Don’t try

Charles Bukowski miał w życiu cztery pasje: kobiety, alkohol, wyścigi konne i literaturę. Gdyby w marcu 1994 roku nie zmarł na białaczkę, skończyłby 16 sierpnia 2010 roku 90 lat. Byłem biedny i tak już miało […]


Charles Bukowski miał w życiu cztery pasje: kobiety, alkohol, wyścigi konne i literaturę. Gdyby w marcu 1994 roku nie zmarł na białaczkę, skończyłby 16 sierpnia 2010 roku 90 lat.

Byłem biedny i tak już miało zostać. Ale właściwie nie chciałem pieniędzy. W ogóle nie wiedziałem, czego chcę. Owszem wiedziałem: mieć jakąś dobrą kryjówkę, jakieś miejsce, gdzie mógłbym nic nie robić. Na samą myśl, że muszę kimś zostać, ogarniał mnie nie tylko strach, ale wręcz mdłości. Nie mogłem znieść myśli, że zostanę prawnikiem, radnym, inżynierem czy kimś takim. Ożenię się, będę miał dzieci, dam się złapać w strukturę rodzinną. Codziennie będę chodził do pracy i wracał. Niemożliwa sprawa. Robić to i owo, załatwiać jakieś proste drobiazgi, brać udział w rodzinnych piknikach, Gwiazdkach, Czwartych Lipca, Dniach pracy, Dniach Matki… czy człowiek rodzi się tylko po to, żeby znosić takie rzeczy, a potem umrzeć? Wolałbym już zmywać gary, wracać do jakiejś klitki i samotnie upijać się do snu. Tak widział świat młody Bukowski z pryszczatą twarzą, leżący na kanapie w swym pokoju, słuchający stacji radiowej z muzyką klasyczną. Na dole sierżant Henry Bukowski, weteran I wojny światowej, wydawał komendy, leczył kompleksy szarego, wcale niezamożnego i, wbrew snobistycznemu przekonaniu, nie lepszego od sąsiadów Amerykanina z przedmiejskiego bungalowu oraz szykował pas na takie okazje jak niedokładne koszenie trawy przez syna. Matka Katharina (Niemka; Bukowski urodził się w Andernach i tam Bukowscy mieszkali do 1923 roku) wykonywała domowe prace, zwracała się z pokorą do męża i wymagała przestrzegania wszystkich „nie wolno” (np. bawić się z innymi dziećmi), „trzeba” (np. co tydzień sprzątać dom), „należy” (np. chodzić w koszuli na modę niemiecką) od syna. A syn z niechęcią chodził do szkoły dla bogatszych (efekt ambicji rodziców), przeżywał pierwsze fascynacje traktującymi go jak powietrze kobietami, w odgrodzonym od świata zasłonami pokoju zaczytywał się w Dostojewskim, Céllinie, Whitmanie, Hamsunie, Saroyanie, a w piwnicy kolegi zakochiwał się w alkoholu, przeczuwając, że będzie to miłość na wieki. Wtedy też zaczął pisać – to również zostało mu na całe życie. Maszyna do pisania stała się jedynym sprzętem, który towarzyszył mu w licznych przeprowadzkach; pisał dużo i często, wiersze, opowiadania, powieści, artykuły, felietony, pisał i wysyłał, odsyłano, aż w końcu dostrzeżono jego talent, do czego przyczynili się jego pierwsi wydawcy, małżeństwo Jon i Louise Webb, oraz – przede wszystkim – John Martin, założyciel Black Sparrow Press, w którym ukazała się większość dzieł Bukowskiego. O czym można w nich przeczytać?

Życie potrafi być głupie jak wnętrze starych butów kiedy pies wyje na deszczu1

Przede wszystkim o autorze, ukazanym za pośrednictwem jego alter ego – Henry’ego Chinaskiego, który przez takie samo głupie, zaśmierdłe życie przedzierał się na swój własny sposób. Mieszkał w najtańszych hotelach, zapuszczonych czynszówkach. Wyprowadzał się zawsze, gdy zabrakło kolejnego przedłużenia terminu spłaty należności za wynajem. Czasem, gdy pustki w portfelu dawały się we znaki, próbował pracować, ale, jak pisał w Zapiskach starego świntucha, każda praca zżera człowiekowi najlepsze chwile jego życia, więc kierownicy magazynów, sklepów, domów handlowych szybko się go pozbywali – co przynosiło satysfakcję obu stronom. Jedynie posadę listonosza zatrzymał na dłużej. Do życia i otaczającego świata podchodził z wielkim dystansem, opisywał go z żartem i ironią. O wyborze zawodu pisał w Szmirze: …mieliśmy nauczycielkę, która zapytała: „Kim chcecie być, jak dorośniecie?” Większość chłopaków, że strażakami. Kretyni, przecież można się poparzyć. Większość spraw, które przeważająca część ludzkości uznaje za istotne i poważne, on traktował z humorem, po czym zostawiał na boku jako coś niegodnego zainteresowania. Jedynymi wartościami, którym mógłby się ukłonić, były wolność, tolerancja, życie według własnych przekonań – nie zaś idee narzucone przez system i socjalizację; dobra zabawa i – przede wszystkim – nieczynienie innym krzywdy, a może nawet: niewchodzenie im w drogę. Polityków uważał za bandę przygłupich darmozjadów (w felietonie do „Open City” pisał: jeśli ma się do wyboru Humphreya lub Nixona, to tak, jak gdyby się miało wybierać między zjadaniem ciepłego albo zimnego gówna), patriotyzm był dla niego sztuczną ekstazą wywoływaną przez przywódców, media i ludzkie spędy, podobnie jak religia, ułatwiająca marny żywot poprzez kreowanie istoty wyższej ( Wiara jest dobra dla tych, co ją mają. Mnie nią nie obciążajcie. Mam więcej wiary w mojego hydraulika, niż w wieczną istotę. Hydraulicy wykonują kawał dobrej roboty. Podtrzymują przepływ gówna). Zamiast zajmować się tego typu sprawami, Bukowski uwielbiał siedzieć na torze wyścigowym i obstawiać konie – w jednym z opowiadań opisał wymyślany przez lata analiz i obserwacji system, którego stosowanie miało poskutkować wygranymi w zakładach. I przede wszystkim – bar. Charles Bukowski uwielbiał przesiadywać w barze, pijąc piwo, whisky, rum, bourbon – nie gardził niczym. Czasem wychodził na tyły do bójki z barmanem, by wrócić poobijanym i znów pić, a rano budzić się nie wiadomo gdzie. Pił też oczywiście w domu; przypijał zarówno do pisania, jak i do leżenia, bo uważał, że każdy czasem potrzebuje parę dni poleżeć, nic nie robiąc, jedynie rozmyślając. Mawiał, że Alkohol jest prawdopodobnie jedną z najlepszych rzeczy, jakie pojawiły się na ziemi, pisał o sobie: Nie mam sobie równych jako kronikarz wódy i miał rację – niewielu pisarzy potrafiło tak dobrze wszczepić w swe teksty – prócz słów, myśli, emocji – zapach whisky i smak zimnego piwa. Do tego dymiące cygaro… i był zadowolony.

Ludzie po prostu mnie nie interesują

Unikał ich jak ognia. Gdy ktoś go o coś pytał, szykował się do ucieczki albo ucinał rozmowę celnym żartem. Nie lubił przyjęć, spotkań autorskich, grupowej pracy przy filmie (Bukowski napisał scenariusz do Ćmy barowej nakręconej przez Barbeta Schroedera), chodzenia do kina. Uwielbiał za to samotność w zaciszu swego mieszkania z dala od zawiści, głupoty, zazdrości, agresji i tym podobnych cech, które przypisywał gatunkowi ludzkiemu. Życie większości społeczeństwa uważał za nudne, schematyczne, bezsensowne i godne ubolewania. Jemy i jemy. Jesteśmy obrzydliwi, skazani na swoją nędzną egzystencję. Jemy, pierdzimy, drapiemy się, uśmiechamy i obchodzimy święta. Na uwagę zasługuje pierwsza osoba liczby mnogiej – Bukowski się nie wywyższał, nie odżegnywał od bycia częścią społeczeństwa, co jego komentarze czyniło jeszcze bardziej słusznymi, a to, w jakim stopniu stanowił tę część, możemy ocenić sami, czytając jego teksty. Jedynymi ludźmi, których Chinaski nie unikał, były atrakcyjne kobiety – kolejny ważny temat twórczości Bukowskiego i główne, obok Henry’ego Chinaskiego, bohaterki jego tekstów. Różne sumy krążą w legendach, ale można spokojnie założyć, że kobiet miał wiele, przy czym „wiele” oznacza więcej niż „bardzo dużo”. Najczęściej były to przelotne znajomości, erotyczne opisy w książkach Bukowskiego, ale zdarzała się też miłość. Najlepszym przykładem jest Jane Cooney Barker (pierwowzór Wandy z Ćmy barowej), z którą znajomość (i nocną kradzież kukurydzy) opisywał kilkakrotnie, której śmierć bardzo przeżył i której poświęcił jedne ze swych najpiękniejszych wierszy: Ćma barowa i Dla Jane, z całą miłością, której było za mało. W jednej z pierwszych scen filmu Mickey Rourke, który świetnie wcielił się w postać Bukowskiego, daje nowo poznanej Faye Dunaway, grającej Wandę, klucz do swego mieszkania, a na jej zdziwienie odpowiada, że jej ufa, bo tak jest prościej. Bukowski nie lubił komplikować sobie życia i, bez względu na to, że wielokrotnie mocno go doświadczyło, postępował z ludźmi prosto, kierując się uczuciami i emocjami, bez zbędnych reguł czy schematycznych norm towarzyskich. Kobietą, którą darzył równie wielkim uczuciem, była Linda Beighle, z którą w 1985 roku wziął ślub. Było to już jednak uczucie zupełnie inne, mniej szalone, a bardziej statyczne ze względu na wiek i pozycję Bukowskiego (ekonomiczną, społeczną – był już wówczas uznanym pisarzem), a w Sarze z „Hollywood” (literackim odpowiedniku Lindy) widać więcej ciepła, opiekuńczości i mądrości niż pięknego, pociągającego ciała ze szklanką w dłoni; bohaterka jest bardziej żoną i przyjacielem niż kochanką. Pasuje idealnie do obrazu z okresu, gdy Bukowski nie budził się już na chodniku, ale w łóżku, w swym domu w San Pedro, pisał wiersze pełne refleksji charakterystycznych dla starszego człowieka, który wiele przeżył, stał się znanym pisarzem i poetą, który udowodnił, że siłą woli i talentem można osiągnąć cel, a życie nie jest wcale takim koszmarem, tylko jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być.

