Doktor Bond z PRL

„Bogowie” nie są filmem biograficznym. To film o dążeniu do celu i osiąganiu rzeczy niemożliwych. A także, co nietypowe w polskiej kulturze, o odnoszeniu sukcesu dzięki ciężkiej pracy i szaleńczej wytrwałości - o filmowej historii […]


„Bogowie” nie są filmem biograficznym. To film o dążeniu do celu i osiąganiu rzeczy niemożliwych. A także, co nietypowe w polskiej kulturze, o odnoszeniu sukcesu dzięki ciężkiej pracy i szaleńczej wytrwałości – o filmowej historii Zbigniewa Religi pisze Magdalena Chrzczonowicz. Film „Bogowie” wchodzi do kin w najbliższy piątek.

Niewiele mamy w Polsce filmów o osiąganiu wielkich rzeczy. Takich na skalę światową. Z jednej strony to dobrze, bo mamy swój, z roku na rok lepszy, styl filmowy. Z drugiej jednak – czasem brakuje w polskim kinie amerykańskiego rozmachu i dawki optymizmu. „Bogowie” to właśnie taki amerykański film, który wciąga, rozśmiesza, wyciska łzy, by ostatecznie podnieść na duchu i dać do myślenia.

Tomasz Kot jako Zbigniew Religa
Tomasz Kot jako Zbigniew Religa

Sama konstrukcja filmu przypomina nieco amerykański sen. Oto doktor Zbigniew Religa, polski self-made-man, wykształcony i zdolny lekarz, który marzy, by transplantacje serca odbywały się także w Polsce. W środowisku jego plany traktowane są jak niebezpieczne mrzonki. Religa przeprowadza się do mało prestiżowego, w porównaniu ze stolicą, Zabrza, by tam od zera zbudować własną klinikę. Zastaje budynek w stanie gorszym niż surowy, a odebranie dotacji oddala szanse na jego ukończenie.

Mimo spartańskich warunków zespół Religi zaczyna pracować. Przeszkód jest mnóstwo, problemy się piętrzą, emocje sięgają zenitu. W pewnym momencie „Bogowie” przypominają nieco film akcji: wszyscy są przeciwko, kto może przeszkadza, co tylko może – przestaje działać. W tym nadmiernym spiętrzeniu widzę jeden z niewielu słabych punktów filmu, jednak dzięki temu widz dostaje potężną dawkę humoru i wrażeń.

W tej gonitwie reżyser co jakiś czas przypomina, że chodzi o serce, a co za tym idzie – o śmierć i życie. Doktor ma ludzką twarz. Religa (w tej roli świetny Tomasz Kot) jawi się w filmie jako zdecydowany i odważny lekarz, a nie szaleniec opętany myślą o światowej sławie. Jak na wizjonera, Religa to całkiem miły, normalny facet.

„Bogowie” zdecydowanie nie są filmem biograficznym. Nie ma tu historii znanego człowieka. To film o dążeniu do celu i osiąganiu rzeczy niemożliwych. A także, co nietypowe w polskiej kulturze, o odnoszeniu sukcesu dzięki ciężkiej pracy i szaleńczej wytrwałości.

Film nie ma też ambicji stworzenia „obrazu epoki”, nie jest opowieścią o schyłku PRL-u. Jest jednak mocno osadzony w realiach historycznych, więc dodatkowo bawi to, jak Religa osiąga wielki cel. Szczegóły peerelowskiej codzienności zostały oddane perfekcyjnie: jest pędzący przez pola zielony fiat, obskurne szpitalne sale, filiżanki, garnitury i kanapy w hotelu pracowniczym. Klimat jest ponury, karnawał Solidarności dawno się skończył, a na pierwsze wolne wybory trzeba jeszcze chwilę poczekać.

Warto też podkreślić, że choć Religa nie był zwolennikiem partii (w jednej ze scen zarzeka się nawet, że po pieniądze do partii nie pójdzie), to PZPR w zasadzie sprzyja jego przedsięwzięciu. Wbrew polskiej tradycji, to nie władza ludowa jest tutaj głównym wrogiem nowatorskich metod kardiochirurga, ale tradycjonalizm lekarzy oraz mityczne wyobrażenia o tym, czym jest ludzkie serce.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa