Tworzenie kultury jest równie ważne jak budowanie infrastruktury miasta.

Strategia kultury to rodzaj mozaiki, która jest już w sporej części ułożona. Budując kolejne elementy, musimy bardzo ostrożnie stąpać, aby nie zepsuć tych, które są. Możemy o nich dyskutować i je poprawiać. Powinniśmy być może […]


Strategia kultury to rodzaj mozaiki, która jest już w sporej części ułożona. Budując kolejne elementy, musimy bardzo ostrożnie stąpać, aby nie zepsuć tych, które są. Możemy o nich dyskutować i je poprawiać. Powinniśmy być może w skrajnych przypadkach rozważać, czy określone działania nadal mają wartość i odbiorców. Bo kultura to jest żywe zjawisko, które musi rosnąć, musi się rozwijać, zdobywać nowe obszary, prezentować nowe oblicza – mówi Wojciech Szczurek, Prezydent Gdyni w rozmowie z Arturem Celińskim.

 zapraszamy na debatę i warsztaty DNA MIASTA: Gdynia / 27.06.2013 r. 

Artur Celiński: Otrzymał pan tytuł Prezydenta Roku w niedawnym rankingu Newsweeka. W czym jest pan lepszy od innych prezydentów i prezydentek?

Wojciech Szczurek: Nie, nie czuję się lepszy. To moje koleżanki i moi koledzy samorządowcy tak głosowali w ankiecie „Newsweeka”. Zatem to pytanie raczej do nich niż do mnie.

Pewnie jednak domyśla się pan powodów takiej decyzji? Jak pan sądzi, co zadecydowało?

Odpowiedź nie jest prosta. Myślę, że uwzględniono pewne znane już, zwłaszcza w środowisku samorządowym ambitne i oryginalne projekty, które realizujemy w Gdyni, a przede wszystkim – wizję i filozofię zarządzania miastem.

Żyjemy w bardzo ciekawym czasie transformacji w Polsce, gdy w samorządach dużych i nierzadko również mniejszych miast zachodzą bardzo interesujące zmiany. Podczas podróży po Polsce i przy okazji różnych spotkań poznaję niezwykłych liderów, menadżerów, przywódców, którzy mają wizję, realizują autorskie projekty. Spotkania z nimi są bardzo ciekawe i inspirujące.

Nie chcę idealizować – świat samorządowy to nie same anioły i sami geniusze, ale jest w tym środowisku doprawdy wielu fantastycznych ludzi, którzy mierzą się z wyzwaniami swojego miasta. I bardzo się cieszę, że mogę zaliczać się do takiego fajnego grona ludzi, którym historia i los dały szansę pracy na rzecz swoich miast.

Wojciech Szczurek

Muszę powiedzieć, że to bardzo dyplomatyczna odpowiedź. Wciąż jednak nie wiem, dlaczego to właśnie pan dostał to wyróżnienie.

Wie pan, z rankingami jest tak, że one dają moment radości, ale chwilę potem zaczyna się zwykły dzień, pojawiają się kolejne wyzwania i nie ma czasu na rozpamiętywanie zwycięstwa. Bardzo miło, że ktoś zauważa, docenia, ale tak naprawdę dla każdego samorządowca najważniejszy, podstawowy ranking to opinie mieszkańców, weryfikowane co cztery lata, gdy poddajemy się wyborczej ocenie. Cieszy, kiedy inni samorządowcy zauważają, że w Gdyni zachodzą ciekawe zjawiska, ale przecież my pracujemy dla społeczności lokalnych, dla naszych mieszkańców.

Spróbujmy to jakoś pogłębić. Żaden burmistrz ani prezydent miasta nie powie przecież, że nie pracuje dla swoich mieszkańców, a tymczasem widać, że nie wszystkie miasta rozwijają się w dobrym kierunku. Gdzie jest klucz do sukcesu?

Każde miasto ma swoistą, suwerenną listę potrzeb i recepty na rozwiązanie ich własnych problemów. Liderzy w tych miastach lepiej lub gorzej odczytują znaki czasu, wyzwania, które przed tymi miastami stoją. Nie ma jednolitego wzorca, modelu czy algorytmu, za pomocą którego można byłoby to wyliczyć.

Nie ma gwarancji, że jeżeli spełnimy kilka istotnych warunków, to uzyskamy odpowiedni poziom zrozumienia, akceptacji i satysfakcji mieszkańców. Każdy z nas szuka specyficznej drogi, która jest często różna od tych wybranych gdzie indziej. Dlatego – z jednej strony wymieniamy się doświadczeniami, ale z drugiej staramy się szukać innowacyjnych, swoistych rozwiązań, dotyczących bardzo różnych obszarów życia miasta.

Fenomen samorządu polega na wulkanach pomysłów. Szkoda, że prawo nam niespecjalnie pomaga. W ostatnich latach mamy wrażenie, że wieloma sposobami próbuje się nas wcisnąć w standardy, w oderwaniu od regionalnych realiów. My staramy się kroczyć naszą własną drogą i myślę, ze wartością naszego działania w Gdyni jest to, że to droga przemyślana i realizowana konsekwentnie od ponad dwudziestu lat.

Dokąd prowadzi ta droga? Czym się państwo kierują? Czym może stać się, a może już jest Gdynia? Czy udało się już zrealizować część tej wizji, czy to wciąż przed nami?

Tego typu procesy mają to do siebie, że mają charakter ciągły. Wizje, strategie, to najpierw projekt, przemyślenia, dyskusje, opracowania, ewaluacja, weryfikacja i w końcu… ponowne przemyślenia i aktualizacja.

Ważne, żeby wyznaczać cele wielkie, strategiczne, wizjonerskie – w dalszych niż kilkuletnie horyzontach, wykraczając poza ramy jednej 4-letniej kadencji samorządu, ale pamiętać i uwzględniać to, że na jakość życia składa się też suma rzeczy z pozoru drobnych, dla niektórych mieszkańców nadzwyczaj ważnych. Do tego trzeba cały czas brać pod uwagę, że obywatele są w różnym wieku, o różnym statusie materialnym, różnych potrzebach, aspiracjach.

To są właśnie wyznaczniki naszej gdyńskiej drogi.

Bardzo ładnie powiedziane. Czy jednak z drugiej strony w rozwoju polskich miast nie chodzi czasem o to, aby przyciągać biznesowe inwestycje i budować infrastrukturę? Z tej perspektywy inwestycje w relacje społeczne i wszystkie te drobne kwestie nie wydają się być tak bardzo istotne.

Ja bym powiedział tak – jeśli chodzi o rozwój i inwestycje jako funkcje, które daje się porównywać jakimiś miernikami, to są one pochodną spojrzenia na miasto z perspektywy XXI wieku. W tej perspektywie dla przyciągania inwestycji i rozwoju oraz ich powodzenia coraz istotniejszą rolę odgrywa jakość życia. To ona powoduje, że najlepsze inwestycje biznes chce lokować w takim a nie innym miejscu.

Jakość życia przejawia się w jakości funkcjonowania każdego obywatela miasta. Należy ją zapewniać wszędzie – począwszy od udoskonalania systemu służby zdrowia, przez system edukacyjny, system pomocy społecznej, politykę kulturalną oraz oczywiście działania proinwestycyjne. Trzeba myśleć o kwestiach ładu przestrzennego – nowoczesny serwis miejski: komunikację miejską, wodę, ścieki, ciepło, bezpieczeństwo… Można tych obszarów wymienić bardzo, bardzo wiele. Dla jakości życia nie ma takiej rzeczy, o której można powiedzieć: „ta jest najważniejsza”. Wszystko jest ważne.

Każdy z nas, albo nasz bliski, ktoś z naszej rodziny – w różnych rolach staje się uczestnikiem bądź konsumentem pewnego typu dóbr w mieście. Jako samorządowcy musimy myśleć o tym, co jest aspiracją nawet małych grup mieszkańców. Staramy się tak czynić.

Czasami jednak władze skarżą się, że każda z małych grup chce ciągnąć miasto w swoją stronę i nie zauważa interesu ogółu, którego przecież prezydent czy burmistrz mianował się strażnikiem.

To zależy od tego, o jakich grupach myślimy. Przykładem takiej grupy mogą być niepełnosprawni. Liczy się statystycznie, że mniej więcej 10% populacji to są osoby niepełnosprawne. Tylko 10 i aż 10. Ale jeżeli tak budujemy miasto, że w szkołach tworzymy system edukacyjny, który będzie integrował dzieci, a nie tworzył getta, to tworzymy ofertę ważną z punktu widzenia dziecka niepełnosprawnego. To zarazem bardzo ważne przesłanie adresowane do pozostałych uczniów. Oni dzięki temu uczą się pewnej koniecznej w nowoczesnym społeczeństwie wrażliwości i umiejętności koegzystencji z osobami niepełnosprawnymi.

Jeżeli się tworzy ofertę kulturalną, prowadzi politykę sprzyjającą tworzeniu lepszej przestrzeni publicznej, to się nie działa tylko na rzecz osób niepełnosprawnych, ale uwrażliwia ludzi na to, że są wśród nas osoby niepełnosprawne, że one jak wszyscy – mają prawo do swoich aspiracji. Zresztą – z tych samych rozwiązań korzystają matki z wózkami, osoby starsze, które mają problem z poruszaniem i dla których np. wysokiej jakości niskopodłogowa komunikacja miejska jest tak samo ważna jak dla osób niepełnosprawnych. Jedna rzecz pociąga za sobą następną, rozlewa się to zjawisko i pozwala zmieniać nie tylko sposób myślenia, lecz także jakość życia coraz większej ilości osób – to jest właśnie postrzeganie szerokie.

Zarządzanie miastem przez pryzmat jakości życia jest myśleniem także o jego rozwoju ekonomicznym. To się potwierdza, gdy mamy okazję rozmawiać z ludźmi, którzy decydują o inwestycjach. I chodzi tu o inwestycje ważne z punktu widzenia XXI wieku, więc nie o montownie samochodów i tego typu przedsięwzięcia. One też oczywiście są ważne na polskim rynku, ale w Gdyni nie tak istotne.

Wielki przemysł nie jest dla Gdyni przedmiotem aspiracji rozwojowych. Owszem – chcemy tworzyć miejsca pracy, które są atrakcyjne i nowoczesne. Tacy pożądani w naszym mieście inwestorzy pojawiają się i mówią: „dobrze, jeżeli my mamy tutaj lokować siedzibę firmy (ubezpieczeniowej, siedzibę banku, jakiekolwiek innego działania), to musimy przywieźć tutaj ludzi z Europy i ze świata, którzy mieszkając tu, nie mogą czuć, że to jest miejsce, na które zostali skazani. Im się tu musi po prostu dobrze żyć”.

Jeżeli chcemy wiązać ze sobą mieszkańców Gdyni i przyciągać z innych części kraju pracowników, to musi to być miejsce, gdzie się dobrze żyje. To jest często ważniejsze niż wykonanie kawałka drogi czy chodnika do tej czy innej firmy. To też trzeba robić, oczywiście, ale okazuje się, że myślenie właśnie przez pryzmat jakości życia jest najważniejsze. Jeżeli jest pracownik, który posyła dziecko do szkoły, gdzie jest bardzo wysoki poziom edukacji, jeżeli idzie na spacer w przestrzeni publicznej, która jest estetycznie i nowocześnie urządzona i jest bezpieczna, jeżeli miasto ma nowoczesny system komunikacji miejskiej, jeżeli ma ofertę kulturalną na wysokim poziomie, jeżeli ma możliwość samorealizacji, to wybierze do życia właśnie TO miasto.

Tak powinno to wyglądać moim zdaniem.

1000446_10151974147918787_1381702450_n

No to porozmawiajmy o kulturze jako jednym z czynników budujących jakość życia w mieście. W przeprowadzonych przez nas badaniach miejskich polityk kulturalnych wyszło, że władze miast w przeważającej większości wciąż myślą o kulturze jako o sposobie budowania wizerunku miasta i jego marki, a nie jako elementu zmieniającego życie mieszkańców na lepsze. Co takiego specyficznego można zrobić w miejskiej kulturze albo z miejską kulturą, żeby mogła realizować tę koncepcję, o której pan przed chwilą opowiedział?

Myślę, że jest z tym procesem lepiej niż się o nim mówi. Musielibyśmy zacząć odczuwać braki w kulturze i wtedy może byśmy dostrzegli, jakie znaczenie ma w naszym życiu. Gdyby się okazało, że w jakimś miejscu przestaje działać teatr, centrum kultury czy biblioteka, nierealizowany jest jakiś projekt artystyczny, nie odbywa się jakiś festiwal, to wtedy być może mielibyśmy większą świadomość, że to jest coś, co jest nam potrzebne lub wręcz niezbędne. Nie chcę powiedzieć, że dla każdego i każdego dnia, ale w bardzo powszechnym odbiorze. Ja żywię przekonanie, że dzisiaj kultura staje się jednym z podstawowych czynników kreujących rozwój.

Na czym to polega i dlaczego nagle rola kultury stała się tak istotna?

To nie stało się nagle. To nie jest zjawisko zaskakujące.

Zgadza się, ale przyzna pan, że mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Przypisuje pan kulturze tak dużą rolę, a z drugiej strony próżno jej szukać w najważniejszych dla polityki miasta dokumentach strategicznych. Może nie jest to jednak tak istotny obszar w życiu miast?

Dokumenty strategiczne na pewno porządkują myślenie, są pewną formułą, bardzo przydatną. Strategia pojawia się jako potrzeba, ale przecież zgodzimy się, że strategia kultury nie sprawi, że ta kultura będzie. Umiem sobie wyobrazić sytuację, że powstaje strategia, ale życie kulturalne nie do końca odpowiada jej zapisom i aktywność oraz potrzeby nie są realizowane w taki sposób, jaki ta strategia opisuje. Myślę jednak, że opracowanie strategii pokazuje stan pogłębiającej się świadomości o nowych możliwościach, które drzemią w zjawiskach kultury. Do kreowania jej, do wykorzystania szerzej jej potencjału. Sądzę, że dziś jest czas, w którym rodzi się potrzeba dyskusji o kulturze jako o strategii rozwoju.

A czy taka strategia nie była potrzebna wcześniej? Dlaczego Gdynia nie ma spisanego takiego dokumentu?

Można powiedzieć, że strategia jest czymś, co towarzyszy naszemu działaniu. Otwarte jest pytanie, czy strategia powinna mieć formę dokumentu. Można przekonać się, że już samo myślenie o kulturze w wymiarze strategicznym jest pewnym rodzajem strategii. Osobiście jednak uważam, że dzisiaj to nie wystarczy.

Dlaczego?

Bo wynika z takiego dokumentu pewna wartość dodana, pochodna faktu współdziałania partnerów, którzy się uaktywnili w ostatnich latach w obszarze kultury. Są oni nie tylko aktorami na scenie kultury mówiącymi „my byśmy to zrobili, gdybyśmy tylko mogli”. Oni bardzo często pokazali już, że są niezwykle profesjonalnymi zespołami, potrafią robić rzeczy naprawdę wielkie w sposób niezwykle śmiały, nowoczesny i atrakcyjny, budujący markę takiego działania. To często są podmioty współpracujące, ale jeszcze nie tak, jak to sobie wymarzyłem.

Umiem sobie wyobrazić, że ta współpraca następuje jeszcze szerzej i jeszcze lepiej, że wszyscy razem możemy skuteczniej wzmacniać swój potencjał. Choćby współdziałając w pozyskiwaniu środków finansowych. Nie możemy dziś o kulturze rozmawiać w oderwaniu od uwarunkowań finansowych. W tym celu przydatny może się okazać właśnie dokument strategiczny.

Mówiąc o kulturze w ostatniej znanej mi strategii rozwoju Gdyni, zwracali państwo uwagę na zachowanie tożsamości Gdyni – zabytków niematerialnych, materialnych i historycznych. Teraz mówi pan o działaniach mających inny charakter. Co się stało w międzyczasie?

O której strategii pan mówi?

O zaktualizowanej strategii rozwoju miasta z 2003 r.

Minęło dziesięć lat, a to bardzo długi okres w życiu samorządu. Ta strategia właśnie kończy swoją aktualność – będziemy teraz pracować nad jej aktualizacją. Poprzednia była zaplanowana do 2013 roku. Tak to było postrzegane dziesięć lat temu – miasto, jego historia i tożsamość rozumiana bardzo szeroko. Tożsamość – to, kim jesteśmy, jak widzimy siebie i innych, jakie są nasze potrzeby, jaka jest nasza wrażliwość, jak się chcemy rozwijać? I jeżeli tożsamość będziemy formułować tak szeroko, to opis sprzed 10 lat nie stracił swojej aktualności. W tym okresie uruchomiły się poglądy na kulturę jako funkcję rozwoju; element godzenia ze sobą różnych innowacji, dzisiaj niezbędnych ludziom do aktywności – także w obszarze gospodarczym.

Kultura staje się także wyznacznikiem naszych oczekiwań i aspiracji lokalnych, elementem postrzegania naszej tożsamości, tego kim jesteśmy. Można powiedzieć: „powiedz mi, czy chodzisz do teatru, powiedz, czy czytasz książki, czy chodzisz do kina, powiedz mi, czy chodzisz na wystawy, a ja ci powiem, kim jesteś”.

Czy nowe koncepcje będą także skutkowały wprowadzeniem nowych sposobów działania miasta w dziedzinie polityki kulturalnej? Czy pan jako prezydent miasta już wie, czy i jakich zmian należy się spodziewać?

Chciałby pan rozpocząć rozmowę o strategii od samego końca.

Jestem po prostu ciekawy, jaka jest dzisiaj polityka władz miasta i jego plany.

Aktualizacja naszej polityki w dziedzinie kultury jest dużym wyzwaniem, przed którym właśnie stoimy. I to nie tylko w kwestii nowych wartości i celów, które przyjmuje kultura, ale także w jej wymiarze organizacyjnym. W ciągu ostatnich 10 lat rosnąca rola kultury pozwalała uruchamiać nowe projekty, działania i nowe środki. Są takie przedsięwzięcia, na które środki finansowe urosły i w których możemy, jako urząd miasta, ograniczać swoje zaangażowanie finansowe bez konieczności zmniejszania ich skali. Wiąże się to z tym, że organizatorzy różnego rodzaju inicjatyw twórczych nabywają zdolność pozyskiwania środków zewnętrznych, więc projekty rozwijają się w oparciu o inne środków niż fundusze  miejskie.

Skoro już tu jesteśmy, porozmawiajmy o pieniądzach na kulturę. Z naszego badania wynika, że w 2007 r. Gdynia planowała wydać na kulturę niecałe 18 mln złotych. Sześć lat później budżet przewidywał na ten cel prawie 43 mln złotych. Ale to tylko niecałe 2 mln złotych więcej niż w 2010 r. Porównując tą skalę wydatków do miast o porównywalnej liczbie ludności, dowiadujemy się, że Gdynia wydaje na kulturę mniej niż wynika z jej potencjału. Czy wzrastająca rola kultury pociągnie za sobą znaczący wzrost wydatków z miejskiej kasy?

Na pewno byłoby dobrze. Nie wykluczam istotnego zwiększania pozycji budżetowych, choć dzisiaj nie jestem pod tym względem wielkim optymistą. Mamy sytuację finansów publicznych w Polsce taką, jaką mamy – to jest rzecz obiektywna.

Kultura odgrywa bardzo ważną rolę w naszym mieście, ale nie jest jedyną potrzebą. Na pewno są takie miasta, które nominalnie, na obywatela, na kulturę wydają więcej. Ale nie sądzę, żeby wzrost środków budżetowych automatycznie sprawiał, że będziemy mieli lepszą kulturę. Wiele miast będzie dzisiaj ścinało środki na kulturę, my staramy się tego nie czynić, a naprawdę sytuacja nie jest łatwa. Nic nie stoi na przeszkodzie, by teraz dyskutować, jak zbudować wartość dodaną.

Finansowanie kultury trzeba oceniać inaczej niż inne zadania. Łatwo może pan ulec błędnym wrażeniom, jeżeli będzie pan porównywał środki finansowe na kulturę w poszczególnych miastach. Ja bym próbował także szacować wartość projektów i zdolność przyciągania do nich innych pieniędzy niż tylko te publiczne, z kasy miejskiej. I dopiero wtedy porównywać. Moim zdaniem – trzeba wydobywać pieniądze z rynku. Słuszności takiego myślenia dowodzą takie festiwale jak Open’er Festiwal i Ladies’ Jazz Festiwal czy Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. To są projekty, które mają zdolność pozyskiwania funduszy na rynku i pojawiają się tu realnie duże środki sponsorskie.

Proszę mi powiedzieć – czy Open’er jest dla państwa inwestycją? W 2012 r. planowali Państwo wydać na jego organizację ponad 2,5 mln złotych.

No to musi mi pan odpowiedzieć na pytanie: a co to pana zdaniem jest inwestycja? Bo można powiedzieć: i tak, i nie. W najszerszym tego słowa znaczeniu – to jest inwestycja. My używamy takiego określenia, tak mówimy o szczególnych projektach, sztandarowych gdyńskich projektach. I Open’er jest na pewno jedym z takich szczególnych projektów kulturalnych miasta. Na dodatek jest istotny nie tylko dla Gdyni. W albumie wydanym przy okazji polskiej prezydencji w UE pt. Polskie symbole. 100 miejsc, postaci, wydarzeń, osiągnięć ważnych dla Polski Europy i świata jest tylko jedno hasło związane z Gdynią. Jest poświęcone właśnie Open’erowi.

Ja również doceniam ten festiwal i jego rolę dla miasta, ale chciałem użyć tego wydarzenia jako kontrastu dla wydatków przeznaczonych dla organizacji pozarządowych. W 2012 r. w konkursie dla NGO pula możliwych dotacji wyniosła około 600 000 zł. Czy ta dysproporcja nie jest aby zbyt wielka? Tym bardziej, że na wszystkie imprezy masowe o charakterze festiwali w latach 2006–2012 planowali Państwo wydawać średnio 7,7 mln zł. rocznie.

Może sobie te liczby troszkę rozszyfrujmy. Pan uważnie przeanalizował budżet i wskazuje na takie działania, które są dotowane w konkursie grantowym, ale nie bierze pan pod uwagę innych czynników, które umożliwiają dofinansowanie aktywności organizacji pozarządowych przez miasto. Otóż część środków publicznych przeznaczonych na imprezy masowe trafia właśnie do organizacji pozarządowych! Dla przykładu – Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, Globaltica, Cudawianki – to tylko niektóre z wydarzeń organizowanych przez NGO. Tylko te trzy imprezy kosztują prawie 2 mln złotych. Jakby pan podsumował wszystkie środki, to dostrzegłby pan, że proporcje układają się nieco inaczej.

Tylko każde z tych wydarzeń jest organizowane przez duże i doświadczone organizacje. Konkursy grantowe często są szansą dla nowych zjawisk i organizacji, które w ciągu kilku lat mogą stać się wizytówką miasta. Dzisiaj jednak potrzebują pomocy ze strony jego władz.

To prawda, ale trzeba pamiętać, że 600 tyś. to wciąż spore pieniądze. Trzeba jednak sobie jasno powiedzieć, że publiczne źródło finansowania jest dzisiaj źródłem niewystarczającym. I to dotyczy każdego organizatora wydarzeń kulturalnych w tym mieście. Dlatego będziemy zachęcać do poszukiwania pieniędzy z zewnątrz.

Poza pieniędzmi sponsorskimi należy szukać wsparcia w różnego rodzaju funduszach – zarówno na poziomie regionalnym, jak i ministerialnym. To może być droga do sukcesu. Proszę pamiętać jednak, że nie zostawimy organizacji samym sobie – jako urząd miasta chętnie w takich działaniach pomożemy, będziemy wspólnie działać, namawiać różne organizacje do współpracy. W przyszłości będziemy także, tak jak to często już jest w projektach krajowych, oceniać projekt, który trafia do miasta, pod kątem jego potencjału pozyskiwania środków z zewnątrz – czy autorzy projektu mają zdolność pozyskiwania lub czy już pozyskują środki finansowe na swój pomysł z innych niż miejskie źródeł? Będziemy to traktować jako jeden z elementów weryfikacji wniosku o dotację Miasta. Przede wszystkim musimy się tego wspólnie nauczyć, wspólnie tego chcieć, przekonać się, że to ma sens i wspólnie to robić.

To sprawę finansów mamy za sobą. Jakich zmian należy się jeszcze spodziewać? Czy np. zmieni się sposób zarządzania kulturą przez urząd?

Najważniejsza w tym całym procesie będzie umiejętność rozmowy na ten temat. Będziemy musieli umieć odpowiadać sobie na pytania o efekty różnych działań w kulturze. Nie jestem wprawdzie jakimś super-optymistą, bo wiem, że to jest niezwykle trudne, ale uważam, że należy rozmawiać o ewaluacji. Trzeba przynajmniej rozpocząć dyskusję, bo musimy się wzajemnie tego nauczyć, przekonać się, że jest taka potrzeba i że to ma głęboki sens. Powinniśmy mówić sobie nie tylko o jakości projektów, lecz także o frekwencji widzów, słuchaczy, czytelników.

Trzeba też wyraźnie powiedzieć, że w dyskusji o wspólnym dopracowaniu jakiegoś pomysłu, musimy próbować parametryzować nasze oceny. To nie będzie łatwe, bo nie ma w tej dziedzinie dobrych wzorców. Wszystko trzeba tworzyć od początku. Pewnie w przyszłości będziemy rozmawiać o tym, jak wartość artystyczna projektu w najszerszym znaczeniu będzie miała wpływ na finansowanie. Innowacyjność jest fantastyczną rzeczą. Jak ktoś debiutuje w wymiarze publicznym, warto pokazać jego działania – na początek w mniejszej skali, by było widać, że to, co robi, nie jest tylko jego pionierską wizją, ale że potrafi zrobić to dobrze. Pozytywny odbiór projektu sprawi, że taki organizator będzie rósł wraz z tym projektem, zwłaszcza jego umiejętności i odpowiedzialność.

Na pewno jest to przestrzeń do dyskusji, o znaczeniu kultury dla mieszkańców i dla budowania marki miasta. Mówimy o pewnym procesie, zmierzającym do coraz większej świadomości mieszkańców. Jeżeli chodzi o kulturę i jej znaczenie dla życia, to myślę, że to też jest wyzwanie dla twórców, organizatorów, samorządu – by nie traktowali kultury tylko przez pryzmat „szukam adresata mojego działania”, lecz żeby widzieli to zagadnienie trochę szerzej. To jest w interesie wszystkich.

