KEPPLOVÁ: Radość, którą daje dezinformacja
W Europie Środkowej plotki mają wielką moc
Zmiana reżimu 30 lat temu nie doprowadziła do życia w prawdzie, które głosił Václav Havel. Zamiast tego Europejczycy z Europy Środkowej utrzymują paranoidalny stosunek do słowa pisanego i mówionego. Plotki i „alternatywne” wiadomości wędrują pocztą pantoflową, omijając oficjalne kanały, i pobudzają do buntu.
„Na ulicach nie było żadnych informacji, więc opinia publiczna polegała na plotkach, aby dowiedzieć się, co się dzieje”. Tak Maria Schmidt niedawno napisała do „New York Timesa”, namiętnie broniąc populistycznej polityki premiera Węgier Viktora Orbána. Choć mówiła o czasach komunizmu na Węgrzech, jej cytat dotyczy także całego regionu Europy Środkowej.
Jak to się dzieje, że dzisiaj – 30 lat po zmianie ustroju – niektórzy ludzie wciąż ufają plotkom i faworyzują je w stosunku do oficjalnych raportów? A także dlaczego nie tylko ekscentryczni politycy i partie ekstremistyczne są źródłem dezinformacji i ich upowszechniania, ale robią to także same rządy, wprowadzając jej styl do języka politycznego?
Reżim kłamstw, reżim prawdy
Zaskoczenie dezinformacjami prawdopodobnie wynika z naszych oczekiwań. Zmiana reżimu w 1989 r. również powinna spowodować zmianę w obszarze informacji, przejście z reżimu kłamstw do reżimu prawdy. Filozoficzny język Havla przekonał nas, że totalitaryzm jest reżimem kłamstwa, w którym każdy element systemu, nawet najmniejszy, jest zmuszony kłamać.
Symbolicznym przykładem normalizacji tego stał się sklepikarz, który dekorował swoją witrynę sklepową hasłami propagandowymi, nawet jeśli nie zastanawiał się nad ich treścią. Dla Havla anegdota o nim jest ilustracją założenia, że w prawdziwym socjalizmie obywatele zostali zmuszeni do udziału w kłamstwie również drobnymi czynami – takimi jak dekoracja wystawy sklepowej.
Chociaż wiele osób nie zwracało uwagi na wszystkie przejawy tego rodzaju propagandowego folkloru, stał się on czymś, co ludzie robią, na przykład jedząc ryby z sałatką na Boże Narodzenie.
Odejście od totalitaryzmu miało doprowadzić nas do reżimu prawdy, w którym takie puste gesty nie byłyby dłużej konieczne. Ponieważ czynności i słowa miały być wypełnione prawdziwą treścią, prawda rozprzestrzeniałaby się.
Dziś, stawiając pytanie o to, co zrobić z dezinformacją, widzimy, że sytuacja wcale nie jest tak przejrzysta i uporządkowana jak Havla życie w prawdzie.
Krytyczny czytelnik z Europy Środkowej
Nie obwiniajmy za naiwność Havla, ale siebie samych. Nasze oczekiwania kształtowały duże gazety i telewizja publiczna, które były głównymi źródłami informacji. Te czasy już dawno minęły, co również zaskoczyło opinię publiczną na Zachodzie.
Teraz musi uporać się z tym, w jaki sposób tabloidowe metody i kampanie społeczne oparte na kłamstwie wpłynęły na nią podczas referendum w sprawie brexitu, wyborów prezydenckich w USA, a także holenderskiego referendum na temat układu stowarzyszeniowego Unii Europejskiej z Ukrainą.
Jednak podejście społeczeństwa Europy Środkowej jest wyjątkowe. Wiele mówi się o zaniedbaniu w wymiarze wiedzy medialnej lub krytycznego myślenia, jednak przede wszystkim odziedziczyliśmy po poprzednim systemie paranoiczną relację dotyczącą słowa pisanego i mówionego.
Europejczycy z Europy Środkowej biorą za pewnik, że należy czytać między wierszami, i z góry zakładają, że informacje są stronnicze.
Może wydawać się uderzające, że ci odbiorcy wiadomości, którzy uporczywie lubią powtarzać, że nie ma czegoś takiego jak niezależne media, jednocześnie często nieostrożnie i ufnie podchodzą do okólników, które spotykają w mediach społecznościowych – postów, zdjęć lub fałszywych wiadomości, a także do propagandy partyjnej i rządowej.
Możemy myśleć, że odbiorca z Europy Środkowej ma ostrożny charakter. Jest przyzwyczajony do pytania, kto mówi i co nim kieruje. Szuka motywów zakulisowych i domaga się przedstawienia wielu punktów widzenia.
Takie podejście wynika z przeżytych doświadczeń z poprzedniego reżimu. W tamtych czasach trzeba było polegać na plotkach – jak powiedziała Maria Schmidt – i przewrotnym odczytywaniu wiadomości, aby w jakiś sposób znaleźć wyjaśnienie tego, co się działo. Te umiejętności, za sprawą edukacji rodzinnej, niewątpliwie zostały przekazane młodszym pokoleniom.
Ale to właśnie ta krytyczna postawa czyni środkowoeuropejskiego odbiorcę bardziej podatnym na dezinformację, otwiera go na internetowe plotki i „alternatywne” wiadomości. Odpowiada to jego sposobowi rozumienia wiadomości.
Skuteczność dezinformacji opiera się na nawykach informacyjnych poprzedniego systemu.
Tylko w ten sposób – i to nie tylko z powodu braku doświadczenia z nowymi mediami – możemy wyjaśnić, w jaki sposób odbiorcom nie przeszkadza niska jakość niektórych portali medialnych i ich treści, na które składają się praca anonimowych redaktorów, improwizowane studia telewizyjne i rozmowy o „tajemniczych planach” zalania Europy przez migrantów.
Nie inaczej było w przypadku samizdat– formy dysydenckich publikacji – które wędrowały między spiskowcami.
Podobnie niektóre e-maile zwracające uwagę na zagrożenia dla zdrowia płynące ze strony „chciwych firm farmaceutycznych” lub ryzyko polityczne związane z „grupą światowego rządu”, które są wysyłane wśród bliskich znajomych. Niewielu niepokoi fakt, że informacje pochodzą od osób działających w Internecie pod pseudonimem lub z zagranicy. Ponieważ informacje są przeznaczone dla wąskiego grona, źródło musi być ukryte.
Dlatego, w czasach, gdy bez przeszkód możemy sięgnąć po informacje, dezinformacja dociera do użytkownika jako rzadki zasób i dlatego ma wartość „luksusowych towarów”, tak jak w przypadku Tuzexu (czechosłowacki odpowiednik Pewexu – przyp. red.), a tylko dobrzy ludzie mają wiedzę i się nią podzielą. Pogłoski przemieszczają się pocztą pantoflową, z rąk do rąk, między skrzynkami odbiorczymi. W ten sposób unikają kontroli, oficjalnej infrastruktury informacyjnej i symulują rodzaj buntu.
Odbiorca nie zastanawia się, dlaczego otrzymał takie wyjątkowe informacje. Z pewnością wszyscy czujemy, że zasługujemy na coś niezwykłego.
Dezinformacja jako mądrość ludowa
Dezinformacja jest popularna nie tylko ze względu na swoją konstrukcję, ale także ze względu na zawartość. Wygląda na dzieło domowej roboty i często rozprzestrzenia się wśród rodziny i bliskich.
„Alternatywne” wiadomości pojawiają się również na stronach internetowych i w kanałach, za pośrednictwem których rozpowszechniane są informacje subkulturowe. Dezinformacja wykorzystuje formaty takie jak wiedza ezoteryczna, medycyna ludowa oraz wymiana porad i wskazówek. Dobra rada, taka jak przepis, ostrzeżenie lub przysłowie, może zostać wypełniona informacjami politycznymi i przesłana na skrzynki pocztowe lub opublikowana na stronach internetowych.
Medycyna ludowa, a także głupie żarty i komunikaty ostrzegające użytkowników stworzyły owocne środowisko dla rozprzestrzeniania się dezinformacji.
Mądrość ludowa jest jeszcze starszym podglebiem dla dezinformacji niż nieoficjalny obieg informacji późnego socjalizmu. Podobnie omija oficjalny obieg wiadomości, jak odrzucane formy wiedzy i rodzaje mądrości, które zawsze istniały gdzieś poza nim.
Nie mieszczą się one w establishmencie, są poza głównym nurtem. W tej strefie subkultur, alternatywnych stylów życia i undergroundzie oficjalne narracje są traktowane a priori jako elitarne, podczas gdy fragmenty znalezione w rynsztoku internetowym są informacjami, które użytkownicy składają jak puzzle.
W ten sposób po II wojnie światowej teoretycy zaczęli myśleć o kulturze popularnej. Nie w ścisłym znaczeniu kultury folklorystycznej, ale rodzaju miejskiego folkloru, który powstał dzięki połączeniu różnych elementów, wpływów i rytuałów. Termin bricolage został zaproponowany przez antropologa Claude’a Lévi-Straussa i może służyć lepszemu zrozumieniu tego, co dzieje się z informacją i jak staje się ona czynnikiem budującym tożsamość we współczesnym świecie.
Nie można nie docenić elementu radosnego nieposłuszeństwa, z jakim Europejczycy w średnim wieku siedzą przed swoimi komputerami, by politycznie się buntować. Aby zemścić się, dostarczają swoim znajomym skandalizujące ustalenia geopolityczne i współpracują ze stronami internetowymi, które ostrzegały ich, że są zakazane. Wychodzą na internetowe łowy i wracają z barwnymi łupami, które przetwarzają dla innych.
Dezinformacja to przyjazna dla użytkownika gra towarzyska oraz ucieczka w świat politycznego dowartościowania i szarlatańskich mitów.
To świat, w którym można się orientować, nie znając konstytucji ani nie rozumiejąc, jak funkcjonuje państwo. Ponieważ jest to świat zdominowany przez stereotypy, świat, w którym wszyscy stosują przesadę, wręcz ją wykrzykując. Nawet absurdy i kicz odgrywają swoją rolę w tym powszechnym widowisku.
Poszczególne kwestie się powtarzają, co pozwala przedstawić te archetypiczne fantazje: lądowanie na Księżycu, zawalenie się World Trade Center, biznes stojący za chorobami nowotworowymi, kolejny Euromajdan lub zgoda na przyjęcie uchodźców przez Merkel.
Oto spiskowa gramatyka świata. Zapewnia pociechę tym, którzy mało rozumieją procesy polityczne i dynamikę społeczną, i w ten sposób czują, że dostrzegają to, czego nie widać od razu. Nie postrzegają siebie jako ignorantów, ale jako tych, którzy wiedzą „jak się sprawy mają”. To rodzaj siły bezsilnych.
Nie wszystko było złe
W przypadku dezinformacji dużo mówi się o umiejętności korzystania z mediów i świadomości społecznej młodzieży na ten temat. Ale najbardziej narażeni są ludzie starsi. Dzieje się tak, ponieważ to oni mogą mieć największe trudności z odnalezieniem się w społeczeństwie potransformacyjnym i opowiedzeniem własnej historii. Kim byli, kim są i co stanie się ze światem, gdy go opuszczą. Ogarnął ich kryzys tożsamości.
Dezinformacja, tworząc wirtualny świat, pozwala im być członkami klubu, poinformowaną częścią społeczeństwa, a nawet superbohaterami. Starsza kobieta, której rodzina rozpadła się, a ona straciła pracę, postanowiła zostać nieporadną demaskatorką i przeżywać przygody, upowszechniając dezinformację. Została aresztowana podczas demonstracji, nadal uczestniczy w spotkaniach organizowanych przez ambasadę Rosji i czyta magazyny przedstawiające teorie spiskowe.
Zaangażowanie na obszarze spiskowym daje takim osobom poczucie, że coś znaczą, co można zaobserwować również w przypadku sekt. Pomyślmy o nastolatkach, którzy są uzależnieni od kieszonkowego i wyników w szkole, ale w wolnym czasie mogą być członkami subkultury. Mają własną wiedzę, znajomych, a zatem świat, który nadaje im znacznie większą wartość niż ten oficjalny.
Ale w przeciwieństwie do ekscentrycznej kobiety, która stała się zagorzałą członkinią swego rodzaju sekty, jest wielu obserwatorów, którzy chcą zachować miłe wspomnienia z przeszłości.
Chcąc trwać w poczuciu, że nie przeżyli zbędnie lub źle życia, głoszą zdania typu: „Nie wszystko w komunizmie było złe”. Tak jak każda subkultura, oprócz entuzjastycznych członków ma także letnich przedstawicieli lub przypadkowych obserwatorów, którzy po prostu ją lubią.
Dezinformacja, nawet taka, jak najbardziej toporna propaganda sowiecka wymierzona przeciwko siłom prawicowym jako tym zamierzającym przejąć władzę w Czechosłowacji w 1968 r., nagle brzmi dla nich znajomo. Słyszeli ją dawniej i znowu mają z nią do czynienia. Wróciła, tak jak wraca moda na stroje czy fryzury z tamtych lat.
Teraz mogą czuć się zdezorientowani i pozbawieni znaczenia, ale znają przeszłość. Radzieckie życie, stare piosenki, żarty i propagandowe narracje. Wiedzą o Janie Palachu, o Amerykanach niedaleko Wiednia w 1968 r. lub o lądowaniu na Księżycu.
Te informacje przeplatają się z opowieściami o UFO, starożytnymi pozaziemskimi wizytami lub innymi zbrodniami, czy historiami kryminalnymi, które czytają. Polityka i geopolityka zostały sprowadzone więc do fikcyjnych opowieści o ponurych lub sensacyjnych tematach, którymi zajmuje się żółta prasa. W ten sposób są bliższe życiu, które toczy się na ulicy czy w pubie. Nie są już domeną osób wykształconych, ekspertów czy wyedukowanego społeczeństwa.
Dezinformacja przywraca polityce żywe kolory i cechy poetyckie.
Mamy do czynienia ze świętym pochodem zmanipulowanych filmów i wiadomości, będących wirtualnymi plotkami zawierającymi złośliwe oszczerstwa i kiczowate obrazy. A politycy z Europy Środkowej zamiast z nimi walczyć, zdecydowali się na wykorzystanie tych atrakcji, nawet do prowadzenia swojej polityki. Wielu wybrało dezinformację i używa jej jak sterydów politycznych, zamiast oświecać obywateli.
Udekorowane witryny sklepowe
Spodziewalibyśmy się oświecenia ze strony odpowiedzialnych polityków, którzy obalą oszustwa lub przedstawią rozsądne wyjaśnienie. Cóż, prawdą jest, że nie tak działa polityka. Przynajmniej nie w Europie Środkowej.
Politycy odkryli magię niepokojących wiadomości, oczerniania przeciwników nawet z przekraczaniem wszelkiego tabu, budzenia poczucia zagrożenia w społeczeństwie i polegania na jaskrawych stereotypach. Centrowi politycy, aby uniknąć retorycznych wycieczek ze strony skrajnej prawicy lub skrajnej lewicy, która ich prześladuje, również zaczęli używać bardziej kolorowego języka.
Pomimo wszystkich zarzutów w stosunku dezinformacji trzeba przyznać, że wciągnęła ogół społeczeństwa w politykę. Odświeżyła także zainteresowanie elit wyjaśnianiem społeczeństwu procesów decyzyjnych, funkcjonowania instytucji i problemów społecznych.
Przykłady obejmują kampanie informacyjne będące substytutem edukacji obywatelskiej, wyjaśniające funkcjonowanie UE jej obywatelom; na temat wydatkowania funduszy UE w regionach prowadzone są dyskusje, zostały przygotowane filmy.
Gdy zapytałam czołowego członka Solidarności Edwarda E. Nowaka, co z dzisiejszej perspektywy zrobiłby inaczej, powiedział, że „powinniśmy poświęcić więcej czasu na wyjaśnianie ludziom, co się dzieje”. Czasu jednak nie było. Dzisiaj wracamy do potrzeby wyjaśniania. I odkrywamy, że bez zaangażowania jednostek – wspomniane wcześniej dekoracje witryn sklepowych – system tego nie zrobi. Sama prawda nie wystarczy, jeśli nie ma swoich nosicieli i orędowników.
Trzydzieści lat po listopadzie 1989 r. widzimy również, że prawda nie jest naturalnym stanem rzeczy. Nie jest ona oczywista i może nawet nie być pożądana. Reżim informacyjny realnego socjalizmu, w którym wybrzmiewała propaganda i wszystko inne zepchnięto z pola uwagi, nie został zastąpiony racjonalną dyskusją, w której najlepsze argumenty zwyciężają i przekonują ogół społeczeństwa.
Najlepszy przykład wspomniany jest we wstępie do tekstu Marii Schmidt. Wezwała w nim do usunięcia komunistycznego kłamstwa, ale sama była zaangażowana w budowę systemu propagandy Orbána, aranżację witryn sklepowych i wywieszanie transparentów ze sloganami. Prowadzi to do wniosku, że w końcu jesteśmy zmuszeni dekorować witryny sklepowe, angażować się w kwestie polityczne, które uważamy za prawdziwe i właściwe.
Ponieważ sprzedawca warzyw robi dziś politykę na swoim telefonie lub komputerze – ozdabia swoje media społecznościowe i przesyła hasła, wyjaśniając znajomym, kto naprawdę był odpowiedzialny za zamachy w Syrii. Polityka dostarcza zbyt dużo zabawy, aby ludzie mogli się poddać. Entuzjazm dla dezinformacji jest na to dowodem.
Zuzana Kepplová – publicystka, pisarka i redaktorka sekcji opinii w wiodącej słowackiej gazecie SME.