Koksowniki przez cały rok!

Przy ustawionych na przystankach koksownikach każdy może się ogrzać, a przy okazji uciąć sobie pogawędkę z czekającym na autobus współpasażerem. Podobnie było z zeszłotygodniowymi protestami przeciwko ACTA: złączyły one najróżniejsze grupy, oburzone arogancją rządu. Skoro […]


Przy ustawionych na przystankach koksownikach każdy może się ogrzać, a przy okazji uciąć sobie pogawędkę z czekającym na autobus współpasażerem. Podobnie było z zeszłotygodniowymi protestami przeciwko ACTA: złączyły one najróżniejsze grupy, oburzone arogancją rządu. Skoro protesty mijają, zostawmy przynajmniej koksowniki, aby przypominały, że miasto może stanowić przestrzeń publiczną, a nie niczyją, jeśli zostanie choćby na moment przechwycone przez obywateli. 

W zeszłym tygodniu miejska przestrzeń publiczna trochę odżyła. Kilkudniowego zrywu nie ma co przeceniać, niemniej okazało się, że ulice i place w polskich miastach nie są tak odspołeczne, jak twierdzą malkontenci, skoro wyszły na nie tysiące ludzi w całym kraju. Nie tylko w tych kilku dużych ośrodkach, zwanych szumnie metropoliami, lecz także w średnich lub zgoła małych miastach młodzi Polacy spontanicznie gromadzili się, protestując przeciwko ACTA. O ACTA pisać nie będę; interesuje mnie to, jak zbierając się na demonstracjach, pomimo mrozu, obywatele na chwilę przekształcili swoje otoczenie.

(CC BY-NC-ND 2.0) by bartolomeo koczenasz / Flickr

Przestrzeń chwilowo publiczna

Określanie wszystkiego, co nieprywatne, nieindywidualne lub niekomercyjne mianem publicznego byłoby nadużyciem. Z definicji publiczne nic nie jest. Stoją budynki, mury, mosty i wiadukty, przejeżdżają autobusy i tramwaje, tu i ówdzie cieszą albo smucą oko elementy małej architektury albo meble miejskie, lecz stanowią one tylko materialną tkankę miasta. Wprawdzie pod względem prawnym należą one do lokalnej wspólnoty samorządowej lub podporządkowane są podejmowanym przez nią regulacjom, ale bez wymiaru społecznego pozostają widmowe, niczym byty potencjalne. To wkład społecznego zaangażowania nadaje im realność. Rynek, na którym nie toczy się handel, nie dochodzi do spotkań, nie koncentrują się myśli i wyobrażenia mieszkańców, pozostaje czarną dziurą w centrum miasta.

Tego typu czarnych dziur mamy, niestety, wiele, i to chyba w każdym większym mieście. Szerokie ulice, po których głównie hula wiatr, zwaliste budynki odstraszające swym wyglądem zabłąkanego przechodnia, place zamienione w parkingi lub miejsca upamiętnienia, wieżowce, pod którymi lepiej nie przystawać, by nie narazić się na gniewne spojrzenia ochroniarzy, śmierdzące moczem bramy czy z pozoru sympatyczne skwery, na których jednak można tylko szukać guza. Odzyskiwanie tych przestrzeni dla ludzi traktowane bywa jako nieuprawnione ataki na własność prywatną lub nieuzasadnione pretensja do miejskiego zarządcy, który przecież musi minimalizować koszty i maksymalizować zyski. Nic dziwnego, że stosunkowo najłatwiej jest odzyskać taką przestrzeń dla celów wypoczynkowych i rozrywkowych.

Protesty przeciwko ACTA sprawiły, że przestrzeń miejska na chwilę stała się publiczna. Z miejsca niczyjego i opuszczonego przekształcona została w miejsce gromadzenia się, dyskusji, artykułowania opinii. I to na niespotykaną od dawna skalę. Jest to tym bardziej budujące, że obok siebie stanęły najróżniejsze grupy społeczne. Ramię w ramię protestowali szalikowcy i hipsterzy, nacjonaliści i anarchiści, intelektualiści i młodzież gimnazjalna. Poeci podskakiwali w rytm kibicowskich przyśpiewek, biało-czerwone flagi mieszały się z czerwono-czarnymi. Ta krótkotrwała wspólnota miała charakter wybitnie karnawałowy, pełen parodii i pastiszu, żartów, odrzucania codziennych norm i przenicowywania panującego porządku. Fakt, że rozpadła się wraz z pierwszymi próbami zawłaszczania jej przez oficjalne siły polityczne, nie ma tu większego znaczenia. Doświadczenie bycia razem różnych grup społecznych, zwróconych przeciwko alienującej się od nich władzy, a nie – jak wcześniej – przeciwko sobie nawzajem, zostało w pamięci tysięcy ludzi.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa