GÓRSKI: Czary a edukacja obywatelska młodzieży
Od wielu lat słyszymy ciągle te same zaklęcia, a system edukacyjny pozostaje jakby zaczarowany
Polską edukację z jednej strony obarcza się winą za stan polskiego społeczeństwa obywatelskiego, z drugiej to w niej widzi się jedyną nadzieję na rozwiązanie problemów, z którymi się dziś mierzymy. Edukacja – trucizna i jednocześnie lek na nasze choroby.
„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – głosi znana sentencja. Banał płynący z tych słów aż zawstydza, a jednak jakaś niesłychana inercja nie pozwala nam wyrwać się z lunatycznego pędu, bez zważania na przeszkody, o których doskonale wiemy. Od wielu lat powtarza się ciągle te same zaklęcia – mniej wkuwania na pamięć, więcej współpracy i uczenia rozwiązywania problemów. Najwidoczniej proste „Alohomora” nie otwiera drzwi do życia w społeczeństwie odpowiadającym na obecne wyzwania i te przewidywane w przyszłości. Edukacja pozostaje jak zaczarowana.
Za niepowodzenia obwinia się bądź system szkolnictwa, bądź podstawę programową. Tymczasem jeśli chodzi o nabywanie kompetencji społecznych, to obecna podstawa programowa nie jest zła. Nie tylko nie blokuje ich rozwoju, ale wręcz wymaga zdobywania ich przez uczennice i uczniów. Tylko jej zapisy nie są realizowane. Dlaczego?
Jak zauważyła Zuzana Kepplova, w Europie Środkowej panuje dziwna relacja między słowem a informacją, czyli tym, co jest podstawą nauczania. Mieszkańcy naszego regionu, przede wszystkim ci, którzy żyli w czasach komunizmu, mają skłonność do czytania między wierszami oraz odczytywania wiadomości przewrotnie.
W ten sam przewrotny sposób, chcąc kształcić kompetencje społeczne wśród młodzieży, kształcimy społeczeństwo indywidualistów, nawet jeśli nie mamy takiego zamiaru. W konsekwencji mury szkoły opuszczają osoby nie potrafiące się poruszać w świecie społecznym z należytą swobodą i ogładą. I o ile dawniej nie musiało to być tak niekorzystne dla absolwentów szkół – może i społecznie ucierpieli, ale mogli sobie bez tego poradzić całkiem dobrze na rynku pracy – to dzisiejsi uczniowie będą potrzebować kompetencji społecznych nie tylko w życiu prywatnym, ale, jeszcze bardziej, w życiu obywatelskim i zawodowym. Na braku tych kompetencji może stracić całe społeczeństwo; możemy zatrzasnąć się w pułapce średniego rozwoju.
Przejdźmy do drugiego magicznego zaklęcia, mającego być źródłem niepowodzenia w kształtowaniu kompetencji społecznych i postaw obywatelskich wśród uczniów, czyli złego systemu edukacyjnego. Obecnie rządzący uznali, że dotychczasowy stan edukacji jest niezadowalający, a winna jest temu konstrukcja systemu. Gimnazja miały rzekomo przyczyniać się do tego, że uczennice i uczniowie kończyli edukację bez odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Zadziałali więc na zasadzie, że skoro przecieka kran, to należy zakręcić wodę w całym budynku i problem zostanie rozwiązany.
Jednym z podstawowych argumentów przeciwko zmianie szkolnego ustroju było zapobieżenie chaosowi, którego ofiarami padną dzieci. Stąd teraz nawet przeciwnicy dokonanych zmian nie optują za kolejnymi przeobrażeniami instytucjonalnymi, dostrzegając wynikające z tego zbędne koszty. Przemawia za tym nie kurczowe trzymanie się swojego poglądu, ale to, że ostatecznie to nie podział na szkoły podstawowe, gimnazja i licea/szkoły zawodowe decyduje o tym, czego się kształci i jak. Ale skąd mamy wiedzieć, co działa, a co nie, w szczególności gdy życie uczniów odbywa się w zupełnie nowych warunkach – technologii dającej im niespotykane wcześniej możliwości edukacyjne, ale i odrywającej ich od nich, a także obecny w wielu miejscach kryzys polskiego transportu publicznego, który ogranicza możliwości wielu młodym osobom.
Kluczowe jest więc to, w jaki sposób prowadzić do poprawy systemu. Obecnie stosunek państwa do edukacji nie daje ku temu zbyt wielu możliwości. Eksperymentowanie, jakim za każdym razem jest reforma oświaty, odbywa się za każdym razem na blisko pięciu milionach uczennic i uczniów z ponad dwudziestu sześciu tysięcy szkół. Nie ma znaczenia, jakie zasady zostają wprowadzone, za każdym razem blisko sześćset tysięcy nauczycielek i nauczycieli uczestniczy w jednym wielkim eksperymencie. Brakuje więc możliwości testowania rozwiązań na mniejszą skalę, sprawdzania jak rozwiązania przynoszą lepsze rezultat i porównywania tych różnych modeli.
Warto więc zastanowić się nad inną perspektywą, w której zmiany mogłyby odbywać się w mniejszej skali. W koncepcji decentralizacji, o której wielokrotnie już w „Res Publice” pisaliśmy, proponowany jest model szkolnictwa, który pozwalałby regionom na prowadzenie bardziej adekwatnej do ichpotrzeb polityki edukacyjnej i zwiększałby znaczenie społeczności lokalnej w funkcjonowaniu szkoły. By jednak w przyszłości dzisiejsi uczniowie aktywnie brali udział w życiu szkoły, gminy czy powiatu, potrzebne są odpowiednie kompetencje społeczne.
Jak zatem doprowadzić do tego, by dzieci i młodzież je rozwijały, stawały się realnymi członkami lokalnych społeczności, brały odpowiedzialność za siebie i innych? Osoby wspierające edukację młodzieży podkreślają znaczenie zmiany roli nauczyciela w procesie edukacyjnym, a także wpływ, jaki może odegrać w nim sztuka. W tym numerze pokazujemy, że nie są to tylko niedziałające zaklęcia. Jednak w obecnym systemie takie podejście wymaga ze strony nauczycieli odwagi i wysiłku, do czego brakuje zachęty.
Ale nie tylko szkołą młodzież żyje, wiele czasu spędzając w Internecie czy grając na komputerze. Okazuje się, że i to może rozwijać wrażliwość społeczną. Ostatni rok pokazał, że wśród młodzieży szkolnej przejawia się ona w zaangażowaniu w sprawy ochrony klimatu, o czym świadczyło zaangażowanie, mniejsze lub większe, w Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Dla dzisiejszych uczniów to rodzaj doświadczenia pokoleniowego – nie mogli przejść obojętnie, nie opowiedzieć się, nawet jeśli decydowali, żeby nie iść lub w całości krytykowali. Zostali wprowadzeni, a w zasadzie sami wprowadzili się w życie publiczne. Nam pozostaje przyglądać się ich losom – czy się zrażą do zaangażowania publicznego, czy nim zachwycą, a jeśli to będzie potrzebne – podać im pomocną dłoń.
Piotr Górski – redaktor prowadzący „Res Publikę”, historyk idei.