Bułgaria. Społeczeństwo przeciw arogancji władzy

Korupcja, niejasne interesy, populizm i nieudolność elit politycznych spychają Bułgarię ze ścieżki rozwoju w kierunku stagnacji, rosnącego długu i inflacji. Tysiące Bułgarów od ponad pół roku protestuje przeciwko negatywnym zjawiskom w krajowej polityce. 25 października […]


Korupcja, niejasne interesy, populizm i nieudolność elit politycznych spychają Bułgarię ze ścieżki rozwoju w kierunku stagnacji, rosnącego długu i inflacji. Tysiące Bułgarów od ponad pół roku protestuje przeciwko negatywnym zjawiskom w krajowej polityce.

25 października studenci Wydziału Prawa i Historii okupowali główny budynek Uniwersytetu Sofijskiego, jednego z najważniejszych symboli miasta. Powód: ich profesor, sędzia sądu konstytucyjnego, nie zjawił się na wykładzie po tym jak publicznie zażądano, by wytłumaczył się ze swoich nielogicznych i prawdopodobnie sprzecznych z konstytucją decyzji. Jeszcze tego samego dnia większość profesorów poparła studentów i protesty rozprzestrzeniły się na inne uczelnie, choć z mniejszą już siłą.

W tym samym czasie „sąd konstytucyjny Bułgarii” został wystawiony na aukcję w serwisie E-bay jako „przydatny dla kanciarzy, bandziorów i mafiosów”. Cena, jaką osiągnięto (do momentu anulowania), to 250 000 dolarów.

Tym razem studentom nie chodziło o pożyczki studenckie, lepsze dofinansowanie edukacji, niższe opłaty czy wyższe stypendia. Domagali się praworządności, „czystych rąk” w polityce, dymisji gabinetu i wcześniejszych wyborów. 18 listopada miejsce protestów ograniczono do głównego holu uniwersytetu, przez szacunek dla tych, którzy za studia płacą i muszą pracować.

Do stłumienia protestów władze wykorzystały prowokatorów pozostających pod wpływem partii socjalistycznej, propagandy oraz policji, doszło także do nieznacznego naruszenia autonomii uniwersytetu. Teraz każdego dnia studenci wychodzą z holu głównego na ulice i przyłączają się do ogólnego protestu.

Od 14 czerwca każdego dnia mieszkańcy Sofii domagają się dymisji rządu i przedterminowych wyborów.

Od połowy czerwca Sofia jest sceną protestów przeciwko nieudolności i arogancji rządu
Od połowy czerwca Sofia jest sceną protestów przeciwko nieudolności i arogancji rządu. Fot. November XI / Flickr

 

To nie ruch antykapitalistyczny ani przeciwko polityce oszczędnościowej

W gruncie rzeczy biznesmeni, bankierzy, programiści, profesorowie, prawnicy zajmujący się biznesem są tak samo częścią owego ruchu, jak aktywiści społeczni i sami protestujący. Po wyborach 12 maja nie udało się jednak zebrać większości parlamentarnej, utworzono natomiast rząd, który miał się składać z ekspertów. Nic nie jest doskonałe, dlatego klasa średnia dała błogosławieństwo premierowi Oreszarskiemu i zaczęła pakować się na wakacje. Wybór premiera Oreszarskiego miał uchronić przed katastrofą. W 2005 odszedł ze Związku Sił Demokratycznych i związał się z obozem postkomunistycznym. W 2007 i 2008 jako minister finansów trudnej koalicji socjalistów, monarchistów oraz bułgarskich muzułmanów wprowadził dziesięcioprocentowy podatek liniowy.

Istotną cechą urzędującego parlamentu jest to, że od frakcji ATAKA, mającej dotychczas marginalne znaczenie, zależy teraz osiągnięcie kworum.

Zagraniczna prasa nie do końca słusznie postrzega tę partię jako skrajnie prawicową. W rzeczywistości jest ona bardzo populistyczna, nacjonalistyczna (o nazistowskim zabarwieniu), używa symboliki podobnej do NSDAP, opowiada się za nacjonalizacją przemysłu i ziemi, niedopuszczaniem zagranicznych inwestorów, sterylizowania Romów, ograniczeniem praw muzułmanów, centralnym planowaniem kursu walut oraz odsetek procentowych, cen i płac oraz wreszcie wystąpieniem Bułgarii z NATO i UE. Partia jest też skrajnie prorosyjska, a wśród jej członków jest wielu byłych współpracowników komunistycznego Komitetu Bezpieczeństwa Państwa (bułgarskiego odpowiednika KGB). Pod tymi względami ATAKA jest podobna do swoich parlamentarnych partnerów, Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BPS) oraz Ruchu dla Prawa i Wolności (RPW, reprezentuje muzułmański elektorat, od 1991 w każdej kadencji uzyskuje przynajmniej 10% miejsc w parlamencie). Czwartą partią w parlamencie jest Europejska Przyszłość Bułgarii (EPB), członek Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Jest ona największą frakcją, ale BPS, ATAKA i RPW odmówiły współpracy z nią przy formowaniu władzy wykonawczej i teraz traktują ją jako kozła ofiarnego.

Zapalnikiem protestów była ogłoszona 14 czerwca nominacja Peewskiego – człowieka znanego z kumoterstwa, o wyglądzie bandyty – na przewodniczącego Państwowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (PABN). W ciągu 2 godzin, dzięki komunikacji poprzez media społecznościowe, przed budynkiem Rady Ministrów zebrał się 35-tysięczny tłum.

Ta nominacja ujawniła, dlaczego pierwszym posunięciem nowo wybranego parlamentu było zagwarantowanie PABN szczególnych uprawnień, nie tylko w kwestiach wywiadu zagranicznego, lecz także w zwalczaniu zorganizowanej przestępczości oraz w dochodzeniach. Prawo dotyczące stanowiska dostosowano też do kwalifikacji nowego przewodniczącego PABN, tak, by brak doświadczenia oraz młody wiek Peewskiego (33 lata) nie stanowiły przeszkód. Nominacja nastąpiła już 15 minut po przyjęciu nowelizacji, bez żadnej debaty w tej sprawie. Później okazało się, że już zawczasu jego akta zostały przygotowane (i „oczyszczone”).

Opinia publiczna odebrała to posunięcie jako powyborczy zamach stanu, przekształcający parlament w scenę, na której pierwszą rolę odgrywać będzie mafio-podobna organizacja dystrybuująca dobra i podejmująca wszystkie decyzje. Od połowy czerwca nikt raczył udzielić wyjaśnień na temat nominacji Peevskiego. Jedynym wytłumaczeniem uzyskanym od przywódcy socjalistów było to, że „pan Peevski przeszedł głębokie katharsis”.

W tym czasie protestujących było już aż 70 tysięcy – po raz pierwszy od 1989 roku. W okresie letnim tłum zazwyczaj liczył 4-5 tysięcy, choć czasami rósł w odpowiedzi na arogancję władz bądź malał podczas złej pogody, weekendów, a także jesienią. W bezprecedensowym wspólnym liście otwartym ambasadorzy Francji i Niemiec poparli protestujących i wyrazili zaniepokojenie w kwestii aktualnego zarządzania państwem.

Arogancja rządu wciąż bywa widoczna i niekiedy przyjmuje wyszukaną formę

Mimo że pan Peevski wraz z pierwszymi demonstracjami złożył rezygnację, wkrótce  stało się oczywiste, że premier Oreszarski nie panuje nad swoim gabinetem. Około 20 urzędników mianowanych na wysokie stanowiska okazało się byłymi agentami Komitetu Bezpieczeństwa Państwa, m.in. własny doradca premiera ds. bezpieczeństwa oraz minister spraw zagranicznych byli czołowymi agentami zwalczającymi Zachód w ciągu całej swojej kariery. Pierwszego dnia po objęciu urzędu minister spraw zagranicznych zadeklarował, że zamierza przywrócić do służb dyplomatycznych byłych współpracowników KBP (zostali zamienieni przez byłego ministra i prezydenta). Niektóre z nominacji rządowych urzędników zostały udzielone półmafiozom. Po ujawnieniu tego faktu szybko dokonano odpowiednich zmian.

Jeden z ministrów, Ivan Danow, został zdemaskowany przez francuskich Bułgarów jako oszust (pobrał we Francji 15 000 euro zasiłku dla bezrobotnych, robiąc w tym samym czasie dochodowe interesy w Bułgarii). Oreszarski uważał Danowa za osobę nadającą się na jedno z najważniejszych stanowisk odpowiedzialnych za dystrybucję funduszy unijnych. Natomiast osoby o niekwestionowanych kompetencjach zostały zwolnione.

Inny przykład. Iwanow był przewodniczącym państwowych archiwów. Jest historykiem znanym ze swojej przełomowej pracy o trzech niespłaconych przez komunistyczne władze długach zagranicznych (1960, 1978 i 1990). Jako dyrektor archiwów od 2010 roku ujawnił oraz opublikował w internecie znaczące ilości danych i akt, w tym dotyczących Partii Komunistycznej oraz KBP. Iwanowa zidentyfikowano wśród protestujących i w konsekwencji zwolniono. Następnie jego miejsce zajął były oficer KBP, który w 1990 roku, jeszcze przed pierwszymi wyborami, brał udział w niszczeniu bułgarskich akt KGB.

Komitet oraz ustawa regulująca ujawnianie agentów i współpracowników KBP są główną przeszkodą w realizacji aktualnych planów czołowych polityków Bułgarii. BPS ogłosiło, że ma w planach zlikwidowanie komitetu oraz zaniechanie egzekwowania wspomnianej ustawy. Takie posunięcie nie było specjalnym zaskoczeniem, ale wzbudziło oburzenie społeczeństwa.

Oto kontekst opisanych wydarzeń

Założyciel Ruchu dla Prawa i Wolności, Dogan (jego akta zostały upublicznione), jest wieloletnim agentem KBP, który zawdzięcza tej organizacji całą swoją karierę naukową i który działał przeciwko bułgarskim Turkom, kiedy w latach 1984-1985 przymusowo zmieniano ich imiona na chrześcijańskie. Jego następca Mestan (jeden z „ojców chrzestnych” gabinetu Oreszarskiego) mógłby stanowić podobny przykład, ale jego akta zostały zniszczone. Przewodniczący BPS, Staniszew (49 lat), który od grudnia 2012 jest też przewodniczącym Partii Europejskich Socjalistów, również ma podejrzaną przeszłość. Jest synem byłego funkcjonariusza państwa komunistycznego, który stał na czele departamentu ds. współpracy z zaprzyjaźnionymi partiami komunistycznymi w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Urodził się na Ukrainie, ale dopiero mniej więcej 10 lat temu zrezygnował z rosyjskiego obywatelstwa. Nie licząc stanowiska premiera w latach 2005-2009, nigdy nie pracował poza partią. Zawsze był przeciwny upublicznianiu bułgarskich akt KGB. Gabinet BPS sprawujący władzę w latach 1995-1997, w skład którego wchodziło m.in. 23 agentów KBP, z premierem włącznie, doprowadził kraj do hiperinflacji i bankructwa.

Staniszew i Mestan pracowali nad stłumieniem protestów, prowadząc medialną kampanię przeciwko protestującym za pośrednictwom działaczy oraz sympatyków BPS, którzy szerzyli kłamstwa o protestujących oraz prezydencie w mediach należących do Peewskiego. Próbowali również mianować nowych dyrektorów telewizji publicznej i radia oraz zastraszyć dyrektorów mediów prywatnych zerwaniem umów, głównie na kampanie informujące o programach Unii Europejskiej. Protestujący oraz krytykujący rząd ludzie są opisywani w parlamencie i w mediach za pomocą ulubionych klisz: „wspierani przez obcy kapitał”, „agenci instytucji zagranicznych i nieudolnych partii politycznych” oraz „dorobkiewicze”. Rząd konsultuje swoje plany polityczne z przeciwnikami protestów, którzy „reprezentują” społeczeństwo, a także sporadycznie, w ramach wdzięczności, nominuje ich ad hoc na członków publicznych komitetów.

Niezgodnie z prawem powstają akta protestujących, którzy są następnie straszeni: przez policję albo postępowaniem sądowym. Takie naruszenia prywatności nie są co prawda nagminne ani nie mają poważnej kontynuacji –  ich celem jest jedynie zniechęcenie do protestów ulicznych. Wprowadzane są także nowelizacje prawa, które pozwolą policji na zastraszanie na większą skalę.

Podczas gdy studenci okupowali Uniwersytet w Sofii, „z powodów osobistych” do dymisji zgłosił się Biserow, wicemarszałek parlamentu oraz jego wieloletni członek. Był on ważną postacią w RPW-ie, przewodniczył również wielu ważnym komitetom, zajmującym się m.in. systemem bezpieczeństwa oraz ustawodawstwem.  Kilka dni później wyszło na jaw, że w jego sprawie prowadzone jest śledztwo dotyczące prania brudnych pieniędzy oraz przekrętów podatkowych. Dane dotyczące jego oszustw zostały ujawnione przez szwajcarską agencję bezpieczeństwa oraz przekazane bułgarskiej agencji bezpieczeństwa PABN. Biserow i jego partyjni koledzy dowiedzieli się o tym jeszcze zanim doszło do oskarżenia, były wicemarszałek miał zatem czas na przygotowanie się, usunięcie dokumentów oraz dowodów.

Media zamiatają to wszystko pod dywan. Biserow nie jest odosobnionym przypadkiem: podobne zdarzenia, będące przyczyną powszechnego niezadowolenia oraz protestów, zdarzają się zazwyczaj kilka razy w tygodniu, czasem kilka razy dziennie…

Rząd Oreszarskiego powrócił do codziennej rutyny i, przy wiarygodności parlamentu wynoszącej 6% oraz wiarygodności rządu wynoszącej 20%, zaczął na bieżąco starać się o przychylność wyborców. Przyczyny protestów stały się o wiele bardziej złożone i, choć entuzjazm zdążył już nieco opaść, to poparcie dla nich wynosi 60%.

Choć wcześniej deklarowano, że żadne zmiany w budżecie nie będą koniecznie, premier bez żadnych wyraźnych powodów ogłosił w połowie czerwca, że zaistniała potrzeba podwyższenia deficytu budżetowego z 0,4% do 1,8% PKB oraz zwiększenia dozwolonego zadłużenia rządu o 500 milionów euro lub o 0,8% PKB, z 18,5% do 19,3%. Wywołało to ogromne, trwające trzy tygodnie na przełomie lipca i sierpnia protesty przeciwko zmianom w budżecie, które zostały zawetowane przez prezydenta z racji braku uzasadnienia oraz przejrzystości. Prasa międzynarodowa zupełnie błędnie zinterpretowała te wydarzenia jako protesty przeciwko polityce oszczędności. Co prawda głównym powodem protestów był przede wszystkim brak zaufania do rządzących, ale wśród protestujących mocno wyczuwalne są także  nastroje wolnościowe i prooszczędnościowe. Uczestnicy protestów próbowali okrążyć gmach parlamentu i nie dopuścić do wspomnianej nowelizacji, a policja, aby umożliwić parlamentarzystom powrót do domu, po raz pierwszy użyła siły.

Kolejnym interesującym posunięciem było wprowadzenie do ustawy o prawie energetycznym takich zmian, które umożliwiają bezpośrednie ingerowanie w ceny energii elektrycznej oraz wykorzystywanie sektora energetycznego jako instrumentu polityki społecznej. Zmiany te zostały wprowadzone pośpiesznie, bez odpowiedniej analizy kosztów i korzyści, spowodowały bałagan w sektorze energetycznym oraz odroczyły jego liberalizację według dyrektywy UE. Spowoduje to kary unijne za dwa lata oraz skok cen energii w 2015 lub 2016 roku. We wrześniu 2013 ceny domowej energii zostały obniżone o 4%, mimo że potrzebna była dziesięcioprocentowa podwyżka w celu spłat zaległości oraz stworzenia warunków do konkurencji.

To tylko dwa przykłady panicznych prób zdobycia zaufania społeczeństwa za pomocą fiskalnych iluzji oraz zwodniczej ekonomii. Przynosi to pewne efekty – sporadyczne lewicowe hasła prawie zupełnie zniknęły z ulic.

„Najbiedniejszy kraj UE”

Za granicą o Bułgarii mówi się najczęściej jako o “najbiedniejszym kraju UE”. Ten stereotyp jest mylący i Bułgarzy o tym wiedzą: rozumieją, że relatywnie niski poziom dochodu narodowego na osobę jest dziedzictwem komunizmu, a przynajmniej nie wynika z niewywiązywania się z długu zagranicznego w 1990 roku oraz z kolejnego krajowego zadłużenia w 1997 roku. W 1998 rozpoczął się najdłuższy okres przyrostu gospodarczego od 1880 roku: faktyczny przychód gospodarstwa domowego do 2009 roku rósł o 8-9% rocznie i nadal należy do tych przychodów w UE, które mają stabilną, pozytywną dynamikę.

Wraz z budżetem na następny rok pojawiły się kolejne próby przekabacenia społeczeństwa. Oreszarski rozpoczął znoszenie dziesięcioprocentowego podatku liniowego, parlament wstrzymał pracę nad reformą emerytalną, ale deficyt systemu PAYG wynosi 50% i nie przestaje rosnąć; rośnie również zadłużenie systemu zdrowotnego, a państwowa firma energetyczna, koleje oraz fabryki broni zbankrutowały i obecnie utrzymywane są z kieszeni podatników i z zadłużenia rządu.

Rząd ma też pewne przemilczane plany: projekty rosyjskich koncernów państwowych dostały w Bułgarii zielone światło bez odpowiednich prawnych i ekonomicznych procedur. Mowa m.in. o gazociągu „Błękitny Potok” Gazpromu oraz „Belene” Rosatomu. Prace nad drugim z projektów zaczęły się w 2006 roku, pod rządami Staniszewa, i zostały przerwane w zeszłym roku z powodu braku opłacalności oraz korupcji. Rosatom zakwestionował tę decyzję – obecnie zajmują się nią trybunały międzynarodowe. Wycena długo negocjowanego oraz niezgodnego z prawem unijnym „Błękitnego Potoku” zaczęła się od kwoty równej jego dwu- lub trzykrotnej wartości rynkowej. Nie udostępniono również żadnych zapisów rozmów między Oreszarskim a Gazpromem, żadnych kontraktów ani prognoz finansowych. „Nie ma żadnych protokołów” to odpowiedź, jakiej udzielił rząd na żądanie dostępu do informacji. Jednocześnie rząd bierze pożyczki, by móc spłacić zaległości w sektorze energetycznym. Powszechnie podejrzewa się, że owe dwa miliardy dolarów zostaną rozdane bułgarskim i rosyjskim znajomym.

W takich warunkach żądanie dymisji jest wspólnym mianownikiem różnych nastojów społeczeństwa. Podzielają je zarówno studenci okupujący uniwersytet, profesorowie Uniwersytetu w Sofii, najsłynniejsi artyści oraz pisarze, jak i różne inne, nieoczywiste grupy. Kiedy studenci wycofali się do głównego holu uniwersytetu, 36 członków Bułgarskiego Stowarzyszenia Firm Software BASSCOM, czyli przedstawiciele przemysłu, który rośnie 10% rocznie i jest całkowicie niezależny od lokalnego rynku, wystosowali odezwę „Zrezygnujcie! Teraz!”. Firmy software ogłosiły m.in., że „nieustanny rozkład państwowości oraz zupełny zanik praworządności większości ważnych instytucji publicznych niszczą nasze państwo nie tylko gospodarczo i społecznie, ale przede wszystkim moralnie”. Poparło ich 3400 specjalistów od software, według badań opinii publicznej również 60% Bułgarów podpisałoby się pod tym stwierdzeniem.

„Zrezygnujcie!” nie jest jednak takim prostym apelem, zwłaszcza, że nie istnieje żadna inna alternatywa polityczna. Nie ma też zbyt dużych szans na to, że któraś z partii politycznych stworzy pozytywny program. Powody tego są zarówno skomplikowane, jak i oczywiste.

W ciągu ostatnich 20 lat Bułgarzy próbowali najróżniejszych opcji politycznych, głosowali na licznych przypadkowych debiutantów, w 2001 roku wybrali nawet swojego byłego króla, Simeona II, na premiera.

Wygląda na to, że teraz nie ufają nikomu. W stosunku do poprzednich doświadczeń to zupełnie nowa sytuacja. Kiedy w 1997 roku socjaliści po raz drugi po 1989 roku wpędzili kraj w hiperinflację oraz dwucyfrowe spowolnienie ekonomiczne, ludzie wyszli na ulice, a ich wybór był oczywisty – Zjednoczone Siły Demokratyczne (ZSD), które przeprowadziły reformy podobne do tych, które miały miejsce w Polsce w latach 1991-1992. Dziś, po podziałach, ZSD jest częścią pozaparlamentarnego już Bloku Reformatorów, który składa się też z pozostałości po innych partiach i ma  siedmio-, ośmioprocentowe poparcie wyborców.

Studenci oraz protestujący dystansują się od reformatorów, uważając ich za winnych nieskuteczności i braku poprawy sytuacji. Problem polega na tym, że reformatorzy wprowadzili kraj do NATO oraz UE, ale te wielkie wyzwania – choć często sprowadzające się do odbębniania zadań związanych z programem harmonizacji – oduczyły ich myślenia o lokalnych potrzebach i planach.

Polityczne zmęczenie Unią Europejską oraz lokalna próżnia stworzyły kosztem tradycyjnych postkomunistycznych partii okresu transformacji możliwości dla populistów i nacjonalistów. Była partia rządząca CERB też nie jest alternatywą: ona także doszła do władzy w wyniku podobnego zmęczenia, nie chciała też z nikim współpracować, jedynie ad hoc z ATAK-ą, stosowała podobne metody, choć nie aż tak oburzające, jak te stosowane przez BPS i RPW. Razem trzyma ich jedynie przywiązanie oraz możliwość grania wybawicieli kraju od idiotycznych obietnic ATAK-i.

Trzy powyższe partie polityczne mają wspólne elementy (przeszłość związana z KBP, sentyment do Rosji, lub raczej do rosyjskich koncernów państwowych) i to one trzymają je razem. Wiedzą, że nigdy nie miałyby szansy na rządzenie krajem bez opozycji w parlamencie i korzystają z sytuacji. Społeczeństwo, poza kontynuacją protestów, nie ma za wielkiego wyboru.

 

Czego można się ostatecznie spodziewać?

Debata parlamentarna dotycząca ram makroekonomicznych na lata 2014-2018 oraz przyszłorocznego budżetu państwa ujawniła kilka sprzecznych tendencji:

  • finanse publiczne, niezgodnie z filozofią z lat 1998-2012, będą mieć deficyty  przewyższające spodziewane wskaźniki wzrostu PKB; deficyt oraz dług rządu mogą wymknąć się spod kontroli bez względu na fakt, że nie ma żadnych planów zatrzymania zasad UE;
  • misja, jaką jest budżet państwowy, już teraz jest oczywistym sumą fiskalnych iluzji, które mają przywrócić zaufanie wyborców, dokonując jednocześnie redystrybucji wpływów ekonomicznych oraz prywatnego kapitału za pomocą polityki rządu;
  • na pierwszy ogień pójdzie sektor energetyczny, okręt flagowy FDI ostatnich dziesięciu lat; potem kolejne sektory może spotkać to samo: chodzi o to, że pozornie chaotyczne działania obniżają wartość aktywów, zachodni inwestorzy wycofują się, a pustkę po nich zapełniają lokalni oraz wschodni (m.in. rosyjskie koncerny państwowe) przyjaciele bieżącej i chwilowej większości; zagrożone przemysły to górnictwo, bankowość oraz zagraniczne sieci sprzedaży detalicznej.

 

Tłumaczenie: Emilia Zaręba i Joanna Marszałek

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa