Kim są Słowacy? Takie pytanie zadali sobie redaktorzy dziewiątego numeru czasopisma „Herito” zachęceni do rozważań widokiem z redakcyjnych okien (gdy jest dobra pogoda widać Babią Górę). Aby odpowiedzieć na nie autorzy wyciągnęli ze zbrojowni historii idei potężne działa; pojęcia tożsamość , naród , mity , narracje pojawiają się aż nazbyt często, zwłaszcza w początkowych tekstach. Czy to jednak oznacza, że na postawione w numerze pytanie odpowiedzi jest jak na lekarstwo?
Otóż nie. Należy się jednak uzbroić w cierpliwość i nie dać się prowadzić za rękę spisowi treści, a przede wszystkim zacząć lekturę od artykułu Petera Michalíka Notatka z pewnego spotkania . Autor bierze na warsztat perypetie trzech słowackich pomników: totalitarnego wodza, habsburskiej monarchini oraz słowackiego budziciela narodowego. Poprzez ich historie pokazuje problemy ze słowacką tożsamością i ingerowaniem w pamięć za pomocą interwencji w przestrzeń miejską. Szkoda trochę, że ten tekst nie znalazł się na początku numeru. Mógłby być ciekawym dopełnieniem ważnego artykułu Rudolfa Chmela, który parafrazując Gombrowicza tłumaczy, dlaczego Słowaka należałoby bronić przed Słowacją. W numerze można znaleźć również ciekawy wywiad Andrzeja S. Jagodzińskiego z Milanem Lasicą – słowackim komikiem, piosenkarzem i reżyserem teatralnym. Gdyby krótszymi formami rozbić potężny blok tekstów na początku, cały numer nabrałby więcej lekkości.
Zadawane w tekstach z tematu numeru pytania są bardzo ważne; chociażby to o żywotność mitu romantycznego w tożsamości Słowaków – chłopskiego i antymiejskiego, ale niestety odpowiedzi na nie grzęzną w poetyckich opisach autostereotypu dumnego pasterza stojącego na szczycie Tatr. A można na te pytania odpowiedzieć w sposób fascynujący, a równocześnie w pełni merytoryczny. W książce Czeskie sny (oryg. české snění ) autorstwa czeskiego pisarza i dziennikarza Pavla Kosatíka, dotąd nieprzetłumaczonej niestety na język polski, w pierwszym z rozdziałów autor rozprawia się z czeskim wyobrażeniem o Słowacji. Pokazuje węzeł fascynacji, stereotypów i naprzemiennego przyciągania i odpychania się. Można odnieść wrażenie, że niektórym autorom najnowszego „Herito” przydałaby się lekcja z Kosatíka, bo choć widok na Babię Górę jest z pewnością piękny, to czasami mocno zamglony.
(MO)
Znak
Niekończące się debaty nad stanem polskiej wspólnoty politycznej od kilku lat są nieodzownym elementem dyskusji środowisk intelektualnych – socjologów, politologów, publicystów, a także samozwańczych inteligentów. Nie są to zwyczajne rozważania nad kondycją społeczeństwa, rozmowy o problemach społecznych (a jest ich dziś całkiem sporo: olbrzymie nierówności, kryzys demograficzny, finanse publiczne) oraz poszukiwanie ich rozwiązania. Wspomniane dyskusje sięgają znacznie głębiej, do fundamentów bytu politycznego, możliwości funkcjonowania, a być może także istnienia państwa i demokracji.
W majowym „Znaku” postanowiono zmierzyć się z tą problematyką, ale najwidoczniej przerosła ona możliwości redakcji. Nie jest to szczególny zarzut, bowiem wiele osób i wiele środowisk podejmowało ten temat wcześniej z podobnym skutkiem. Musimy się pogodzić, że rozmawiając o wspólnocie politycznej – jej szansach na przyszłość – poruszamy się jak we mgle. Całkiem dobrze potrafimy opisać sytuację, w której się znajdujemy – brak komunikacji, nieprzystawalność wartości, wyobrażeń lub apolityczność obywateli. Dostrzegamy niebezpieczeństwa, jakie mogą płynąć z tych zjawisk, jednak nie potrafimy wyjść z tej sytuacji.
Oczywiście różnie ją tłumaczymy. W kontekście tego tematu warto przeczytać wywiady z Dariuszem Gawinem i Aleksandrem Smolarem oraz tekst Adama Puchejdy, które pokazują tę różnorodność. Choć każdy z wymienionych patrzy w przyszłość z optymizmem, to jednak sprawiają wrażenie, jakby robili dobrą minę do złej gry. Kryzys bowiem dotyczy nie tylko wspólnoty politycznej jako ogółu – i o tym wymiarze mówią oni bezpośrednio. Jest jeszcze drugi wymiar, który łączy się z pierwszym, ponieważ obejmuje przywódców intelektualnych, duchowych i politycznych tej wspólnoty. Ci z kolei nie potrafią oni znaleźć oraz zaproponować wyjścia z istniejącej sytuacji. Jest to też przypadek wspomnianych osób. Tak więc, chociaż poznajemy przyczyny kryzysu, to nie wiele dowiadujemy się o możliwościach rozwiązania go.
Trudno bowiem za takie uznać gruntowną zmianę funkcjonowania mediów, o czym jest mowa w artykułach Adama Puchejdy i Marcina Sikorskiego. Tym bardziej, że ten drugi sam nie wierzy w taką możliwość, ponieważ, jak już wspomniałem, mamy do czynienia z kryzysem duchowym i intelektualnym obywateli. Jest więc udziałem nie tylko nadawców, dziennikarzy, twórców, lecz także, a może przede wszystkim, odbiorców. Przemiana mediów, choć konieczna, z pewnością nie stanowi rozwiązania.
W kwestii formułowania odpowiedzi na zaistniałą sytuację nie możemy liczyć obecnie na uniwersytet – miejsce, które przez ostatnie setki lat uchodziło za ostoję sfery intelektualnej i duchowej. Ten, zajęty dopasowywaniem się do rynku, niechętnie podejmuje już takie tematy. Jak pisze Piotr Nowak, zabierając głos w dyskusji, która toczy się od pewnego czasu na łamach „Znaku”, jego rolę powinny przejąć instytucje kultury i środowiska intelektualne. I choć należy wspierać te inicjatywy, nie można zapominać o ochronie wciąż istniejących enklaw tradycyjnego uniwersytetu, nawet jeśli miałyby być instytucjonalnie związane z wyższymi szkołami zawodowymi.
(PG)