Co mi z polskości za granicą?

Kim jestem i skąd pochodzę a kim się stałam?! W dobie komunizmu dyskutowaliśmy o patriotyzmie i walce o wolność. O potrzebie przynależności do wolnego kraju, pozbawionego polityki nakazowo-rozdzielczej. Dzisiaj kiedy ”wolność” jest już chlebem powszednim, […]


Kim jestem i skąd pochodzę a kim się stałam?!

W dobie komunizmu dyskutowaliśmy o patriotyzmie i walce o wolność. O potrzebie przynależności do wolnego kraju, pozbawionego polityki nakazowo-rozdzielczej. Dzisiaj kiedy ”wolność” jest już chlebem powszednim, gdy stoi przed nami świat bez granic, emigrując, zastanawiamy się, “co nam z polskości za granicą”. Paradoksalnie pytanie to częściej stawiają ci, którzy w Polsce pozostali. Dla tych zaś, którzy wyjechali na chwile, na rok, na zawsze, takich jak ja… pytanie to wydaje się nieuzasadnione…

Wielu mądrych i doświadczonych próbowało i próbuje nadal definiować słowo tożsamość. W okresie, kiedy jeszcze żyłam i mieszkałam w Polsce, moja tożsamość nie była szczególnym tematem mojego zainteresowania. Jak wielu Polaków, nie zastanawiałam się nad tym, przyjmowałam w sposób naturalny stan rzeczywisty – to, gdzie żyję, jakim językiem mówię, jaki jest mój temperament. “Oczywistością” było przecież zamiłowanie do Herberta, uczenie się na pamięć w szkole fragmentów “Pana Tadeusza”. Nie myślałam, po co mi 1 września czy 11 listopada. Tak po prostu jest.Moją tożsamość narodową odkryłam we Francji – paradoksalnie daleko od Polski. Prawdą staje się powiedzenie, ze tracąc coś, zdajemy sobie sprawę z jego prawdziwej wartości. Teraz już wiem, że moja tożsamość i poczucie polskości to stan świadomości, który determinuje moje myśli, moje działania, mój stan odczuwania. To sieć powiązanych ze sobą wspomnień, starych przyzwyczajeń, poglądów. Wszystko to przeplata się we mnie jak siec naczyń krwionośnych.

Pobyt w innym kraju można podzielić na etapy: pierwszy jest zawsze PORÓWNAWCZY. Dla jednych trwa kilka miesięcy, dla innych nawet kilka lat. Ucząc się mentalności innego kraju, mamy tendencję do ciągłego porównywania: Polak zrobiłby to tak, a Francuz siak. Szukamy polskich kościołów, produktów, organizacji. Budzi się potrzeba „przynależności”. Zagubieni w innym kraju szukamy parasola, pod którym można się schronić, gdzie ludzie mówią tym samym językiem, rozumieją te same żarty, którzy – choć obcy – dają poczucie „więzi”. Polska staje się obiektem tęsknoty. Już nie tylko rodzina, znajomi, przyjaciele, sąsiedzi, ale Polska jako codzienność, na którą składa się specyficzny rytm życia, gdzie przeplatają się ludzkie myśli, gdzie sentymenty, poglądy maja takie a nie inne kolory.

Stan ten odkryłam na południu Francji. Uznaję to za wielkie bogactwo. Zrozumienie jego wartości zajęło mi kilka lat. Moje „ja”, moja świadomość jako człowieka, moja tożsamość jako Polki, tworzą teraz mój mianownik tutaj. Mówię sobie dzisiaj – tak! Dla odkrycia tego stanu warto było wyjechać!

Zrozumienie go i zanalizowanie pozwoliło mi zrozumieć pierwszy etap i przejść do drugiego – INTEGRACJI. Integracja jako połączenie stanów, doświadczenia, poglądów. Tożsamość narodowa na typ etapie staje się już bardziej “wyrafinowana”. Po zdiagnozowaniu mojej codzienności w innym kraju starałam się połączyć to, co moje – czyli “polskie” – z tym, co tutejsze –“francuskie”. Nazywam ten stan symbiozą. Ze zrozumieniem podchodzę już do francuskiej “inności”, z radością akceptuję ich inne poglądy. Z otwartością i bez kompleksów mówię, że jestem z Polski. Na tym etapie następuje połączenie i zasymilowanie poczucia narodowości z codziennym życiem w innym kraju. To również etap poszukiwania nowego “ja”. Moja nowe “ja” zbudowałam poprzez łączenie tego, co najlepsze, najciekawsze i najbogatsze, a co przywiozłam w mojej “polskiej walizce”, z tym co nowe, inne, ciekawe, a co jest już tutejsze. Życie codzienne we Francji nie przeszkadza mi więc tęsknić za moją Polska, wybierać polski kanał w TV zamiast francuskiego, interesować się tym, co w kraju. Moje poczucie “więzi” z Polska jest już bogatsze, wkroczyło w nowy etap. To już nie jest histeria, nostalgia i depresja, bo dom i Polska daleko. To nie poszukiwanie polskich kościołów czy polskiego piwa. To raczej potrzeba, by być z innymi z Polski, ale w sposób naturalny, otaczając się tutejszą codziennością, kultywować to co “moje”. Polskość za granicą pozwoliła mi być człowiekiem wielobarwnym i ciekawym. Pozwoliła mi mój polski, czy – jak się mówi – “ułański temperament” zamienić w przedsiębiorczość i pomysłowość. Spontaniczność typowa dla Polaków jest ich wielką zaletą za granica. We Francji system norm i zachowań społecznych jest, o wiele bardziej zasadniczy i ściślej określony niż w Polsce. Sprawia to, że osoby z temperamentem, chęcią i konsekwencją działania – co jest też typowe dla Polaków – stosunkowo szybko odnajdują się w tutejszej rzeczywistości. Bez szczególnych problemów uczą się nowego języka, co dla typowego Francuza nie jest już tak łatwe. Odnajdują swoje zawodowe ścieżki, robią swoje mniejsze lub większe kariery. Odnajduje swój mały świat, w którym Polska żyje obok Francji i dzięki temu budząc się co rano mam poczucie równowagi. Wiem, że to kim jestem i skąd pochodzę jest częścią składową tego kim się stałam. Człowiek pozbawiony tożsamości narodowej –szczególnie zagranicą –jak drzewo pozbawiony jest korzeni. Staje się bezbarwny, wręcz transparentny czyli nijaki, trudny do określenia, więc szary… Nie umie do końca odpowiedzieć na pytanie: kim jestem? ponieważ brakuje mu części składowej, komponentów do odpowiedzi. Miejsce, skąd wyjeżdżamy, bez względu na kraj, ze swoim narodowym charakterem, ze swoimi wadami i zaletami, z całą swoją specyfiką i polityką, jest jak kapitał inwestycyjny. Dobrze i mądrze wykorzystany w innym miejscu – nie ważne, czy we Francji, na Kamczatce czy w Pekinie – zawsze przyniesie pozytywne skutki. Przy śmiałych, czasem spontanicznych, ale zawsze rezolutnych polskich działaniach, można nawet z tego kapitału stworzyć swoja własną, nową markę…

Jest Rok Chopinowski. Cały świat słucha z mniejszym lub większym zrozumieniem muzyki uznanego geniusza. Chopin ponoć tak tęsknił za Polską, że wyobrażając sobie polskie krajobrazy z wierzbą płaczącą w tle, komponował najpiękniejsze etiudy. W tym roku we Francji, po 9 latach pobytu, słuchając, jak Chopina gra Leszek Możdżer, w Tuluzie zobaczyłam polskie wierzby. Zrozumiałam Polskę, Chopina i jego muzykę lepiej niż kiedykolwiek…

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa