KASPROWICZ: Nie ulec pokusie

Nadzwyczajne środki używane na dłuższą metę z jednej strony tracą skuteczność, z drugiej zyskują na toksyczności


Koronawirus obnażył to, jak krucha jest nasza, wydawać by się mogło stabilna, codzienność. Nie jest to wirus wybitnie zaraźliwy – w porównaniu np. do odry. Śmiertelność, którą powoduje, też trudno porównywać chociażby ze śmiertelnością wywołaną ebolą – a do tego występuje ona głównie wśród ludzi starszych i osób schorowanych. Nie próbując porównywać wartości życia na poziomie etycznym, trzeba jednak stwierdzić, że z punktu widzenia gospodarczego znaczenie tej epidemii wydaje się drugorzędne.

Przeczytaj pozostałe teksty z tego numeru.

Epidemia sama w sobie wydaje się z ekonomicznego punktu widzenia niemal nieistotna (może z wyjątkiem pewnego odciążenia systemu emerytalnego). To, co rzeczywiście uderza w ekonomię, to nasza reakcja na epidemię. Zawieszenie ludzkiej działalności w wyniku szerokiej kwarantanny powoduje jednocześnie zasadnicze zakłócenia gospodarcze właściwie na wszystkich odcinkach. Z jednej strony powoduje drastyczne obniżenie popytu, szczególnie w takich branżach jak gastronomia, turystyka, hotelarstwo.

Jednak ograniczenie popytu dotyczy w pewnym stopniu prawie każdej branży (poza tymi związanymi ze służbą zdrowia). Równolegle mamy ograniczenia podaży – w związku z epidemią wiele firm ogranicza produkcję. Najwyraźniej było to widać w Chinach, gdzie zatrzymanie fabryk nadwyrężyło łańcuchy logistyczne całego świata. Podaż ograniczają również regulacje rządów wyłączających pewne branże, na przykład usługi gastronomiczne. Oba efekty powodują natychmiastowe skurczenie się gospodarki (czyli recesję) – tym dłuższą i głębszą, im dłużej trwa zawieszenie.

To rodzi pewną pokusę – zignorowania epidemii. Skoro większość osób przechodzi infekcję lekko lub wręcz bezobjawowo, to może warto zachowywać się tak, jak gdyby nigdy nic, i czekać, aż wytworzy się w społeczeństwie odporność stadna. Tym samym straty ekonomiczne związane z epidemią zostałyby znacząco ograniczone. Takiemu złudzeniu poddały się na początku Chiny, potem Włochy, a ostatnio Wielka Brytania (wycofując się, na szczęście, z pomysłu po kilku dniach, za które zapłaci najprawdopodobniej olbrzymią cenę).

Numer pt. Wszyscy jesteśmy pacjentami dostępy w naszej księgarni.

Tyle że ulegnięcie tej pokusie daje straszliwe skutki. Owszem, porównanie liczby zgonów z liczbą ofiar raka, smogu czy grypy wypada blado. Tylko do corocznych zachorowań na grypę czy raka jesteśmy przyzwyczajeni i przygotowani. Za to szpitale zakaźne nie są przygotowane na napływ tysięcy nowych chorych, zaś ich pojawienie się gwarantuje załamanie systemu. Chińczycy w trybie pilnym postawili zupełnie nowy szpital w Wuhan. W Lombardii się to nie udało i ludzie umierają na korytarzach – mimo że to jeden z najbogatszych rejonów Europy.

Załamanie służby zdrowia to śmierć nie tylko dla zakażonych koronawirusem, ale i dla wielu innych chorych, którzy nie są w stanie uzyskać odpowiedniej opieki. Za tym idzie panika i załamanie podstawowych struktur społecznych. Zatem uleganie złudzeniu „ochrony gospodarki” przez ignorowanie problemu to pakowanie się w jeszcze gorsze kłopoty. Dlatego strategia selektywnej kwarantanny i izolacji, powodująca wypłaszczenie liczby zachorowań, powoduje, że epidemia trwa dłużej, ale liczba chorych będzie łatwiejsza do udźwignięcia dla systemu ochrony zdrowia.

Skurczenie się gospodarki zarówno do strony popytu, jak i podaży potencjalnie nie musi być takie groźne – o ile po okresie pandemii obie strony wrócą do normalności. To jednak zależy od wielu czynników. Po stronie podaży – firmy muszą ponosić koszty stałe, a jednocześnie nie mają przychodów. To sytuacja, w której z powodu braku płynności bardzo szybko spodziewać się można fali bankructw. To przekładać się będzie też na brak dochodów osób zatrudnionych w najbardziej narażonych branżach, a co za tym idzie spadek popytu. W ten sposób gospodarka może znaleźć się w spirali recesji.

Numer pt. Bitwa o suwerenność dostępny w naszej księgarni.

Zasadne zatem wydaje się w pierwszej kolejności zapewnienie firmom płynności, tak by mogły przetrwać okres kwarantanny. Najprostszym sposobem jest odroczenie zapłaty zobowiązań podatkowych. Tyle tylko, że to ulga pozwalająca przetrwać na bardzo krótką metę – inne koszty stałe – przede wszystkim płace – będą bardzo szybko ciągnęły firmy w dół. W zawiązku z tym rządy w Europie – w tym w Polsce – przewidują dopłaty rządowe także do płac.

Jednak problem utrzymania płynności dotyczy nie tylko firm, ale i budżetu. Odcięty od wpływów podatkowych i jednocześnie drenowany dopłatami i rosnącymi wydatkami na opiekę społeczną budżet znajdzie się w trudnej sytuacji. Kraje, które kumulowały nadwyżki na taką okazję, sobie poradzą, te słabsze i mniej wiarygodne mogą mieć problem. Ale na dłuższą metę żaden budżet tego nie wytrzyma – zarówno krajowy, jak i budżet UE.

W sukurs mogą przyjść banki centralne, zapewniając finansowanie budżetu przez skup obligacji – czyli poprzez dodruk pieniądza. To tabu od czasów dwudziestolecia międzywojennego, kiedy podobne działania wywoływały hiperinflację. Jednorazowe działania tego typu w przypadku kryzysu wydają się uzasadnione, jednak pozostaje obawa, że dżin, raz wypuszczony z butelki, nie da się tam znowu zapędzić, a pokusa nadużycia pozostanie żywa.


Inglot Sp. z o.o. zwiększa produkcję żelu do mycia rąk


Najistotniejszą niewiadomą pozostaje jednak czas trwania stanu nadzwyczajnego. Zdeterminuje on bowiem skalę strat oraz skuteczność nadzwyczajnych środków. Te używane na dłuższą metę z jednej strony stracą skuteczność, z drugiej zyskają na toksyczności. Pudrowanie strat świeżo wydrukowanymi pieniędzmi działa tylko na początku – potem straty zaczynają być i tak odczuwalne. Na chwilę obecną nie wiadomo, czy wirus osłabnie z nastaniem wiosny (a co za tym pójdzie – powróci jesienią, przynosząc nowe problemy), czy też będzie się utrzymywać – pesymistyczne scenariusze mówią o konieczności nawet rocznej kwarantanny. Takiego obciążenia nie wytrzyma żaden budżet.

Tomasz Kasprowicz – wiceprezes Zarządu Fundacji Res Publica, przedsiębiorca, ekonomista.

Fot. Andrzej Barabasz (Chepry) via WikimediaCommons (CC BY-SA 3.0)

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa