AVINERI: Rozprawa z Manifestem Komunistycznym
Esej Shlomo Avineriego z 1998 roku, poświęcony najbezwstydnie retorycznemu i kwieciście sformułowanego spośród wszystkich pism Marksa i Engelsa
Czy w 150 lat po opublikowaniu i niemal dziesięć po załamaniu się systemu komunistycznego w Europie Wschodniej możemy jeszcze nauczyć się czegokolwiek z Manifestu Komunistycznego?
Manifest jest chyba najbezwstydniej retorycznym i kwieciście sformułowanym spośród wszystkich pism Marksa i Engelsa. Jednocześnie stanowi on imponująco bogaty traktat teoretyczny, prezentujący szczegółowo uargumentowaną filozofię historii. Tekst obfituje w dźwięczne frazy: „Historia wszystkich dotychczasowych społeczeństw jest historią walk klasowych”; „Wytwarza ona [burżuazja] przede wszystkim swoich własnych grabarzy”; „Robotnicy nie mają ojczyzny”; „Proletariusze nie mają w niej [rewolucji] nic do stracenia prócz swych kajdan”; „Proletariusze wszystkich krajów, łaczcie się!”. Zaliczają się one do najbardziej znanych politycznych cytatów, jakich kiedykolwiek używano i nadużywano. Osiagnęły status niemal liturgiczny i niekiedy bywały powtarzane ad nauseam przez komisarzy ludowych i politycznych wyrobników, którzy w gruncie rzeczy wcale nie pojmowali ich sensu ani historycznego znaczenia.
Manifest czciły także niektóre spośród najtęższych umysłów europejskiej i amerykańskiej inteligencji. Ludzie ci często wydawali się tak zahipnotyzowani jego profetycznym rytmem, że nie byli w stanie oderwać wzroku od lustra i dostrzec całej makabry sowieckiej rzeczywistości i stalinowskich represji. Mamiące moralne pewniki wzniosłej retoryki Manifestu przesłaniały czasem rzeczywistość. To, co w zamyśle miało być kluczem do odczytania hieroglifów historii, okazało się po prostu narzędziem w rękach kolejnych oligarchów, pragnących obronić swoje przywileje.
W Manifeście kryje się jednak znacznie więcej. Nade wszystko – co być może jest najbardziej paradoksalne – cechuje go wyjątkowa intuicja co do radykalnie transformacyjnej natury współczesnego kapitalizmu. W pierwszym rozdziale Manifestu („Burżua a proletariusze”) Marks i Engels prezentują znakomite zrozumienie ciągłej rewolucji, immanentnie wpisanej w dynamikę tego, co nazywają kapitalistycznym sposobem produkcji. Kiedy wielu orędowników kapitalizmu nie rozumiało jeszcze w pełni jego historycznej doniosłości, a większość socjalistycznych krytyków tego ustroju wciąż postrzegała przemysłowy kapitalizm jako potwora, którego należy zabić, Marks i Engels niezwykle subtelnie rozwijali twierdzenia sformułowane po raz pierwszy przez saint-simonistów, zwracając uwagę na to, że kapitalizm – w sposób zupełnie bezprecedensowy – prowadzi do wyzwolenia ludzkich zdolności twórczych. Twierdzili, że kapitalizm trzeba pierwotnie przyjąć, ażeby później, dialektycznie, uczynić zeń obiekt krytyki, a w końcu przezwyciężyć, aufgehoben, w prawdziwie heglowskim sensie tego terminu. Bez kapitalizmu przemysłowego nie zaistniałby socjalizm.
Z punktu widzenia Marksa i Engelsa kapitalizm rozpętuje rewolucję, z którą nie potrafi sobie poradzić. Jak uczeń czarnoksiężnika potrzebuje prowadzącej go racjonalnej ręki, zdolnej skierować jego siły ku ich telos. Sprzeczności kapitalizmu (kolejna fraza bardzo nadużywana przez epigonów) objawiają się w jego autodestrukcyjnej naturze i ostatecznie prowadzą do socjalistycznego sposobu produkcji.
Tylko nieliczni uczeni z połowy XIX wieku wykazali się taką jak Marks i Engels spostrzegawczością, jeśli chodzi o fundamentalną różnicę między kapitalizmem przemysłowym a wszystkimi poprzednimi formami produkcji. Dowodzili oni, że przemysłowy kapitalizm nie jest po prostu ilościowo bardziej rozwiniętą formą produkcji. Istniała tu różnica jakościowa, gdyż system ten po raz pierwszy w historii wytworzył nie tylko uniwersalny rynek, ale także uniwersalną kulturę. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy to „globalizacja” jawi się jako zupełnie nowe zjawisko, warto przypomnieć ich słowa: „burżuazja stworzyła siły wytwórcze znacznie liczniejsze i potężniejsze niż wszystkie poprzednie pokolenia razem. Ujarzmienie sił przyrody, rozpowszechnienie maszyn, zastosowanie chemii w przemyśle i rolnictwie, żegluga parowa, koleje żelazne, telegrafy elektryczne, przysposobienie pod uprawę całych części świata, uspławnienie rzek. Całe rzesze ludności jakby wyczarowane spod ziemi – które z poprzednich stuleci przypuszczało, że takie siły wytwórcze drzemią w łonie pracy społecznej?”.
Albo: „Burżuazja nie może istnieć bez nieustannego rewolucjonizowania narzędzi produkcji, a więc stosunków produkcji, a więc całokształtu stosunków społecznych. Natomiast pierwszym warunkiem istnienia wszystkich dawniejszych klas przemysłowych było zachowanie bez zmian starego sposobu produkcji. Ustawiczne przewroty w produkcji, bezustanne wstrząsy ogarniające całość życia społecznego, wieczna niepewność i wieczny ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich poprzednich. Wszystkie stężałe, zaśniedziałe stosunki wraz z nieodłącznymi od nich, z dawien dawna uświęconymi pojęciami i poglądami ulegają rozkładowi, wszystkie nowo powstałe stają się przestarzałe, zanim zdążą skostnieć. Wszystko, co stanowe i zakrzepłe, znika, wszystko co święte, ulega sprofanowaniu”. I w końcu: „burżuazja wciąga w nurt cywilizacji wszystkie, nawet najbardziej barbarzyńskie narody. (…) Pod groźbą zagłady zniewala wszystkie narody do przyswojenia sobie burżuazyjnego sposobu produkcji. (…) Słowem, stwarza sobie świat na obraz i podobieństwo swoje. (…) I to zarówno w produkcji materialnej, jak i w produkcji duchowej. Wytwory duchowe poszczególnych narodów stają się wspólnym dobrem. Jednostronność i ograniczoność narodowa staje się coraz bardziej niemożliwa, a z wielu literatur narodowych i regionalnych powstaje literatura światowa”.
W uniwersalizującej naturze kapitalizmu Marks odnalazł historyczne narzędzie, dzięki któremu stało się możliwe zrealizowanie uniwersalistycznej wizji oświecenia. Odkrył w niej także środki potrzebne do wytworzenia materialnych warunków wymaganych przez nadchodzącą epokę socjalizmu.
Dzisiejszy świat różni się zasadniczo od tego, jaki opisano w Manifeście, ale mimo to pozostaje wynikiem transformacyjnej natury kapitalizmu i rewolucji przemysłowej, analizowanych przez Marksa i Engelsa. Jednakże, mimo iż byli oni jednymi z pierwszych, którzy docenili immanentny radykalizm kapitalizmu, mylili się bez wątpienia zakładając, że w miarę rozwoju kapitalizmu napięcia społeczne przybiorą na sile, a klasy jeszcze bardziej się spolaryzują. Stało się niemal dokładnie odwrotnie: im mocniej rozwijał się kapitalizm, tym bardziej ulegały zatarciu różnice pomiędzy klasami. Pojawiły się nowe klasy średnie i wykwalifikowani robotnicy, zaś rozległe sektory tradycyjnej klasy robotniczej uległy embourgeoisement. Historia obaliła Marksowską, niemal manichejską, wizję ogłupionych i wyalienowanych robotników, przeciwstawionych nielicznej i kurczącej się klasie kapitalistów. Tylko w krajach nieprzemysłowych lub słabo uprzemysłowionych radykalna społeczna polaryzacja stała się normą.
Problem ów miał po części charakter epistemologiczny: kiedy Marks i Engels mówili o kapitalizmie „stale rewolucjonizującym narzędzia produkcji”, postrzegali ów proces jako linearny. Społeczeństwo industrialne, takie, jakim je znali, zależało głównie od maszyn napędzanych parą, uzyskiwaną za pomocą spalania węgla. Innego nie potrafili sobie wyobrazić. Nie zdołali przewidzieć wyparcia go przez odmienny, bo oparty na innych źródłach energii i technologii, typ społeczeństwa industrialnego.
W ten właśnie sposób Marks i Engels ograniczyli swoją wizję, a co za tym idzie zdolność do wyobrażania sobie technologicznych i społecznych alternatyw. Oczywiście, nie można winić ich za to, że nie przewidzieli skutków, jakie pociągnęła za sobą energia elektryczna czy wynalezienie komputerów (które wymagają zupełnie innego rodzaju robotnika niż XIX-wieczne maszyny – wykształconego, piśmiennego i inteligentnego). Pomimo to wolno nam krytykować ich za to, że nie wyszli w swych projektach poza linearny rozwój technologii – że nie udało im się przewidzieć, iż oprócz coraz większych i wydajniejszych maszyn pojawią się także zmiany jakościowe oraz, związane z nimi, nowe, odmienne społeczne struktury. Opisując przyszły rozwój przemysłowy w terminach czysto ilościowych, Marks i Engels nie dostrzegli implikacji ich własnego przekonania, że kapitalizm jest z natury systemem podlegającym ciągłej zmianie i dążącym do innowacji. Pomimo całej ich krytycznej odwagi Marks i Engels byli dziećmi swoich czasów.
Mimo to, choć – inaczej niż przewidywali Marks i Engels – polaryzacja jako zasada nie zaistniała w e w n ą t r z przemysłowo rozwiniętych społeczeństw, na poziomie ogólnoświatowym coś podobnego rzeczywiście się dokonało: pogłębiająca się przepaść między uprzemysłowionymi i mniej uprzemysłowionymi krajami jest konsekwencją włączenia tych ostatnich do systemu globalnej gospodarki – mieszkańcy krajów Trzeciego Świata stali się integralną częścią światowego rynku, zarówno jako słabo opłacani producenci, jak i konsumenci. Zamiast wewnętrznej polaryzacji między kapitalistami i proletariuszami mamy do czynienia z zewnętrzną – między „kapitalistycznymi” i „proletariackimi” narodami.
Tak więc polaryzacja została wyeksportowana i zuniwersalizowana przez uprzemysłowione narody. O ile przeprowadzone przez Marksa i Engelsa analizy są dziś w większości nieprawdziwe w odniesieniu do narodów silnie rozwiniętych, o tyle ich sensowności dowodzą fakty towarzyszące globalizacji – niewolnicze przedsiębiorstwa Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej, z ich pracującymi dziećmi, straszliwie niehigienicznymi warunkami pracy i życia oraz brakiem prawnie ustalonego minimalnego wynagrodzenia i podstawowego systemu świadczeń społecznych. To tutaj właśnie odnajdujemy spadkobierców dawnych, opartych na wyzysku przedsiębiorstw z londyńskiego East Endu czy nowojorskiej Lower East Side. Także warunki panujące w niektórych społeczeństwach postkomunistycznych, zwłaszcza w Rosji, przypominają te, jakie charakteryzowały wczesny, drapieżny XIX-wieczny kapitalizm.
Los kapitalizmu
Prognozy Marksa i Engelsa dotyczące roli państwa w rozwoju społeczeństwa kapitalistycznego także okazały się krótkowzroczne. Kiedy twierdzili oni, że „proletariusze nie mają ojczyzny”, mieli na myśli społeczeństwa, gdzie klasa robotnicza była całkowicie wyalienowana z istniejących instytucji politycznych. Należy przypomnieć, że kiedy powstawał Manifest, w Europie nibyło państwa, w którym obowiązywałoby powszechne prawo wyborcze. Nawet tam, gdzie istniały instytucje parlamentarne, prawem głosu dysponowała jedynie bardzo ograniczona – zamożna – część społeczeństwa. Takie było prawdziwe źródło zjadliwej krytyki parlamentaryzmu, jaką przeprowadzili Marks i Engels, oraz ich pogardy wobec „przedstawicielskich” instytucji, które w istocie rzeczy były niczym więcej jak tylko „komitetem zarządzającym wspólnymi interesami całej klasy burżuazyjnej”.
Jednakże dzisiejsze zachodnie demokracje mają niewiele wspólnego z owymi spoleczeństwami. W Europie i Ameryce Północnej dokonała się zasadnicza przemiana, która pozwoliła na szersze włączenie się klasy robotniczej w polityczne i gospodarcze struktury. Tu także, jeśli powrócimy do analiz zawartych w Manifeście Komunistycznym, mamy do czynienia z paradoksem. W końcu XIX wieku powszechne prawo głosu dla mężczyzn zaczęło obowiązywać w większości zachodnich społeczeństw kapitalistycznych. Proletariat nie pozostawał już dłużej poza sferą polityki, a wiekszość partii zmuszona była dołączyć do swojego programu przynajmniej niektóre z socjalistycznych postulatów – inaczej nie byłyby zdolne współzawodniczyć z silnymi partiami socjalistycznymi, które tymczasem pojawiły się w Europie Zachodniej. Pół wieku po napisaniu Manifestu nikt nie mógł już dłużej utrzymywać, że robotnicy są całkowicie wyalienowani i bezsilni wobec ustanowionych struktur politycznych. W miarę zbliżania sie roku 1900 twierdzenie, że „robotnicy nie mają swojej ojczyzny”, brzmiało coraz bardziej jak czczy frazes.
Państwo opisane w Manfeście było wczesnokapitalistycznym państwem minimalnym. Tak dalece, jak to tylko było możliwe, powstrzymywało się ono od ingerowania w kwestie ekonomiczne i społeczne oraz starało się postępować zgodnie zgodnie ze sformułowaną przez Adama Smitha zasadą laissez-faire (Marks wiedział oczywiście, że historyczna rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana niż ów model o czym świadczą choćby szczegółowe opisy państwa zawarte w 18 Brumaire’a i Wojnie domowej we Francji). Owo „państwo jako nocny stróż”, jak nazwał to później Lasalle, rzeczywiście z powodzeniem mogło zostać uznane jedynie za polityczną ekspresję interesów ekonomicznych dominującej klasy – bądź co bądź klasa kupiecka uważała każdą ingerencję państwa w „wolne” działania rynkowe za godzącą w jej interesy.
Jednakże to właśnie sam rozwój kapitalizmu zmusił państwo do stopniowego zwiększania zakresu interwencji w życie społeczne i gospodarcze. Mogło się to zacząć od minimalnych, humanitarnych aktów ustawodawczych, mających za cel złagodzenie co bardziej przerażających aspektów wczesnej industrializacji. Później jednak potrzeba stępienia ostrza socjalistycznego krytycyzmu i przeciwstawienia się potędze związków zawodowych doprowadziła do stopniowego wprowadzenia form medycznego i społecznego ubezpieczenia, które nie tylko ukróciły absolutną władzę sił rynkowych, ale zwiększyły także rolę państwa jako obrońcy robotników. Rozwój związków zawodowych powiększył z czasem uczestnictwo robotników w życiu społecznym i politycznym. Po krachu roku 1929 – który potwierdził przypuszczenia Marksa co do cyklicznych kryzysów kapitalizmu – keynesizm przekształcił zachodnie państwo kapitalistyczne w głównego regulatora życia gospodarczego. Ten środek zaradczy z powodzeniem zapobiegł transformacji cyklicznych kryzysów w kryzysy strukturalne, które mogłyby zagrozić istnieniu kapitalizmu. Tymczasem jednak rozrastające się prawodawstwo społeczne dawało coraz większym grupom klasy robotniczej możliwość uczestniczenia w systemie jako całości.
Na najbardziej elementarnym poziomie rozwój ten dowiódł, iż przewidywania Marksa były błędne: kapitalizm okazał się ustrojem elastycznym i nie uległ załamaniu. Jednakże na innym poziomie przypuszczenia Marksa okazały się całkiem trafne: leseferystyczny kapitalizm nie mógł przetrwać i interwencjonizm państwowy stał się koniecznością. I to właśnie ci, którzy zapobiegli upadkowi kapitalizmu – keynesianie – musieli rozpoznać prawdziwość twierdzeń Marksa. Mylił się on jednak zakładając, że jedyną formą istnienia kapitalizmu jest leseferyzm, a jedyną dla niego alternatywą – rewolucja proletariatu. Jakikolwiek mniej radykalny środek zaradczy znajdował się już poza horyzontem Marksa.
W tym kontekście rzeczą interesująca jest przyjrzenie się „posunięciom” zaproponowanym przez Marksa i Engelsa w drugim rozdziale Manifestu. Miały one być środkami umożliwiającymi zapoczątkowanie transformacji z kapitalizmu w socjalizm. Należą one zarazem do nielicznych propozycji politycznych, jakie Marks sformułował dla nadchodzącej rewolucji socjalistycznej. Wiele z nich znalazło swoje zastosowanie, choć w odmienionej formie, w XX-wiecznym państwie opiekuńczym. Zawierały postulaty wprowadzenia progresywnego podatku dochodowego, utworzenia banku centralnego, nacjonalizacji środków transportu, robót publicznych, utworzenia państwowego sektora produkcji i ograniczenia prawa dziedziczenia. Celem wszystkich tych popieranych przez Marksa posunięć było przekształcenie z czasem kapitalistycznego sposobu produkcji w socjalistyczny. Tym jednak, co metodą prób i błędów rozwinęło się w wiekszości przemysłowych społeczeństw Zachodu, był zreformowany kapitalizm.
Kwestia narodowa
Historyczna analiza Manifestu pod jeszcze jednym względem okazała się z gruntu fałszywa, choć w tym wypadku autorzy znaleźli się w dobrym towarzystwie – mowa o sposobie rozumienia nacjonalizmu.
Marks i Engels, podobnie jak większość ludzi, na których wpływy wywarł oświeceniowy uniwersalizm, postrzegali nacjonalizm jako przednowoczesną formę partykularyzmu i sądzili, że zniknie on na skutek globalizującego wpływu kapitalizmu. Socjalizm miał zatem odziedziczyć świat postnarodowy. Po rewolucjach lat 1848-1849 Marks i Engels zmodyfikowali swoje poglądy i uznali, że próby zjednoczenia Włoch i Niemiec były konieczne dla kapitalistycznego, a z czasem także socjalistycznego rozwoju tych krajów. Ogólnie rzecz biorąc jednak nacjonalizm pozostawał dla Marksa i Engelsa objawem wstecznictwa.
Lekceważący stosunek Marksa do historycznej siły nacjonalizmu podzielał także liberalizm, który – od Milla aż po Rawlsa – miał na ten temat niewiele do powiedzenia. To właśnie dlatego zarówno marksiści, jak i liberałowie zwykle nie doceniali wpływu nacjonalizmu i mylili się w ocenach jego konsekwencji. Jedni i drudzy nie potrafili także odróżnić liberalnych, uniwersalistycznych i harmonijnych nacjonalizmów (takich jak na przykład nacjonalizm Mazziniego) od ich ekskluzywistycznych, agresywnych i ksenofobicznych wersji (takich jak nacjonalizm Treitschkego).
Wielu późniejszych myślicieli socjalistycznych, zwłaszcza tych, którym przyszło stawić czoło problemom narodowym w zróżnicowanych etnicznie imperiach, musiało podjąć próbę zintegrowania kulturowego przynajmniej aspektu nacjonalizmu – tożsamości, poczucia wspólnoty – z uniwersalistyczną wizją socjalizmu. Zajmowali się tym Otto Bauer i Karl Renner w Austrii, Jordanii w Gruzji, a w kontekście żydowskim zarówno członkowie Bundu, jak i syjonistyczni socjaliści w rodzaju Mosesa Hessa, Hera Borokhova i Chaima Arlosoroffa. Mimo wszystko jednak nacjonalistyczna ślepota głównego nurtu marksizmu pozostała istotną słabościa ruchów socjalistycznych. W roku 1919 Arlosoroff, syjonistyczny myśliciel socjalistyczny, wykazał, że reaktywowanej powojennej Miedzynarodówce Socjalistycznej nie udało się odpowiednio ustosunkować do kulturowych aspektów nacjonalizmu i ostrzegał przy tym, że ta porażka może stworzyć warunki, w jakich wielu robotników, chcąc wyrazić swą kulturową tożsamość zwróci się gdzie indziej, co zagraża ruchowi socjalistycznemu. Słowa te okazały się prorocze.
Alchemicy rewolucji
Na koniec zajmiemy się kwestią rosyjską. Wskazywano niekiedy, że Marks i Engels spodziewali się, iż rewolucja socjalistyczna wybuchnie najpierw w krajach bardziej uprzemysłowionych, gdzie „wewnętrzne sprzeczności” kapitalizmu były o wiele wyraźniejsze. Miał z tego wynikać wniosek, że socjalistyczna rewolucja w Rosji była zaprzeczeniem historycznych analiz Marksa.
Raz jeszcze musimy stwierdzić, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. W końcowej części Manifestu, we fragmencie przeoczanym przez wielu komentatorów, Marks i Engels rozpatrywali możliwość wybuchu rewolucji w mniej zindustrializowanych Niemczech. Sugerowali, że tam, gdzie późno wkroczono na ścieżkę kapitalizmu, pewne procesy zachodzą szybciej, a co za tym idzie przebiegają boleśniej. „Na Niemcy – pisali autorzy Manifestu – komuniści zwracają główną uwagę, ponieważ Niemcy znajdują się w przededniu rewolucji burżuazyjnej i ponieważ przewrotu tego dokonają w warunkach dalej posuniętego rozwoju cywilizacji europejskiej w ogóle i przy istnieniu o wiele bardziej rozwiniętego proletariatu, niż to było w Anglii w siedemnastym i we Francji w osiemnastym stuleciu, tak że niemiecka rewolucja burżuazyjna może być tylko bezpośrednim prologiem rewolucji proletariackiej”.
Także we wprowadzeniu do wydanego w 1882 roku rosyjskiego przekładu Manifestu Marks i Engels sugerowali, że rewolucja była już w tym momencie możliwa w Rosji, przechodzącej wtedy przez początkowe fazy kapitalistycznego rozwoju. Zastrzegli jednak, że mogłaby się udać jedynie wówczas, gdyby rosyjska rewolucja stała się „sygnałem rewolucji proletariackiej na Zachodzie”.
I w tym wlaśnie sęk: nie idzie wcale o to, gdzie wybuchnie pierwsza rewolucja, gdyż cała koncepcja rewolucji u Marksa opiera się na jej uniwersalności. Niewykluczone, że rozpocznie się ona w słabo rozwiniętej Rosji, ale ani tam, ani gdzie indziej nie może zaistnieć „socjalizm w jednym kraju”.
To w istocie rzeczy było tragedią rewolucji bolszewickiej. Przypuszczenie, że zacofany, prawie nieuprzemysłowiony, zniszczony wojną, kraj o słabej burżuazji i nielicznym proletariacie, niemal pozbawiony „ponadstrukturalnych” elementów burżuazyjnego społeczeństwa (instytucji przedstawicielskich, społeczeństwa obywatelskiego, wolności prasy i tak dalej), może w pojedynkę i bez równolegle dokonującej się rewolucji na Zachodzie osiągnąć socjalistyczne cele, całkowicie wykraczało poza zespół idei ogłoszonych w Manifeście. Wszystkie marksistowskie analizy prowadziłyby do wniosku, że wysiłki stworzenia socjalistycznego społeczeństwa w izolowanej rewolucyjnej Rosji po roku 1917 są z góry skazane na niepowodzenie.
Zatem to, co narodziło się jako uniwersalistyczne posłanie wolności, stało się z konieczności (a nie tylko za sprawą indywidualnych cech Lenina czy Stalina) systemem opresywnym. Powstało jako chybiona próba stworzenia siłą nowej rzeczywistości na bazie społeczeństwa, w którym brak było jakichkolwiek podstaw socjalizmu. Konsekwencją tego stał się horror przymusowej kolektywizacji i GUŁ-ag. Nieunikniony był więc także upadek komunizmu w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej. Jednak załamaniu nie uległa Marksowska wizja, lecz próba realizacji w warunkach całkowicie sprzecznych z założeniami samego Manifestu. Marks nazwał kiedyś co bardziej radykalnych działaczy jego Ligi Komunistycznej „alchemikami rewolucji”, gdyż próbowali oni „przeprowadzić rewolucję bez rewolucyjnych warunków”. Związek Radziecki stanowił właśnie eksperyment rewolucyjnej alchemii – z łatwymi do przewidzenia morderczymi rezultatami.
Zachód to zupełnie inna historia. Oczywiście, rewolucja tam nie wybuchła. Czy dowodzi to wad marksistowskich analiz? Czy też Manifest był jednym z najbardziej rzucających się w oczy w historii przykładów samofalsyfikującej się przepowiedni? Ocena tego wciąż pozostaje bardziej złożona niż osądy formułowane zarówno przez zwolenników, jak i oponentów Marksa.
Esej ukazał się w numerze 4/1998 miesięcznika „Res Publica Nowa”. Przełożyła Magda Pietrzak-Merta
Shlomo Avineri – urodzony w Bielsku-Białej, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Jego książki tłumaczone były na wiele języków. Należą do nich „The Social and Political Thought of Karl Marx”, „Hegel’s Theory of the Modern State” i „The Making of Modern Zionism”. Laureat Nagrody Izraela, najwyższego cywilnego odznaczenia tego kraju.
Fotografia główna: El Fondo Antiguo de la Universidad de Sevilla (CC BY 2.0)