w tym, że spory toczą się o tzw. trzynastki, czternastki, wcześniejsze emerytury i dopłaty do zniszczeń w uprawach zrobionych przez dzikie zwierzęta.
Większość protestów odbywa się w Warszawie, której mieszkańcy o takich przywilejach mogą tylko pomarzyć. Czy pracownicy korporacji dostają dwie ekstra pensje w roku? Dopłaty do szkód wywołanych na kontach bankowych przez szalejących po rynkach walutowych spekulantach? Czy ktoś przejmuje się przestrzeganiem rygoru godzin pracy w Mordorze na Domaniewskiej, kiedy project zbliża się do deadline’u, jutro jest status, a wiadomo, że nie może być fakapu? Właściwie wszystkie żądania silnych związków zawodowych są dla przeciętnego mieszczucha zupełnie niezrozumiałe.
„Warszawa” to bardzo rozproszona grupa społeczna, która nie jest w stanie się zorganizować i zgłosić jednolitych, prostych postulatów, które stanowią o sile górników i rolników. „Warszawa” pokornie czeka na drugą linię metra, a na gwałtowny wzrost ceny franka szwajcarskiego reaguje bezradnym westchnieniem. „Warszawa” przez najbliższe dni, tygodnie lub miesiące będzie strać w korkach spowodowanych pożarem mostu Łazienkowskiego. Na problemy górników i rolników „Warszawa” zareagowała tak, jak umie – wydarzeniem na portalu społecznościowym Facebook.
„Kurs palenia opon i protestów ulicznych dla inteligentów” – na który zapisało się już ponad 5 tys. osób – to ciekawie zapowiadająca się inicjatywa dla bezradnych mieszczuchów. Twórcy wydarzenia podkreślają, że miejscy inteligenci, zajęci nauką, pisaniem prac magisterskich i robieniem kolejnych fakultetów nie mieli kiedy nauczyć się praktycznych umiejętności protestowania i wyrażania swojej frustracji.
Być może spektakularna bitwa korporacyjnych szczurów z policją na Domaniewskiej i szturm aktorów, reżyserów, dramaturgów i redaktorów czasopism idei na Ministerstwo Kultury pozwolą zmienić sytuację tej grupy zawodowej. Branża kreatywna nie ma dopłat do komputerów i mieszkań, nikt nie prowadzi skupu interwencyjnego książek, sprzedawanych poniżej ceny papieru w sieciach „taniej książki”, a na przelew za fakturę nie trzeba czekać w nieskończoność, bo powołanie budżetowego funduszu rezerwowego pozwoli przenieść na państwo problemy wynikające z praktyk księgowych, które chorują i idą na urlop zawsze wtedy, kiedy już mają zatwierdzić przelew.
W tym wszystkim najsmutniejsza jest polaryzacja grup społecznych. Mieszkańcy Warszawy kompletnie nie są w stanie zrozumieć postulatów rolników i górników, którzy z kolei nie biorą pod uwagę, że ich protesty są solą w oku nie rządzących, ale przeciętnego zjadacza białego, pompowanego chemią chleba.
Państwo nie wprowadza sensownych rozwiązań. Słucha tylko wąskiej, dobrze zorganizowanej, gotowej do spektakularnej akcji grupy. Najlepszym przykładem jest zachowanie instytucji państwa w sprawie problemów osób, którym banki wcisnęły kredyty we frankach szwajcarskich – póki było głośno, rozważano jakieś doraźne rozwiązanie. Nikt nawet nie pomyślał o trwałym, uczciwym rozwiązaniu systemowym. Dlatego chętnie wezmę udział w „Kursie palenia opon i protestów ulicznych”. To umiejętność, która mi się przyda. Wezmę udział jednak pod jednym warunkiem – opony muszą być palone ekologicznie.
Jeden komentarz “Kurs palenia opon dla inteligentów”