Duck Hunt
Reportaż
Wchodzę i idę po betonowej podłodze. Nie mam firan. Szafek kuchennych. Płytek w łazience. Normalnej toalety. Nie wpuszczę nikogo do domu. Dla mnie to jest nie do pokonania w głowie. Więc, co robię, żeby nie patrzeć? I tu nie chodzi o sprawdzanie powiadomień. Nie. Tu chodzi o trzymanie i dotykanie telefonu.
Dorota: – Jak kupiłam sobie pierwszy telefon z ekranem to czułam się, jak dziecko wpuszczone między cukierki. Jakbym przeszła, jak Alicja w Krainie Czarów, na drugą stronę lustra i byłam tym zamroczona.
Dorota ma 45 lat. Jest mamą dwójki dzieci. Ma męża. Dzieli swoje życie na dwie części. Do COVID-u i po nim. Mąż, który miał działalność gospodarczą zadłużył się, żeby utrzymać rodzinę na powierzchni. Musiał pobrać trzy bardzo duże kredyty. Krótko mówiąc: pozamiatali się finansowo.
– Żyję po to, żeby pracować, a powinno być odwrotnie. Uważam, że ludzie, którzy mają bardzo mało czasu wolnego, którzy żyją w takim uścisku, paradoksalnie szybciej wchodzą w pewne uzależnienia – mówi
Na ekranie telefonu pojawia się powiadomienie.
– Sekunda. Tylko zerknę – szepcze.
*
GAME A
Najbardziej klasyczny tryb gry, kaczki wlatują pojedynczo, gracz ma trzy strzały na zestrzelenie każdej z nich.
Tata Doroty był uzależniony od alkoholu. Był też prawnikiem i lotnikiem jednocześnie. Bardzo dobrze zarabiał. Przyszedł jednak taki moment, że musiał przestać latać ze względów zdrowotnych i posypał się psychicznie. Został bezrobotnym alkoholikiem, za to inteligentnym.
– Wydaje mi się, że byłoby mi dużo łatwiej, gdyby tata był tylko żulem spod sklepu. Natomiast tutaj wszedł ten aspekt miłości i nienawiści. Był moim idolem i autorytetem, bo miał czym pokazać ten autorytet, a z drugiej strony go nienawidziłam. I ta rodzina funkcjonowała w momencie, kiedy było dobrze finansowo. Pamiętam te czasy – wspomina.
Kiedy to się skończyło, tata Doroty zaczął wpadać na różne pomysły, bo chciał żyć dobrze, tak jak do tej pory. Na początku lat dziewięćdziesiątych sprzedawało się wszystko, więc ich rodzina prowadziła sklepy spożywcze.
Niestety biznes nie wypalił, więc wpadli na coś innego.
*
Otworzyli agencję towarzyską we własnym mieszkaniu. Dorota miała dwanaście lat. Zaczęła to chłonąć. Wcześniej bawiła się lalkami Barbie. Poszły w odstawkę.
– To były prostytutki pełną parą. Oczy miałam jak pięciozłotówki. Patrzyłam na to, jak się ubierają, jak się zachowują i one mi imponowały w jakiś sposób. Słuchałam bardzo brutalnych rzeczy, które były dla mnie jak wieczorynka – opowiada
– Jak się wtedy czułaś? – pytam.
– Straciłam kompletnie kobiecość, której nawet jeszcze nie miałam. Poczucie jakiejkolwiek wartości. Kąpałam się w łazience i mama kazała do mnie wpuszczać dziewczynę, która miała za chwilę klienta. Spałam w pokoju u siebie, a obok pokoju słyszałam te wszystkie jęki i dźwięki.
Agencją zajmowała się mafia. Ojciec Doroty był podwykonawcą. Nie chciał płacić, więc zapłaciła jego rodzina. Włamali się do ich domu i zagrozili, że porwą Dorotę. Potem w szkole dowiedziała się o tym jedna z nauczycielek i jej rodzice mieli sprawę sądową.
Zamknęli biznes, bo chcieli im odebrać prawa rodzicielskie.
*
Wtedy Dorota zaczęła się interesować starszymi mężczyznami.
– Dostałam to w spadku agencyjnym. Nawet mój tata mówił, że mam kurwiki w oczach – mówi ze śmiechem.
Nie mogła się opędzić od starszych mężczyzn. Nie robiła nic celowo, po prostu to w nią wsiąkło. A może ona w to wsiąkła? Nie umie tego wytłumaczyć. Nie musiała nic robić. Nie starała się, a mężczyźni i tak zwracali na nią uwagę. To po prostu się działo. Bezwiednie.
Bardzo szybko wyszła za mąż. Wcześniej skakała z kwiatka na kwiatek. Doprowadzała do tego, że facet miał się w niej zakochać i w ostatnim momencie mówiła: spierdalaj. Po prostu. Sprawiało jej to straszną przyjemność. Teraz już wie, dlaczego.
Dlatego wyszła za mąż za największego nudziarza jakiego znała. Do dzisiaj jest jego żoną. Za nudziarz, bo nie chciała, żeby się wychylał i wychodził poza ramy. Nie chciała, żeby był za bardzo do przodu. Być może czuła, że będzie miała poczucie bezpieczeństwa, kiedy on będzie z tyłu.
*
Tata Doroty coraz więcej pił i zaczęli popadać w długi. Jak nie pił, to miał milion pomysłów, jak wydać pieniądze. Kupował jakieś działki, ogródki, domki, sklep. A potem to przepijał.
Wszystko poszło w cholerę.
Brała to na swoje barki. Kiedy przyjeżdżała policja, a jej tata był pijany, to ona z nimi rozmawiała. Jak miała 16 lat, przerwała naukę w liceum, chociaż dostała się do szkoły sportowej. Przerwała szkołę, ponieważ rodzice mieli mały warzywniak. Mama jeździła rano po towar, a Dorota sprzedawała przez 12 godzin warzywa. Potem wyprowadziła się od rodziców.
*
LEVEL 100
Czym wyższy poziom, tym szybciej poruszają się kaczki, zatem teoretycznie gra posiada nieskończoną liczbę poziomów, jednak na poziomie 100 pojawia się błąd uniemożliwiający dalszą grę.
– Mama chciała uciec od taty, więc załatwiłam jej pracę pod Warszawą w domu starości. Sama zorganizowałam dwie przeprowadzki. Część mebli i rzeczy wywiozłam do moich kolegów, jednemu dałam pralkę, drugiemu dałam lodówkę. I tak się rozeszli. Tata nie wiedział, gdzie mama pracuje – mówi
Tata przychodził za to pijany do pracy Doroty codziennie. Męczył o adres matki. O pieniądze. I to trwało półtora roku. Po jakimś czasie Dorota wynajęła mieszkanie w innym mieście. Pociągiem musiała dojeżdżać do pracy 30 kilometrów. Raz przyjechała do niej mama. Miały jeden telefon komórkowy. Była taka sieć, nazywała się Idea, która dawała możliwość odbierania telefonów bez naładowania karty. Proste: ktoś mógł do ciebie zadzwonić, ale ty nie mogłeś.
Tata Doroty znał ich numer i non-stop wydzwaniał. Któregoś dnia spytał się, czy Dorota zgodziłaby się ostatni raz iść z nim na terapię rodzinną.
– I mi się wtedy przypomniało, jak go zbierałam z ulicy, szukałam po szpitalach wiele razy, osikanego gdzieś pod bramą, wyrywałam mu ze swetra znaczek pilota wojskowego, bo na niego nie zasługiwał – opowiada z rozżaleniem.
– I co ty na to? – pytam.
– Odpowiedziałam: nie. Następnego dnia rano obudziłam się i poczułam straszny niepokój. I mówię do mamy, dobra, ostatni raz. A moja mama, naprawdę zgodzisz się, nie? Czyli wiesz, jakby szczęście w oczach, nie? Bo jednak ona go kochała.
I postanowiły. Pojechały do znajomej Doroty, która miała telefon stacjonarny. W myślach układała plan rozmowy. Wchodziły już do autobusu, kiedy zadzwonił policjant i powiedział, że tata Doroty się powiesił.
Zostawił kartkę z numerem telefonu.
– Same cyfry. Nie napisał córka Dorota, proszę tu zadzwonić. Zostawił tylko cyfry – kwituje bez emocji.
*
Dorota chwyta kurczowo telefon.
Ściska.
Uspokaja się.
*
GAME B
Trudniejszy od klasycznego trybu gry, kaczki w tym trybie wylatują w parach, gracz ma trzy strzały na zestrzelenie obu kaczek.
Dorota: – To nie jest tak, że telefon wybiera człowieka, tylko człowiek wybiera telefon. To tylko przypadek, jakieś możliwości techniczne i logistyczne, że jest to telefon, a nie zakupy, alkohol, hazard czy narkotyki. Dlatego, że to nas nic nie kosztuje. Mało tego, nikt tego po mnie nie widzi, czyli ja mogę się idealnie z tym ukrywać.
W czasie COVID-u Dorota musiała sprzedać dom. Duży, piękny, zrobiony do końca. Wraz z mężem kupili bliźniaka. Sytuacja finansowa nie pozwoliła im go jednak dokończyć.
– Wchodzę do domu i idę po betonowej podłodze. Nie mam firan. Płytek. Szafek kuchennych Nie mam normalnej toalety. Nie wpuszczę nikogo do domu. Pomimo tego, że mam, nie wiem, telewizor, starą komodę, jakąś tam kanapę, plastikowe stoły. Jakieś takie atrapy. No tak, jakbyś weszła, nie wiem, na ogródki działkowe do kogoś, kto ma jakąś tam altankę. I tak żyjemy prawie 3 lata – opowiada. I dodaje – Dla mnie to jest nie do pokonania w głowie.
– Dlaczego? – pytam.
– Ja sobie nie radzę w takiej sytuacji finansowej. Po prostu nie radzę sobie psychicznie. Dla mnie to nie do przejścia. Utożsamiam szczęście z dobrobytem. Tak jak za dziecka, u nas rodzina funkcjonowała dobrze wtedy, kiedy była kasa. Więc wchodząc do domu, co robię, żeby nie patrzeć? Telefon. Teraz już jest taka sytuacja, że nieważne czy ja pracuję, czy nie pracuję. Ciągle jestem na telefonie.
Pytam, co przez to rozumie.
– Tu nie chodzi o nawet sprawdzanie powiadomień. Nie. Wiesz, o co tu chodzi? O trzymanie w ręce i dotykanie telefonu. To jest coś, co ciągnie się za mną od kilkudziesięciu lat. A ja jestem pokoleniem przejściowym. I to my, ja, to pokolenie zachłysnęło się technologią, ponieważ czegoś nie mieliśmy i nagle zaczęliśmy mieć. Poczuliśmy wolność w sensie osobistym. Nie byliśmy traktowani podmiotowo jako dzieci. Technologia spowodowała, że nagle zaczęliśmy ingerować w rzeczywistość i wreszcie zacząć pokazywać się takimi, jakimi chcielibyśmy być.
*
Dorota jadąc samochodem musi dotykać telefonu, przewijać. Czuje wtedy spokój. Kiedy nie ma go blisko siebie, desperacko go poszukuje. Kiedy pracuje ma słuchawki na uszach. Cały czas coś musi coś brzmieć. Tekst, piosenka, podcast. Potrzebuje bodźców.
– To jest tak, jak z chodzeniem w biustonoszu. Chodzisz pewnie, nie? I weź któregoś dnia go nie załóż. Czujesz to? Że ci jest źle? Coś jest nie tak, nie? No, nie umyj zębów rano i jedź do pracy, do szkoły. To jest coś takiego. To jest dokładnie coś takiego – mówi.
– My jesteśmy trochę eksperymentem, wy już nie. My się tym zachłysnęliśmy. Za szybko to szło. Za szybko technologia zmieniła życie ludzi – dodaje po chwili.
*
Dorota uważa, że o nie jest kwestia tego, że ktoś jej zabierze telefon i problem będzie z głowy. Nie, bo znajdzie inne uzależnienie. Jej zdaniem to człowiek wchodzi w nałóg, a nie nałóg w człowieka. Otoczenie, w którym jesteś. Sposób, w jaki żyjesz. Szukasz najwygodniejszego nałogu. Po prostu. Dlatego dla wielu ludzi jest to telefon.
– Uciekam po prostu od życia. Do nocy siedzę na telefonie i właściwie nie robię nic konkretnego. Ja mogę, słuchaj, sobie wejść nawet na Vinted i przeglądać ciuchy. Znajdę sobie na przykład jakąś sukienkę, bo chciałabym sobie kupić. Bez sensu sobie oglądam, nie? I czuję już, że moje oczy mówią: idź spać, idź spać. A mój mózg mówi, nie, nie, nie, nie. I właściwie to telefon odkładam w momencie, kiedy już jestem na skraju – mówi.
Zdaniem Doroty jej pokolenie ma jeszcze możliwość i szansę zdania sobie sprawy z uzależnienia od nowych technologii.
– Kto widzi anomalię w dzieciach chodzących cały czas z telefonami? Powiedz, kto? – pyta mnie.
Wzruszam ramionami.
– Inni młodzi? Nie. Kto widzi? My, moje pokolenie. Dlaczego? Bo jako dziecko nie chodziłam z telefonem, bo go nie miałam. Bez sensu teraz jest też to, że obarczamy młodzież tym, że to zblazowane pokolenie. Póki co nie mam jeszcze siły, żeby walczyć z tym nałogiem. Cały czas sobie mówię, że jak skończymy ten dom, jeszcze coś tam zrobimy, to będzie lepiej. Ale nie teraz.
*
GAME C
Tryb znacznie różniący się wizualnie od poprzednich, zamiast kaczek gracz strzela do latających dysków, dyski wylatują w parach, gracz ma trzy strzały na zestrzelenie obu dysków. Ten tryb gry jest najtrudniejszy.
Dorota ma ogromne poczucie winy wobec dzieci. Oddaliła się od rodziny.
– To mnie popsuło. Każdego wieczoru starałam się być idealną mamą. Czytałam im bajki, śpiewałam kołysanki, ale jak tylko zasypiały, moje ręce same sięgały po telefon. Z czasem przestałam nawet czekać, aż zasną. Siedziałam obok ich łóżka, udając, że słucham, co mówią o szkole, ale z tyłu głowy miałam telefon – mówi.
– Masz do siebie żal? – pytam.
– Czuję się okropnie, ale nie mogę przestać. Telefon jest jak tarcza, która chroni mnie przed rzeczywistością. Wolę zatopić się w ekranie niż zmierzyć się z problemami finansowymi, z moim małżeństwem, z lękami, które przychodzą nocą. Każdy bodziec jest jak mała ucieczka, krótki moment spokoju w chaosie, który mam w głowie. Telefon stał się moim narkotykiem, a ja coraz bardziej oddalam się od własnych dzieci. Czuję, jak tracę z nimi więź, jak stają się dla mnie coraz bardziej obce.
Paradoksalnie dzieci Doroty potrafią żyć bez telefonu. Od dziecka trenują intensywnie sport.
– Po prostu mają jakiś mechanizm obronny przed zatraceniem się w telefonie. Syn jako dziecko miał ADHD na tle ruchowym. Nie miał nawet komputera. Nie interesowało go to. Miał potrzebę być ciągle w ruchu. Córka też od dziecka trenowała, ale zupełnie z innego powodu. Była wycofana – opowiada.
Dorota widzi ciekawość w moich oczach.
– Nie chcę, żeby to zabrzmiało naiwnie, ale w jakiś sposób je uchroniłam. Nie mają potrzeby imprezowania, palenia czy picia. Sama słyszę tylko: słuchasz mnie mamo? Kiedy nos mam w telefonie. Przeraża mnie to, ale sama nie mogę się powstrzymać.
Dorota każdego dnia obiecywała sobie, że jutro będzie inaczej, że spędzi więcej czasu z dziećmi, że odłoży telefon. Ale jutro zawsze było takie samo. Telefon stał się jej ucieczką od życia. Zwyczajnie przestała patrzeć na świat swoimi oczami.
*
Dorota chwyta za telefon i wpisuje coś w wyszukiwarkę.
– Kiedyś bardzo fajny obrazek widziałam, taki rysunkowy. Na jakiejś ławeczce siedziała mama z dzieckiem. Czytała książkę i chłopiec czytał książkę. Podeszła jakaś babka zapatrzona w telefon i spytała, jak pani to robi, że dziecko nie siedzi na telefonie – mówi do mnie patrząc w ekran. – Czekaj znajdę.
Pokazuje mi obrazek i wybucha śmiechem.
*
– Staramy się nie mówić, że to wina rodziców. Dlatego, że kwestie związane z technologią to jest niezmiernie świeża rzecz, więc rodzice, którzy w żaden sposób nie są tak zwanymi patologicznymi rodzicami, nie mają prawa wiedzieć, jak się zachować. Nie ma czegoś takiego jak zdrowy rozsądek, jeżeli chodzi o używanie technologii – tłumaczy dr Magdalena Rowicka, adiunktka w Instytucie Psychologii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej.
Naukowcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w latach 2022-2023 przeprowadzili badanie Problematyczne korzystanie ze smartfonu jako mediator pomiędzy phubbingiem rodziców a poczuciem samotności i funkcjonowaniem emocjonalnym. Badania dzienniczkowe adolescentów. Celem naukowym projektu było zbadanie, jak na dzieci wpływa to, że ich rodzice – w momencie bezpośredniego kontaktu z dzieckiem – jednocześnie używają smartfona.
Phubbing to połączenie dwóch słów: phone, czyli telefon oraz snubbing, czyli lekceważenie. Phubbing może przybierać różne formy: pisanie smsów, przeglądanie internetu, sprawdzanie godziny, odbieranie telefonów i inne podobne czynności w czasie rozmowy z drugą osobą. Korzystanie z telefonów komórkowych przez rodziców w obecności dziecka określane jest w literaturze jako phubbing rodzicielski.
Badanie pokazało, że phubbing rodzicielski prowadzi do problematycznego korzystania z telefonów przez dzieci, a częstsze korzystanie z telefonów przez rodziców przekłada się na wyższy poziom samotności i gorsze funkcjonowanie emocjonalne dzieci. Relacje rodzinne mają ogromne znaczenie w rozwoju uzależnień behawioralnych. Phubbing rodzicielski znacząco zwiększa ryzyko uzależnienia od telefonu komórkowego u nastolatków. Autorytarny styl rodzicielski, chaos i poczucie odrzucenia nasilają problematyczne używanie telefonu przez dzieci.
Czy na pewno jest tak, że korzystasz z telefonu, tableta, komputera wtedy, kiedy musisz, kiedy pracujesz, kiedy kontaktujesz się z rodziną, która jest gdzieś daleko i nie możesz inaczej się spotkać? Czy to nie jest tak, że sam rodzicu korzystasz z tego telefonu, żeby zabić trochę czasu, żeby się zrelaksować?
– Bo jeżeli my, jako rodzice, zaczniemy dawać to urządzenie od najmłodszych lat dziecku po to, żeby przestało płakać, po to, żeby się nie nudziło, to my de facto zaczynamy modyfikować jego zachowanie, jego reakcje emocjonalne poprzez jedną czynność, danie bajki czy danie urządzenia. I w ten sposób my jako rodzice też się zorientujemy, że to działa, w związku z czym nie będziemy próbować innych sposobów – opowiada dr Rowicka.
I wyrośnie nam dziecko dziesięcioletnie, które będzie nauczone tylko jednego sposobu radzenia sobie ze stresem, z płaczem, z nudą, z bólem. Więc nic dziwnego, że w przyszłości, gdy pokłóci się z koleżanką, kolegą, dostanie gorszą ocenę, co mu zginie, umrze kot, cokolwiek się wydarzy, co będzie stresujące, to pójdzie w ten obszar radzenia sobie ze stresem, który zna, czyli ekran, oglądanie filmów, granie w gry komputerowe, przeglądanie portali społecznościowych, czyli coś, co teraz nazywamy e-uzależnieniami.
Dlatego zapobieganie uzależnieniom powinno zacząć się od edukacji cyfrowej rodziców i młodzieży, promując odpowiedzialne i świadome korzystanie z technologii.
*
– Wiesz przypomniało mi się, że kiedy dzieci zasypiały grywałam do późnej nocy na komputerze w kaczki. Pamiętasz tę grę? – z ciekawością w głosie pyta mnie Dorota.
Kręcę przecząco głową.
– Gracz musi zestrzelić wylatujące z wysokich krzewów kaczki. Na każdym poziomie pojawia się dziesięć kaczek, które wylatują pojedynczo lub w parach w przypadku trybu gry Game B. Jeżeli gracz nie zestrzeli wystraczającej liczby – przegrywa. Czym wyższy poziom, tym szybciej poruszają się kaczki. Na poziomie 100 pojawia się błąd uniemożliwiający dalszą grę.
Dorota sięga po telefon. Pokazuje mi Duck Hunt na ekranie.
– Chcesz zagrać? Tylko, coś sprawdzę – mówi.
Wchodzi w ustawienia telefonu.
Czas przed ekranem.
Średnia dzienna: 12 h 28 min.
—
Photo by Cyriac Jannel on Unsplash
—
Reportaż powstał we współpracy z Fundacją Inspiratornia – zadanie współfinansowane ze środków Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych, na zlecenie Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom.
—
Gdzie szukać pomocy? Telefon zaufania 801 889 880
Ekspertami udzielającymi porad w Telefonie Zaufania są doświadczeni psycholodzy, skoncentrowani na szukaniu rozwiązań i motywowaniu osób zgłaszających się do podejmowania zmian służących rezygnacji ze szkodliwych zachowań. Działalność telefonu zaufania obejmuje prowadzenie konsultacji i udzielanie wsparcia psychologicznego osobom cierpiącym z powodu uzależnień od czynności i ich bliskim.
Poradnia online: https://
Porad udzielają: terapeuta, prawnik, psycholog, pracownik socjalny, pedagog, a odpowiedzi wysyłane są zazwyczaj nazajutrz po wpłynięciu pytania.
—
Nikola Budzińska – dziennikarka, absolwentka specjalizacji reportaż Uniwersytetu Warszawskiego. Stypendystka programu Fundacji Inspiratornia. Częściej pisze, choć ostatnio wyreżyserowała swoją debiutancką etiudę dokumentalną „Przyjadę i będę inna”.