„Dobrze sypiasz? A powinieneś się bać”. Groźby szefa chińskiego Instytutu Konfucjusza na Słowacji
Chiny starają się wpływać na świat akademicki i dążą do stłumienia wolnej i krytycznej debaty na temat swojego reżimu.
„Dobrze sypiasz? Idąc ulicą powinieneś się bardzo bać…” – gdy słowacki ekspert ds. Chin – Matej Šimalčík i jego koledzy z Centralnego Europejskiego Instytutu Studiów Azjatyckich (CEIAS) otrzymali e-mail zawierający te słowa, byli zaskoczeni nie tyle treścią, co osobą jego nadawcy. Agresywna wiadomość pochodziła od dyrektora Instytutu Konfucjusza w Bratysławie (KIB) – Luboslava Štory. Niedawno brał on udział w badaniu dotyczącym chińskiej obecności na uczelniach słowackich, nad którym pracował Šimalčík.
Wielki Brat obserwuje cię
Štora był w przeszłości dyrektorem chińskiej firmy ZTE na Słowacji. To technologiczny gigant, który jest potencjalnym dostawcą technologii 5G w tym kraju.
Jak wynika z wiadomości Štory, jest on również zaangażowany politycznie. Swój mail napisał w czasie, gdy Pekin wciąż odpiera krytykę swoich działań na świecie. Oczywistym celem stają się badacze z Unii Europejskiej i z Wielkiej Brytanii, którzy otwarcie krytykują represje wobec Uygurów w zachodnim regionie autonomicznym Xinjiang lub wysuwają podejrzenia o szpiegostwo ze strony giganta Huawei.
W marcu 2021 r. Chiny nałożyły antyunijne sankcje na europejskich polityków – w tym słowacką posłankę do Parlamentu Europejskiego Miriam Lexmann. Na liście znaleźli się też przedstawiciele czołowych europejskich think-tanków badających Chiny, m.in. Adrian Zenza z Mercator Institute for Chinese Studies (MERICS) w Niemczech oraz Björn Jerden ze szwedzkiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Kiedy Matej Šimalčík złożył skargę do dyrektora Instytutu Konfucjusza, Štora wysłał kolejny krótki e-mail: „Bądź cierpliwy. Wielki Brat cię obserwuje”. Poprosiliśmy dyrektora Instytutu Konfucjusza o wypowiedź, ale nie odpowiedział na naszą wiadomość.
Koń trojański brutalnego reżimu
– Przerażają mnie te groźby. Wolność słowa jest podstawowym prawem, a tym samym podstawową zasadą demokratycznego społeczeństwa. Trzeba jej chronić w działalności naukowej i badawczej – komentuje Miriam Lexmann. – To smutne, że groźby ze strony przedstawicieli Komunistycznej Partii Chin, chińskich firm czy innych grup stają się powszechne i dotykają tych, którzy wskazują na akty łamania praw człowieka w Chinach i Hongkongu, ich agresywne zachowanie na arenie międzynarodowej, kłamstwa na temat pandemii Covid-19, inwestycji w krajach które są skorumpowane lub kradną własność intelektualną naszych firm – dodaje słowacka polityk.
Lexmann uważa, że zbyt długo naiwnie wierzyliśmy, że Chiny są zainteresowane jedynie współpracą i handlem. Jej zdaniem, staje się coraz bardziej jasne, że kraj ten staje się coraz większym zagrożeniem dla społeczeństw demokratycznych. – Stopniowo odkrywamy, że Instytuty Konfucjusza na całym świecie są „trojanami” brutalnego reżimu totalitarnego. Jeśli chcemy bronić wolności słowa, nawet w przestrzeni akademickiej nadszedł czas, aby przyjrzeć się bliżej działalności tych instytutów na Słowacji i przeciwstawić się groźbom i przymusowi, które reprezentują. Naszym obowiązkiem jest obrona praw i wolności naszych obywateli – a nie organizacji kontrolowanych przez reżim totalitarny – dodaje Lexmann.
Czym są Instytuty Konfucjusza?
Instytut Konfucjusza w Bratysławie powstał w 2007 r., na mocy porozumienia między Uniwersytetem w Tianjin a Słowackim Uniwersytetem Technicznym (STU) w Bratysławie. Innymi partnerami instytutu na Słowacji są m.in. Uniwersytet Ekonomiczny w Bratysławie, Uniwersytet Rolniczy w Nitrze czy Uniwersytet Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy.
– Ich podstawową funkcją jest szerzenie wiedzy o chińskiej kulturze i języku. Mają jednak inne zadania – wpływanie na akademicki i publiczny dyskurs o Chinach, rozpowszechnianie propagandy czy nadzorowanie chińskich studentów za granicą – mówi Matej Šimalčík. – Instytuty Konfucjusza znajdują się pod bezpośrednią kontrolą chińskiego Ministerstwa Edukacji, a tym samym Komunistycznej Partii Chin. Pod maską wymiany kulturalnej czy współpracy akademickiej, mają uciszać głosy krytyki wobec KPCh, promować wysoce wybiórczą wersję chińskiej historii, kultury i polityki wewnętrznej. Wykazano również, że działają jako chińskie centra szpiegowskie – dodaje Šimalčík.
Kolejnym problemem jest, według niego, nieprzejrzyste finansowanie. – Dlatego część państw i uczelni zakończyło w ostatnich latach współpracę z nimi – mówi. Przykładem kilka uniwersytetów z Niemiec, Szwecji i innych krajów Europy i Ameryki Północnej w latach 2019 i 2020. Jednym z tematów, które badał w CEIAS, były chińskie wpływy w słowackich uniwersytetach. To właśnie zauważono w KIB. Rektor STU Miroslav Fikar nie zareagował na agresywną komunikację wobec słowackiego naukowca tłumacząc swoją decyzję tym, że Instytut Konfucjusza w Bratysławie jest organizacją non-profit z odrębną osobowością prawną, a więc nie jest częścią STU.
Rosnące wpływy Chin w świecie akademickim to zdaniem Šimalčíka bardzo niepokojący trend. – Widzimy, że kraj ten wykorzystuje wiele instrumentów do budowania swojego wpływu – od zapewnienia funduszy, nauczycieli, poprzez tworzenie wspólnych ośrodków badawczych, po różne metody przymusu. Celów takiego wysiłku jest wiele: zapewnienie transferu technologii, budowanie więzi z lokalnymi elitami i wpływanie na dyskurs o Chinach – mówi Šimalčík. Według niego, w przypadku STU, która jest uczelnią techniczną, największe ryzyko dotyczy bezpieczeństwa, technologii transmisji, szpiegostwa przemysłowego i reputacji a nie wpływu na dyskurs akademicki o Chinach. Martwi się też o inny wymiar. – Instytut Konfucjusza prowadzi też szereg działań poza uczelnią. Poprzez tak zwane wykłady Konfucjusza uczy o Chinach także na innych słowackich uniwersytetach i w szkołach średnich – mówi.
Ryzyko leży jego zdaniem zwłaszcza w kształceniu nowego pokolenia ekspertów ds. Chin na Słowacji przez organizację znajdującą się pod wpływem chińskiego rządu totalitarnego.
Oczywiście, według Šimalčíka, współpraca z chińskimi podmiotami może być korzystna, ale najpierw należy wykluczyć ryzyko, jakie póki co ze sobą niesie.
UE zmienia spojrzenie na Pekin
Najbardziej widocznym przykładem, że tak się nie dzieje, jest Budapeszt, gdzie filia chińskiego uniwersytetu Fudan ma być związana chińską mega-pożyczką. – Wpływy chińskie na Węgrzech to problem długofalowy. Rząd Viktora Orbána jest najbardziej pozytywnie nastawiony do chińskich działań w ramach krajów V4. Utworzenie oddziału Fudan University jest w zasadzie wisienką na torcie – komentuje Šimalčík. – Koszty będą wyższe niż cały roczny budżet innych węgierskich uniwersytetów – dodaje.
– Z kraju ocenianego wyłącznie jako szansa gospodarcza, Chiny zaczęły być stopniowo postrzegane jako konkurent i rywal – mówi Šimalčík. Dlatego możemy się spodziewać, że również między Chinami a UE będą powstawać większe i mniejsze spory. – Różne postrzeganie wartości, takich jak prawa człowieka i demokracja, wraz z rosnącą gotowością Chin do promowania ich we własnej interpretacji, przyczynia się do powstawania konfliktów – mówi Šimalčík.
Jedną z ważniejszych kwestii, którą już monitorują jego europejscy koledzy, jest stosowanie narzędzi wojny hybrydowej. – Narzędzia, których używają Chiny, są podobne do tych, którymi dysponuje Rosja, choć cele ich użycia są inne – mówi.
O ile działania Rosji kierują się przede wszystkim na podważanie wartości demokratycznych i celową polaryzację społeczeństw, o tyle Chiny starają się wpłynąć przede wszystkim na lokalne elity.
A wszystko po to, aby mieć wpływ na politykę zagraniczną wobec Chin i uniknąć jakiejkolwiek krytyki chińskich zachowań i polityki wewnętrznej partii komunistycznej.
Mirek Tóda
fot. Aaron Greenwood/ Unsplash
Artykuł ukazał się w DennikN.sk i Visegrad Insight i jest częścią współpracy pomiędzy wiodącymi wyszehradzkimi mediami: Denik.cz, DennikN.sk, Visegrad Insight, Res Publica Nowa, Onet.pl, Telex.hu. Tytuł, wprowadzenie i skróty pochodzą od redakcji.
Projekt współfinansowany przez UE.