Bałkański węzeł gordyjski
Sprawa Kosowa to mikrokosmos polityki siły, niespójnego prawa międzynarodowego i potężnych mitów narodowych. Przemoc trafia na podatny grunt.
Publikacja Propozycji Francusko-Niemieckiej dotyczącej rozwiązania sporu o Kosowo potwierdziła wcześniejsze spekulacje – o ile obiecane w Porozumieniu Brukselskim prawa Serbów w Kosowie mają być przestrzegane, o tyle Serbia ma de facto uznać niepodległość Kosowa.
Belgrad jest zaniepokojony, bo zdaje sobie sprawę, że Berlin i Paryż raczej nie zmienią swojej propozycji, jednocześnie otwarcie grożąc wycofaniem unijnych inwestycji. Mimo to Serbia jest gotowa negocjować (i prawdopodobnie nawet wdrożyć) większość propozycji, z wyjątkiem dwóch kluczowych punktów: w żadnym wypadku Serbia nie zaakceptuje członkostwa Kosowa w ONZ ani nie uzna jego państwowości, przynajmniej na warunkach obecnej propozycji. W tej ostatniej kwestii panuje bardzo szeroki konsensus polityczny.
Po raz kolejny obserwujemy rosnące napięcia wokół kwestii Kosowa, z niekończącym się sporem między kosowskimi Albańczykami a serbską mniejszością.
Grudniowe wydarzenia – strzały na granicy, naloty policji, barykady na ulicach, mobilizacja serbskiej armii – doprowadziły do eskalacji na wielu poziomach. Przez ostatnie 20 lat kosowscy Albańczycy nieustannie próbują wybić się na niepodległość i zbudować własne państwo, a Serbowie stanowczo się temu sprzeciwiają. Chociaż walka o niepodległość Kosowa wydaje się dosyć oczywista, to sprawa kosowska jest o wiele bardziej złożona.
Lokalny problem, globalne konsekwencje
Istotą problemu jest kolizja dwóch fundamentalnych zasad prawa międzynarodowego –prawa do samostanowienia i terytorialnej integralności.
Na pierwszy rzut oka, można pomyśleć, że to starcie ogranicza się do problemów na Bałkanach, niemniej jego konsekwencje mają kolosalny wpływ na stosunki międzynarodowe.
Połowa członków ONZ, w tym pięć państw członkowskich UE, nie uznaje niepodległości Kosowa i nie wynika to z przesadnej sympatii dla Serbii, ale czegoś znacznie istotniejszego. Z prawnego punktu widzenia, a więc międzynarodowego systemu regulującego stosunki międzypaństwowe, w dziedzinie stosunków międzynarodowych kwestia Kosowa stanowi precedens prawny w obliczu integralności terytorialnej i prawa do samostanowienia.
Można tutaj przytoczyć rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ (zwłaszcza rezolucja 1244 faworyzująca Serbię), bądź orzeczenia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z 2008 i 2010 r. (faworyzujące niepodległość Kosowa) ale w sumie chodzi o politykę siły. Sposób w jaki sprawa kosowska zostanie rozwiązana ma olbrzymie znaczenie dla globalnych graczy.
Odkładając historyczne sympatie na bok – kraje, które nie uznają niepodległości Kosowa, czynią to ze względu na własne interesy i problemy z prowincjami roszczącymi sobie prawo do samostanowienia, w szczególności: Hiszpania z Katalonią, Chiny z Tajwanem, Grecja z Cyprem, a nawet Słowacja, jeśli chodzi o węgierską mniejszość na południu.
Dom kosowskich Albańczyków kontra serbska Jerozolima
Niezależnie od kwestii międzynarodowego prestiżu bądź przepisów dotyczących suwerenności państw (a więc braku ingerencji w sprawy „serbskie”), dlaczego Serbowie mieliby tak obsesyjnie walczyć o Kosowo?
Ostatecznie to jedna z najbiedniejszych części Bałkanów, nękana korupcją, zorganizowaną przestępczością i masową emigracją. Jednak Serbowie nadal są gotowi o nią walczyć, pomimo bombardowań NATO w 1999 r. i faktu, że blokuje to ich akcesję do Unii Europejskiej.
Wszystko to wiąże się z jednym potężnym czynnikiem, należącym do nieuchwytnej kategorii – Kosowo zajmuje wyjątkową pozycję na mapie serbskich mitów narodowych: jest „serbską Jerozolimą”, ziemią obiecaną nierozerwalnie związaną z serbskością.
Kosowo jest rdzeniem kręgowym serbskiej tożsamości narodowej i przedmiotem ludowych poematów opowiadających historię średniowiecznego królestwa cara Lazara oraz tragicznej bitwy pod Kosowem w 1389 r., która położyła kres serbskiej niezależności oraz rozpoczęła pochód Imperium Osmańskiego w stronę Wiednia. Przekazywane z pokolenia na pokolenie ludowe poematy stanowiły rdzeń serbskiej tożsamości narodowej oraz sposób w jaki Serbowie postrzegają historię.
W czysto emocjonalnym ujęciu, utrata Kosowa może być porównana do utraty Kresów Wschodnich przez Polskę, gdybyśmy dorzucili tam jeszcze Gniezno, Częstochowę i Wadowice… Strata Kosowa to dla Serbów jak wypędzenie z Jerozolimy.
Przy tym wszystkim, rozmiar ma znaczenie. Serbia jest zbyt duża w regionie, aby ją całkowicie ignorować i dyktować, co ma robić. Będąc największym graczem w regionie, zarówno pod względem demograficznym, gospodarczym, jak i militarnym, należy liczyć się z jej interesami.
Z drugiej strony jest zbyt mała na globalnej arenie, aby wytrzymać międzynarodową presję. Jest zbyt duża, by ją całkowicie zignorować i zbyt mała, by się z nią liczyć. Pomimo potężnego mitu serbskiej Jerozolimy oraz sprawy „obrony honoru” – dla przypomnienia słowa ministra Becka „My w Polsce nie znamy pokoju za wszelką cenę” –Serbowie zdają sobie sprawę, że już nigdy nie wrócą do Kosowa.
Aby doprowadzić do porozumienia w sprawie ostatecznego statusu Kosowa, Stany Zjednoczone musiałyby uznać jeden kluczowy czynnik. Serbia nie zrzeknie się Kosowa bez uzyskania pewnych ustępstw. Po fiasku porozumienia brukselskiego czuje się oszukana. Podczas gdy Serbia wycofała swoje instytucje z Kosowa, Prisztina nie utworzyła Wspólnoty Gmin Serbskich. Dlatego, zgodnie z rozumowaniem Belgradu, aby zacząć rozważać negocjowanie ostatecznego statusu Kosowa, musi istnieć rozwiązanie, które nie doprowadzi Serbii do skrajnego upokorzenia (zrzeka się wszystkiego, a nic nie dostaje w zamian).
Pomijając bitwę na mity narodowe Serbów i kosowskich Albańczyków, niezaprzeczalnym faktem pozostaje, że kosowscy Albańczycy, czyli Kosowianie, żyją na tych ziemiach od wieków; są dominującą grupą etniczną i pod każdym względem mają prawo czuć się przywiązani do swojej ojczyzny, walczyć o nią i mieć patriotyczne uczucia.
Jednak w podobnym tonie można mówić o Serbach, którzy mieszkali w Kosowie przez wieki i zorganizowali swoje średniowieczne państwo na tych ziemiach. Nie ma prostych rozwiązań dla Kosowa i nie bez powodu zaczęto nazywać je węzłem gordyjskim na Bałkanach.
Nie wiadomo jeszcze jak rozwinie się sytuacja. Niezależnie od tego, czy Amerykanie uspokoją nastroje i porozumienie zostanie osiągnięte, bądź ponownie zmierzamy w kierunku eskalacji, należy liczyć się z kluczową kwestią. Istnieje zasadnicza różnica między rozejmem a pokojem. Cokolwiek przyniesie obecna sytuacja, normalizacja między Kosowem a Serbią, musi uwzględnić te trzy podstawowe aspekty.
—
Jan Farfał – stypendysta programu Marcina Król 2022/2023 w „Visegrad Insight”. Doktorant w Oxford School of Global and Area Studies. Bada, w jaki sposób emigracyjne czasopisma zwracały się do swoich społeczeństw za żelazną kurtyną. Jest pracownikiem naukowym w projekcie „Europa w zmieniającym się świecie”, prowadzonym przez prof. Timothy’ego Gartona Asha i prof. Paula Bettsa w Centrum Studiów Europejskich na Uniwersytecie w Oksfordzie.
Artykuł powstał w ramach programu współpracy głównych tytułów prasowych w Europie Środkowej prowadzonego przez „Visegrad Insight” przy Fundacji Res Publica. W języku angielskim ukazał się na łamach Visegrad Insight.
Fot. Pascal van de Vendel / Unsplash.