Co z tą Rosją?

Europa wie, że popełniła poważne błędy w relacjach z Rosją, ale porzucenie złej polityki nie wystarczy.


Wyciągnięcie wniosków z przeszłości to jedno, ale wymyślenie realnego nowego podejścia to już trudniejsza sprawa. Wynika to z wielu niewiadomych: począwszy od wyniku wojny w Ukrainie do wewnętrznej dynamiki reżimu.

Czternaście miesięcy po rozpoczęciu rosyjskiej ofensywy na Ukrainie, jej rezultat pozostaje mglisty. Rosja utknęła na polu walki, ponosząc ogromne straty, zarówno, jeśli chodzi o ludzi, jak i sprzęt, ale nie wiadomo jeszcze, czy Ukraina wygrywa. Podczas gdy Zachód słusznie skupia się na dozbrajaniu Ukrainy i dyskutuje o jej ewentualnej powojennej odbudowie, niewiele można powiedzieć o tym, jak będzie wyglądała jego polityka wobec Rosji po zakończeniu działań wojennych.

Jednym z oczywistych powodów, dla których europejscy przywódcy mogą być ostrożni w kwestii wizji przyszłych relacji z Rosją, jest skupienie się na sprawie najważniejszej, czyli wygraniu wojny. Każda publiczna dyskusja na temat przyszłej strategii wobec Rosji może ujawnić znaczące różnice pomiędzy kluczowymi graczami, tworząc napięcia i niszcząc imponującą jedność Zachodu w pomaganiu Ukrainie w wygraniu wojny. Nie wiadomo też, na jakich warunkach można osiągnąć pokój i czy wojna zakończy się wyraźnym zwycięstwem którejś ze stron, czy też jakimś kompromisem.

Z tego wynikają zasadnicze pytania, które zadają sobie przywódcy i analitycy:

  • Czy po wojnie Rosja nadal będzie Rosją Putina?
  • Jeśli nie Putina, to czy będzie to Rosja putinowska z innym przywódcą z tego samego kręgu?
  • Czy opozycja przejmie władzę i skieruje kraj na drogę zbliżenia z Zachodem i demokracji?

I wreszcie i najważniejsze – czy Rosja, która wyjdzie z tej wojny, porzuci swoje imperialne ambicje?

Dziedzictwo: błędna polityka wobec Rosji

Zanim zwrócimy się ku przyszłości, warto przyjrzeć się lekcjom z przeszłości. Po 1989 r. Zachód wierzył, że Rosja może się zdemokratyzować i zbudować bliskie relacje z Europą.

Pomimo licznych niepowodzeń tego scenariusza, w tym stopniowego demontażu swobód demokratycznych w Rosji przez Putina, a także interwencji Rosji w Czeczenii w 1999 roku i wojny z Gruzją w 2008 r., Zachód utrzymał kurs próbujący uwieść rosyjskich przywódców. Niektórzy wierzyli, że rosyjska klasa średnia prędzej czy później zbuntuje się przeciwko rządom Putina i skieruje Rosję z powrotem na kurs ku demokracji. W grudniu 2013 r. taką nadzieję miał jeden z czołowych ekspertów od Rosji i przestrzeni postsowieckiej, Zbigniew Brzeziński (raczej jastrząb niż gołąb w kwestii podejścia do Rosji):

„Jest tylko kwestią czasu, zanim stanie się oczywiste dla elit społecznych Rosji, że polityka twardej ręki Putina ma bardzo ograniczone perspektywy sukcesu. Prędzej czy później przestanie on być prezydentem. A niedługo potem Rosja – a zwłaszcza jej rodząca się nowa klasa średnia – dojdzie do wniosku, że jedyną ścieżką, która ma sens, jest stanie się również prawdziwie nowoczesnym, demokratycznym, a może nawet kluczowym państwem europejskim” („Financial Times”, grudzień 2013 r.).

Mimo pojawiających się głosów ostrzegających przed „reimperializacją” Rosji, nadzieja na „normalizację” tego kraju motywowała przywódców USA i Zachodu do zaangażowania gospodarczego. Nawet kraje o głębokiej podejrzliwości wobec Rosji, takie jak Polska (zarówno pod rządami PiS, jak i PO) ostrożnie testowały gotowość Putina do budowania lepszych relacji ze swoimi byłymi satelitami, obecnie mocno osadzonymi w obozie zachodnim.

Podobnie jak Brzeziński, zachodni stratedzy mieli nadzieję, że selektywne zaangażowanie Moskwy może stopniowo zastąpić jej imperialne instynkty korzyściami płynącymi z głębszej integracji gospodarczej i bardziej demokratycznego systemu rządów. Wierzono, że Rosja pogodzi się z utratą imperium w taki sam sposób, jak uczyniły to już inne europejskie potęgi, takie jak Francja, Wielka Brytania i Niemcy.

Wiara w to, że głębsze zaangażowanie gospodarcze nieuchronnie doprowadzi do zmian, była szczególnie silnie odczuwana przez Niemcy i, w mniejszym stopniu, przez Francję, dwie wiodące potęgi o długiej historii konfrontacji i współpracy z Rosją. Kulminacją podejścia Wandel durch Handel (zmiana poprzez handel) było zaangażowanie Niemiec w rosyjski plan ominięcia środkowoeuropejskich sąsiadów w dostawach gazu do Europy Zachodniej.

Przez prawie 20 lat kolejne niemieckie rządy uparcie odmawiały uznania, że gazociąg Nord Stream na Morzu Bałtyckim nie był tylko „biznesowym przedsięwzięciem”, ale przede wszystkim politycznym projektem dwutorowej imperialnej strategii Rosji; pierwszym było zneutralizowanie i odizolowanie niepodległych byłych satelitów, takich jak Polska czy Ukraina, a drugim – uzyskanie wpływu na same Niemcy.

Ostrzeżenia Polski, kluczowego wschodniego sąsiada Niemiec, że jest to zła polityka, odrzucano nawet po pierwszej rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2014 r. aż do ponownej napaści rok temu.

Unia Europejska i Rosja odbyły ponad 30 szczytów od czasu podpisania umowy o partnerstwie i współpracy w 1997 r., nawet po inwazji na Gruzję, która pokazała, że imperialne i rewizjonistyczne cele nie były tylko „pustym gadaniem” Putina, ale stanowiły rdzeń jego polityki.

Zachodnia niejednoznaczność wobec putinowskiej Rosji stała się wyraźnie widoczna po Euromajdanie w 2014 r. Z jednej strony Unia zaoferowała Ukrainie umowę stowarzyszeniową i zaangażowała się w proces reform. Z drugiej kraje Unii nie zaprzestały układów z Putinem po aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny na wschodzie Ukrainy. Zamiast tego Francja i Niemcy popchnęły Ukrainę do zaakceptowania wadliwych porozumień z Mińska.

W 2016 r. Federica Mogherini przedstawiła pięciopunktowy plan, który określał stanowisko Unii. Obejmował on pełne poparcie dla porozumień mińskich (w których negocjacje UE nie była zaangażowana), wzmocnienie relacji z państwami Europy Wschodniej i Azji Środkowej, wzmocnienie odporności Europy w zakresie bezpieczeństwa energetycznego i zagrożeń hybrydowych, selektywne zaangażowanie w relacje z Rosją w kwestiach zagranicznych (Bliski Wschód, Iran, Syria, Korea Północna) oraz wsparcie dla rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego.

Dziś wiemy, jak złym pomysłem były porozumienia mińskie i że selektywne zaangażowanie, a także energetyczna odporność były iluzją. Nawet niemieccy politycy przyznają, że Berlin powinien przeprosić (choć Angela Merkel powiedziała, że „nie będzie przepraszać” za swoją politykę wobec Rosji), a co ważniejsze – dostarczać (trochę opieszale, ale jednak) broń na Ukrainę i deklarować, że zwycięstwo Kijowa jest warunkiem trwałego pokoju.

Przyszłość: nowa doktryna powstrzymywania

Niniejsza analiza opiera się na zachowawczym scenariuszu, który dziś wydaje się prawdopodobny: brak formalnego traktatu pokojowego między Moskwą a Kijowem, ale względne zwycięstwo militarne Ukrainy, obejmujące wycofanie wojsk rosyjskich przynajmniej ze wschodniej Ukrainy (odzyskanie Krymu wciąż wydaje się trudne, choć nie niemożliwe). Tak zdefiniowana klęska Rosji otworzyłaby drogę do zmiany przywództwa w Moskwie, co z kolei wymagałoby spójnej polityki Unii wobec Rosji.

Do czasu osiągnięcia pełnego pokoju poprzez formalny traktat i powrotu Rosji do przestrzegania norm międzynarodowych, polityka europejska wobec Moskwy powinna kierować się trzema zasadami składającymi się na nowe podejście containment:

  • Kontynuacja sankcji do czasu pełnego wycofania się Rosji z terytoriów ukraińskich, w tym z Krymu.
  • Uzyskanie reparacji wojennych dla Ukrainy.
  • Postawienie przed międzynarodowymi trybunałami wszystkich odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne.

Cel kontynuowania sankcji jest prosty: Europa powinna dążyć do uniemożliwienia Rosji odbudowy jej potencjału militarnego w krótkim i średnim okresie i odnowienia imperialnego parcia na podporządkowanie sobie Ukrainy lub któregokolwiek z jej sąsiadów.

W szerokim ujęciu, początkowa polityka wobec Rosji powinna kierować się powstrzymywaniem (containment) – uniemożliwieniem Rosji wywierania wpływu lub kontroli nad Unią Europejską i jej sąsiadami. Oznaczałoby to w efekcie, że sankcje powinny pozostać w mocy do czasu podpisania traktatu pokojowego z Ukrainą i do czasu, gdy Rosja jednoznacznie da do zrozumienia, że rezygnuje z imperialnych ambicji w stosunku do swoich sąsiadów.

Jednocześnie Unia powinna wspierać wszelkie działania rosyjskiej opozycji, a nawet członków obecnej elity rządzącej, zmierzające do przywrócenia w tym 140-milionowym kraju demokratycznych, odpowiedzialnych rządów. Perspektywa demokratycznej Rosji jest obecnie nikła, ale wielu komentatorów uważa, że znaczna część rosyjskiego społeczeństwa z zadowoleniem przyjęłaby powrót do odpowiedzialnego rządu cieszącego się legitymacją wyborczą. Sukces demokratycznej Ukrainy może odegrać tu kluczową rolę: pokaże, że zbliżone historycznie do rosyjskiego społeczeństwo przeszło drogę od sowietyzacji i oligarchii do demokracji (choć historyczne różnice między oboma społeczeństwami też oczywiście trzeba mieć na uwadze). To właśnie zwrot ku demokracji w Ukrainie i perspektywa zarażenia się demokratycznymi aspiracjami była jednym z czynników powodujących interwencje Putina w 2014 i 2022 r.

Znaczenie europejskiej obrony

Europa musi kontynuować obecny kurs na wzmocnienie swojej siły militarnej. Kluczowe jest to czy będzie się to odbywało wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi, czy też niezależnie oraz jak podzielić obowiązki pomiędzy NATO i nowy wojskowy filar UE (jeśli rzeczywiście powstanie). Europejczycy nie powinni zakładać, że obecna i przyszła administracja amerykańska będzie nadal angażować się w obronę Europy w takim samym stopniu, jak podczas obecnego kryzysu. Jednym z oczywistych powodów wzmocnienia się amerykańskiego izolacjonizmu może być ponowne dojście do władzy Donalda Trumpa lub kogoś reprezentującego podobną wizję ograniczenia amerykańskiego zaangażowania w obronę Europy.

Ożywienie i głębsza koordynacja europejskiego przemysłu obronnego jest dziś przedmiotem konsensusu – od Tallina po Lizbonę. Choć diabeł często tkwi w szczegółach, napięcia w Europie w tej kwestii są widoczne – na przykład Niemcy zjednoczyły 14 państw NATO w celu zakupu tarczy antyrakietowej, co rozgniewało Francję, ponieważ Paryż opracowuje wraz z Włochami nową wersję swojego systemu obrony powietrznej średniego zasięgu.

Istniejący Europejski Fundusz Pokoju (finansowany z budżetu krajów członkowskich, a nie z budżetu UE) został znacznie wzmocniony po inwazji. Stał się on jednym z głównych sposobów dostarczania amunicji dla Ukrainy, a jego budżet w ostatnich tygodniach radykalnie wzrósł. Być może będziemy też świadkami wzmocnienia Europejskiego Instrumentu Szybkiego Rozmieszczenia (do 5 tys. żołnierzy), ale oba instrumenty wydają się absolutnie niewystarczające, jeśli myślimy o europejskiej obronie na poważnie.

Rozszerzenie UE jako sposób na zwiększenie jej bezpieczeństwa

Agresja Rosji oraz odważna postawa Ukrainy wobec obrony demokracji i prozachodniego kierunku przekonały także wielu sceptyków, że powinna ona zostać członkiem zachodnich struktur, takich jak NATO i Unia Europejska. Dodanie zahartowanej w boju Ukrainy do potencjału NATO i wykorzystanie jej możliwości gospodarczych do pobudzenia jednolitego rynku UE wzmocniłoby pozycję Europy i jej globalną siłę ekonomiczną. Ruch Ukrainy i Mołdawii w kierunku akcesji wydaje się również odblokowywać negocjacje z krajami Bałkanów Zachodnich, których przystąpienie do UE ostatecznie zmniejszyłoby zdolność Rosji do destabilizowania tego regionu. Droga Ukrainy i innych krajów kandydujących do członkostwa w Unii będzie wyboista, wymagająca znaczących reform po obu stronach: problem wydolności instytucji europejskich jest oczywisty i musiałby zostać rozwiązany wraz z rozszerzeniem.

Czy Rosja może powrócić do demokracji?

Perspektywy przejęcia władzy w Rosji przez opozycję wydają się w najlepszym wypadku nikłe. Najbardziej popularne na Zachodzie postaci rosyjskiej opozycji, takie jak Gary Kasparow i Michaił Chodorkowski, mają niewielkie poparcie polityczne i społeczne w Rosji.

Ruch demokratyczny skupiony wokół uwięzionego działacza antykorupcyjnego i wroga Putina Aleksieja Nawalnego uważa się za jedyną legalną opozycję krajową i niechętnie patrzy na Kasparowa czy Chodorkowskiego jako partnerów. Podziały wśród rosyjskich opozycjonistów i ich prześladowanie przez moskiewski reżim dodatkowo utrudniają Zachodowi nawiązanie sensownej współpracy z którymkolwiek z nich. Istnieją również obawy, że niewielu potencjalnych nowych przywódców porzuci imperialne ambicje Rosji.

Argumentem jest to, że z powodów historycznych i kulturowych demokracja oparta na rządach prawa i samoograniczaniu władzy jest obca rosyjskiej tożsamości, skupionej na władzy państwowej i koncepcji silnego władcy.

Co istotne, często słusznie słyszymy, że Nawalny de facto poparł aneksję Krymu i nawet jeśli później zmienił swoje stanowisko, istnieją obawy, że przynajmniej część opozycji przyjmie postawę imperialistyczną.

Nie wszyscy na Zachodzie są równie pesymistyczni i pojawiają się głosy wskazujące, że wielu w Rosji znosi wielkie prześladowania, by sprzeciwić się wojnie z Ukrainą. Jednym ze zwolenników tej polityki jest Andrius Kubilius, były premier Litwy i założyciel sieci U4U (United 4 Ukraine). Jest on zarówno zwolennikiem wielkiego zaangażowania UE w Ukrainie, ale jednocześnie utrzymuje kontakty ze wszystkimi nurtami rosyjskiej opozycji. Kubilius napisał krótki tekst na temat litewskich poglądów na społeczeństwo rosyjskie, bardzo sprzecznych z poglądem, że wszyscy Rosjanie to putiniści i że Rosja nigdy się nie zmieni.

Jedną z dróg jest zaangażowanie rosyjskiej diaspory, gdyż wielu Rosjan wrogo nastawionych do imperialnych ambicji Putina wyemigrowało na Zachód lub do państw Azji Środkowej. Innym pomysłem wartym rozważenia jest uniwersytet dla młodych Rosjan i Białorusinów, którzy w przyszłości mogą stać się nowymi elitami swoich narodów. Oba te pomysły może sfinansować budżet Unii, choćby poprzez European Endowment for Democracy – fundusz stworzony do wspierania demokracji w otoczeniu Unii.

Dezintegracja lub federalizacja Rosji

Inne pomysły na potencjalne elementy unijnej polityki wobec Rosji to wspieranie jej rozpadu lub federalizacji. Zwolennicy uważają, że klęska Rosji wyzwoli dążenie do niepodległości pozostałych mniejszości etnicznych, idąc w ślady państw Azji Środkowej, które wyłoniły się z upadku Związku Radzieckiego trzy dekady temu. Politykę tę wydaje się wspierać Ukraina. Eurodeputowana Anna Fotyga z grupy politycznej Europejskich Konserwatystów i Reformatorów zorganizowała niedawno w PE konferencję prezentującą wszystkie narody wchodzące w skład Rosji i myślące o niepodległości.

Za najbardziej prawdopodobne uważa się odłączenie Czeczenii, Tatarstanu i Baszkortostanu. Nawiasem mówiąc, ideę tę propagował Brzeziński, który w „Wielkiej szachownicy” pisał, że Konfederacja Rosyjska mogłaby składać się z Rosji Europejskiej, Republiki Syberyjskiej i Republiki Dalekowschodniej.

Należy jednak podkreślić, że wiele osób na Zachodzie będzie przeciwnych pomysłowi aktywnego zaangażowania się w rozbicie Rosji jako sprzecznemu z ogólnymi zasadami UE o nieingerencji. Waszyngton również może być niechętny – prezydenci George H.W. Bush i Bill Clinton, obawiając się gwałtownego rozpadu Rosji (głównie ze względu na rosnącą w takim przypadku niepewność nuklearną), raczej wspierali rosyjskich przywódców próbujących utrzymać „autonomiczne republiki” wewnątrz kraju. Istnieje też łagodniejsza wersja tego scenariusza – federalizacja Rosji. Obecnie, nawet jeśli kraj ten formalnie jest federacją, w praktyce jest scentralizowany, z niewielką realną autonomią dla jego części składowych.

Jedno jest pewne, Unia musi poprawić swoje zdolności analityczne i wgląd w społeczeństwo rosyjskie. Dziś wydaje się, że o ile Putinowi nie udało się uczynić ze swojej „operacji specjalnej” dzieła ogólnonarodowego, bliskiego stalinowskiej wojnie ojczyźnianej, to społeczeństwo rosyjskie albo popiera wojnę, albo jest wobec niej obojętne. To właśnie w społeczeństwie rosyjskim musi nastąpić proces deimperializacji, porzucenia chęci kolonizacji sąsiadów i uznania swoich win w sensie kryminalnym, politycznym, moralnym i metafizycznym (by posłużyć się rozróżnieniem Karla Jaspersa). W tej chwili wydaje się to całkowicie niemożliwe, ale może się zmienić, gdy skalę porażki i złego stanu gospodarki Rosji dostrzeże większa cześć społeczeństwa, co w perspektywie może wymusić zmianę przywództwa.

Michał Matlak jest doradcą w Parlamencie Europejskim, adiunktem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, afiliowanym przy Europejskim Centrum Badań Ustrojowych, redaktorem zarządzającym „Review of Democracy”, czasopisma internetowego Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Wiedniu/Budapeszcie. Był stypendystą Uniwersytetu w Princeton, Hertie School of Governance w Berlinie i Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Artykuł powstał w ramach programu współpracy głównych tytułów prasowych w Europie Środkowej prowadzonego przez Visegrad Insight przy Fundacji Res Publica. W języku angielskim ukazał się na łamach Visegrad Insight.

Fot. Soviet Artefacts / Unsplash.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa