Sondaże opinii publicznej – narzędzie demokratyzacji
Badania opinii publicznej są realnym narzędziem wpływów politycznych. Choć w demokracjach zachodnich stanowią one normę, w Chinach i Hong Kongu wciąż bliższe są patologii. O politycznej roli i etycznych standardach sondaży opinii oraz o przyszłości […]
Badania opinii publicznej są realnym narzędziem wpływów politycznych. Choć w demokracjach zachodnich stanowią one normę, w Chinach i Hong Kongu wciąż bliższe są patologii. O politycznej roli i etycznych standardach sondaży opinii oraz o przyszłości Hong Kongu Wojciech Przybylski rozmawia z Robertem Chungiem.
Wojciech Przybylski: Zasłynął Pan swoim zdecydowanym oporem wobec politycznych wpływów na badania opinii publicznej w Hongkongu. Dlaczego polityków tak bardzo zajmuje ten rodzaj działalności badawczej?
Robert Tin-Yiu Chung: Incydent, do którego się Pan odnosi, miał miejsce w 2000 roku. Obecnie ponownie mamy mały problem, co prawda nie na naszym uniwersytecie, ale sytuacja powraca po dwunastu latach. Sprawa z 2000 roku była spektakularna. Żeby naszkicować sytuację polityczną w makroskali, muszę wpierw przytoczyć kilka faktów. Hongkong był brytyjską kolonią do 1997 roku, kiedy został przekształcony w Specjalny Region Administracyjny. Dzisiaj funkcjonuje na zasadzie formuły „jeden kraj, dwa systemy”, która ma obowiązywać przez pięćdziesiąt lat, czyli do 2047 roku. Sąsiadujące z Hongkongiem Makau, była portugalska kolonia, przyjęła tę formułę dwa lata później, w 1999 roku. W porównaniu z Makau Hongkong ma większą populację i silniejszą gospodarkę. Formuła „jeden kraj, dwa systemy”, choć funkcjonuje w dwóch miejscach, była stworzona z myślą o Hongkongu. Dzisiaj i w przyszłości może być przenoszona do innych podobnych regionów, obejmując również Tajwan.
We współczesnym Hongkongu mamy zapewnioną wolność akademicką, prowadzimy badania, oczywiście także badania opinii publicznej, które zaczęliśmy w latach 90. Po tzw. powrocie Hongkongu do Chin próbowaliśmy działać tak, jak wcześniej. Myśleliśmy, że będzie to dla nas łagodne przejście, ale, jak to czasem bywa, zmiana nie była tak prosta. W 2000 roku pojawiły się incydenty, o których Pan wspomniał. Sądzę, że nie mogłyby nastąpić wcześniej, ponieważ wówczas było oczywiste, że ludzie tacy jak ja mają zagwarantowaną absolutną wolność działania.
WP: Powróćmy do incydentów z 2000 roku…
RTYC: W 1997 roku rektor mojego uniwersytetu był przekonany, że Chiny kontynentalne zmienią się mentalnie, doceniając formułę „jednego kraju, dwóch systemów”. Jednak decydenci z Pekinu chcieli zablokować uniwersytet i z chińskiej perspektywy decydować o tym, co jest właściwe, a co nie. Od jakiegoś czasu środowisko akademickie uważa, że w Hongkongu powinniśmy zachować podstawowe wartości, takie jak prawie absolutna wolność i rządy prawa. Hongkong wciąż jest najbardziej otwartą gospodarką świata, z praworządną władzą, co sprawia, że znacznie różni się od Chin i wielu innych miejsc. Uważamy, że stan ten powinno się utrzymać. Z drugiej strony w Hongkongu nigdy nie było demokratycznego społeczeństwa. Tajwan jest od nas bardziej demokratyczny.
Wracając do 2000 roku. Rektor otrzymał informację – której nie przekazał mi osobiście, ale za pośrednictwem mojego przełożonego – że władza nie jest zadowolona z tego, czym się zajmujemy i pyta, czy moglibyśmy przestać. Mentalność rządzących trochę się zmieniła, podczas gdy ludzie stojący niżej w hierarchii, tacy jak ja, sądzą, że podstawowe wartości Hongkongu powinny być zachowane w „jednym kraju, dwóch systemach”. Wybuchł skandal, rektor ustąpił, a my w jakiś sposób zachowaliśmy wolność akademicką, przez ostatnie dwanaście lat działając bardzo cicho. Wciąż jednak obecne są siły, które chcą ograniczenia tej wolności. Ostatni atak dotyczył sondażu opinii. W 2011 roku przeprowadziliśmy sondaż na temat tożsamości mieszkańców Hongkongu. Okazało się, że chińska tożsamość mieszkańców Hongkongu nie jest tak silna jak dwanaście lat temu. Chińscy urzędnicy wyrazili swoją dezaprobatę, co zapoczątkowało serię dyskusji i krytyki oraz doprowadziło do naszej izolacji.
Wczoraj przed zgromadzeniem prawodawczym Hongkongu (Legislative Council) przedstawiłem prezentację na temat wolności akademickiej i tego, czy niebezpieczne jest zezwolenie ludziom na dyskusję. Nie bałem się, bo przetestowano mnie już dwanaście lat temu. Tym razem rektor nie był zaangażowany. Zaatakowali mnie chińscy urzędnicy państwowi, co wiele osób uznało za nieodpowiednie. Jestem optymistą i wierzę, że chociaż od czasu do czasu musimy toczyć podobne bitwy, to w dłużej perspektywie wygramy. Nie dlatego, że jesteśmy silniejsi od Chin, ale dlatego, że Chiny szybko się rozwijają. To druga gospodarka pod względem przychodu. Ludzie z Chin kontynentalnych zmieniają się: są lepiej wykształceni, podróżują po świecie i korzystają z Internetu, który co prawda wciąż jest cenzurowany, ale i tak zapewnia bardziej swobodny dostęp do informacji niż wcześniej. Sami będą pragnęli być szanowani przez państwo i urzędników, będą się domagać bardziej otwartego rządu, jeżeli nie w przeciągu najbliższych 4-5 lat, to w ciągu dekady. Siłą napędową zmian jest wolny rynek i otwarcie na świat poza Hongkongiem. Obecnie próbujemy powstrzymać polityczny wpływ z Północy, ale w końcu to Chiny kontynentalne będą musiały się zmienić i spojrzeć na Hongkong. Nasze sondaże opinii są pożyteczne także dla Chin.