Dobrzy Rosjanie nie istnieją
Nie miejmy złudzeń - rosyjskie społeczeństwo nie różni się dziś od Putina. [KOMENTARZ]
Dobrzy Rosjanie nie istnieją. Nawet jeśli od dziesięcioleci mają już inne obywatelstwo gdzieś w Niemczech, Francji, Izraelu czy Australii.
Szczególnie jeśli są to Rosjanie, którzy wyjechali na Zachód 10-15 lat temu, albo jeszcze wcześniej. Zwłaszcza jeśli to Rosjanie, którzy obecnie wyjeżdżają.
Nie uciekają od faszystowskiego Putina. Jadą w świat kierując się obawą o swój dobrobyt. Szukać komfortu, ostryg i jak mawiają „długiego rubla”, czyli łatwych zysków.
Zachowują się tam tak, jak robili to w Rosji – najpierw cicho się przypatrują, potem wyciskają z oka łzę, by potem wejść wszystkim na głowę, chowając się za swoją „wielką kulturą” lub prawami człowieka, o których milczeli w Moskwie, ale krzyczą w Europie. Wszyscy są im „dolżny” (coś winni)…
Mówią głośno i głośno się śmieją, krzyczą na dzieci używając przekleństw, zostawiają wokół bałagan i udają obłąkanych: – A szo takoje (A co się stało)?…
Nie domagali się masowo poszanowania praw człowieka w Rosji, bo odpowiada im sytuacja, w której 140-milionowe społeczeństwo, jest bite pałkami, rzucane twarzą na asfalt przez kilka tysięcy oficerów OMON-u, albo karmione niczym zwierzęta na ubój wprost z łopat koparek jak w 2016 r. na Placu Czerwonym. To im odpowiada.
Nie myślę nawet o tych setkach osób wychodzących na ulice Rosji, ani o „bohaterskich” wywiadach rosyjskich emigrantów. Tu nie ma co komentować i nie ma komu współczuć.
Zwrócę na nich uwagę, gdy w Moskwie i Petersburgu wyjdzie milion osób, które nie będą się bać, że OMON lub ktokolwiek inny ich przegoni…
Wszystkich nieszczęsnych Rosjan, którzy osiedlili się za granicą, należy odesłać do ich historycznej ojczyzny, napchanej walonkami, kapuśniakiem, kawiorem, wódką, pchłami i jajkami Faberge, gdzie w pijanym chórze zaśpiewają „Kalinkę” pod batutą Walerija Giergijewa, z arią Anny Netrebko i na instagramie Ksienij Sobczak („rosyjska Paris Hilton”).
Nie od dziś rosyjskie elity umieszczały za granicą kapitał na nafcie i gazie. A obecnie emanują owym krwawym bogactwem w Europie, Azji, Ameryce czy Afryce niczym radioaktywny uran – niewidoczny, ale zabójczy.
Niewidoczny do pewnego momentu.
Wszyscy ci, znani i nieznani zwykli obywatele Rosji, czekają na sygnał Kremla – od Putina lub tego, kto będzie po nim – by zainicjować destrukcyjną reakcję łańcuchową. Gdy wraz z rodakami na całym świecie zaczną eksplodować swoimi rosyjskimi zwyczajami, niszczyć państwa, zatruwać narody i podporządkowywać się faszystowskim regułom.
Społeczności rosyjskie na całym świecie są równie niebezpieczne jak ISIS. To nie są wymysły – to rzeczywistość z jaką przyszło się nam przez lata mierzyć w Ukrainie, a jeszcze nieoczywista dla Zachodu.
Portal Meduza? Telewizja Deszcz? Dla mnie są toksyczne, jak każdy „obrońca praw człowieka” – stalker z rosyjskim paszportem.
Jeśli martwi ich los Rosji, niech tam jadą i ten los zmieniają, umierają za nią, tak jak nasi ludzie umierają za Ukrainę. Zamiast tego opisują dramatycznymi głosami oderwane kończyny naszych dzieci, zdruzgotane oczy naszych kobiet czy zimne uśmiechy naszej armii.
W każdym kraju na Zachodzie i Wschodzie należy odrzucić pieniądze osób z rosyjskimi paszportami, w przeciwnym razie jest tylko kwestią czasu, kiedy usłyszymy ich hasła o „Russischer Lebensraum”, głoszone z plaż Dubaju czy Biarritz.
Dobrzy Rosjanie nie istnieją. Jeszcze się nie urodzili.
Iryna Podolyak – posłanka Rady Najwyższej Ukrainy (2014-2019), Wiceminister Kultury Ukrainy (2019-2020), Przewodnicząca zarządu NGO Coalition for Culture (Koalicji NGO dla Kultury).
Fot. Ant Rozetsky / Unsplash.