Dziękuję faszystom
Długo zastanawialiśmy się z przyjaciółmi, czy iść na pikietę Marszu Niepodległości, organizowanego przez Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolską. Nasze wątpliwości budziły nie linie programowe tych grup – ocenialiśmy je jednoznacznie negatywnie, jako nacjonalistyczne, ksenofobiczne, seksistowskie […]
W komentarzach na forach internetowych, w postach pod artykułami zamieszczanymi na rozmaitych portalach czytaliśmy bowiem, że antyfaszyści chcą FIZYCZNIE zablokować marsz i nie boją się konfrontacji. Czuło się w padających słowach narastające emocje, coraz wyraźniej rysowała się niechęć, nienawiść do narodowców. Nie przebierano przy tym w słowach, nazywając ich kibolami, dresiarzami, karkami itp.
Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Przecież to, przeciwko czemu chcieliśmy protestować, to właśnie bezrefleksyjne utożsamianie cech – fizycznych, psychologicznych, społecznych – z poglądami. Pewnie część zwolenników ONR i MW jest kibicami sportowymi a część ma krępą budowę ciała. Tylko że nie ma to żadnego bezpośredniego przełożenia na ich poglądy. I na odwrót – także poglądy nie powodują, że ktoś nabiera masy mięśniowej. Takie esencjalizmy są zawsze groźne, ponieważ czynią spory polityczne konfliktami między rozmaitymi grupami mniejszościowymi. Na stereotypach opierały się w przeszłości rozliczne reżimy, na czele z tymi, którym chcieliśmy tego dnia powiedzieć: nie. Dlatego sami powinniśmy się ich wystrzegać… jak diabeł święconej wody, dokładnie tak.
Bardziej zaniepokoiło nas jednak co innego: wzrost antagonizmu nie tylko ze strony nacjonalistów, ale i ich przeciwników. Czuliśmy, że chcąc nie chcąc, wchodzimy w ich logikę, w logikę konfliktu i przemocy. Bardzo się tego obawialiśmy, ponieważ oni – narodowcy – tego właśnie od nas oczekiwali. Chcieli być zablokowani, wygwizdani, zaatakowani, by następnie przedstawić łatwe i przekonywające wytłumaczenie własnej agresji. Właśnie na to nie powinniśmy byli im pozwolić. Tymczasem zanosiło się na, powtórzmy, FIZYCZNE zablokowanie marszu, na bezpośrednią konfrontację, na starcie. Legalność obydwu zgromadzeń nie stanowiła dla nas istotnego argumentu. Marzyło nam się stworzyć pokojową alternatywę, pozytywną propozycję na ten dzień; zamiast blokować faszystów lub oglądać to w telewizorach (udział w marszu oczywiście nie wchodził w grę). Wyglądaliśmy pozytywnego przekazu, na przykład w formie happeningu artystycznego. Niestety, nikt nie powiedział: zamiast się przekrzykiwać, podajmy sobie ręce! Rzućcie transparenty i chodźcie się całować!
Ba, nikt nawet nie wpadł na pomysł, by naszym marznącym na Placu Zamkowym bliźnim z ONR i MW podać kubek gorącej herbaty. Okazało się, że ponury mechanizm wykluczenia wziął górę. Wykluczający zostali wykluczeni, przez co staną się jeszcze bardziej wykluczający. W tej brutalnej dialektyce na neutralność nie było już miejsca i także my, mimo wątpliwości, poszliśmy na blokadę, poszliśmy wykluczać.
Zaczęło się optymistycznie. Nastroje pod kościołem św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu były piknikowe. Roześmiane twarze, ludzie starsi, młodsi, nawet dzieci. Ktoś przyszedł z pieskiem, ktoś puszczał bańki. Halina Bortnowska apelowała o pacyfistyczny charakter naszego gestu. Szybko jednak stało się jasne, że do konfrontacji prędzej czy później dojdzie. Słyszeliśmy raz po raz, że sąsiednie blokady – na Podwalu i Senatorskiej – są zagrożone ze strony narodowców i policji. Nagle zrobiło się gorąco, utworzyliśmy łańcuch, łapiąc się za ręce. Odczuwaliśmy zagrożenie, choć nie wiedzieliśmy, skąd może nadejść, nie rozumieliśmy, co się wokół nas dzieje. Policyjny transporter opancerzony zajął centralny punkt tego obrazu. Wtedy tuż przed kordonem mundurowych, twarzą w twarz z nimi i z nacjonalistami stanęły osoby – mężczyźni, kobiety, dzieci – ubrane w obozowe pasiaki. Zapadła cisza, przynajmniej tak to zapamiętałem. Widok był porażający. Stali bez ruchu, niemo. Potem spokojnie odeszli, żegnani brawami przez pikietujących. Tak wyglądał performance przygotowany przez Pawła Althamera, artystę, który od lat udowadnia, że sztuka może mieć liczną publiczność, a jednocześnie być skuteczną i nieustępliwą krytyką społeczną.
Później policja pokierowała marsz nacjonalistów Powiślem, więc blokada Placu Zamkowego rozwiązała się. Część osób przeniosła się na inne blokady, my spasowaliśmy. W sumie byliśmy tylko około dwóch godzin – w najbezpieczniejszym chyba miejscu pikiety. Nie ma czym się chwalić i nie po to piszę ten tekst. Chcę zwrócić uwagę na coś zgoła innego. Cała operacja poza aspektem negatywnym – zablokowaniem marszu – miała bowiem szalenie ważny aspekt pozytywny. Poczuliśmy się wtedy odpowiedzialni za Warszawę, stworzyliśmy na chwilę wspólnotę, communitas, w której staliśmy się wolni i równi. Zrozumieliśmy, że razem jako obywatele możemy zrobić to, czego nie chce lub nie może zrobić władza.
Brzmi to wszystko bardzo górnolotnie, ale – gdy oglądając wieczorne serwisy informacyjne w telewizji zobaczyliśmy, że uwaga dziennikarzy koncentruje się na kilku incydentach, co kompletnie zniekształca obraz wydarzeń – doszliśmy do wniosku, że gdyby nas tam wtedy nie było, żadna z tych myśli nie zakiełkowałaby w naszych głowach. Zatem aktywne, bezpośrednie uczestnictwo samo w sobie jest rzeczą niezwykle ważną, której, mimo ogromnego rozwoju nowych mediów, nie można porównywać z choćby najskuteczniej zapośredniczoną komunikacją. Sfera idei, w tym idei politycznych, nie jest zawieszona ponad rzeczywistością, nie polega więc wyłącznie na abstrakcyjnych, scholastycznych rozważaniach. Idee, przekonania, wartości w życiu społecznym nie występują nigdy w wydestylowanej formie; są zawsze wcielone, zapisane w naszej powszedniości, w sposobie bycia w świecie przeżywanym. Społeczeństwo obywatelskie nie polega na wpłacaniu jednego procenta podatku na konto organizacji pożytku publicznego, tak jak demokracja nie polega na rytualnym wrzuceniu kartki papieru do urny. Jedno i drugie, aby przybrało formy realne, a nie spektakularne, wymaga codziennego zaangażowania. Na przykład w formie zablokowania marszu nacjonalistów, czyli aktywnego kształtowania przestrzeni publicznej – przestrzeni komunikacji lub dominacji.
To, co w postaci zestawu zbornych lub sprzecznych przekonań i poglądów na różne tematy zawarte jest w ludzkich refleksjach, niekoniecznie musi mieć przełożenie na praktykę społeczną. Dzieje się tak wtedy, gdy znajdują one swoje wcielenie w etosach, czyli nie zawsze świadomych sposobach życia, którymi kierujemy się w codziennych wyborach. Dlatego gwarancja wolności zapisana jest nie w konstytucji i innych ustawach, ale w naszych wspólnych, spontanicznych wyborach. Dziękuję Obozowi Narodowo-Radykalnemu oraz Młodzieży Wszechpolskiej za możliwość dokonania takiego wyboru i jednoznacznego opowiedzenia się po stronie wolności.
Jeden komentarz “Dziękuję faszystom”