Poezja jest tym co się zdarza gdy nic innego nie może2

Pisanie było czymś, co Charles Bukowski kochał w życiu najbardziej. Pisał, by uciec przed zwariowanym światem, przed ludźmi, by samemu nie zwariować i by tłumaczyć sobie życie. Wyobrażam go sobie, jak siedzi przy biurku, w ustach trzyma palącego się papierosa, na biurku stoi szklanka whisky albo butelka piwa, w tle słychać Bernsteina, a on zgarbiony stuka w klawisze, niczym medium pomiędzy myślami, ideami, uczuciami, a kartką wychodzącą z maszyny Underwood albo Royal. Pod koniec życia córka Marina (jedyne dziecko Bukowskiego, ze związku z Franc-EyE) podarowała mu komputer, ale nigdy się do niego nie przekonał. Bukowski traktowany jest przez wielu jako członek pokolenia beatników, społeczno-literackiego ruchu lat 50. i 60. z takimi postaciami jak Jack Kerouac, Allen Ginsberg czy William S. Burroughs. On sam jednak przez całe życie odżegnywał się od przynależności do jakiegokolwiek nurtu literackiego, a za beatnikami nie przepadał, łącząc ich (czasem mylnie) z hippisami, których uważał za śmiesznych, pozerskich narkomanów. Prawie całe życie spędził w Los Angeles, tworząc swój własny, oryginalny, niepowtarzalny styl, owszem wychodzący z tradycji literatury amerykańskiej, ale będący samotną wyspą na jej mapie. Świat jego tekstów to z jednej strony liczne upojenia alkoholowe i kace, bójki, szyderstwa, romanse, seksualne orgie, śmierdzący parter miasta. Ale to tylko pozory i kto na nich się zatrzyma, ten straci możliwość poznania Bukowskiego. Bo Bukowski to też wrażliwość, zdrowy dystans do rzeczywistości, sensowna krytyka amerykańskiego społeczeństwa, ludzkie potrzeby i emocje, piękne wiersze pełne nadziei, tęsknoty, ale i pogodzenia się ze światem. Niewiadomo, na ile Henry Chinaski był odpowiednikiem Bukowskiego, a na ile tylko kimś, kim autor chciał być. Ponoć mniej więcej pół na pół. Tak czy siak – obaj byli mężczyznami, których warto poznać i przy okazji na chwilę zrezygnować z codziennych czynności, by oszczędzony czas wykorzystać na zastanowienie się nad dystansem, nad sensem i nad tym, czy Chinaski nie miał przypadkiem racji, przynajmniej czasem (tym bardziej warto, że nie trzeba się wysilać, bo półki księgarń uginają się od wydawanych przez Noir sur Blanc dzieł Bukowskiego).

Na końcu filmu Factotum, nakręconego przez Benta Hamera na podstawie książki Bukowskiego o tym samym tytule, pada zdanie: If you’re going to try, go all the way. There is no other feeling like that. Więc nie próbuj, tylko idź na całość.

Tytuł artykułu odpowiada tekstowi epitafium na nagrobku Charlesa Bukowskiego.

1wiersz jeden dolar 25 centów za galon.

2wiersz Pisanie.

Książki, z których pochodzą zamieszczone w tekście cytaty:

Charles Bukowski, Faktotum, Noir Sur Blanc, Warszawa 2005.Tenże, Hollywood, Noir Sur Blanc, Warszawa 2002.Tenże, Kłopoty to męska specjalność, Noir Sur Blanc, Warszawa 2004.Tenże, Kobiety, Noir sur Blanc, Warszawa 2004.Tenże, Najpiękniejsza dziewczyna w mieście, Noir Sur Blanc, Warszawa 2002.Tenże, Szmira, Noir Sur Blanc, Warszawa 2002.Tenże, Listonosz, Noir Sur Blanc, Warszawa 2005.Tenże, Światło błyskawicy za górą, Noir Sur Blanc, Warszawa 2009.Tenże, Z szynką raz!, Noir Sur Blanc, Warszawa 2002.Tenże, Zapiski starego świntucha, Noir Sur Blanc, Warszawa 2002.Howard Sounes, Charles Bukowski. W ramionach szalonego życia, “Twój Styl”, Warszawa 2007.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa