Ekonomia współdzielenia
Jak walczyć z ubóstwem z pomocą lokalnych inicjatyw, które działają przeciw globalnym korporacjom, wyjaśnia Sarah McKinley
Tekst ukazał się w dziale “Temat numeru” 9 numeru Magazynu Miasta: “Wspólnoty miejskie”. Wydanie dostępne jest w naszej księgarni, Empikach oraz dobrych księgarniach na terenie kraju
Pojawiające się w wielu miejscach na świecie procesy tworzenia i łączenia organizacji z obszaru ekonomii społecznej oraz dostosowywanie polityki do potrzeb lokalnej przedsiębiorczości i wspólnot świadczą o początku nowej, bardziej zrównoważonej gospodarki. Inicjatywy tego typu kiełkują w wielu miejscach na świecie, bo ludzie zauważają, że istnieją prawdziwe alternatywy do business as usual
Z Sarah McKinley, członkinią amerykańskiej organizacji Democracy Collaborative, rozmawia Borys Cieślak
Czym jest koncepcja rozwoju dobrobytu lokalnego stworzona przez Democracy Collaborative?
„Rozwój dobrobytu lokalnego” to systemowe podejście do lokalnego rozwoju ekonomicznego, które ma na celu tworzenie inkluzywnych, zrównoważonych gospodarek lokalnych. Wyodrębniliśmy pięć kluczowych elementów tego złożonego podejścia do pracy nad rozwojem wspólnot miejskich. Składają się na nie lokalne aktywa i popyt, szeroko rozumiana własność, integracja oraz ekosystem.
Czym są lokalne aktywna?
Myśląc o problemie ubóstwa, Democracy Collaborative odchodzi od podejścia zorientowanego na braki, które sprowadza się do pytania „co jest nie tak z daną wspólnotą?”. Szukamy pozytywnych aspektów lokalnych. Orientujemy się więc, co dana społeczność ma do zaoferowania i co możemy na tej podstawie stworzyć, co da się naprawić w konkretnych środowiskach lokalnych. Mówiąc „dobrobyt”, mam jednak na myśli nie tylko pieniądze, lecz także zestaw aktywów i zasobów we wspólnocie. Wyobraźmy sobie na przykład, że dana społeczność dotknięta jest wysokim bezrobociem. Dla Democracy Collaborative oznacza to, że żyje w niej grupa ludzi, którzy mogą skierować swoją energię w wybranym kierunku – że ta grupa ma czas i umiejętności, które można wykorzystać.
Democracy Collaborative to amerykańska organizacja pracująca na rzecz sprawiedliwego, inkluzywnego i zrównoważonego rozwoju. Ma na celu transformację amerykańskiego podejścia do rozwoju lokalnego bazującą na badaniach, szkoleniach, tworzeniu polityk publicznych i pracy ze społecznościami lokalnymi. Utrzymuje się z grantów i kontraktów z instytucjami lokalnymi oraz samorządami.
Kolejnym czynnikiem waszego modelu rozwoju lokalnego jest popyt.
Tak, popyt generowany przez lokalne instytucje. Wiele wspólnot posiada szpitale, uniwersytety czy rozbudowane instytucje samorządowe. Nazywamy je „zakotwiczonymi”, ponieważ nie mogą zmienić swojej lokalizacji, niezależnie od sytuacji ekonomicznej. Instytucje te są generatorami lokalnego rozwoju gospodarczego. Zatrudniają ludzi i tworzą popyt na produkty oraz usługi. Niestety, zdarza się, że zaopatrują się przy tym u korporacji takich jak np. Sodexo. W Democracy Collaborative badamy możliwości przekierowywania ich popytu na lokalnych dostawców. Weźmy na warsztat na przykład szpitale, które muszą korzystać z usług pralni przemysłowych. Wiele z nich obecnie zleca to zadanie korporacjom, które np. wysyłają brudne ubrania i pościele do pralni na drugim końcu kraju, a następnie przywożą je zleceniodawcy z powrotem. Współpracując z tego typu szpitalem, nasza organizacja zbadałaby, jak można tę usługę wykonać lokalnie i jak zatrudnić i szkolić mieszkańców z jej wykonywania. Szpital mógłby wówczas generować pieniądze, które pozostają we wspólnocie.
Trzeci czynnik to własność.
Tak, ale szeroko rozumiana własność przedsiębiorstwa, a nie własność skupiona w rękach nielicznej elity, znana nam z modelu korporacyjnego. Jej rozwój warunkują przedsięwzięcia takie jak kooperatywa, akcjonariat pracowniczy, przedsiębiorstwa samorządowe i społeczne. Biznes zakorzeniony lokalnie generuje pieniądze, które cyrkulują we wspólnocie. Korporacja niezwiązana ze społecznością lokalną robi natomiast wszystko, by podnosić swój poziom rentowności, więc lokuje się w miejscu, w którym działalność jest dla niej najbardziej opłacalna.
Pracownicy kooperatywy Evergreen Energy Solutions. Fot. Democracy Collaborative
Ważnym kontekstem jest także integracja, współpraca aktorów lokalnych na rzecz wspólnoty.
Rozwój dobrobytu lokalnego nie może być dziełem jednej osoby, grupy czy nawet samorządu. Proces ten jest wynikiem zbiorczego wysiłku angażującego wielu aktorów, w tym grupy wykluczone takie jak ludzie ubodzy, mniejszości czy przestępcy opuszczający więzienia, którzy nie są w stanie znaleźć zatrudnienia. I to jest nasz czwarty czynnik. Piąty to ekosystemy, na których opiera się praca na rzecz dobrobytu lokalnego, czyli wspierające się sieci instytucji wspólnotowych, finansowych i administracji.
Jaką rolę w procesie „rozwoju dobrobytu lokalnego” pełni Democracy Collaborative?
Istnieje wiele strategii i narzędzi służących lokalnemu rozwojowi: lokalne przedsiębiorstwa, akcjonariat pracowniczy, kooperatywy, trusty. Naszą rolą jest ich analiza i agregowanie. Wspólnoty, lokalne instytucje i samorządy wykonują ciężką pracę – my tylko im pomagamy i pośredniczymy między nimi. Nie zakładamy kooperatyw. Wyszukujemy połączenia i tworzymy modele współpracy. Jesteśmy organizacją badawczą, pośrednikiem, doradcą i konsultantem. Instytucje i samorządy lokalne zatrudniają nas, bo potrzebują pomocy w analizie dostępnych lokalnych zasobów oraz procesie tworzenia mechanizmów wspierających lokalną gospodarkę.Pracujemy też z lokalnymi przedsiębiorcami – wspieramy ich przemianę w kierunku pełnienia roli dostawców „zakotwiczonych instytucji”.
Czy macie konkurencję w obszarze pracy na rzecz amerykańskiego rozwoju dobrobytu lokalnego?
Jesteśmy jedyną organizacją w Stanach Zjednoczonych, która statutowo zajmuje się „rozwojem dobrobytu lokalnego”. Muszę przyznać, że zagadnienie tak zwanej „nowej ekonomii” cieszy się u nas jednak coraz większym zainteresowaniem. Bardzo dużo mówi się o lokalności i odbudowie gospodarek lokalnych. W dyskusjach często pojawiają się hasła zrównoważonego rozwoju, solidarnej ekonomii czy ekonomii współdzielenia. Koncepcje te różnią się od siebie, ale przyświeca im jeden cel – zrównoważony, przyjazny środowisku rozwój lokalnej gospodarki rozumiany jako proces realizowany z udziałem lokalnych społeczności. Nie da się w końcu nie zauważyć rozwarstwienia ekonomicznego w naszym kraju. Ostatnie zamieszki w Baltimore i Ferguson świadczą też o ciągle istniejącym wysokim poziomie frustracji, do której to rozwarstwienie prowadzi. Dotychczasowy wzrost, jakim cieszył się nasz kraj, przyniósł korzyści zaskakująco niewielkiej liczbie osób. Większość Amerykanów pozostała względem nich daleko w tyle. Jak wiemy, płace uległy przy tym stagnacji, więc ludzie pracują na kilka etatów, by móc się utrzymać. Jesteśmy częścią ruchu, który chce zmienić ten stan rzeczy.
Jak rząd federalny podchodzi do popularnej w Stanach ekonomii społecznej?
Coraz więcej uwagi poświęca się podejściom alternatywnym do znanej nam formy kapitalizmu, ale wciąż nie są one w obszarze zainteresowań większości Amerykanów. Ludzie ich nie znają. Choć rozumieją wady status quo, wierzą, że jest ono najlepszym rozwiązaniem, które może nas spotkać. Rządowi federalnemu też daleko jeszcze do ekonomii społecznej. Zmiana musi więc zostać wypracowana od dołu. Dlatego zarówno społeczności, jak i poszczególni burmistrzowie eksperymentują, często pomimo politycznej presji. Zdarzają się nawet Republikanie, którzy właśnie w kooperatywach i przedsiębiorstwach społecznych widzą najlepszy istniejący obecnie model rozwoju lokalnego.
Założyciel Democracy Collaborative, Gar Aplerovitz, często zadaje pytanie „Co robić, skoro nie lubimy socjalizmu, a kapitalizm nie działa?”. Staramy się znaleźć na nie odpowiedź. Poza pracą ze wspólnotami i samorządami, zastanawiamy się więc, jaki może być nasz następny krok – jaki system ekonomiczno-polityczny jest nam potrzebny. Prowadzimy w związku z tym projekt o nazwie „The Next System”, którego celem jest przeniesienie dyskusji o nowej ekonomii na poziom krajowy.
Które amerykańskie miasto wyróżnia się otwartością na ekonomię społeczną?
Nowy Jork, między innymi. Ostatnio uchwalono w nim nawet prawo wspierające rozwój kooperatyw i przeznaczono 1,2 miliona dolarów na ich finansowanie. Miasto analizuje też właśnie strukturę wydatków i swoich dostawców usług oraz produktów pod kątem działania kooperatyw. Ta zmiana jest rezultatem oddolnego wysiłku wielu organizacji, w tym Cooperative Home Care Associates, największej w USA kooperatywy, która zajmuje się opieką nad seniorami. Jednym z narzędzi, dzięki którym te środowiska przekonały samorząd Nowego Jorku, był raport dowodzący wpływu kooperatyw na życie ubogich społeczności.
Dyrektor Ted Howard. Fot. Democracy Collaborative
Czy działania z zakresu „rozwoju dobrobytu lokalnego” sprzyjają rozwojowi wspólnoty? Czy też może do ich wdrożenia potrzebna jest silna wspólnota?
Celem naszych działań jest wykorzystanie lokalnych aktywów i zasobów z korzyścią dla wspólnoty. Poprzez konkretny model własności oraz inne wspominane przeze mnie czynniki dążymy do zbudowania samowystarczalności wspólnot miejskich, a więc i ich rozwoju. Muszę przyznać jednak, że nie jest to łatwa metoda. W tym procesie ogromną rolę odgrywa wielu uczestników – ich czas, zdolności i poziom zaangażowania. Kluczowy jest właśnie udział lokalnych liderów, których rolą jest wspieranie i nagłaśnianie sprawy. Mogą być nimi lokalne stowarzyszenia, rektor uczelni, dyrektor lokalnego przedsiębiorstwa czy nawet burmistrz. Niestety jednak nie każda społeczność ma takich progresywnych liderów.
Nie brakuje ich np. w Cleveland. Na czym polega słynny model rozwoju zwanym clevelandzkim?
Cleveland jest miastem poprzemysłowym, które rozwijało się bardzo dynamicznie w trakcie i po rewolucji przemysłowej, ale w okresie powojennym opustoszało, z wielu powodów. Ośrodek ten zamieszkiwało 900 tys. mieszkańców w latach 50. Dziś jest ich 490 tys. Miasto posiada więc dziś infrastrukturę dla znacznie większej liczby ludzi niż jego obecna populacja, a osoby, które w nim zostały, mają ograniczony dostęp do pracy i edukacji. Pośród znaczących przyczyn tego zjawiska znalazły się różnicowanie cen i dostępu do usług z użyciem kryterium rasy [redlining – przyp.red.] oraz liberalizacja polityki gospodarczej. W mieście znajdują się za to Clevland Clinic, jeden z najlepszych szpitali Ameryki oraz Case Western University. Instytucje leżą blisko siebie i tworzą tak zwany University Circle [Krąg Uniwersytecki – przyp.red.], w okolicy którego mieszkają głównie ubogie, afroamerykańskie rodziny. W samym centrum zlokalizowany jest więc skarb zupełnie oddzielony od otaczających go społeczności.
Od wielu lat.
Tak. Pojawiła się w związku z tym tzw. Greater University Initiative, której celem jest rewitalizacja omawianego obszaru. Autorzy jej koncepcji skupili się na pracy na rzecz rozwoju lokalnych przedsiębiorstw, które mogłyby obsługiwać „zakotwiczone instytucje”, szkolić i zatrudniać mieszkańców. Współtworząca inicjatywę Cleveland Foundation, najstarsza w kraju fundacja pracująca na rzecz rozwoju wspólnot, długo szukała sposobu na połączenie tych instytucji i społeczności lokalnej. Zaprosili nas do działania z nadzieją, że wspólnie stawimy czoła temu wyzwaniu. Po wielu rozmowach z interesariuszami stworzyliśmy długą listę usług, które mogłyby być dostarczane instytucjom przez społeczność lokalną. Wybraliśmy spośród nich trzy najlepsze pomysły: przemysłową pralnię ekologiczną, szklarnię miejską służącą uprawie sałaty i ziół oraz przedsiębiorstwo zajmujące się ekologicznymi instalacjami cieplnymi. Wszystkie trzy kooperatywy stanowią konsorcjum Evergreen Cooperatives i są własnością pracowników, którzy mają udział w zyskach i prawo głosu w zarządzaniu nimi. Są oni również beneficjentami różnych programów, które pomagają im w zakupie nieruchomości czy dostępie do kredytów. Konsorcjum wspierane jest przez Evergreen Business Solutions, przedsiębiorstwo zajmujące się administracją i księgowością, co pozwala kooperatywom skupić się na tym, co robią najlepiej.
Czy model clevelandzki dostarczył miastu realne korzyści?
W kooperatywach zatrudnionych jest obecnie ponad 100 osób. Wciąż jest to kropla w morzu potrzeb całego miasta, ale dla pracowników-udziałowców Evergreen Cooperatives korzyści ekonomiczne są wymierne. Dla wielu z nich jest to także pierwsza praca, dzięki której części z nich udało się już zakupić domy, a większość ma poczucie, że przyczynia się do rozwoju wspólnoty. Wciąż jest to jednak skromna inicjatywa. Naszym wyzwaniem jest więc teraz rozszerzenie jej na większą skalę.
Jakie inne efekty tego przedsięwzięcia już obserwujecie?
Niemierzalnym efektem jest m.in. powstanie modelu rozwoju lokalnego, który adaptować chcą inne amerykańskie ośrodki miejskie. Pracujemy obecnie z Rochester NY, Jacksonville FL, Jacksons MS, Richmond CA i New Orleans LA nad wdrożeniem clevelandzkiego modelu łączenia lokalnych instytucji ze społecznościami wykluczonymi, nad budowaniem lokalnej przedsiębiorczości, tworzeniem ekosystemów integracji i współpracy.
Jaki będzie wasz kolejny krok w tej historii?
Zmiana skali naszego działania wpływu. Pojawiające się w wielu miejscach na świecie procesy tworzenia i łączenia organizacji z obszaru ekonomii społecznej oraz dostosowywanie polityki do potrzeb lokalnej przedsiębiorczości i wspólnot świadczy o początku nowej, bardziej zrównoważonej gospodarki. Przykładem jej możliwości jest hiszpańska kooperatywa Mondragon, która lepiej niż reszta kraju poradziła sobie z kryzysem finansowym i pomimo licznych trudności zatrudnia ponad 70 tys. osób w 200 różnych organizacjach. Podobne inicjatywy kiełkują w wielu miejscach na świecie, bo ludzie zauważają, że istnieją prawdziwe alternatywy do business as usual. Kolejny krok stanowi więc dla nas połączenie tych środowisk i przekierowanie kapitału z firm eksploatujących lokalne społeczności do tych, które je wspierają.
Sarah McKinley – urbanistka i historyczka zajmują się badaniem alternatywnych modeli rozwoju lokalnego. W Democracy Collaborative współprowadzi projekt Community-Wealth
Borys Cieślak – ekonomista zajmujący się technologią, teorią postępu i miastem. Na co dzień pracuje w Laboratorium EE