GÓRSKI: Media vs władza. Decydujące starcie

Rządzący wierzą, że swoimi działaniami ograniczą wpływ głosów krytycznych, albo ufają w siłę swoich spin doktorów, którzy krytykę przedstawią na opak


Nie można sobie wyobrazić demokracji bez wolnych mediów. Są one z jednej strony miejscem debaty publicznej, z drugiej podstawowym źródłem informacji dla znakomitej większości obywateli. To one zapośredniczają nas ze światem polityki.

Nie przypadkowo w teoriach demokracji media są przedstawiane w zasadzie jako jej krwioobieg. Znaczenie lokalnej prasy w czasach, kiedy nie było innych masowych środków przekazu, już w XIX-wiecznej Ameryce podkreślał Alexis de Tocqueville, który z bliska obserwował rodzący się nowy, demokratyczny świat, wtedy nieznany jeszcze w Europie. Umasowienie mediów, wraz z pojawieniem się nowych kanałów informacji, stało się dla demokratycznej polityki wyzwaniem.

Za każdym razem, gdy pojawiało się nowe medium, entuzjastycznie witano je i widziano w nim szansę na odnowę oblicza demokracji. Tak było z radiem, telewizją, internetem, wreszcie mediami społecznościowymi. Po tym zauroczeniu przychodziła rzeczywistość. I tak jak w związku dwóch osób właśnie wtedy trzeba dbać o wzajemną relację, by nie przerodziła się w instrumentalny związek.

Przeczytaj pozostałe teksty z numeru internetowego Tak umierają wolne media

Świadomi znaczenia mediów dla demokracji są politycy, którzy bardzo chętnie powołują się na swój demokratyczny mandat, choć ostatecznie efekty ich działań są mało demokratyczne. Nie przypadkowo dużo wysiłku poświęcają rynkowi mediów, narażając się tym samym na ostrą krytykę ze strony opozycji, obywateli oraz tych przedstawicieli mediów, którzy wierzą jeszcze w ideał ich niezależności i chcą zbliżać się do niego. Najwidoczniej rządzący wierzą, że swoimi działaniami ograniczą wpływ głosów krytycznych, albo ufają w siłę swoich spin doktorów, którzy te głosy przedstawią na opak – jako przeciwne, zagrażające lub wręcz wrogie demokracji.

Głosy krytyczne wobec działań polityków czyhających na wolne media płyną także z zewnątrz. W międzynarodowych rankingach mediów kraje Europy Środkowej nie wypadają najlepiej. Również zaufanie do wiadomości z kraju i ze świata niezależnie od ich źródła – prasa, telewizja, radio czy internet – jest niskie.

Numer Bitwa o suwerenność do kupienia wyłącznie w naszej księgarni internetowej.

Nawet tak zasłużona dla demokracji w Europie i na świecie organizacja jak OBWE zaczęła się niepokoić o stan demokratycznych reguł w regionie. Obserwatorzy podczas swojej misji w Polsce po raz pierwszy przyglądali się, w jaki sposób relacjonowana jest kampania wyborcza do Sejmu i Senatu w mediach. We wcześniejszych polskich wyborach ten wymiar nie był brany pod uwagę. Wyniki przedstawione w raporcie nie mogły nikogo zaskoczyć. Stronniczość mediów i nietolerancyjna retoryka, w szczególności ze strony TVP, budziły poważne obawy członków misji obserwacyjnej.

OBWE za jedno z ważniejszych kryteriów prawidłowo przeprowadzonych wyborów uważa właśnie relacjonowanie kampanii w mediach. Dla rządzących w Polsce czy na Węgrzech wybory są również oczkiem w głowie, choć najchętniej ograniczyliby je do aktu głosowania jako źródła ich legitymizacji społecznej.

Jednak perspektywa OBWE, choć szersza niż jedynie akt głosowania, to jednak jest również niewystarczająca. Kampania prowadzona jest już od pierwszego dnia, a wręcz od pierwszych chwil po ogłoszeniu wyników wyborów. Nawet wystąpienia podczas wieczoru wyborczego można odczytywać jako rozpoczęcie nowej kampanii.

Taką permanentność kampanii rozumieją właśnie ci politycy, którzy chcieliby podporządkować sobie media. Najłatwiej mogą opanować nadawców publicznych. Z kolei prywatne stacje mogą zostać przejęte przez zaprzyjaźnionych z obozem władzy oligarchów, Można też na nie wpływać za pośrednictwem regulacji rynku medialnego lub poprzez politykę reklamową spółek skarbu państwa. Z kolei te nieprzychylne władzy rządzący starają się mocno ograniczyć.

W Polsce mieliśmy do czynienia z przejęciem mediów publicznych przez rządzących i przekształceniem ich w narzędzie propagandowe. Prezes TVP, Jacek Kurski, tłumaczył, że misją mediów publicznych jest zapewnianie pluralizmu na rynku mediów, a nie w ramach stacji czy programów informacyjnych i publicystycznych. Wpływ na media prywatne wywarto polityką reklamową spółek skarbu państwa, obietnicą transakcji z właścicielem jednej ze stacji, a także poprzez powracające widmo regulacji prawnej dotyczącej struktury właścicielskiej, w szczególności kapitału zagranicznego.

Numer internetowy Spór o transformację.

Ale dość o Polsce. Każdy czytelnik zna sytuację wystarczająco dobrze. Nie tylko oburzeni na media publiczne są jej świadomi. Szerzej o rynku mediów w Polsce pisaliśmy w numerze Bitwa o suwerenność. Dobrze więc zajrzeć do innych krajów regionu Europy Środkowej i sprawdzić, jak u nich wygląda rynek medialny. W tym numerze można przeczytać o sytuacji na Węgrzech, w Estonii, na Łotwie i w Rumunii.

Na Węgrzech media niezależne od władzy mają najgorszą sytuację. Kraj ten stanowi klasyczny przykład silnego osłabienia demokracji poprzez podporządkowanie obozowi władzy znacznej części mediów, o czym pisze Edit Zgut. Zagrożenia mediów w Estonii, na przykładzie uzależnienia największej tamtejszej gazety od powiązanego z władzą oligarchy, przedstawia Aro Velmet. Znaczenie mediów publicznych na Łotwie na podstawie badania przygotowanego z myślą o dokonujących się zmianach prawnych omawia Jānis Siksnis, z kolei na podstawie rumuńskich doświadczeń Marianna Prysiazhniuk pokazuje, jak wiele ostatecznie zależy od osób pracujących w mediach.

W każdym z tych tekstów pojawia się sprawa szerzenia dezinformacji ze strony Rosji, bo dla regionu jest to poważne zagrożenie zewnętrzne, jednak – jak wszyscy podkreślają – zagrożenie płynące z wewnątrz jest równie niepokojące i niebezpieczne dla demokracji.

Piotr Górski – redaktor prowadzący „Res Publikę Nową”, historyk idei.

Fot. The White House via Flickr (Public Domain Mark 1.0)

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa