Kryminalizacja imigrantów
Z Maksymem Butkewyczem rozmawiał Oleksandr Szpyhunow „Kryminalizacja migracji” – co to za zjawisko i na ile jest rozpowszechnione w ukraińskim społeczeństwie? Kryminalizacja zaczęła narastać w kontekście walki z nielegalną migracją. Ta „walka” z jednej strony […]
Z Maksymem Butkewyczem rozmawiał Oleksandr Szpyhunow
„Kryminalizacja migracji” – co to za zjawisko i na ile jest rozpowszechnione w ukraińskim społeczeństwie?
Kryminalizacja zaczęła narastać w kontekście walki z nielegalną migracją. Ta „walka” z jednej strony jest hasłem części sił politycznych, z drugiej wymogiem, jaki Ukrainie stawia Unia Europejska. Obecnie, po ostatnim rozszerzeniu UE, a potem i strefy Schengen, Ukraina stała się przygranicznym filtrem, buforem chroniącym Unię przed przypływem niepotrzebnych ludzi. „Niepotrzebnych” to rzecz jasna brutalne stwierdzenie, ale tak właśnie jest. Poza wzmocnieniem wschodniej granicy UE, istnieje szereg programów ze strony Unii, mających na celu wzmocnienie struktur, które przeciwdziałałyby nielegalnej imigracji na samej Ukrainie. Jest to pomoc dla ukraińskiej straży granicznej, umowa o readmisji, finansowanie z funduszy unijnych budowy nowych ośrodków tymczasowego pobytu dla nielegalnych migrantów itd.
I to właśnie te dwa równoległe procesy: z jednej strony kampania przeciwko nielegalnej migracji, która zaczyna ocierać się o histerię, z drugiej presja ze strony struktur UE przyczyniły się do coraz szerszego promowania tego tematu.
Jednak niezależnie od tego, jak bardzo starałby się naśladować doświadczenie swoich zachodnioeuropejskich kolegów na przykład pan Tiahnybok z Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”, nie można mówić o jakiejś poważnej konkurencji czy też o znaczącym wpływie imigracyjnej siły roboczej na gospodarkę Ukrainy. Po pierwsze, imigrantów jest zbyt mało, bo przecież Ukraina jest krajem docelowym dla bardzo niewielkiej liczby osób; zazwyczaj jest to kraj tranzytowy w drodze do Europy. Po drugie, migranci zazwyczaj pracują w sferach, gdzie nie ma konkurencji. Na przykład handel na wielkich hurtowych rynkach – tam nie konkuruje się o miejsca. Tak samo na budowach, miejsce znajdzie się dla wszystkich. A w innych sektorach konkurencji z migrantami u nas nie ma.
Najwięcej gastarbeiterów pracuje w wielkich miastach przemysłowych. Przede wszystkim w Kijowie, Charkowie i Odessie. Przeważnie jest to handel na wielkich rynkach – „Barabaszowo”, „Siódmy kilometr”. Albo praca w przemysłowych miastach, gdzie brakuje siły roboczej do wykonywania zadań nisko opłacanych, brudnych, niebezpiecznych. W tej dziedzinie Ukraina, nawet z uwzględnieniem specyficznych dla siebie odmienności, podąża za ogólnoświatową tendencją: migranci przede wszystkim wykonują prace, które można określić jako 3D – Dirty, Dangerous & Dumb, czyli „brudne, niebezpieczne i głupie”.
Co więcej, w wielkich miastach raczej brakuje siły roboczej, głównie ze względu na procesy demograficzne: starzenie się społeczeństwa, spadek współczynnika urodzeń w ciągu ostatnich 15 lat, a także odpływ czynnej części siły roboczej za granicę.
Czy migracja może być lekarstwem na te problemy, zwłaszcza na niewystarczającą ilość siły roboczej?
Jest to bardzo optymistyczny pogląd (rozpowszechniony przede wszystkim w Europie Zachodniej), tzw. „replacement migration” – jeżeli brakuje nam rąk do pracy, czynnej, stosunkowo młodej, zdolnej do pracy, zdrowej części ludności i nie uda nam się w ciągu najbliższych 10-20-30 lat wrócić do poziomu, który pozwoliłby zapewnić wypłatę emerytur – trzeba te ręce do pracy importować. Jest też ostrożniejsze podejście – co prawda imigracja nie jest rozwiązaniem, ale może dopomóc w amortyzowaniu negatywnych procesów. Tutaj oczywiście lepiej rozmawiać z socjologami i demografami, ale zazwyczaj mamy do czynienia z tymi dwoma punktami widzenia. Bez wątpienia migracja może odgrywać pozytywną rolę.
Jednak obecnie dla migrantów Ukraina jest raczej państwem tranzytowym.
Ukraina wciąż jest raczej państwem tranzytowym i państwem pochodzenia, a nie państwem przyjmującym migrantów. Przez Ukrainę przechodzi jeden z głównych szlaków na Zachód. Poza tym, obywatele naszego państwa sami zostają migrantami (często naruszając prawo państw, do których się udają), i jest to zjawisko znacznie częściej spotykane, niż przypływ migrantów z innych państw na Ukrainę.
Ale jest i inna nasilająca się tendencja: dla pewnych grup – przede wszystkim dla migrantów z państw Azji Środkowej: Tadżykistanu, Uzbekistanu, Kazachstanu, itd. – Ukraina staje się państwem przyjmującym, lub krajem docelowym. Ci ludzie mogą legalnie wjechać na terytorium Ukrainy i przebywać tutaj bez specjalnej rejestracji przez 90 dni, co też najczęściej robią. Ale znaleźć legalną pracę jest im niezwykle trudno. Dlatego że, nawet jeżeli chcą to zrobić, procedura zależy od pracodawcy, od jego dobrej woli: czy będzie chciał uzasadniać przed odpowiednimi organami, dlaczego zatrudnia właśnie obcokrajowców, czy zechce ich zarejestrować i otrzymać pozwolenie.
Czy to skomplikowany proces?
Na tyle skomplikowany, że zazwyczaj się go unika. Tym ludziom bardzo brakuje ochrony prawnej, cały czas żyją w strachu przed sankcjami. Nie mają żadnego skutecznego instrumentu w negocjacji z pracodawcą. Ten w każdej chwili może ich po prostu wyrzucić na ulicę. Po drugie, cały czas znajdują się pod presją ze strony organów ścigania. Ten problemy często rozwiązywany jest w sposób korupcyjny – mówiąc kolokwialnie przez „danie w łapę”. To przede wszystkim odnosi się do tych, którzy pracują w zamkniętych przedsiębiorstwach, np. w ubojniach drobiu, na budowach, a także w bardziej lub mniej publicznych miejscach – w zakładach zbiorowego żywienia czy na bazarach. Latem dosyć duża liczba sezonowych migrantów przyjeżdża pracować w rolnictwie, zwłaszcza w południowych regionach.
Ale skąd taka presja ze strony organów ścigania?
Sprawdzanie legalności przebywania i zatrudnienia wchodzi w zakres ich obowiązków. Jednak, korupcja jest na tyle rozwinięta, że konkretnym, indywidualnym współpracownikom organów spraw wewnętrznych łatwiej i lepiej wziąć łapówkę i dalej tolerować nielegalnie zatrudnioną osobę.
Czy tak jest tylko na najniższym szczeblu? Czy w organach spraw wewnętrznych istnieje jakiś łapówkarski system, „piramida”?
Dosyć często słyszeliśmy o „piramidzie”, czyli oddawaniu przez pracowników służby patrolowo-posterunkowej części łapówek swoim szefom i ich zwierzchnikom. Jednak jeśli chodzi o potwierdzone informacje, to przeważnie ma to miejsce na najniższym poziomie. Zazwyczaj konkretnym przedstawicielom organów spraw wewnętrznych z jakiegoś powodu brakuje na coś pieniędzy. Znają swoją dzielnicę, swój rewir, wiedzą, gdzie kto pracuje, gdzie jest kebab, gdzie bazar. „Chodźmy do tego, chodźmy do tamtego”. Idą, sprawdzają dokumenty, biorą pieniądze.
Jest też inna możliwość: zatrzymuje się grupę osób, przywozi je na posterunek i tam po prostu wyznacza na nich cenę. Czyli: „Dzwoń do swoich. Ty kosztujesz 80 hrywien, ty – 100.” Ktoś mówi: „Jestem uchodźcą, tutaj mam dokumenty”. „Uchodźca – no to jesteś poważną osobą. Za ciebie 200.”
Ale jak wygląda sytuacja uchodźców, jeżeli osoba legalnie przebywa i pracuje na terytorium Ukrainy?
Z uchodźcami jest inny problem: w naszym ustawodawstwie istnieje konflikt między różnymi aktami prawnymi, różnymi normami. I to, co zgodnie z jakąś ustawą jest legalne, zgodnie z inną już nie jest. Sfera azylu pełna jest takich sprzeczności. Zwłaszcza jeśli chodzi o zatrudnienie. Zgodnie z „Prawem Ukrainy o uchodźcach”, jeżeli osoba ubiegająca się o azyl złożyła odpowiednie dokumenty, te zostały przyjęte przez służbę migracyjną i są rozpatrywane (a to może trwać bardzo długo), osoba taka ma prawo do tymczasowego zatrudnienia. Jest to logiczne, ponieważ w odróżnieniu od wielu innych państw, Ukraina nie udziela żadnej pomocy społecznej ani uchodźcom, ani osobom ubiegającym się o azyl. Wypłaca się im tylko pewną jednorazową sumę po tym, jak ukraińskie państwo uzna kogoś za uchodźcę. Do niedawna suma ta wynosiła 17 hrywien [ok. 7 zł, przyp. red.]. Ponieważ ludzie muszą za coś żyć, ustawa przewiduje prawo do tymczasowego zatrudnienia. I to dobrze.
Jednak kiedy uchodźca zostanie zatrzymywany przez milicję, i zwróci się do nas, a my powołamy się na ustawę o uchodźcach, która pozwala do tymczasowego zatrudnienia bez specjalnego zezwolenia, pracownik milicji zwykle odpowiada: „Ale jest też ustawa o statusie prawnym cudzoziemców i osób bez obywatelstwa, w której napisano, że wszyscy obywatele innych państw i osoby bez obywatelstwa muszą otrzymać zezwolenie na pracę. Nie ma tu słowa o ubiegających się o azyl, ani uchodźcach, żadnego wyjątku”.
Czyli wystarczyłoby do wspomnianej ustawy dodać parę słów o takim wyjątku?
Tymczasem mamy dwie sprzeczne ze sobą ustawy. Co zaś tyczy się gastarbeiterów, którzy nie ubiegają się o nadanie statusu uchodźcy – sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ jeżeli nie mają oni żadnych dokumentów, które potwierdzałyby ich prawo do zatrudnienia, są zupełnie pozbawieni ochrony. Zazwyczaj mają tu miejsce dwa scenariusze. Pierwszy – korupcyjny, który już przedstawiałem. Drugi (i ilość takich przypadków rośnie) – kiedy dla pracowników organów ścigania priorytetem nie jest już zdobycie środków na osobiste wydatki, a wykonanie narzuconej normy albo napisanie raportu z wykonania jakiegoś programu czy operacji. Mam na myśli przede wszystkim operację „Migrant”, którą MSW ogłosiło do walki z nielegalną migracją. W takim przypadku, milicjanci nie domagają się już pieniędzy, bo muszą przedstawić raport, w którym ujęto odpowiednią liczbę nielegalnych migrantów. I to właśnie w ten sposób prowadzi się „aktywną walkę”.
Co w takim przypadku dzieje się z migrantami?
Są możliwe dwa scenariusze rozwoju wydarzeń: pierwszy, łagodniejszy, kiedy sąd wyznaczy im karę pieniężną (dotyczy to zazwyczaj osób złapanych po raz pierwszy). Kary są dosyć wysokie: 300 hrywien i więcej. Drugi – stosowany przy „recydywie”, lub gdy z innych przyczyn przyjęto surową linię – to deportacja. Zazwyczaj nie chodzi o fizyczne usunięcie: w paszporcie stawia się stempel o deportacji i uprzedza się daną osobę, że w ciągu np. 10 dni musi opuścić państwo.
Ci, którym udało się uniknąć takich sytuacji, po prostu pracują nielegalnie, starając się jednocześnie zachować status legalnego pobytu na terytorium kraju. Najbardziej standardowy sposób, z którego wszyscy korzystają – raz na trzy miesiące, po upłynięciu 90 dni pobytu bez rejestracji, wyjeżdżać za najbliższą granicę (najczęściej rosyjską lub białoruską). Docierają do pierwszego punktu granicznego z tamtej strony i z powrotem wjeżdżają, otrzymując nową kartę migracyjną, która daje im prawo do dalszego dziewięćdziesięciodniowego pobytu.
Na ile rozpowszechniona jest działalność przestępcza wśród migrantów?
Ten problem jest u nas bardzo nagłaśniany, zwłaszcza przez Centra Kontaktów Publicznych MSW. Zarówno one, jak i nieprofesjonalna praca mediów sprawiają, że często w ogóle nie wiemy, o co chodzi. Jako dziennikarz kilkukrotnie rozmawiałem z szefem kijowskiego Centrum Kontaktów Publicznych MSW, panem Poliszczukiem. Chodziło o ataki na tle nienawiści rasowej. I on mówił „Spójrzmy na statystyki. Przeciwko cudzoziemcom w poprzednim roku popełniono tyle to a tyle przestępstw. Tymczasem z ich strony przeciwko nam (ciekawe sformułowanie, „oni” przeciwko „nam” – M. B.), miało miejsce tyle to a tyle przypadków łamania prawa. Dużo więcej, wystarczy spojrzeć”. To zazwyczaj zadowala dziennikarza: dostaje dwie cyfry, które bardzo ładnie wpasowują mu się w artykuł.
Ale co mamy na myśli, kiedy mówimy o łamaniu prawa? Zabójstwo jest złamaniem prawa, lecz tak samo pobyt bez rejestracji czy praca bez odpowiedniego zezwolenia. I zazwyczaj, w przeważającej większości przypadków, kiedy mowa o łamaniu prawa przez cudzoziemców, chodzi właśnie o tę drugą kategorię, administracyjną.
Ale w statystykach tego nie widać?
Kiedy tak się je przedstawia, to nie. Musieliśmy wystosować odpowiednie pismo do Centrum Kontaktów Publicznych, a potem nawet je powtarzać, z pytaniem dlaczego nie udzielili informacji.
Poza tym, imigranci zazwyczaj bardziej stosują się do przepisów prawa, niż obywatele kraju, w którym przebywają. Nie dlatego, że są lepsi, czy bardziej moralni, a dlatego, że żyją w bardzo niepewnych warunkach i są pozbawieni ochrony. Rozumieją, że każde wykroczenie może mieć dla nich dużo poważniejsze konsekwencje niż dla tutejszych obywateli.
Kiedy wspomina się o przestępczości wśród grup migrantów, często używa się określenia „przestępczość etniczna”. Zwłaszcza obecne kierownictwo naszego MSW bardzo to sobie upodobało. Zwłaszcza jeśli chodzi o przestępców z Gruzji.
Jeżeli na przykład trzy osoby pochodzące z jakiejś wsi w obwodzie czerkaskim przyjadą do Kijowa i zaczną kraść samochody, to tworzą oni grupę przestępczą, ale z jakiegoś powodu nie nazywa się jej etniczną. Jeśli natomiast takie osoby przyjadą ze wsi gruzińskiej do Kijowa i zaczną kraść samochody, od razu stają się etniczną grupą przestępczą. Poza tym, część przypadków łamania prawa związanych z nielegalnymi imigrantami, to naruszenia ze strony tutejszych pracodawców w stosunku do nich. Są to oszustwa finansowe, odbieranie dokumentów, i dosyć często, stosowanie przemocy fizycznej.
Takie przypadki łamania prawa, oczywiście również nie trafiają do statystyk?
Na ten temat w ogóle nie ma statystyk, i raczej być nie może, ponieważ słyszymy tylko o najbardziej głośnych przypadkach. A najczęściej, to ze względu na niepewną sytuację imigranci, nie powiadamiają milicji. Nie mamy pojęcia, co dzieje się w zamkniętych przedsiębiorstwach, w których pracują. Znów chodzi tu o to, że nieuregulowany status i praktyczne wyprowadzenie tej kategorii ludzi „w cień” stwarza sprzyjające warunki dla kryminalizacji społeczności. Ale znowu – nie tylko z ich strony, ale i wobec nich.
Są też ludzie z samych społeczności, którym ta kryminalizacja opłaca się ze względów ekonomicznych. To ludzie, którzy odnieśli już większy lub mniejszy sukces, zazwyczaj pracują i mieszkają tu legalnie, i korzystają z tego, że mają do dyspozycji armię swoich rodaków, których można wykorzystywać. Bodźcem ku temu są najczęściej przyczyny i mechanizmy ekonomiczne. Ale trudno powiedzieć, na ile jest to rozpowszechnione.
A co z ukraińską opinią publiczną? Czy nastawienie do migrantów jest tolerancyjne czy wrogie?
