Honor elit przywódczych

Kodeks honorowy kształtował poczucie odrębności przedwojennych elit. W praktyce prowadziło to do pojedynków. Czy za ich współczesny odpowiednik można uznać procesy sądowe o zniesławienie, poprzez które klasa polityczna próbuje bronić swojego statusu? Zakazany owoc pojedynku […]


Kodeks honorowy kształtował poczucie odrębności przedwojennych elit. W praktyce prowadziło to do pojedynków. Czy za ich współczesny odpowiednik można uznać procesy sądowe o zniesławienie, poprzez które klasa polityczna próbuje bronić swojego statusu?

Zakazany owoc pojedynku

Piętnastego czerwca 1926 roku na ubitej ziemi stanęli naprzeciw siebie: były minister spraw wojskowych gen. Stanisław Szeptycki i były prezes Rady Ministrów Aleksander Skrzyński. Jeszcze niedawno, w czasie, gdy pełnili swoje urzędy, powstał między nimi zatarg honorowy, który ostatecznie przywiódł ich w to miejsce, aby odbyli pojedynek. Jako że ówczesny okres w polskiej polityce był bardzo nerwowy, a napięcie związane z nadchodzącym przewrotem majowym silnie odczuwalne, obaj gentlemani zgodnie czekali na odpowiedni moment, który przyszedł dopiero po miesiącu. Upływ czasu nie ostudził ich zapału i we wspomnianym dniu pojedynek odbył się zgodnie z zasadami honoru, choć nie bez komplikacji.

gen. Stanisław Szeptycki

Polska międzywojenna nie była, wbrew pozorom, krajem sarmackich warchołów i rozbójników. Prawo zakazywało pojedynków i karało je jako rozboje, zabójstwa lub ich usiłowanie. Oskarżenia o współudział mogli się obawiać również sekundanci. Opinia publiczna grzmiała za każdym razem, gdy w gazetach ukazał się – wbrew regułom honoru – opis stoczonej walki. Kościół zakazywał pojedynków, jako zamachów na świętość życia, już od czasów średniowiecznych. Przywódcy moralni służyli przykładem, jak rozwiązywać spory na drodze sądowej lub poprzez ugody, demonstrując swoje członkostwo w ligach antypojedynkowych. Liczni publicyści odwoływali się do zdrowego rozsądku obywateli, nawołując do zaprzestania „feudalnych przeżytków”. Przeciw pojedynkom występowały siły postępowe, osoby duchowne i samo prawo, karzące za udział w starciach honorowych. A jednak nawet elity rządzące, które to prawo konstruowały, często nie potrafiły wyjść ze sporów bez użycia szabli lub pistoletu. Skąd więc popularność powszechnie znienawidzonych pojedynków? Dlaczego przedstawiciele najwyższych szczebli ówczesnej władzy tak łatwo narażali własne zdrowie i życie? Z czego wynikało znaczenie „pojedynkomanii”?

Aleksander Skrzyński

Honor i godność

Pojedynki służyły obronie honoru, czyli dobrego imienia, szacunku i czci własnej. Nie należy tych kategorii mylić z godnością – ich egalitarną wersją, która w tym czasie dopiero zyskiwała orędowników i przyczyniała się do wzrostu niechęci do starć orężnych. W przeciwieństwie do niej honor przysługiwał wyłącznie elitom społeczeństwa i wyróżniał je na tle reszty. Podkreślał ich prawo do sprawowania władzy i odgrywania przywódczej roli w państwie. W ten sposób swoją odrębność akcentowali zarówno rycerze, jak i szlachta, a w XIX i na początku XX wieku gentlemani – ludzie dobrze urodzeni. Choć czasy się zmieniły i ludźmi honorowymi stały się również osoby niższego pochodzenia (jeśli tylko sprawowały jakiś urząd albo posiadały wykształcenie), w Polsce międzywojennej kobiety wciąż w bardzo ograniczonym stopniu mogły korzystać z honoru. W gruncie rzeczy posiadały go jedynie o tyle, o ile posiadał go ich „naturalny obrońca”, czyli mąż, ojciec, brat czy towarzysz, który odpowiadał za dobre imię, stając w razie potrzeby w jego obronie.

Eugène Dupréel w Traktacie o moralności opisywał mechanizm działania honoru, który wypracowany przez wąską grupę, służył jej oddzieleniu się od większości i nadaniu sobie szczególnych wartości. W sytuacji, w której tożsamość członków grupy opiera się na odróżnianiu od „innych”, świętością stają się własne rytuały, do których nikt spoza grona nie jest dopuszczany. Rzeczą hańbiącą staje się posiadanie jakichkolwiek cech czy asymilowanie się z klasą niższą, ponieważ takie postępowanie mogłoby rozbić spójność elity i podważyć jej prawo do posiadania władzy (E. Dupréel, Traktat o moralności, PWN 1969, s. 280). Idea honoru, z którą ściśle łączył się własny wewnętrzny rytuał rozwiązywania sporów, czerpała swoją siłę właśnie z elitarności. Określała więc męską, przywódczą elitę społeczeństwa, która mogła się dzięki niej odróżnić od reszty, budując w oparciu o nią własną tożsamość – model gentlemana.

W 1928 roku polskim parlamentem wstrząsnęła inna sprawa honorowa między posłami Walerym Sławkiem (późniejszym premierem) a Mieczysławem Niedziałkowskim. W odpowiedzi na ten zatarg zebrała się Komisja Porozumiewawcza dla Obrony Republiki i Demokracji; wydała ona oświadczenie, w którym podkreślono między innymi, że „[t]ak zwane kodeksy honorowe, nie uznające honoru chłopów i robotników, nie mogą być obowiązujące dla ludzi, wychowywanych w demokratycznej Rzeczypospolitej”, tymczasem „zadaniem poważnych działaczy publicznych jest poświęcenie całego wysiłku dla ich właściwej pracy społecznej, a nie wikłanie się w formalistyce tzw. kodeksów honorowych” (J. Rawicz, Do pierwszej krwi, Czytelnik 1974, s. 202).

W powyższym wypadku Niedziałkowski, jako socjalista, odmówił stoczenia pojedynku. Nie zrobił tego natomiast wspomniany na początku były premier, prawicowiec Skrzyński, mimo że nie miał zamiaru oddawać strzału. Choć uznawał pojedynki za niesprawiedliwy sposób rozwiązywania konfliktów, szanował reguły honoru i nie chciał występować przeciw kodeksowi (ten bowiem nigdzie wprost nie podawał, że strzał należy oddać, a jedynie zachował to w domyśle). W ten sposób Skrzyński, nie sprzeciwiając się własnemu sumieniu, pozostał lojalny wobec grupy i jej zasad.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa