„Człowiek mieszka w tym domu który się bawi z wężami…”

27 stycznia minął – jak mija każda rocznica. Pytanie: co pozostało?


27 stycznia odbyły się obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz. Za bramą główną oświęcimskiego lagru zebrał się kilkutysięczny tłum tych, którzy swoją obecnością pragnęli dać wyraz przekonaniu, że pamięć o zagładzie nie powinna nigdy zaniknąć. W obchodach uczestniczyło także 300 ocalonych z Auschwitz świadków i dyplomaci z blisko 50 państw.

„A mimo wszystko (…) nie znikczemniał”    

Przed kilkoma dniami, pod osławionym napisem Arbeit macht Frei, przeszło tysiące osób. Gdy uczestnicy obchodów dotarli na miejsce uroczystości, w całkowitej niemal ciszy rozbrzmiały słowa kolejnych przemówień. Świadkowie zagłady apelowali do wszystkich narodów i do przywódców państw świata o pamięć dla ofiar – ofiar Auschwitz, całego Shoah i innych tragedii, które pochłonęły ludzkie istnienia – wydarzeń w Darfurze, Kosowie czy tych ostatnich, w Paryżu. „Nie chcemy, by przyszłość naszych dzieci była tak samo straszna, jak nasza przeszłość” – mówił Roman Kent, jeden z ocalałych świadków oświęcimskiej tragedii.

Zabierający głos przypominali jednocześnie, że nawet w tamtych strasznych dniach, poprzedzających 27 stycznia 1945 roku istnieli tacy, którzy mieli odwagę i siłę, by przeciwstawiać się puszczonej w skonstruowanej przez człowieka machinie zagłady – ruch oporu AK, Polska Partia Socjalistyczna czy Bataliony Chłopskie. „Jesteśmy w miejscu, gdzie runęła kiedyś nasza cywilizacja – w miejscu, gdzie systematycznie realizowano plan odebrania człowiekowi jego godności. Gdzie niemieccy naziści uruchomili prawdziwy przemysł śmierci, a istotę ludzką redukowano do wytatuowanego obozowego numeru”, mówił podczas uroczystości Prezydent Polski Bronisław Komorowski, po czym dodawał: „Czym jest dziś pamięć o Auschwitz? To pamięć o cierpieniu i zagładzie, to wspomnienie wciąż otwartej rany, to pamięć o miejscu przeklętym, które odcisnęło piętno na każdym, kto się do niego zbliżył. To także pamięć o tym, że nawet w obliczu największego upadku możliwe jest bohaterstwo i świętość”. W zacytowanych powyżej słowach prezydenta dwa sformułowania wydają się szczególnie adekwatne. Są nimi: „wciąż otwarta rana” i „miejsce przeklęte”. Zastanówmy się nad nimi.

fot. Yam Amir / Flickr / CC

„Czarne mleko poranku pijemy je wieczór / Pijemy je w południe o świcie pijemy je nocą / Pijemy pijemy…”

Czym jest „wciąż otwarta rana”? To taka, która wciąż boli, wciąż doskwiera, wciąż krwawi. Być może ropieje – lecz nigdy się nie zabliźnia. Odnawia się nam (w nas) i nie daje o sobie zapomnieć. Czym jest „przeklęte miejsce”? To miejsce nieznośne, miejsce, w którym niemożliwe jest przebywać. Lokacja, która przytłacza nas, przeraża i niszczy. Miejsce przeklęte można też rozumieć jako przestrzeń objętą anatemą, przestrzeń potępioną przez jakąś instancję. Te dwa sformułowania wykorzystane przez Bronisława Komorowskiego idealnie oddają nie tylko charakter przypisywany samemu Auschwitz – które jest synekdochą całej zagłady – ale też pewną niemożność, cechującą nasz własny stosunek do świata lagrów, katów i ofiar.

Nie można pozostawać w miejscu przeklętym. Nie sposób jednak zapoznać otwartej rany. Pozostaje więc jakże trudna pamięć – tak często przywoływana w czasie tegorocznych obchodów –pielęgnowana przez kolejne i kolejne pokolenia, dla których Auschwitz stanowić to nie tylko pomnik zagłady, ale również przestrogę. Właśnie w imię tego, tłumy ludzi przechodzą co roku pod bluźnierczym napisem umieszczonym na obozowej bramie.

Słowa ArbeitmachtFrei znają wszyscy. Jest to przeinaczona przez Lorenza Diefenbacha formuła, którą zaczerpnięto z Ewangelii Jana (J 8, 32). Oryginalny cytat (WahrheitmachtFrei – „Prawda czyni wolnym”) przekształcono w niesławne „Praca czyni wolnym”. Obóz w Auschwitz został wyzwolony. Niech więc powróci prawda, o której będziemy pamiętać! Tu niestety pada pytanie, które stanowi konsekwencję tego rozdarcia znaczonego przez słowa o krwawiącej wciąż ranie i przeklętym miejscu. Jaka prawda ma powrócić?

Wycieczka dzieci w Auschwitz, 12 września 2010 / fot. Ramocchia / Flickr / CC

„U nas w Auschwitzu…”

Obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu nie były jedynie czasem refleksji, pamięci i żałoby. Nim wybrzmiały słowa kolejnych okolicznościowych przemówień, przez uroczystą otoczkę zaczęła przebijać codzienność. Powróciła na wokandę kwestia „polskich obozów śmierci” i „współwiny” – głównie za sprawą austriackich, włoskich i brytyjskich mediów; Ten sam passus ukazał się na blogu posłanki SerenyPellegrino z partii Sinistra, Ecologia, Liberta; Wiele rozgłosu wzbudził incydent związany z niefortunnym „włamaniem” na teren Muzeum Auschwitz-Birkenau, którego mieli się dopuścić włoscy delegaci. Wreszcie, polskie środowisko żydowskie zaczęło domagać się dymisji dyrektora kompleksu, Piotra Cywińskiego, odpowiedzialnego za „skandaliczną organizację obchodów”, w ramach której „Żydów polskich w ogóle nie dopuszczono na uroczystości. Skierowano (…) [ich] do drugiej części obozu i nie pozwolono nawet na zapalenie tradycyjnej świecy dla zmarłych”. Oburzenie wywołało także niedopatrzenie organizatorów, jakim było pominięcie wśród zaproszonych gości córki rotmistrza Witolda Pileckiego… Tak oto, w mgnieniu oka, powraca wszystko.

Wszystko to, co znamy od tak dawna. Wszystko, co zdążyło się już opatrzeć i osłuchać. Znów studia telewizyjne, radiowe zapełniły się „podkrawaconymi” politykami, wykrzykującymi jeden przez drugiego: „hańba, skandal, obraza narodu!”. Znów dziennikarze dumali nad chwytliwymi tytułami zjadliwych artykułów, znów fora internetowe zionęły nienawiścią. Nic dziwnego – to przecież „normalne”. To wszak, niestety, zwyczajny sposób, w jaki „radzimy sobie” z pamięcią o zagładzie. Być może właśnie on najlepiej ukazuje, jak bardzo jesteśmy bezradni wobec „otwartej rany” i „przeklętego miejsca”. A może to tylko nasza zła wola.

„Śmierć jest mistrzem z Niemiec”

Nie w tym rzecz, by usprawiedliwiać, czy bagatelizować organizacyjne potknięcia, tym bardziej, że niektóre z nich są znaczne. Dlaczego jednak całość dyskursu o rocznicy wyzwolenia została – ostatecznie – sprowadzona do personalnych i politycznych rozgrywek? Dlaczego słowa „pamięć” i „żałoba” zmieniono na, tak dobrze znane, pokrzykiwania o „zdradzie” i „skandalu”? Pytania te pozostaną bez odpowiedzi.

Istnieje jedynie nadzieja, choć krucha, że każda następna rocznica wyzwolenia jeńców miejsca kaźni, jakim było Auschwitz-Birkenau, będzie przybliżać nas do refleksji o potrzebie porzucenia (ważnych – to prawda) sporów i o konieczności wspólnej konfrontacji z, być może, najtrudniejszą prawdą Oświęcimia. Wybudowane na polskich ziemiach przez niemieckich nazistów obozy stanowiły niewyobrażalną w kontekście skali, celu i zastosowanych środków tragedię. Tragedię, jakiej próżno szukać na kartach historii. Jednak machina śmierci, w takiej lub innej postaci, na mniejszą lub większą skalę, działała i działa w wielu krajach, pod wieloma szerokościami geograficznymi.

Niczego w takim ujęciu nie zmieni wzajemne (choć z pewnością istotne, chociażby z punktu widzenia polityki historycznej) przypisywanie konkretnym nacjom wyłącznej, czy pośredniej „winy”. Auschwitz-Birkenau upamiętnia i zmusza do rozważań nie tylko o Shoah, ale też o tych wszystkich hekatombach, które dojrzały w sercu cywilizacji. Koniec końców są to nasze – ludzkie – obozy zagłady.

Śródtytuły pochodzą z książek Paula Celana, Fuga Śmierci, Primo Leviego Czy to jest człowiek? i Tadeusza Borowskiego U nas w Auschwitzu.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa