Grela: Polska w klubie outsiderów
Polska polityka zagraniczna w wykonaniu PiS to jedynie kolejny z kanałów legitymizacji polityki wewnętrznej rządu
„Polsce – służyć, Europę – tworzyć, Świat – rozumieć” brzmi dumne motto polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Piękne i ambitne, a zarazem pozbawione buty. Niestety, trochę nam się ono w ostatnich miesiącach wytarło.
„Polskę – trzymać, Europę – olać, Świat – a co to takiego?” brzmiałaby aktualna dziś wersja. Główną rolą MSZ a także całej polityki zagranicznej Polski nie jest już negocjacja ważnych dla nas międzynarodowych umów, ani ambicja przewodniczenia Europie, czy wreszcie szukanie nowych zagranicznych partnerów. Dziś to jedynie kolejny z kanałów legitymizacji polityki wewnętrznej polskiego rządu.
Pół biedy, gdyby przynajmniej rząd mógł pochwalić się tu jakąś skutecznością. Potwierdzenia takiego stanu rzeczy trudno jednak gdziekolwiek znaleźć. Komisja Europejska, Parlament UE, Komisja Wenecka i w końcu Rada Europy zaniepokojone dyskutują nad tym, co dzieje się w Polsce i mają poważne wątpliwości co do demokratyczności procedur, rządów prawa i wewnętrznej stabilności.
Zwróćmy masom demokrację! Nowy numer Res Publiki: „Najpierw masa, potem rzeźba” już w sprzedaży. Zamów go w naszej internetowej księgarni!
PiS konsekwentnie zaprzecza wszystkim krytycznym opiniom. „To antypolski spisek, a Polska wstaje właśnie z kolan i nie będzie niczyją kolonią”. Jeśli jedna, czy dwie osoby mówią ci, że jesteś szalony, mogą się mylić. Jeśli mówią to wszyscy dookoła, być może powinieneś zastanowić się nad terapią. Kompromitujemy się na arenie międzynarodowej i trudno dłużej temu zaprzeczać.
Mniejsza nawet o ekwilibrystyczne wyczyny ministra Waszczykowskiego i jego kuriozalne wywiady dla zachodnich mediów. Nie chodzi o walkę z platformami z niemieckich festiwali ulicznych ani kłótnie z zagranicznymi korespondentami. To tworzy nam najwyżej wizerunek niegroźnych wariatów. Nie chodzi o nasz wstyd. Chodzi o to, że z dnia na dzień stajemy się coraz mniej wiarygodnym partnerem we wszelkich międzynarodowych przedsięwzięciach.
Tekst pochodzi z najnowszego wydania dziennika „Polska”. Zobacz, co w nowym numerze.
W poniedziałek odbył się szczyt UE – Turcja, na którym zapaść miały niezwykle istotne decyzje dotyczące wspólnych działań na rzecz zażegnania kryzysu uchodźczego – kryzysu, który grozi rozpadem strefy Schengen, a co za tym idzie, kolejnym krokiem ku rozpadowi pękającej w szwach europejskiej wspólnoty. Tymczasem, czy ktokolwiek był w stanie dowiedzieć się, z jakimi zamiarami jechała na te rozmowy premier Szydło? Ile osób poznało stanowisko, jakie zajęła wobec wyników szczytu? Co więcej, ta krotochwilna strategia wobec polityki zagranicznej stała się udziałem nie tylko rządzących, ale także opozycji i nieprzychylnych rządowi mediów. Ci także nie podejmowali tematu. Politycy milczeli, na jedynkach krajowej prasy rządziły opony i teczki, a wzajemne się nimi okładanie pochłaniało niemal cały czas antenowy.
W międzyczasie UE doszła do porozumienia z Turcją, w ramach którego tej drugiej udało się nie tylko zabezpieczyć spore Unijne Fundusze w zamian za pomoc w rozładowaniu napięć na wschodnich granicach, spowodowaną przepływem uciekinierów z Bliskiego Wschodu, ale także wywalczyć przyspieszenie zniesienia wiz dla Turków podróżujących do Europy. Przede wszystkim zaś odmrozić turecki proces akcesji do UE.
Czy Polskie władze są zupełnie obojętne na fakt, że Unia idzie na tak daleki kompromis z jawnie autorytarnym władcą, który może mieć zresztą wątpliwy wkład w rozwiązanie problemu (z Turcją umówiliśmy się na wymianę uchodźców na zasadzie jeden za jeden)? Skoro tak skrzętnie zaprzeczają one zarzutom o brak rządów prawa w Warszawie, to potępienie takiego układu z pewnością mogłoby się w tej sytuacji przysłużyć. Być może bez Turcji nie da się sprostać temu wyzwaniu, ale czy to jawnie łamiące prawa człowieka państwo ma otrzymać za to przepustkę do szczycącej się praworządnością wspólnoty? Czy PiS naprawdę jest obojętne na to, że szlak bałkański dalej pozostaje zamknięty? Bądź na to, że ledwo zipiąca po gospodarczej zapaści Grecja nie jest w stanie poradzić sobie z uwięzionymi na jej granicy dziesiątkami tysięcy uciekinierów, za co teraz grożą jej sankcje i wykluczenie ze strefy Schengen?
Administracja PiS, tak jak w pozostałych kwestiach, w polityce zagranicznej wytworzyła sobie swój własny wyimaginowany świat. Zatkała uszy, zamknęła oczy i udaje, że nie istnieje nic więcej ponad to, co dzieje się na ich własnym poletku. A za to płacić będziemy przez lata.
Nie ma wątpliwości, że wstąpienie do UE było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii III RP. Wsparcie rozwojowe, które dzięki temu otrzymaliśmy, jest nie do przecenienia, nawet jeśli możemy sprzeczać się, czy zostało wykorzystane w najlepszy możliwy sposób. Bez Unii jesteśmy bezsilni wobec presji ze strony Rosji. Wyczerpie się też jedno z najważniejszych źródeł paliwa dla jakichkolwiek, nawet najskromniejszych planów rozwojowych.
Polska, z państwa, o którym niedawno jeszcze było głośno w Europie dziś na własne życzenie przeistacza się w niebieskiego ptaka. W imię własnej dumy i swej wykluczającej polityki, walki z genderem oraz niechęci wobec imigrantów, PiS odziera nasz kraj z jakiegokolwiek międzynarodowego znaczenia. Nie tylko nie włącza się aktywnie w wypracowywanie kluczowych dla Europy kwestii, ale także aktywnie przyczynia się do jej osłabienia i rozpadu, ignorując jej wezwania i zarazem wspierając pozostałych europejskich wichrzycieli.
Jedyne połączenie z rzeczywistością to klub outsiderów, który polska dyplomacja usiłuje stworzyć na boku z kilkoma innymi państwami. W kwestii uchodźców, na przykład, znalazła wspólny język z pozostałymi państwami Grupy Wyszehradzkiej. Choć od dawna marzyliśmy o zacieśnionej współpracy regionalnej, to raczej jako wspólny i silny front w Europie a nie jako grupa pozbawionych siły wyrzutków. Każde z tych państw osobno pozycję ma raczej marną. O Węgrzech napisano już wszystko, na Słowacji premier Fico z trudem wygrał niedawne wybory, a możliwości koalicyjne jego partii są dziś niezwykle ograniczone.
Naszym silnym starszym bratem w Europie, PiS chciałoby uczynić Wielką Brytanię. Próbuje to osiągnąć sprzyjając jej izolacyjnym roszczeniom. Tu niestety bardzo szybko może się przeliczyć. Wynik czerwcowego referendum na Wyspach jest daleki od pewnego i mimo, że większość finansowego i politycznego establishmentu jest przeciwko wystąpieniu z Unijnych struktur, to brytyjski demos może zrobić elitom niezłego psikusa. Szczególnie, że już teraz staje się on kartą przetargową w walce o władzę wewnątrz Partii Konserwatywnej. Boris Johnson – obecny mer Londynu i jeden z głównych entuzjastów Brexitu, depcze Cameronowi po piętach.
Przyjaźń ta już teraz drogo kosztuje naszych rodaków. W efekcie renegocjacji Brytyjskiego członkostwa w UE, Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii stopniowo tracić będą prawo do zasiłków. Premier Szydło z dumą wróciła z rozmów, mimo, że udało jej się jedynie ograniczyć tę procedurę i to wyłącznie dzięki wsparciu V4 i krajów Południa Europy. Najważniejsze ustalenia w tej kwestii zapadnę zresztą po czerwcowym referendum z tym, że wtedy może już nie być o czym rozmawiać. Francja, dla kontrastu, sprzeciwiając się przyznaniu londyńskiemu City specjalnego na tle UE statusu, zdołała ów proces zatrzymać niemal całkowicie.
Trudno więc zrozumieć dumę premier Szydło. Chyba, że postawiła sobie za cel by ściągnąć z powrotem do kraju jak najwięcej Polek i Polaków, zanim całkowicie obudujemy granice.
fot. Stewart Black | Flickr