Zwietrzało opium dla ludu

Świętując ostateczne zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad szatanem, grzechem i śmiercią, pragniemy pamiętać o sąsiadującej z Polską Ukrainie - pisze prymas Polski do wiernych. Czy to jest jeszcze język polski czy już jakiś katolicki dialekt? W […]


Świętując ostateczne zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad szatanem, grzechem i śmiercią, pragniemy pamiętać o sąsiadującej z Polską Ukrainie – pisze prymas Polski do wiernych. Czy to jest jeszcze język polski czy już jakiś katolicki dialekt?

W Wielkanoc przypadkiem trafiłem na transmisję mszy w telewizji. Nic się nie zmieniło – nie rozumiem tego dziwnego, kościelnego narzecza tak samo, jak nie rozumiałem go w szkole. Wtedy wyjaśnienia domagały się te dziwne stroje, nonsensowny zaśpiew psalmów, zakonnica fałszująca na elektronicznych organach, sprzężenia, piski i echo ze źle ustawionych głośników. Dziś już nawet nie chcę, żeby mi to ktoś objaśniał. Dziwnie tylko jest zdać sobie sprawę, że kiedyś to właśnie Kościół wyznaczał nowe horyzonty w architekturze, muzyce i organizacji widowisk. Teraz w tej dziedzinie przegrywa z byle teatrem, galerią handlową, zwykłym miejskim koncertem. O kinie i telewizji nawet nie wspominając.

Droga Krzyżowa [nie Banksy]
Stacje Drogi Krzyżowej [nie-]Banksy
Nie rozumiałem też po co w wolnym czasie chodzić na te dziwne spędy. Później wyjaśniono mi, że jeszcze kilka lat przed moim pójściem do szkoły w kościele można było usłyszeć ciekawe rzeczy o komunistycznej władzy, spotkać ludzi “Solidarności”, wymienić książki drugiego obiegu. Forma była dość drętwa, ale ukrywała interesującą treść.

A dziś? Co dziś ma Kościół do zaproponowania na Święta Wielkanocne, w swoim najlepszym czasie antenowym? Szukam. W TVP nadano orędzie wielkanocne przewodniczącego Episkopatu. Pięć i pół minuty mowy-trawy, z której nic nie wynika. Nic kompletnie. Nie da się tam znaleźć sensownego cytatu, który naświetla jakąś myśl, propozycję, ślad próby odpowiedzi na rzeczywistość. Odwagi! Zmartwychwstały idzie przed nami! Idźmy za nim, śpiewając pośród zranionego świata pełne radości alleluja! Idźmy zaangażowani w trudne sprawy naszej ojczyzny, ze spojrzeniem skierowanym w niebo. Niech na tej drodze umacnia nas niewzruszona wiara kanonizowanych wkrótce papieży Jana XXIII i Jana Pawła II. Odwagi! Chrystus rzeczywiście zmartwychwstał! Dla każdego i wszystkich: radosnych i błogosławionych Świąt Wielkanocnych!

Obelgi albo nuda

Z danych statystycznych wynika, że Kościół w imponującym tempie traci wiernych oraz wpływ na praktyki i oceny społeczne (1, 2, 3).  Mówi tylko do tych, którzy umieją jeszcze odkodować ten język i chcą się w to bawić. Natomiast stastystki są bezlitosne: członkowie nowoczesnego społeczeństwa coraz rzadziej sięgają – by posłużyć się porównaniem Karola Marksa – po skręta z opium dla ludu, żeby na religijnym haju nieco lżej odczuwać trudności i nudności wynikające z bycia człowiekiem.

Bo przecież taka była społeczna funkcja religii. Kościół, obiecując zbawienie, dawał motywację do starań i nadawał cierpieniu sens, przez to czyniąc je bardziej znośnym. Rozumiał to Marks, doceniał Max Weber, ale dla polskich hierarchów wydaje się to zbyt trudne do pojęcia. Kościół zamknął się od środka. Jakieś emocje wywołują jeszcze obelgi rzucane zza tego muru na nowoczesne społeczeństwo – arcybiskup Głodź na Wielkanoc nakazywał wiernym przeciwstawiać się oszczerczym atakom na Kościół, zohydzaniu kapłanów, propagowaniu antychrześcijańskich prądów kulturowych – ale dominującą cechą języka Kościoła jest śmiertelna, beznadziejna nuda słów oderwanych od rzeczywistości. Biskupi przypominają Beckettowskich bohaterów Czekając na Godota. Nie widzą świata, nie biorą w nim udziału, boją się go. Nuda nijakości ich języka wykańcza Kościół od środka.

Klątwa

Monika Strzępka i Paweł Demirski w pierwszej części serialu teatralnego Klątwa podjęli próbę rozwalenia tej blokady. Zaproponowali, żeby Jezus wrócił na ziemię i rozliczył nowoczesne społeczeństwo za nieposłuszeństwo biskupom. W sztuce spełnia się fantazja o Bogu Wybiórczo Sprawiedliwym – po scenie szaleje miotający przekleństwa, okrutny, złośliwy, agresywny Jezus, podtapiając grzeszników niczym agent CIA. W spektaklu dokonuje się antyrewolucja, całkowita restauracja władzy Boga, która tak marzyła się skrajnym tradycjonalistom w rodzaju Josepha de Maistre’a. Przychodzi Bóg i nadprzyrodzoną siłą wprowadza to, czego słowami nie mogli zrealizować biskupi. Dziesięć przykazań! Dziesięć! Czy to jest tak dużo? Za trudne było?, pyta Chrystus grany przez Dobromira Dymeckiego. Kontekst, intencje, wyjaśnienia się nie liczą. Kto ma liberalne słodkie sny, kończy w piekle. Kropka.

W krzywym zwierciadle Strzępka i Demirski pokazali, że gdyby Jezus wrócił dziś na ten padół i  zaczął mówić językiem polskich biskupów, to za nic nie dałoby się w nim poznać radykalnego etyka, który dwa tysiące lat temu właśnie słowami wywołał antyestablishmentową rewolucję w Galilei. Jezus mówiący językiem ojca Rydzyka jest trudny do pomyślenia.

Może narkotyki jednak są niezdrowe? Może to, co było w chrześcijaństwie wartościowego, udało się już skutecznie przenieść do świeckiej etyki (tak robił na przykład Lew Tołtstoj, od którego czerpali Mahatma Ghandi i Martin Luther King) i świeckiego prawa (bo trudno nie wywęszyć chrześcijańskiego egalitaryzmu we współczesnych koncepcjach praw człowieka). Może Kościół starzeje się jak zbzikowana ciotka, która wymalowana i obwieszona złotem zanudza dziewiętnastowiecznymi morałami, z pozycji autorytetu obgadując i obrażając każdego, kto pojawi się w zasięgu jej widzenia, a w efekcie umiera w samotności i na jej pogrzeb przychodzą tylko bezpośredni spadkobiercy? Czas pokaże. Ale po tegorocznym spotkaniu zupełnie nie chcę zostać błogosławionym, który został wezwany na ucztę baranka. Cokolwiek to znaczy.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa