Choroba na schyłek
Sytuację duchową Europy i Europejczyków naznacza dziś fundamentalny paradoks. Unia Europejska to największa gospodarka świata. Ma PKB większy niż Stany Zjednoczone, jest siedzibą setek korporacji i banków o globalnym zasięgu. Mało kto pamięta, że jeszcze […]
Sytuację duchową Europy i Europejczyków naznacza dziś fundamentalny paradoks. Unia Europejska to największa gospodarka świata. Ma PKB większy niż Stany Zjednoczone, jest siedzibą setek korporacji i banków o globalnym zasięgu. Mało kto pamięta, że jeszcze trzysta lat temu Chiny były od Europy bogatsze, i to nie tylko globalnie, ale też w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Z jednej strony ten kontynent jeszcze nigdy w swojej historii nie był tak dostatni, tak spokojny i tak bezpieczny.
Europie nie grozi też inwazja z zewnątrz. Strach, który niektórzy Europejczycy czują dziś przed nielegalnymi imigrantami, jest niczym w porównaniu z lękiem, który ogarniał ich przodków w IX wieku na myśl o Arabach, w XIII wieku o Mongołach, a w XV wieku o Wielkim Turku (jak nazywano wówczas sułtana).
Także konflikty wewnątrz samej Europy – które niszczyły ją przez stulecia – dziś należą już, jak się wydaje, do przeszłości. Wojna w byłej Jugosławii, chociaż krwawa i barbarzyńska, nie da się porównać ani z II wojną światową (i jej 55 milionami ofiar), ani z wojną trzydziestoletnią (która zabiła prawie połowę populacji Niemiec), ani z wojną stuletnią, która gruntownie spustoszyła Francję, a Anglię wycieńczyła i doprowadziła do wewnętrznego załamania.
W tych wszystkich wymiarach – bezpieczeństwa, stabilizacji wewnętrznej i dobrobytu – Europa XXI wieku jest ogromnym historycznym sukcesem, z którego wagi Europejczycy nie zdają sobie sprawy tylko dlatego, że ten stan rzeczy uważają za oswojony i normalny. Prawdopodobnie Rzym czasów świetności – od Augusta do Marka Antoniusza – może się pod tym względem równać z naszymi czasami, ale i to nie jest pewne, bo tamten pokój przerywały regularnie brutalne wojny domowe.
Z drugiej jednak strony – żyjący w cieniu tego historycznego sukcesu Europejczycy wydają się dziś zadziwiająco pogodzeni ze zmierzchem politycznego i gospodarczego znaczenia kontynentu. Cała polityka europejska jest przesiąknięta pesymizmem i poczuciem niemożności, którego symbolem są niekończące się narady eurokratów w sprawie walki z kryzysem gospodarczym. Kontynent, który podbił świat i stworzył pierwszą w historii funkcjonującą unię 28 suwerennych państw, rozkłada bezradnie ręce w obliczu rosnącego bezrobocia młodych i trapiącej go już blisko dekadę stagnacji gospodarczej. Oficjalne prognozy Unii przewidują, że jej udział w światowym PKB będzie malał, a centrum światowej gospodarki przeniesie się do wschodniej Azji – o ile już to nie nastąpiło.
Wspaniały gmach Unii zarządzany jest przez dwie dywizje bezpłciowych biurokratów, którzy nie różnią się nawet kolorem krawata. Europejczycy powszechnie nie wierzą swoim rządom i sądzą, że wchodzące w dorosłe życie pokolenie będzie miało gorsze życie od poprzedniego. Jedyna wizja swojej przyszłości, jaką ma dziś Europa, to gigantyczny skansen na świeżym powietrzu: ogromne, dobrze utrzymane muzeum, utrzymywane z pieniędzy zostawionych przez chińskich i hinduskich turystów i obsługiwane przez legiony bezdzietnych europejskich emerytów. Po upadku ZSRR Europejczycy gruntownie się rozbroili i żadna z europejskich armii, nawet brytyjska czy francuska, nie ma już dziś potencjału pozwalającego jej na przeprowadzenie dużych operacji w innych częściach świata.
Ta sprzeczność pomiędzy historycznym sukcesem kontynentu i przenikającym go poczuciem schyłku – z którym, co więcej, elity i obywatele wydają się godzić, a przynajmniej uważają go za nieuchronny – to, jak sądzę, klucz do zrozumienia współczesnej Europy. Jest to zarazem jej największa zagadka. Kiedy Oswald Spengler pisał Zmierzch Zachodu, kontynent był pełen witalności i wigoru. Kiedy Roman Dmowski przestrzegał przed nadchodzącym z Chin azjatyckim zalewem, były to odległe fantazje: losy świata decydowały się pomiędzy Paryżem, Berlinem i Londynem. Wtedy wiara w zmierzch Europy była retoryczną figurą, czymś, co trapiło elity przeczuwające nadchodzący kataklizm wojny. Dziś żaden kataklizm nie widnieje nawet na horyzoncie, ale Europa wydaje się stara i zmęczona swoją dziejową rolą. Mamy wszystko to, co mieli przodkowie: wielkie fabryki, świetne uniwersytety, opływające w pieniądze banki. Ale najchętniej zamknęlibyśmy to wszystko na klucz i udali się na długie, sowicie opłacane wakacje w ciepłym klimacie. I to jest, jak sądzę, największe zagrożenie dla naszej wspólnej przyszłości.
To jedna z ankiet dotyczących kondycji Europy i opublikowanych w najnowszym wydaniu Res Publiki Nowej, pt. Zdrada dziedzictwa. Kub lub pobierz najnowszy numer (już od 1 zł!) i przeczytaj pozostałe ankiety. Wśród autorów odpowiedzi są m.in. Ivan Krastev, Shlomo Avinieri, John Gray, Pierre Manent.
Europa żywi się wspólnym dziedzictwem, które nie ulega zawłaszczeniu i kodyfikacji. Klejnotem tego dziedzictwa jest odwaga myśli – zdolność zadawania trudnych pytań i udzielania na nie niezależnych odpowiedzi.
O europejskim dziedzictwie, jego krytyce i przyszłości w 215 numerze Res Publiki Nowej.
Pobierz za ile chcesz, od 1 zł! »