Czym konkretnie jest to „trochę szerzej”? Jakich wartości w kulturze poszukujemy?

Myślę, że gdybym chciał sam być kreatorem, nie zapraszałbym wszystkich do rozmowy. Stawiając sobie śmiałe cele, który chcemy osiągnąć, i wybierając drogę, którą chcemy przejść, musimy nie tylko o niej rozmawiać, lecz także umieć czasem powiedzieć, że jedna z dróg jest lepsza, druga gorsza.

Nie ma takiej możliwości, takich środków finansowych, żeby realizować wszystkie potencjalnie możliwe projekty kulturalne. Zarazem – nie należy żadnego działania dla kultury odrzucać, czy to z zakresu edukacji kulturalnej, upowszechniania kultury, kultury popularnej i bardzo wysublimowanej, projektów z obszarów sztuk nowoczesnych, lub wręcz innowacyjno-biznesowych. Każde z nich ma swoje znaczenie dla życia miasta.

Byłbym bardzo ostrożny dzisiaj, żeby na początku tej debaty mówić o wyższości jednej aktywności kulturalnej nad drugą. Ja je widzę w procesie budowania relacji współzależności. Naszym zadaniem jest budowanie świadomego odbiorcy, dlatego trzeba dbać o edukację artystyczną. Ale chcemy, by kultura była też ofertą dla tych najbardziej wymagających.

I do tego wszystkiego – wprowadzać kryteria oceny.

Spróbujmy więc ustalić kryteria oceny procesu, który właśnie się rozpoczyna. W ramach programu „DNA MIASTA” będziemy w Gdyni prowadzić dyskusję na temat kształtu strategii rozwoju miejskiej kultury. Jakie kryteria sukcesu powinniśmy przyjąć? W jaki sposób będziemy mogli ocenić, że po 3 latach pracy mamy dobrą strategię i dobrą dyskusję?

Gdy dzisiaj patrzę na cele, które chcemy osiągnąć i próbuję antycypować, czym ta strategia może być, to myślę, że powinna ona zarówno analizować jakość i wartość tego, co się dzieje do tej pory, jak też zaproponować na kolejne 3 lata dalsze pobudzenie nowych inicjatyw. Takie aktywności się w mieście pojawiają: to nowe formy, nowe środowiska, które udaje się przyciągnąć do miasta. W nowych obszarach powstają projekty, które są owocem pracy zarówno podmiotów, które funkcjonują w mieście, jak i takich, które do miasta, do Gdyni przyciągamy.

Strategia to rodzaj mozaiki, która jest już w sporej części ułożona. Budując kolejne elementy, musimy bardzo ostrożnie stąpać, aby nie zepsuć tych, które są. Możemy o nich dyskutować i je poprawiać, to jest oczywiście ważne. Powinniśmy być może w skrajnych przypadkach rozważać, czy określone działania nadal mają wartość i odbiorców.

Bo kultura to jest żywe zjawisko, które – używając przenośni przyrodniczych – musi rosnąć, musi się rozwijać, zdobywać nowe obszary, prezentować nowe oblicza. I wtedy tak naprawdę żyje. Wierzę dzisiaj, że ta dyskusja o strategii jest próbą poszukiwania nowych form – istotnych zarówno z perspektywy odbiorcy, jak i twórcy.

Mamy świadomość, że dla twórców już sama ich aktywność jest niezwykle ważna, ale podstawowym parametrem jest weryfikacja – przez opinię, przez odbiór adresatów tego działania. Chodzi o to, żeby pamiętać, mówiąc o działaniu artystycznym, że ono ma sens wtedy, kiedy ma odbiorców.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa