ZGUT: UE nie powinna odwracać wzroku od medialnego przejęcia Węgier
Reżim Orbána stosuje autorytarną taktykę przeciwko niezależnym mediom, a w wyniku bezradności UE uczą się jej także inne europejskie rządy, w tym polski
Niezależna przestrzeń medialna na Węgrzech skurczyła się ostatnio jeszcze bardziej. Po wrogim przejęciu największego niezależnego serwisu informacyjnego Index.hu, jedna z ostatnich niezależnych stacji radiowych, Klubrádió, może teraz stracić swoją licencję. Oprócz mniejszych placówek, tylko RTL Hungary i Central Media Group pozostają niezależne. W rezultacie Węgry spadły do najniższej w historii pozycji (89. miejsce) w najnowszym wskaźniku World Press Freedom Index.
Węgierska taktyka
W ciągu ostatniej dekady, węgierski rynek medialny został mocno zniekształcony na rzecz dominującej narracji prorządowej. Rządząca partia Fidesz przekształciła większość niezależnych wcześniej mediów w instrumenty propagandowe finansowane z pieniędzy publicznych. Co więcej, część pozostałych krytycznych mediów jest nadal uzależniona od rządu ze względu na jego wpływ na rynek reklamy.
Głosy krytyczne były stopniowo wyciszane za pomocą środków politycznych, ekonomicznych lub argumentów prawnych. Po wykrwawieniu Indeksu poprzez wycofanie reklam finansowanych przez państwo i wywieranie presji na reklamodawców komercyjnych, sojusznicy rządu przeniknęli do złożonej struktury własności i zarządzania, a następnie zwolnili redaktora naczelnego, co doprowadziło do rozpadu redakcji. Losy gazety Népszabadság nie były tak skomplikowane – w 2016 roku została ona nagle zamknięta przez inwestorów sprzymierzonych z premierem Viktorem Orbánem. Teraz Klubrádió musi walczyć o przetrwanie w wyniku orzeczenia Rady Mediów, że „stacja wielokrotnie łamała ustawę medialną”.
Orbán twierdził, że „nigdy nie sięgniemy tak nisko, by uciszać tych, z którymi się nie zgadzamy”, ale w rzeczywistości Węgry stały się klasycznym przykładem przechwytywania mediów przez rządzących. Jednocześnie, jak na ironię, Orbán nadal twierdzi, że przyszło mu rządzić w obliczu ogromnej opozycyjnej presji mediów.
W reżimach nieliberalnych, takich jak węgierski, nie ma potrzeby więzienia czy fizycznego nękania krytykujących system dziennikarzy. Ze względu na konflikty interesów właścicieli mediów, często będących pod bezpośrednią presją polityczną, dziennikarze nie są w stanie dostarczyć wyważonych, opartych na faktach informacji, a tym samym skutecznie monitorować działań osób sprawujących władzę. Pracownicy niezależnych mediów są również regularnie określani mianem działaczy politycznych, „nienawidzących Węgier”, zagranicznych agentów, zdrajców czy „propagandzistów Sorosa”.
Niedawno, wykorzystując pandemię koronawirusa jako pretekst, rząd zmienił kodeks karny, wpisując do niego, jako odrębne i surowo karalne przestępstwo, rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o koronawirusie. Po zatrzymaniu członka partii opozycyjnej Momentum za rozpowszechnianie „przerażających” wiadomości, „ustawa o fałszywych wiadomościach” może mieć ogromny, mrożący wpływ na wolność słowa, prowadząc do autocenzury na masową skalę.
Klientelizm i nieuczciwa konkurencja
Stosunek do środowiska medialnego odzwierciedla ogólne podejście Orbána. Rząd już osiem razy przeredagował konstytucję, aby zawładnąć sędziami państwowymi, stworzyć rażąco nierówne warunki gry i ograniczyć społeczeństwo obywatelskie, opozycję i niezależne media. Otoczenie instytucjonalne z osłabioną kontrolą i równowagą ułatwiło partii Orbána, Fidesz, stworzenie niezwykle scentralizowanego systemu mediów. Istotną rolę w ekspansji mediów prorządowych odegrał Urząd Ochrony Konkurencji Gospodarczej oraz uwięziona politycznie Rada Mediów.
Koncentracja własności mediów nabrała rozpędu w 2018 roku, kiedy to ponad 470 prorządowych placówek zostało połączonych w niedochodowy konglomerat medialny o nazwie Fundacja Prasy i Mediów Europy Środkowej (KESMA). Stanowi on bezprecedensowy przykład centralizacji mediów w rękach pro-fideszowskich oligarchów. Obecnie rząd kontroluje około 500 placówek, co sprawia, że Fidesz zdominował dyskurs polityczny sprowadzając go do eurosceptycznych teorii spiskowych. Lokalne gazety papugują teraz dokładnie te same centralne przesłania, które ukazują się w ogólnokrajowych mediach prorządowych.
Istotną rolę odgrywa klientelistyczna sieć własności mediów. Rząd sprawuje władzę nieformalnie, wykorzystując potężne osoby i firmy powiązane z Fideszem do uciszania krytycznych placówek. Kolesie Orbána korzystają z przychodów generowanych w przedsiębiorstwach wspieranych przez rząd do przejmowania i obsługi mediów. Jednocześnie większość mediów jest duszona, ponieważ rząd wstrzymuje państwową reklamę. Utworzenie KESMA jeszcze bardziej utrudniło funkcjonowanie nielicznym pozostałym niezależnym firmom medialnym, które mają do czynienia z jednym, gigantycznym konkurentem.
UE może i powinna działać
Reżim Orbána będzie nie tylko nadal stosował taką autorytarną, nieformalną taktykę przeciwko niezależnym mediom, ale także dawał przykład innym europejskim rządom, dla których nie bez znaczenia jest także i to, że UE nie zdołała temu zapobiec. W Polsce rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) od lat obiecuje „repolonizację” mediów, co może wkrótce wpłynąć na zróżnicowany rynek mediów. Według PiS, projekt ustawy o ograniczeniu zagranicznej własności polskich mediów jest przygotowywany i od 2017 roku „tylko czeka na decyzję polityczną”. Jednak rząd wstrzymał ją głównie z powodu presji dyplomatycznej USA.
Jak dotąd, mimo pewnych wysiłków, instytucjom unijnym nie udało się w praktyce zapobiec cofaniu się demokracji i rządów prawa w kierunku Węgier i Polski. Ponieważ kryzys koronaawirusowy jeszcze bardziej utrudnia informowanie obywateli przez media, silniejsze niż kiedykolwiek stanowisko UE w tej sprawie staje się jeszcze ważniejsze. Musi ono wykraczać poza monitorowanie i promowanie rządów prawa w państwach członkowskich takich jak Węgry, gdzie rząd systematycznie ogranicza głosy sprzeciwu i ucisza krytyków.
Zamiast podkreślać znaczenie nowego „prewencyjnego narzędzia wczesnego wykrywania wyzwań”, UE może i powinna wykorzystać swój zestaw narzędzi prawnych w sposób systemowy i skuteczny, aby powstrzymać węgierskie władze przed dalszym osłabianiem niezależnych mediów. Chociaż wolność mediów nie jest jedną z jej wyraźnych kompetencji, Komisja Europejska ponosi znaczną odpowiedzialność w zakresie prawa konkurencji i pomocy publicznej, dwóch obszarów, które były nadużywane przez Fidesz w celu uciszania mediów.
Bruksela powinna nie tylko przeciwdziałać bezprawnej pomocy państwa i koncentracji mediów, ale także wnosić więcej skarg w sprawie naruszenia przepisów dotyczących procedury określonej w art. 7, ponieważ naruszenia wolności prasy i pluralizmu mediów należą do głównych problemów wymienionych w jego zakresie. Jak dotąd jedyne udane postępowanie sądowe w kontekście wolności mediów zostało wszczęte przeciwko węgierskiemu podatkowi od reklam, które Komisja Europejska przeprowadziła na wniosek RTL, jedynego portfela mediów, który pozostał w rękach zagranicznych (niemieckich). Należy przy tym zauważyć, że opierało się to również na przepisach dotyczących pomocy państwa.
Kolejnym istotnym rozwiązaniem jest systematyczne rozpatrywanie przyspieszonych postępowań w sprawie naruszenia przepisów wraz z wnioskami o zastosowanie środków tymczasowych. Europejski Trybunał Sprawiedliwości powinien nadać priorytet tym działaniom w sprawie naruszenia przepisów, aby zapobiec dalszym szkodom wyrządzanym przez rządy, zanim zostaną wydane jego orzeczenia.
Na początku tego miesiąca finansowane przez Stany Zjednoczone Radio Wolna Europa/Radio Liberty wznowiło swoją działalność na Węgrzech (po Rumunii i Bułgarii). Wydaje się, że jest ono dzisiaj najbardziej potrzebne od czasu rozpadu Związku Radzieckiego. Powinno to być kolejnym ostrzeżeniem dla UE, że słabe instytucje w Europie Środkowo-Wschodniej stwarzają sprzyjające warunki do przechwytywania mediów.
Edit Zgut – politolożka i wykładowczyni wizytująca w Centrum Europejskim na Uniwersytecie Warszawskim. Doktorantka w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Zajmuje się illiberalizmem na Węgrzech i w Polsce.
Fot. © European Union 2011 PE-EP/Pietro Naj-Oleari