Trudno powiedzieć, bo w tym zakresie nie prowadzi się u nas żadnych w miarę rzetelnych badań. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że nastawienie jest negatywne, przy czym dosłownie w ciągu ostatnich kilku lat dokonały się i wciąż dokonują zmiany na gorsze. Jednak osobom, które mają jednoznacznie negatywną opinię na temat migrantów, najczęściej niestety brakuje podstawowej wiedzy na ich temat. Chodzi tutaj o „przesłanie” jakie płynie z mediów – przede wszystkim negatywny wizerunek groźnego przestępcy. To wrażenie, często wzmacniają wypowiedzi urzędników, zwłaszcza z resortów bezpieczeństwa wewnętrznego. Tak tworzy się poczucie powszechnego zagrożenia.
Tymczasem wypowiedzi urzędników często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością (nie mówię już o kampanii Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”, bo to osobny temat): manipulują cyframi, nieodpowiadającymi stanowi faktycznemu. Mamy mit, ale niestety brakuje nam spokojnej analizy sytuacji, która byłaby obecna w przestrzeni medialnej, do której można by otrzymać dostęp w dowolnym momencie, aby zobaczyć, co naprawdę dzieje się w tej sferze.
Dlaczego dla pewnych sił politycznych lub przedstawicieli władzy korzystne jest tworzenie negatywnego obrazu migrantów? Nie mówię o skrajnej prawicy, dla której to główna sfera działalności. Ale np. przedstawiciele wielkiego biznesu mogliby skorzystać z dostępu do dużego rynku taniej siły roboczej…
Tak, dla nich bez wątpienia byłoby to korzystne, ale mogą oni i tak zapewnić sobie tanie ręce do pracy bez kampanii publicznej. Co zaś tyczy się sił politycznych i organów państwowych, dla mnie ich motywy nie różnią się zbytnio od tych, którymi kieruje się ukraińska skrajna prawica. Budowanie kapitału na strachu – to jeden z najprostszych i najlepszych sposobów wpływania na elektorat. Jeśli chodzi o MSW, dużo łatwiej zapewniać o skuteczności resortu, pokazując „z jakim sukcesem walczymy z nielegalną imigracją”. Jest jeszcze jedno wyjaśnienie, banalne, ale przez to nie mniej znaczące: zawsze dobrze jest mieć pewną grupę społeczną, która może służyć za chłopca do bicia w kryzysowych sytuacjach. Dlatego też ani urzędnikom państwowym, ani podmiotom niepaństwowym, które mają w tym jakiś gospodarczy interes, nie opłaca się inicjować zmian. A że byłyby one korzystne dla społeczeństwa… tylko kto u nas kieruje się interesem społecznym?
A jakie przykłady imigracyjnej polityki na świecie uważa Pan za najbardziej udane?
Istnieje cały szereg różnych instrumentów dla bardzo różnych sytuacji. Były próby zatrzymania napływu pracowników migrantów z innych państw. Aż do lat 70. włącznie, rozwinięte kraje europejskie importowały siłę roboczą w wielkich ilościach, istniało wiele kanałów legalnej migracji i zatrudnienia. W latach 80. wraz z początkiem problemów ekonomicznych, programy te zostały zwinięte i rozpoczęto kampanię z przeciwnymi hasłami.
Znanym instrumentem polityki migracyjnej jest tzw. amnestia dla migrantów. Przeprowadzono ją w Hiszpanii, Portugalii, głównie zresztą w stosunku do ukraińskich gastarbeiterów. Rząd ogłasza, że wszyscy nielegalnie mieszkający i pracujący na terytorium kraju, mogą zalegalizować swój status przy spełnieniu kilku bardzo prostych warunków. Wyznacza się na to pewien termin – pół roku, albo rok. I ludzie masowo z tego korzystają. Oczywiście, doświadczenie krajów, które przeprowadziły amnestię, pokazuje, że nie rozwiązuje ona wszystkich problemów systemu migracji. Jednak tym, którzy już przebywają na terytorium kraju oraz samemu społeczeństwu przynosi ona bardzo korzystne skutki. Począwszy od napływu środków do budżetu, ponieważ ludzie zaczynają płacić podatki, wychodzą z cienia ogromne grupy ludzi i sfery działalności, które przestają być przestępcze, a skończywszy na ogólnej poprawie sytuacji w kraju, związanej z tym, że te społeczności stają się bardziej otwarte.
Innym instrumentem, który z różnym skutkiem starają się wprowadzić inne państwa, jest wprowadzenie kwot na imigrację. Na przykład w jakimś państwie potrzeba w tym roku pewnej liczby fachowców w danej dziedzinie, więc zaprasza się odpowiednią liczbę imigrantów. Jednak instrument ten też rodzi sprzeczności.
Doświadczenie jest wystarczająco duże i zróżnicowane, można więc w oparciu o nie zanalizować sytuację, próbując wybrać najbardziej odpowiednie rozwiązania.
A co może być najbardziej odpowiednie dla Ukrainy?
Moim zdaniem, przede wszystkim uznanie faktu, że legalna migracja zarobkowa jest potrzebna, podobnie jak ustanowienie jasnych reguł. Czyli to samo, co odbyło się w Europie Zachodniej kilkadziesiąt lat temu.
Skala imigracji nie jest aż tak duża, by wymagała amnestii. Powinno się jednak stworzyć możliwość legalizowania pobytu ludziom, którzy chcą płacić podatki i pracować legalnie. Pomysł ten był omawiany, również z MSW. Jednak, jak wiele innych spraw w Ukrainie, przybrał on dziwaczne formy. „Ogłosimy amnestię dla migrantów –taka była propozycja – na następnych kilka miesięcy. W tym celu mają zarejestrować się u nas, i damy im pozwolenie na pracę przez następne pół roku”. Pół roku – i to wszystko. A potem ludzie znowu znikają w strefie cienia, ale teraz są już wszyscy zarejestrowani, o wszystkich jest w bazie danych informacja, kim są, gdzie są. I potem, kiedy zjawia się potrzeba, albo zamówienie, można ich bardzo łatwo złapać i wykorzystać w taki czy inny sposób. Z taką formą amnestii dla migrantów jeszcze nigdzie się nie spotykałem.
A dlaczego w Ukrainie nie robi się takiej amnestii jak w Hiszpanii czy Portugalii?
Dobre pytanie. A kto u nas jest zainteresowany płaceniem podatków w Ukrainie? Ja takich osób nie znam, przynajmniej wśród tych, kto może wpływać na politykę. U nas zazwyczaj i politycy i biznesmeni kierują się swoim wąskim korporacyjnym interesem. To jest prawdopodobnie główna przyczyna.
Jednak naiwne byłoby stwierdzenie, że u nas politycy są źli, a w innych krajach dobrzy. Politycy wszędzie są mniej więcej tacy sami, ale albo istnieje system kontroli społecznej, albo nie. U nas na przykład nie istnieje: społeczeństwo żyje osobno, a klasy polityczne czy biznesowe – osobno. Nikt z tych, kto ma wpływ na sytuację, nie jest zainteresowany zmienianiem jej na lepsze dla swojego państwa, jeżeli można zachować status quo, korzystny dla tej osoby czy grupy ludzi.
Jakie są wobec tego pana zadaniem prognozy i perspektywy na najbliższe lata?
Imigracja na Ukrainę, przynajmniej sezonowa, będzie miała miejsce nadal, Nie widzę powodów, dla których miałaby gwałtownie narastać. Jeszcze przez długi czas będziemy przede wszystkim państwem tranzytowym. Być może nastąpi niewielki wzrost. Jest to typowa prawidłowość – jeżeli jest popyt na siłę roboczą w jednym miejscu i nadmiar siły roboczej w innym – będzie następowało przesunięcie, nawet na przekór granicom.
Z drugiej strony, kampania antyimigracyjna nie cichnie, a raczej się rozwija i oczywiście będzie dalej wpływać na nastroje opinii publicznej.
Przy czym dalej będą zachodzić takie procesy demograficzne, jak obecnie: pomimo tego, że nastąpił nieznaczny wzrost liczby urodzeń w ciągu ostatnich lat, prognoza dla Ukrainy na najbliższe kilkadziesiąt lat nie jest optymistyczna. Nie wiadomo jak w niedalekiej przyszłości zdolna do pracy część ludności zdoła utrzymać emerytów. Boję się, że będziemy mieli do czynienia z dużo poważniejszym problemem braku siły roboczej niż obecnie.
Moim zdaniem, w połączeniu z negatywnym nastawieniem opinii publicznej i odpływem siły roboczej z Ukrainy, może to doprowadzić do bardzo nieprzyjemnych skutków.
Chciałbym zakończyć bardziej optymistycznie, lecz niestety…
Przełożyła Natalia Kertyczak
Opublikowano w Spilne: Żurnal socialnoji krytyky [Wspólne: magazyn krytyki społecznej] – 2010, Nr 1, str 89-93.
Projekt jest finansowany w ramach Programu Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności „Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.
Artykuł ukazuje się w ramach programu Partnerstwo Wolnego Słowa.