Gdy wielka historia puka do drzwi Miasteczka…

Jeśli opowiesz historię dla ludzi z twojego miasteczka, będzie jej chciał słuchać cały świat. Jeśli opowiesz ją dla całego świata, nie będą jej chcieli słuchać nawet w twoim miasteczku. Miloš Forman Podczas czytania Josefa Škvoreckiego […]



Jeśli opowiesz historię dla ludzi z twojego miasteczka, będzie jej chciał słuchać cały świat. Jeśli opowiesz ją dla całego świata, nie będą jej chcieli słuchać nawet w twoim miasteczku.

Miloš Forman

Podczas czytania Josefa Škvoreckiego czy Oty Pavla pod wartką narracją odczuwa się chorobliwy lęk przed patosem i powoływaniem do życia heroicznych postaci. Pisarze koncentrują się na pokazaniu „tu i teraz”, życia na małej przestrzeni i odczuwania rzeczywistości bez nadmiernej egzaltacji, za to z humorem. W ich prozie na każdym kroku pojawia się świadomość, że nie każdy został stworzony po to, aby zbawiać świat. Mimo pozornej banalności poruszanych tematów i małomiasteczkowej atmosfery obecnej w dziełach tych dwóch ciągle niedostatecznie docenianych w Polsce czeskich pisarzy pod powierzchnią prozy życia i wielkich historii małych ludzi ukrywa się niebanalna refleksja dotyczącą rzeczywistości. W czasem rubasznych, a czasem tragikomicznych opowieściach tkwi potencjał mądrego obserwowania człowieka z bagażem jego wielkości i małostkowości. Nawet wtedy, kiedy wielka historia zapuka do drzwi literackiego miasteczka… i postawi mieszkańców twarzą w twarz z zagładą ich sąsiadów.

Ryby z historią w tle

A ja wówczas pomyślałem sobie, że ta orkiestra gra właściwie tylko i wyłącznie na cześć mojego taty, który z gwiazdą Dawida na płaszczu sprzątnął Niemcom sprzed nosa ryby ze stawu.

W opowiadaniu Śmierć pięknych saren Oty Pavla, które zostało sfilmowane przez Karela Kachyně, zachwyca groteskowo-liryczne potraktowanie tragicznego wydarzenia. Ojciec głównego bohatera – czeski Żyd – dowiaduje się, że jego dwaj starsi synowie muszą stawić się w obozie koncentracyjnym. Przeczuwając nadchodzące ciężkie czasy, Tatuś postanawia zdobyć jedzenie i nakarmić ich do syta. W tym celu wybiera się do swojego przyjaciela przewoźnika Proška i zarzuca sieci. W zamian za złowione węgorze miejscowi gospodarze obiecują mu mięso ze świniobicia. Niestety, ryby nie biorą, a termin powrotu do domu zbliża się nieubłaganie. Ostatnim ratunkiem pozostaje polowanie na sarnę. Jednak w trakcie wojny prawo do odławiania zwierzyny mieli tylko Niemcy, dlatego kłusownictwo groziło natychmiastową śmiercią. Prošek oddaje Tatusiowi swojego ukochanego psa Holana, pół-wilka, ten jednak nie chce iść bez właściciela. I właśnie w tym momencie rozgrywa się kluczowa scena w opowiadaniu. Żyd błaga psa o pomoc. Obaj należą do kategorii podludzi, Tatuś w każdej chwili może zginąć tylko dlatego, że urodził się w takim, a nie innym świecie. „Oczy psa spotkały się z oczyma człowieka. Patrzyły na siebie długo, może cały wiek, światła gasły w nich i zapalały się, a co sobie mówiły, nikt się nie dowie, bo obaj nie żyją, a nawet gdyby żyli, nikt by się i tak nie dowiedział, gdyż oni sami tego nie wiedzieli. Może przeklinały psie życie, może żydowskie, ale to wszystko – może…”

Ostatecznie udaje się Tatusiowi przekonać Holana, a szczęście nie opuszcza ich także podczas polowania. Bohater szczęśliwie dociera do Busztengradu, a jego synowie najadają się na przyszłe lata, „(…) aby przeżyć Terezin, Oświęcim, Mauthausen i marsze śmierci w trzydziestostopniowych mrozach, i dźwiganie kamieni po mauthauseńskich schodach w trzydziestostopniowym upale, i wszystkie te wspaniałe rzeczy, jakie im Niemcy zgotowali”.

Celowo przytoczyłam powyższy fragment z ostatnim ironiczno-brutalnym stwierdzeniem, które jest zabiegiem wielokrotnie wykorzystywanym przez autora do budowania poetyki opowiadania: „Mój tatuś bolał nad tym, że nie może pojechać do Krzywoklatu, i gdyby nie mamusia, której bał się tylko odrobinę mniej niż Adolfa Hitlera, dawno już by się tam wybrał”. To właśnie zastosowanie ironii, groteski, ale także humoru sprawia, że opowiadania Pavla (_Karpie dla Wermachtu_, Jak spotkałem się z rybami), w których opisane są rozliczne zawody Tatusia, mikrokosmos rodziny i liczne anegdoty wędkarskie, w rzeczywistości opowiadają o wielkiej historii w jej mniejszym, dużo ważniejszym wymiarze. Autor często łączy niezwykle poetyckie metafory, piękne i bezpretensjonalne, z prozaicznością wydarzeń i potocznością języka: „Słońce już wzeszło, a tutuś pedałował przez Żehrowice i Lany, drogę zaś oświetlały mu inne gwiazdy niż ta w kieszeni, na której wypisano: JUDE. I myślał o wszystkim, również o tym, jaki ten świat jest zagmatwany i zasrany: niedawno jechał tędy jak pan w swoim amerykańskim buicku, a teraz wlecze się wzdłuż skarpy na skrzypiącym rowerze jak biedny żydowin”.

Pozostałe opowiadania autora, poruszające bezpośrednio wątek żydowskiego piętna czasów wojennych, skrzą się dowcipem i ironią. Karpie dla Wermachtu to historia wielkiej miłości do ryb i równie wielkiej chęci zadrwienia z Niemców. Tatuś z dawien dawna miał staw hodowlany w Busztegradzie, który został mu natychmiast odebrany w ramach niesłabnącej logiki stwierdzenia „po co Żydowi karpie”. Ponieważ jednak jego łuskowaci podopieczni byli wielką dumą i miłością, dokarmiał je nadal i starał się o nie dbać, o tyle, o ile to było w ogóle możliwe, wszak stały się one karpiami Wermachtu. W noc poprzedzającą wyjazd tatusia do Terezina postanawia on uwolnić ryby. W sensie dosłownym i metaforycznym. Niemcy zaniedbują bowiem zrobienia przerębli, która umożliwia oddychanie ryb pod grubą taflą lodu. Wraz z synem udają się nad staw, wyrąbują dziurę, a następnie zabierają karpie. Wydarzenie to zdaje się być aktem buntu przeciwko nazistom, buntu na miarę Tatusia, dla którego jedną z największym wartości są jego cenne ryby i wymarzony staw. „Kradzież” karpi okazuje się powinnością, której nie można zaniedbać. „Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i dzisiaj wiem, że było mu wszystko jedno: niechby go nawet złapali i zabili na miejscu. Nie mógł odjechać zostawiając swoje karpie Niemcom”.

W fabułę Karpi… wplecione są rozważania dotyczące wojennej rzeczywistości, nieludzkości ludzkich Niemców, którzy rodzinę Tatusia oszczędzają, bo przypadło im do gustu jego poczucie humoru, a tej samej nocy zabijają, ot tak, dwie inne żydowskie rodziny. Pojawia się wątek zagłady Lidic – czeskiej wioski, która zniknęła z ziemi wraz ze wszystkimi mieszkańcami w odwecie za udany zamach na protektora Rzeszy Heydricha. Nie brakuje też refleksji nad kwestiami tożsamości i przynależności, a wszystko to zostaje pokazane niby przypadkiem, niby przy okazji. Ten głos, na poły dziecinny, na poły naiwny, opowiada: „Mój tatuś w ogóle kochał ten kraj, i to chyba bardziej niż mamusia, która była chrześcijanką; ale dla niej to było w jakiś sposób oczywiste, podczas gdy mój tato szukał ojczyzny poprzez swoich przodków setki lat, zanim ją wreszcie znalazł”.

Śmierć pięknych saren to przejmujące świadectwo Holocaustu pojmowanego jako doświadczenie pojedynczych ludzi, a nie tylko narodu. Pavel potrafi poruszać fundamentalne pytania, przyoblekając je w niepozorną formę narracji o krainie dzieciństwa, opowieści o czasach wojny. Wątki zaplatają się i uzupełniają. Opowieść o pracy starszego brata w młynie pokrywa się ze świadomością, że przebywa on teraz w obozie koncentracyjnym, a opis obowiązków młynarczyka podsuwa nawiązanie do zupełnie innych czynności: „Od tego czasu przeszło kawał czasu. Co teraz porabia Hugo? Pewnie zamiast chleba wozi na wózku umarłych na spalenie, a ci umarli mają wytatuowane numery, które już nie przydadzą się ani na ziemi, ani na niebie. Pan Bóg podobno bierze do nieba według innego porządku”.

Kobiety z historią w tle

Są po prostu na świecie durnie, którzy co do joty przestrzegają czwartego przykazania, byle tylko im się dobrze wiodło na ziemi. O niebie nie myślą. Wani nie dało się przegadać. Kto wie, być może Gerta naprawdę mu nie przeszkadzała. Ale chciał, żeby na ziemi działo mu się dobrze, tak samo jak jego staremu.

Kostelec, grupa wchodzących w dorosłe życie młodych ludzi i wojna, oto tło wielu opowiadań Josefa Škvoreckiego. Pierwsze związki, romanse, a raczej nadzieje na romanse, „uganianie się” za dziewczynami i inne aktywności charakterystyczne dla wszystkich ludzi na świecie, którym dane jest te naście lat i męska płeć. Główny bohater cyklu opowiadań, a także wielu innych powieści autora to Danny Smiřický – alter ego Škvoreckiego, niespełniony nieuleczalny kobieciarz, trochę nieudacznik. Głównym tematem opowieści są kobiety, dziewczyny i wszelkie próby ich uwiedzenia połączone z oczywistym dla Dannego uczuciem płomiennej miłości. Tematyka banalna, ot przygody niedoszłego Don Juana. Nic bardziej mylnego. Nie bez przyczyny Aleksander Kaczorowski określił twórczość Škvoreckiego jako „kwintesencję czeskości”, wszak obfituje ona we wszystkie elementy, które sprawiają nam przyjemnością w lekturze dzieł naszych południowych sąsiadów. Dowcip i ironia, prostoduszność bohaterów pokazanych w trochę prześmiewczym, ale niezmiennie przyjaznym świetle, a do tego niezwykle płynna narracja, która pozwala zagłębić się w prozaiczne, acz nie pozbawione uroku historie małego miasteczka. W ten ustalony porządek rzeczywistości wkradają się jednak powoli pewne zmiany, które Škvorecký z charakterystycznym dla siebie udawanym niedbalstwem punktuje jakby przy okazji kolejnych anegdotek.

W Féminine mystique banalny i trochę nudny wątek szkolnej miłości Gerty i Wani opleciony tysiącem innych anegdotek nabiera innego wymiaru, kiedy nagle okazuje się, że chłopak postanawia zostawić Gertę, ponieważ jest Żydówką. Nie ma w opisie wydarzenia żadnego patosu i moralizatorskich ocen, jest jedynie pokaz ludzkiej głupoty podszytej odrobiną tchórzostwa i wygodnictwa. Cała Wielka Historia przedstawiona została poprzez konkretne przykłady najbliższych przyjaciół Dannego: „Benno chodził do budy także wtedy, gdy już obowiązywały gwiazdy. Podobnie jak jego siostra Wierka, bo oboje byli tylko mieszańcami”. Choć początkowo narrator przyznaje się do prześmiewczego stosunku do aryjskich wymysłów Niemców, to z czasem on i jego koledzy odkrywają, że nie chodzi o kolejny absurdalne zarządzenie, które pozostanie w sferze urojeń i planów: „Wtedy Leksa założył Stowarzyszenie »Zwol-Żyd«, które jednak nie rozwinęło żadnej działalności, ponieważ Benno – jak twierdził Leksa – jako pół-Żydłak odmówił przyjęcia prezesury. Wkrótce zresztą także zaczęło być jasne, że „przeciwżydłactwo” nie skończy się tylko na samej hecy”. Całość zaś absurdalnej sytuacji związanej z wyrosłą nagle przepaścią między Czechami a Żydami Danny kwituje niby prozaiczną historią: „Wierka podobała mi się coraz bardziej, ale nie zrobiłem do niej drugiego podejścia. (…) Stało się tak nie z tamtego powodu, z którego Wania wypiął się na Gertę. Z mieszańcami też było cienko i Niemcom w każdej chwili mogło jeszcze mocniej odbić na punkcie rasowej czystości, obawiałem się więc, że Wierka mogłaby uznać moje umizgi za wykorzystywanie sytuacji: że się nad nią lituję albo że chcę zagłuszyć wyrzuty aryjskiego sumienia, skoro zostałem uznany za Aryjczyka. Zresztą sam już nie wiem. Nie potrafiłem tego zdefiniować. Byłem po prostu durniem, tyle że innym niż Wania”.

Opowiadanie Rebeka również osadza się na wątku płomiennego romansu, który ma miejsce podczas studiów Dannego w Pradze i jego wielkiej przygody saksofonisty. To historia wielu przeplatających się opowieści, tragicznych wspomnień dziewczyny przerywanych śmiesznymi historyjkami Dannego. Cynizm bohatera, o który oskarża go kochanka, jest właściwie pewnego rodzaju zasłoną, za którą kryje się jego bezradność i niemożność przyjęcia na siebie słów, nieuładzonych wątków opisujących koszmar wysiedleń, prześladowań i obozów koncentracyjnych. Danny być może chciałby bardziej uczestniczyć w bolesnej samotności dziewczyny, ale nie potrafi, chce się wytłumaczyć, choć wie, że to i tak nie odwróci historii. „Jednak nie wszyscy byliśmy obojętni. Przecież żaden człowiek nie jest zupełnie obojętny. Człowiek tylko zapomina. Czasem jest tylko naiwny. Tylko śmieszny. Tylko bezsilny. Niemal bezsilny. Ale przecież…” Rebeka nie szczędzi Dannemu opisów wojny, a także powrotów, chyba najboleśniejszych dla niej. Škvorecký opisuje zjawisko, jakim były problemy z odzyskiwaniem przez ocalonych Żydów swoich pieniędzy, mieszkań i kosztowności zostawionych na przechowanie u sąsiadów i bliskich rodziny. Ci „dobrzy ludzie”, którzy z takim żalem żegnali przyjaciół wyruszających transportami do Terezina, z równym żalem witali ocalonych pukających do ich drzwi po wojnie.

Nade wszystko opowiadanie Rebeka to jednak historia samotności, której nie da się pokonać i której nie można z nikim dzielić. To studium ukazujące próby wyswobodzenia się od ciągłego przymusu pamiętania i opowiadania o Zagładzie. Rebeka żyje, ale jest w Pradze tylko chwilowo. Jej obsesja śmierci i pamięć nie pozwalają spojrzeć na rzeczywistość inaczej niż na ślady zwiastujące okrucieństwa, mord i nieszczęście. Zamknięta w nieprzerwanym kręgu wspominania sama powoli znika.

Postać Rebeki odnajdujemy również w niezwykle tragiczno-komicznym rozliczeniu z szaleńczym konformizmem, jakim jest opowiadanie Historia Kukułki. Kostelec, stara Niemka Pani Rittenbach, sklepikarz Hus. To opowieść o nagłej miłości czeskiego sklepikarza do wspaniałej ideologii nazistowskiej, która każe mu zmienić nazwisko, odkryć w sobie niemieckie korzenie i podjąć się zadania aryzacji rzeczywistości między innymi poprzez spłodzenie prawdziwie aryjskiego potomka. To również historia pewnej żydowskiej pary, która w najgorszym w historii momencie zakochuje się w sobie z wszystkimi konsekwencjami tego wydarzenia. A także perypetie starej gosposi Husa, rodowitej Niemki, która nie kocha kaprala Hitlera równie płomiennym uczuciem, jak jej pracodawcy. Kilka wątków, wiele anegdot i jedno przesądzające o wszystkim wydarzenie. Narodziny dwóch chłopców, tego samego dnia i w tym samym domu. I pojawiająca się po latach dziwna odpowiedź na pytanie o losy dziecka Sary Abels: „Straciła je w Terezinie, co? (…) W Oświęcimiu. Jedyne żydowskie blond dziecko w całym Terezinie. Widziałeś kiedyś Żyda-blondyna?” Historia kukułki – podrzuconego żydowskiego chłopca, który wychowuje się w domu miłośnika Rzeszy, i los drugiego dziecka, które miało być równocześnie ofiarą i zemstą, a stało się największym wyrzutem sumienia. Sara decyduje się bowiem podmienić przy pomocy pani Rittenbach dzieci, przekonana o tym, że położone na szali życie syna nazisty waży mniej. Po latach pisze jednak w liście: „…marzyłam, że ta śmierć będzie miała smak zemsty, a tymczasem była dla mnie podwójnym cierpieniem. I teraz wiem, że krew nie może spadać na synów, a człowiek nie może nienawidzić niewinnych…” Škvorecký poprzez historię jednostek opowiada o czymś fundamentalnym – o zwycięstwie człowieczeństwa nad atawizmem: „Zatem z zemsty Sary pozostały w końcu tylko ludzkie łzy, bodaj najbardziej ludzkie łzy, jakie kiedykolwiek wylały matki w Oświęcimiu. Nie były to już łzy instynktu macierzyńskiego, lecz łzy ludzkiego współczucia, które, dzięki Bogu, jest chyba jednak głębsze niż jaskinia naszej nienawiści”.

Historia zwykłego nieczłowieczeństwa

Twórczość Škvoreckiego i Pavla nie jest jedynym przykładem wątku holocaustowego występującego w literaturze czeskiej. Więcej, być może nie jest to wcale nawet dominująca poetyka. Warto wspomnieć chociażby powieść Jana Otčenaška Romeo, Julia i mrok, w której na próżno można by szukać ironiczno-humorystycznego obrazowania świata, cynizmu i anegdotyczności. W opowiadaniu Ladislava Fuksa Srebrne wesele dostrzec zaś można zdecydowanie silniejszy wpływ surrealizmu, choć czytając je, nie sposób nie zwrócić uwagi na groteskową konwencję. Jednak to właśnie taki język opisu traumy wydaje się kluczem do zrozumienia wojennego sąsiedztwa w małych miasteczkach rozsianych w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie jest to banalizacja Zagłady, a jedynie jej inny, bardziej osobisty opis. Absolutyści, uznający Shoah za wydarzenie bez precedensu, którego nie można porównać z żadnym innym faktem w dziejach ludzkości, a nawet nie powinno się próbować o nim mówić i pisać, z pewnością potraktowaliby takie próby jako obnażanie pewnej świętości, nieuprawnione przykładanie kategorii codziennego, społecznego życia do zjawiska nieopisywalnego i jedynego w swoim rodzaju. Na przekór takiemu rozpoznaniu sądzę, że refleksja nad losem najbliższych i codziennością małego miasteczka ma siłę wielkiej przypowieści o życiu. A ironia i poczucie humoru pomagają nam przełknąć gorzką pigułkę rzeczywistości, zamiast pławić się w czarnym sosie rozpaczy i samobiczowania. Książki, z których pochodzą zamieszczone w tekście cytaty:

Pavel O., Śmierć pięknych saren, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Świat Literacki, Izabelin 2004.

Škvorecky J., Féminine mystique, Rebeka, Historia kukułki, [w:] Historia Kukułki i inne opowiadania, przeł. Jan Stachowski, Pogranicze, Sejny 2003.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa