CHMIELEWSKA-SZLAJFER: Autorytarne apetyty i solidarność lokalna
Jeśli lokalne działania pomocowe nie zaczną oddziaływać szerzej, będziemy dalej tkwić w rozkroku między lokalnym, obywatelskim poczuciem siły i kontroli a niemocą wobec instytucji centralnych
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen powiedziała niedawno, że Europa to „bijące serce solidarności” w obliczu pandemii koronawirusa. Faktycznie, od ponad miesiąca wiadomości o rosnącej liczbie zakażeń, ofiar i strategii „spłaszczania krzywej” przeplatają się z relacjami na temat aktów wzajemnej pomocy, od śpiewania na balkonach we Włoszech, zajęć fitness na dachu w Hiszpanii, charytatywnych aukcji sztuki przez Instagrama w Irlandii, po zakupy dla osób w grupie ryzyka, przede wszystkim ludzi starszych, i masowe szycie maseczek na domowych maszynach na całym kontynencie. Raz motywujące, innym razem zabawne filmiki i memy krążą po mediach społecznościowych równie żywo, co hasztagi rozmaitych oddolnych inicjatyw wspierających ludzi i instytucje w potrzebie.
W naszym regionie szerzą się przeróżne akcje pomocowe. W polskich mediach, w szczególności społecznościowych, trudno nie trafić na coraz to nowe wezwania do indywidualnego działania lub składania datków: na maseczki i przyłbice dla pracowników medycznych, na posiłki dla osób starszych, na ratowanie Biebrzańskiego Parku Narodowego, wreszcie na pomoc prawną dla spisywanych przez policję kobiet, protestujących w ramach Strajku Kobiet przeciwko projektowi pełnego zakazu aborcji. Na Węgrzech z powodu braku komunikacji rządu wobec zagrożenia koronawirusem hasztag „zostań w domu” zaczął krążyć w Internecie oddolnie. Węgrzy również skrzykują się, by pomagać m.in. pracownikom zamykanych teatrów, a samorząd studencki wspiera studentów wyrzuconych z akademików, które zostały zamknięte z powodu koronawirusa. Na Białorusi indywidualni darczyńcy wpłacają pieniądze na sprzęt medyczny i odzież ochronną dla pracowników służby zdrowia. W Wielkiej Brytanii wolontariusze pomagają w szpitalach, a we Włoszech (i nie tylko), państwie najsilniej dotkniętym pandemią w Europie, psychologowie za darmo odbierają telefony od osób, które potrzebują rozmowy.
Jednak luksus zajmowania się „wyłącznie” koronawirusem – pomocą doraźną, a także opracowywaniem strategii przeciwdziałania nadchodzącemu wielkimi krokami kryzysowi gospodarczemu – dotyczy tych państw, których władze respektują reguły demokracji. W Polsce i na Węgrzech, a poza Unią Europejską m.in. również w Turcji i Rosji, pandemia jest wykorzystywana jako doskonała okazja do konsolidacji władzy w sposób mający z demokratycznym duchem i praworządnością niewiele wspólnego. Rządzący o autorytarnych apetytach bez specjalnych skrupułów wykorzystują fakt, że obywatele są skupieni przede wszystkim na zapewnieniu bezpieczeństwa sobie i swoim najbliższym, i przyznają sobie coraz bardziej nieograniczoną władzę. Rozziew między tymi cynicznymi działaniami na poziomie centralnym służącymi wyłącznie uniemożliwieniu kontroli, mówiąc za Maxem Weberem, legalnej przemocy państwa a odruchami solidarności na poziomie lokalnym pokazuje, że funkcjonujemy jednocześnie w dwóch różnych rzeczywistościach: niemocy wobec coraz bardziej agresywnych rządów (na polskim podwórku do niedawna policja skwapliwe wlepiała absurdalnie wysokie mandaty za przekroczenie progu parku) oraz sprawczości w lokalnym zakresie – robienia zakupów sąsiadom, wspierania pobliskich szpitali, podtrzymywania się nawzajem na duchu rozmową.
Ponieważ konsekwencje epidemii koronawirusa zostaną z nami na dłużej, w przeciwieństwie do chwilowych zrywów, które szybko się wypalają, w tym pandemicznym nieszczęściu mamy na pocieszenie szansę wyrobić sobie trwalsze solidarnościowe nawyki – przynajmniej na poziomie lokalnym, gdzie efekty widać szybciej. A co z poziomem centralnym? W państwach, które nie respektują reguł demokracji ani praworządności, a zaufanie do władz przed pandemią było niskie (według teorii przywiązania w okresach wzmożonego strachu zaufanie do władzy może rosnąć, ponieważ zawierzamy tym, którzy są silni[1]), można spodziewać się dalszego rozdźwięku, który już wiele lat temu Stefan Nowak opisywał jako próżnię socjologiczną. W dużym uproszczeniu jest to utożsamianie się z rodziną, najbliższym otoczeniem oraz z narodem – a w dzisiejszej rzeczywistości wedle badań również z Unią Europejską – ignorując przy tym poziom pośredni, w tym instytucje państwa. To społeczne rozdwojenie jaźni może trwać zapewne tak długo, jak długo obywatele są w stanie radzić sobie mimo władzy, choć sądząc po prognozach gospodarczych, tym razem ten okres może być dość krótki.
Ten pandemiczny solidarnościowy kapitał ma swój potencjał. Na poziomie lokalnym widać, że dzięki wspólnym działaniom, robiąc coś dobrego dla innych, możemy zyskać poczucie sprawczości, co przekłada się też na poczucie kontroli otaczającej rzeczywistości. Dzięki przekazom medialnym widzimy też, że na poziomie europejskim jesteśmy w pandemii podobni: tak samo cierpimy i tak samo staramy się sobie pomagać.
Przy tej okazji zdajemy sobie również nagle sprawę z tego, że od Unii Europejskiej oczekujemy więcej, z niedowierzaniem przyjmując do wiadomości np. fakt, że Unia nie ma jednolitego systemu reagowania kryzysowego. Więc od Unii Europejskiej chcemy więcej sprawczości (np. oddolna petycja „Pacjent Europa”), mimo że dotychczas było to wbrew woli co bardziej antyunijnych rządów wewnątrz wspólnoty.
A ograniczenia ze strony unijnych instytucji? Już sam wyraźny brak pomocowych działań ze strony Unii może podkopać wiarę ludzi w jej sens, przed czym ostrzegają m.in. Włosi. W przypadku Polski i innych państw, w których zagrożona jest demokracja, jeżeli lokalne prospołeczne działania pomocowe nie zaczną oddziaływać szerzej, będziemy dalej tkwić w rozkroku między lokalnym, obywatelskim poczuciem siły i kontroli a niemocą wobec instytucji centralnych.
Dlatego tym bardziej warte uwagi są działania polskich samorządów – od lat cieszących się wysokim zaufaniem społecznym – zarówno w odniesieniu do przeciwdziałania pandemii, jak i bezprawnych działań rządu. Obywatele to widzą, odczuwają na własnej skórze, i prędzej lub później demokratycznie rozliczą.
Helena Chmielewska-Szlajfer – socjolożka, LSE Department of Media and Communications Visiting Fellow, adiunkt w Akademii Leona Koźmińskiego, absolwentka New School for Social Research, laureatka Albert Salomon Memorial Award in Sociology. Bada relacje między współczesnymi mediami, rozrywką i sferą publiczną. Opublikowała książkę Reshaping Poland’s Community after Communism: Ordinary Celebrations.
[1] Bowlby J (1969) Attachment and Loss. Volume 1: Attachment. London: Hogarth Press, a także w kontekście terroryzmu np. Ramon Van Der Does, Jaroslaw Kantorowicz, Sanneke Kuipers & Marieke Liem (2019) Does Terrorism Dominate Citizens’ Hearts or Minds? The Relationship between Fear of Terrorism and Trust in Government, Terrorism and Political Violence, DOI: 10.1080/09546553.2019.1608951.