Jaka to nagroda?
Ostatnie tygodnie w Gdańsku zdominował kulturalnie finał konkursu Europejski Poeta Wolności. W szranki stanęło ośmiu twórców z ośmiu krajów Europy (w tym z Polski), rekomendowanych przez tłumaczy z danego języka. Zwycięzcą został Białorusin, Uładzimier Arłow. […]
Ostatnie tygodnie w Gdańsku zdominował kulturalnie finał konkursu Europejski Poeta Wolności. W szranki stanęło ośmiu twórców z ośmiu krajów Europy (w tym z Polski), rekomendowanych przez tłumaczy z danego języka. Zwycięzcą został Białorusin, Uładzimier Arłow.
Galę finałową poprzedził trwający tydzień festiwal poetycki, obfitujący w spotkania z pisarzami, debaty i wydarzenia artystyczne. Frekwencja nie była oszałamiająca, pomimo, że media rzetelnie informowały o kolejnych punktach festiwalowego programu.
Trzeba przyznać, że pomysłodawcy konkursu wykazali się sporą odwagą, zaryzykowali, choć poezja nie jest dziś w Polsce popularna. Można z góry założyć, że rzecz przedstawia się podobnie także w pozostałej części Europy. Wybór takiej tematyki festiwalu niesie ze sobą niebezpieczeństwo braku zainteresowania. Z drugiej strony, dzięki takiemu sprofilowaniu organizatorzy uniknęli zarzutu powielania przyznawanych od lat nagród (Angelus, Gdynia, Nike).
Dobrym pomysłem jest także objęcie zasięgiem festiwalu całej Europy. Takie pozbawione kompleksów wyjście na zewnątrz ma szansę na dostrzeżenie za granicą, co jest, zresztą, jednym z celów konkursowej nagrody. Gdańsk stara się o miano Europejskiej Stolicy Kultury 2016, zaś konkurs EPW jest istotnym elementem tych zabiegów. Mam jednak nadzieję, że projekt ten pozostanie w gdańskim kalendarzu kulturalnym nawet, gdybyśmy ponieśli porażkę w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Zależeć to będzie od kolejnych edycji festiwalu, od sposobu ich przygotowania i przeprowadzenia, wszak nawet najlepszy pomysł nietrudno zepsuć.
Nie bez znaczenia jest też aspekt polityczny konkursu. W bieżącym roku czekają nas wybory samorządowe. Chociaż w tej chwili brakuje w Gdańsku wyraźnego kontrkandydata dla Prezydenta Adamowicza, nie znaczy to, że nie ma szans na zmianę na najważniejszym stanowisku w mieście. Jeśliby takowa nastąpiła, nowa ekipa w gdańskim magistracie może stanąć przed pokusą napisania własnego scenariusza walki o Europejską Stolicę Kultury dla Gdańska.
Ale to dopiero kwestia przyszłości. Tymczasem jesteśmy tuż po pierwszym sezonie serialu pt. Europejski Poeta Wolności. Nie da się dziś przewidzieć, w jakim kierunku będzie ewoluował konkurs. Możliwych scenariuszy jest kilka. Wyróżnienie poety z Białorusi, poza wymiarem artystycznym, jest ewidentnym gestem politycznym. Czy tym tropem pójdą jurorzy w przyszłych latach? Nie sądzę. Jednowymiarowe kryterium wyboru, mimo słusznej solidarności wobec białoruskich dążeń niepodległościowych, nie ma większej szansy na akceptację ze strony mieszkańców i szerszej publiczności, a to podstawa.
Byłoby świetnie, gdyby wymiernym rezultatem konkursu okazał się wzrost zainteresowania poezją. Może się to udać, jeśli konkurs zyska popularność, jeśli stanie się ważny także dla mieszkańców Gdańska. Na tym polu jest jeszcze wiele do zrobienia, niezbędna będzie przede wszystkim konsekwencja i wytrwałość pomysłodawców festiwalu, zwłaszcza po 2016 roku. Konieczne są również nowe pomysły na przyciągniecie publiczności, co nie będzie łatwe, skoro stosunkowo niewiele osób czyta książki, a jeszcze mniej sięga po tomiki poetyckie. Wyłączając kilka wielkich nazwisk naszych noblistów, poezja w Polsce źle się sprzedaje.
Pod tym względem wymyślona w Gdańsku nagroda poetycka wyraźnie idzie pod prąd, co niewątpliwie jest dużym wyzwaniem. Kolejne lata pokażą, czy możliwe jest wykreowanie nowej, ważnej, znaczącej artystycznie nagrody, która zyska akceptację odbiorców i w zauważalnym stopniu przełoży się na sprzedaż poezji. Cierpliwie czekamy.