Koczanowicz: Tumult i demokracja
Opinia publiczna staje się "fantomem", a głos ludu zostaje sprowadzony do roli kontroli formalnych procedur. To sprzeczne z demokratycznym ideałem
Masy dobre, masy złe
Ostatnia dekada obecnego stulecia bez zbędnej przesady może być nazwana dekadą mas. Ruch „Occupy”, arabska wiosna, opór przeciwko narzuconym restrykcjom ekonomicznym w Hiszpanii i Grecji, demonstracje w Turcji, ukraiński Majdan to najbardziej znane i nagłaśniane przykłady ruchów masowych, które czasem zmieniły historię, a niekiedy, choć przegrane, otwierały nowe możliwości dla polityki. To nagłe wkroczenie mas do polityki wywołało tyleż samo entuzjazmu, co konfuzji. Źródło obu emocji wydaje się, paradoksalnie, takie samo. Wkroczenie mas do polityki dawało powody do entuzjazmu, bo dowodziło żywotności idei demokratycznej, pokazując, że za demokrację ludzie gotowi są cierpieć, a nawet umierać. Demokracja przestała więc być jedynie pewną strukturą administracyjną, systemem, którego główną funkcją jest mnożenie biurokratycznych reguł. Na nowo stała się systemem, który budzi nadzieję milionów ludzi. Od 1989 roku, kiedy rozpadły się reżimy komunistyczne, nie było tak dramatycznie jasnego potwierdzenia tego, co tkwi w samej etymologii słowa demokracja: że jest ona władzą ludu. Jednak, niemal jednocześnie z zachwytem, w komentarzach „doświadczonych” ekspertów pojawia się lęk. Chcemy masowego poparcia dla demokracji, ale jeszcze bardziej chcemy, by masy były „nasze”, a nie „obce”, chcemy władzy ludu, ale takiego, który jest „racjonalny”, czyli akceptujący reguły gry, które już zostały dla niego ustanowione. Innymi słowy, głos ludu jest dobry, jeżeli powtarza to, co powiedzieli już eksperci, a zły lub przynajmniej zagubiony, gdy wypowiada się we własnym imieniu.
Już w ten piątek (26.02) o 18.00, w redakcji Res Publiki przy ul. Gałczyńskiego 5 debata – prof. Leszek Koczanowicz, Grzegorz Sroczyński i Agnieszka Rosner porozmawiają o tym, ile jest miejsca dla mas w polskiej demokracji. Więcej szczegółów na stronie wydarzenia na Facebooku.

Zwróćmy masom demokrację! Tekst pochodzi z nowego numeru Res Publiki: Najpierw masa, potem rzeźba już w sprzedaży. Zamów go w naszej internetowej księgarni!
Ta dwoistość patrzenia na masy przewija się przez całą historią demokracji: od znanych obaw Platona, że demokracja przekształca się prawie nieuchronnie w rządy motłochu, a prawdziwy polityk powinien być pasterzem ludu, poprzez liczne w końcu XIX wieku i na początku XX rozważania o irracjonalności tłumu, aż do współczesnych konstatacji politycznych o niebezpieczeństwie populizmu. Praktycznym odbiciem tych sprzeczności jest polityka Unii Europejskiej wobec ruchów masowych ostatniej dekady. UE popierała te ruch w krajach arabskich, posuwając się nawet, jak w przypadku Libii, do zbrojnej interwencji. Jednocześnie jednak poparciu temu towarzyszyła niezwykle ostra krytyka demokratycznych wystąpień masowych w Grecji i Hiszpanii, skierowanych przeciwko narzuconej tym krajom polityce radykalnej oszczędności. Krytyce tej towarzyszyły restrykcje polityczne i ekonomiczne, które w wielu przypadkach podważały autonomię wybranych demokratycznie rządów. Pojawiały się na nowo, wydawałoby się zapomniane, argumenty o „irracjonalności mas”, które nie są w stanie zrozumieć „racjonalnych” argumentów ekspertów, o „egoizmie” masowych protestów, choć sama ta zbitka słowna ma posmak oksymoronu. Takich argumentów nie wysuwano jednak wobec mas spoza UE, wręcz przeciwnie, chwalono odwagę przeciwstawiania się utrwalonym schematom politycznym, zdolność tworzenia prawie od podstaw zaczątków instytucji społecznych, spontaniczną „wyobraźnię demokratyczną”.
Jeżeli miałbym uogólnić dotychczasowe rozważania, to wydaje się, że sprzeczność, o której wcześniej pisałem, odnosi się do takiego mniej więcej rozumowania: bez masowych wystąpień nie może dojść do uruchomienia procesów demokratycznych, jednak gdy ancien régime zostanie pokonany, masy powinny zejść ze sceny politycznej, pozostawiając ją do wyłącznej dyspozycji elitom politycznym. W rozwiniętym systemie demokratycznym opinia publiczna staje się „fantomem”, by użyć znanego sformułowania Waltera Lippmanna, a głos ludu zostaje w najlepszym razie sprowadzony do kontroli przestrzegania formalnych reguł demokracji. Rozumowanie takie, które należy potraktować całkiem serio, gdyż oddaje rzeczywiste problemy i niepokoje demokracji, musi jednak być skonfrontowane z samą ideą demokracji, z demokratycznym ideałem.
Masy i paradoksy demokracji
Demokracja jest jednym z tych pojęć, które intuicyjnie wydają się zupełnie jasne, ale ich precyzyjne zdefiniowanie nasuwa wiele kłopotów. Ludzie na ogół wiedzą, czy żyją w ustroju demokratycznym, czy nie, ale jeżeli zapytalibyśmy ich o uzasadnienie, to pewnie usłyszelibyśmy wiele różnych, często sprzecznych odpowiedzi. W niewiele lepszej sytuacji znajdujemy się, jeżeli próbujemy zasięgnąć opinii ekspertów, zaczynamy wówczas szybko gubić się w gąszczu różnorodnych opinii na ten temat.
Dla mnie najbardziej przekonywującymi odpowiedziami na pytanie o naturę demokracji są te, które podali trzej myśliciele: John Dewey, Cornelius Castoriadis i Claude Lefort. Myśliciele ci reprezentują różne teoretyczne punkty widzenia i odmienne kręgi kulturowe (dotyczy to też Leforta i Castoriadisa, którzy – choć działali we Francji w tym samym okresie – odnosili się częściowo do innych tradycji), ale z perspektywy czasu dostrzec można, jak ich odpowiedzi łączą się, przynosząc pewną spójną wizję fundamentalnych pojęć określających demokrację. Spróbuję w krótkich słowach opisać tę wizję, zdając sobie sprawę z tego, że ryzykuję tu uproszczenia. Cornelius Castoriadis, badając początki demokracji, stwierdził, że Ateńczycy odkryli, że instytucje społeczne nie są dziełem boskim, które wymyka się wszelkim wpływom ludzkiej interwencji. Wręcz przeciwnie, okazują się kreacją społeczeństwa, choć jednocześnie same je w dużej mierze tworzą. To napięcie między społeczeństwem tworzonym a tworzącym jest nieusuwalne, ale jednocześnie jest siłą napędową demokracji, nie pozwalającą jej zastygnąć w samozadowoleniu. Claude Lefort rozwija paralelną koncepcję demokracji, podkreślając, że osobliwością tego systemu jest to, że jego centrum stanowi „pusta przestrzeń”, co sprawia, że pokusa totalitaryzmu jest strukturalną cechą demokracji. Grożą jej bowiem dwa ekstrema. Z jednej strony jest to silne pragnienie, żeby zapełnić pustą przestrzeń wyraźną symboliką; może być nią postać władcy, ale też naród czy proletariat. Z drugiej strony pojawia się niebezpieczeństwo anarchii, kiedy nie udaje się, choćby na czas jakiś, zapełnić pustej przestrzeni przez demokratyczną ideę „ludu”. John Dewey swymi poglądami uzupełnia natomiast i rozwija sformułowane później koncepcje Leforta i Castoriadisa. Amerykański pragmatysta wskazuje, że demokracja jest „wielkim eksperymentem”, który ma w najlepszy możliwie sposób organizować „życie wspólnoty”. Polemizując ze wspomnianymi wyżej poglądami Lippmanna, Dewey przedstawił koncepcję „publiczności” (w liczbie mnogiej), które są w stanie proponować nowe rozwiązania społeczne.
Obraz społeczeństwa demokratycznego, jaki wyłania się z tych koncepcji, to społeczeństwo ciągłej zmiany, społeczeństwo rozwijające się poprzez przełamywanie sprzeczności inherentnie w nim zawartych. Społeczeństwo takie nie może istnieć bez masowego zaangażowania jego członków w bezpośrednią akcję polityczną. Oczywiste jest, że nowoczesna demokracja nie może istnieć bez mediacji i reprezentacji. Francuski filozof Jacques Rancière stawia jednak tezę, że każda demokracja przedstawicielska jest zawsze formą oligarchii. Nawet jeżeli uznamy ten pogląd za przesadę, to zwraca on uwagę na niebezpieczeństwa, które wiążą się z mediacją polityczną. Nieuchronnie grozi takiemu systemowi wytworzenie autonomicznej warstwy politycznej, która dążyć będzie do zagarnięcia całej władzy. Przeciwwagą dla wynaturzeń demokracji przedstawicielskiej jest bez wątpienia bezpośrednia aktywność mas, dla której musi znaleźć się miejsce w nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym. Znalezienie miejsca dla takiej aktywności nie jest zadaniem łatwym, gdyż, generalnie rzecz biorąc, dla współczesnych modeli demokratycznego społeczeństwa bezpośrednia aktywność mas jest czymś całkowicie obcym. Widzimy jednak wyraźnie, że klasyczne modele demokracji liberalnej przeżywają kryzys właściwie we wszystkich krajach świata. Ten kryzys demokracji nie oznacza, że jest ona systemem nie do utrzymania, świadczy raczej o tym, że nadszedł czas na szukanie nowych rozwiązań.
Masy, dialog, demokracja
Pierre Rosanvallon w swej książce o kontrdemokracji wskazuje, że uwadze teoretyków demokracji umyka wiele zjawisk, jakie nie mieszczą się w koncepcji demokracji pojętej jako budowanie konsensu. Zjawiska takie jak kontrola obywatelska instytucji, protesty uliczne, demonstracje traktowane są jako zjawiska negatywne, które utrudniają funkcjonowanie instytucji demokratycznych. Francuski historyk zwraca jednak uwagę, że owa pomijana strona demokracji jest niezwykle ważna dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa demokratycznego, to ona wszak reprezentuje bezpośrednią aktywność mas niezadowolonych z istniejącego stanu polityki demokratycznej. Demokracja bowiem to nie tylko konsens, ale też opór, negacja i konflikt. Jeżeli te wymiary demokracji zostaną pominięte, to może się ona łatwo zmienić w rządy ekspertów bądź dżentelmeńską grę, w której warunki ustala się przy zielonym stoliku. Jednak demokracja rozumiana w ten sposób – jako system procedur i instytucji – łatwo degeneruje się i przekształca w spory między elitami politycznymi, w których zwykli obywatele pozostają jedynie widzami. Tak zresztą funkcjonowały demokracje w XIX wieku i na początku wieku XX. Wybitny badacz demokracji Adam Przeworski wykazał, że w tym okresie w 90 proc. przypadków wybory wygrywały te partie, które były u władzy. Właściwie jedyną drogą zmiany władzy były zaś skandale lub właśnie wystąpienia masowe.
Jeżeli z tej perspektywy spojrzymy na ruchy masowe, to jasnym się staje, że zajmują one istotne miejsce w całości procesów demokratycznych. Pozostaje jednak pytanie, jakie to miejsce? Wskazuje się często, że ruchy masowe mogą być niebezpieczne, gdyż łatwo dają się zwodzić demagogom i przez to stać się mogą śmiertelnym niebezpieczeństwem dla demokracji, którą uprzednio chciały budować. Nawet jeżeli w pewnej mierze jest to prawda, powinno to raczej skłaniać do badania, jakie warunki sprzyjają przekształcaniu się takich ruchów w ostoję demokracji, a jakie powodują ich degenerację w sukcesywnie krzepnące formy poparcia dla ustroju totalitarnego. Wskazanie tego rodzaju warunków nie jest oczywiście możliwe w krótkim eseju, niemniej na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na sprawę o kapitalnym znaczeniu.
Jeżeli przestajemy patrzeć na masy jak na irracjonalny tłum, który kieruje się przede wszystkim emocjami, to dostrzegamy w nich skomplikowanie, które przejawia się między innymi w wypracowaniu swoistych form dialogu. We wszystkich właściwie opisach ostatnich wystąpień masowych pojawiają się obserwacje dotyczące nowych form komunikacji, które pozwalały jednocześnie opierać się naciskom władz, ale też tworzyć specyficzne więzi i, często w skondensowany sposób, omawiać zarówno taktykę walki, jak też budować zręby nowych instytucji społecznych. Sądzę, że niezwykle interesującym i inspirującym zadaniem byłoby pokazanie, jak te nowe sposoby komunikacji wzbogacić mogłyby istniejące już zasoby demokratycznego dialogu.
Leszek Koczanowicz – politolog, filozof, psycholog. Profesor w Uniwersytecie SWPS (Wydział Zamiejscowy we Wrocławiu) oraz Senior Fellow w Helsinki Collegium for Advanced Studies. Główne obszary badań: filozofia współczesna, filozofia nauk społecznych, teoria społeczna, amerykański pragmatyzm. Najważniejsze publikacje książkowe: Politics of Time: Dynamics of Identity in Post- Communist Poland (2008, wyd. pol. Polityka czasu. Dynamika tożsamości w postkommunistycznej Polsce, 2009); Lęk nowoczesny. Eseje o demokracji i jej adwersarzach (2011); Współczesna filozofia społeczna. Rozmowy i eseje o społeczeństwie obywatelskim i etyce demokracji (współautor, 2012); Politics of Dialogue: Non-Consensual Democracy and Critical Community (2015, wyd. pol. Polityka dialogu. Niekonsensualna demokracja i wspólnota krytyczna, PWN 2015).