Szczyt NATO: Co z gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy?

Spotkanie na szczycie w Wilnie to dla Zachodu okazja do zademonstrowania wsparcia dla Ukrainy. Kijów nadal oczekuje ostatecznej gwarancji - członkostwa w sojuszu.


W centrum szczytu NATO w Wilnie (11-12 VII) jest kwestia członkostwa Ukrainy w sojuszu lub innych gwarancji bezpieczeństwa. Obok argumentów moralnych, istnieją również sprzeczne interesy i zastrzeżenia nierozerwalnie związane z każdą opcją.

Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy oznaczają odstraszanie przed jakąkolwiek przyszłą agresją zbrojną ze strony Rosji lub innego państwa. Są niezbędnym warunkiem wstępnym odbudowy, rozwoju, dobrobytu i pełnej integracji Ukrainy z UE, a także mają kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa i stabilności w regionie.

To, kiedy i w jaki sposób wojna się zakończy, określi zakres możliwości dotyczących gwarancji.

Innym punktem wyjścia może być kreatywna interpretacja tego, co Zachód rozumie przez gwarancje bezpieczeństwa. W tym przypadku otworzyłoby to możliwość kontynuowania istniejącej retoryki w celu zapewnienia silnej werbalnej sygnalizacji przeciwko agresorowi, jednocześnie zapobiegając wciągnięciu NATO w wojnę.

Wzmacnianie arsenału

Jednym z teoretycznych sposobów odstraszenia Rosji od przyszłej agresji jest masowa rozbudowa ukraińskich zdolności obronnych i potencjału bez zobowiązań do pomocy w przypadku ataku.

Taka strategia wiązałaby się ze znacznymi wydatkami, które zwiększyłyby koszty wojny dla agresora, jednocześnie zwiększając inwestycje w obszary niekonwencjonalne. W pewnych okolicznościach można to nazwać „nowymi gwarancjami bezpieczeństwa” dla Ukrainy i może stać się jednym ze sposobów, w jaki Zachód może strategicznie komunikować Rosji swoje wspólne zaangażowanie przeciwko jakiejkolwiek agresji.

Jednocześnie masowa rozbudowa zdolności strategicznych – takich jak precyzyjne uderzenia dalekiego zasięgu, obrona przeciwrakietowa oraz zdolności elektroniczne i cybernetyczne – umożliwia Ukrainie obronę swojego terytorium i uderzenie w Rosję lub innego przeciwnika na własnej ziemi.

Jest już jasne, że Zachód będzie coraz częściej dostarczał broń dalekiego zasięgu. Istnieją różne warunki dla takiego działania – od wyraźnej potrzeby Ukrainy do realnych możliwości Zachodu do dalszego wspierania oporu.

W takich okolicznościach zachodnie podejście do podejmowania decyzji tworzy dodatkowe niepotrzebne komplikacje, ponieważ krytyczne i znaczące decyzje w tym zakresie i tak zostaną podjęte.

Argument przeciwko eskalacji z powodu braku dostaw z Zachodu nie ma racji bytu z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, ukraińskie wtargnięcie na terytorium Rosji oznaczałoby dla Ukrainy tylko samoobronę. Po drugie, logika eskalacji nie zależy od rodzaju broni dostarczanej przez Zachód lub możliwych działań Ukrainy na terytorium Rosji; jest to wyłącznie wybór polityczny.

Postawa obronna Ukrainy musiałaby łączyć zaangażowanie całego społeczeństwa – lub styl „obrony totalnej” – z dużą ilością zaawansowanych technologicznie systemów uzbrojenia.

Ta opcja nieuchronnie oznaczałaby przekształcenie Ukrainy w wysoce zmilitaryzowane społeczeństwo i potrzebę zagranicznej pomocy wojskowej wartej dziesiątki miliardów przez dziesięciolecia. Przechylenie konwencjonalnej asymetrii na korzyść Ukrainy w stosunku do Rosji nie jest niemożliwe, ale z pewnością niezwykle wymagające pod względem finansowym, politycznym i społecznym zarówno dla Ukrainy, jak i krajów dostarczających pomoc.

Czy Zachód nawet teoretycznie jest w stanie uzbroić Ukrainę w taki sposób? I drugie pytanie: jak na tego rodzaju proces może wpłynąć rozczarowanie między Zachodem a Ukrainą, które może (ponownie teoretycznie) pojawić się w określonym momencie?

Inną, znów przynajmniej teoretyczną opcją, byłoby zdobycie przez Ukrainę broni nuklearnej. Wielu ekspertów uważa, że „grzechem pierworodnym” Kijowa było zrzeczenie się odziedziczonego radzieckiego arsenału nuklearnego na swoim terytorium w zamian za porozumienia Memorandum Budapeszteńskiego i jego gwarancje bezpieczeństwa bez prawnych zobowiązań pomocy wojskowej dla sygnatariuszy.

Dziś rozważanie możliwości nuklearnych Ukrainy jest tylko ćwiczeniem intelektualnym, ponieważ zraziłoby to USA i ich partnerów.

Ponure perspektywy NATO

Drugą opcją dla Ukrainy są wielostronne lub dwustronne formalne zobowiązania traktatowe, ostatecznie obejmujące obecność wojsk sojuszniczych w tym kraju. Najczęściej dyskutowaną opcją jest oczywiście członkostwo w NATO i realne rozwiązania na okres do formalnego wstąpienia.

Jednym z takich rozwiązań jest usunięcie Planu Działań na rzecz Członkostwa dla Ukrainy. Ivo Daalder, ambasador USA przy NATO w latach 2009-2013, uważa to za znaczący krok.

Powszechnie uznaje się, że w czasie wojny członkostwo jest niemożliwe, ponieważ sojusznicy obawiają się eskalacji wojny rosyjsko-ukraińskiej w konflikt między Rosją a NATO. Jednak koniec wojny nie jest warunkiem wystarczającym, nawet jeśli jest on konieczny. Sojusznicy muszą mieć bardzo jasną wizję granic, których muszą bronić, co stanowi warunek wstępny członkostwa i jeśli Ukrainie uda się w pełni wyzwolić wszystkie okupowane terytoria, w tym Krym, zostanie on spełniony.

Jednak w bardziej pesymistycznym scenariuszu, w którym niektóre terytoria pozostają sporne i przy założeniu, że Ukraina utrzyma cel zjednoczenia kraju, NATO i Kijów mogą znaleźć się między młotem a kowadłem. Członkostwo byłoby najprawdopodobniej uzależnione od formalnego prawa zobowiązującego Ukrainę do dążenia do zjednoczenia wyłącznie pokojowymi środkami.

Dla administracji prezydenta z czasów wojny, takiego jak Wołodymyr Zełenski, byłoby to zadanie łamiące karierę. Dla samej Ukrainy zgoda na takie propozycje jest nie tylko kwestią moralną, ale także problemem potencjalnie dalszych strat terytorialnych i ukrytych konfliktów w dłuższej perspektywie.

Z drugiej strony, dla Zachodu oznacza to zasadniczo scenariusz zbliżony do tego, który rozegrał się w Gruzji, ponieważ wysyła Rosji niewłaściwe sygnały w odniesieniu do integralności terytorialnej i suwerenności jej sąsiadów.

Błędne interpretacje

Niektórzy sugerują „kreatywną reinterpretację” zobowiązania wynikającego z Artykułu V NATO. Chociaż analitycznie poprawne jest odczytywanie sedna Traktatu Waszyngtońskiego jako pozostawiającego przestrzeń do działania indywidualnie lub zbiorowo w zależności od tego, co zostanie uznane za konieczne, dewaluuje to i nie docenia politycznego celu tego artykułu.

Czy Ukraina w ogóle starałaby się o członkostwo w Sojuszu zbudowanym na tak elastycznym rozumieniu tej zasady? Co można zyskać dzięki szkoleniu, wyposażeniu, wywiadowi i innemu wsparciu, które już trafia do tego kraju w ramach członkostwa w NATO, jeżeli nie solidne jak skała zobowiązanie do zbiorowej obrony?

Takie próby zmniejszenia prawdopodobieństwa wojny Rosja-NATO sprawiły, że sojusznicy chętniej zgadzali się na członkostwo Ukrainy przed rozwiązaniem obecnej wojny i kwestii terytorialnych.

Strategiczne konsekwencje osłabienia zobowiązania wynikającego z artykułu V służyłyby wyłącznie interesom Kremla. Sekretarz NATO Jens Stoltenberg podkreślił w zeszłym tygodniu: „Wszyscy chcemy, aby ta wojna się zakończyła, ale sprawiedliwy pokój nie może oznaczać zamrożenia konfliktu i zaakceptowania układu dyktowanego przez Rosję”.

W takich okolicznościach najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest próba balansowania między „twardym” stanowiskiem, że Ukraina jest i będzie częścią zachodniej hemisfery i częścią NATO w przyszłości, bez żadnych realnych kroków w kierunku przyznania członkostwa.

Może to oznaczać nowe, kreatywne formacje na rzecz wzmocnienia partnerstwa lub procesu akcesyjnego, podczas gdy obie strony wiedzą, że faktyczne członkostwo nie jest kwestią ani krótko-, ani średnioterminową.

Jednocześnie cała ta sytuacja ujawnia głęboką schizofrenię w naszej postawie odstraszania jako Sojuszu. Nie chcemy wojny z Rosją, dlatego budujemy arsenały nuklearne i konwencjonalne, obiecując kolektywną obronę, by odstraszyć Kreml.

Jednocześnie obawiamy się wojny z Rosją tak bardzo, że odmawiamy Ukrainie tego samego mechanizmu teraz i obiecujemy go tylko na przyszłość, jeśli ryzyko dla nas będzie akceptowalnie niskie. Czy to również nie mówi nam czegoś bardzo ważnego o naszym zaangażowaniu?

Myślenie nieszablonowe

Jest jeszcze jedna opcja, czasami omawiana jako „scenariusz koreański”.

Niektórzy nawet uważają go za najbardziej prawdopodobny długoterminowy wynik, jeśli do 2024/2025 r. nie nastąpi znacząca zmiana w wojnie. Opiera się on na ewolucji wojny w zamrożony konflikt bez formalnego porozumienia pokojowego, a jedynie na zawieszeniu broni.

Sytuacja między stronami konfliktu byłaby niewątpliwie niestabilna, ale może być również wystarczająco stabilna, aby zachować życie i przekształcić wysiłek wojenny w odbudowę gospodarki.

Warto wspomnieć, że zawieszenie broni w Korei, którego wynegocjowanie zajęło dwa lata, zostało poprzedzone zaledwie dwumiesięcznym traktatem o wzajemnej obronie między Stanami Zjednoczonymi a Republiką Korei.

Umowa zobowiązuje oba kraje do zapewnienia wzajemnej pomocy, jeśli którykolwiek z nich stanie w obliczu zewnętrznego ataku zbrojnego i pozwala Stanom Zjednoczonym na stacjonowanie sił wojskowych w Korei Południowej w porozumieniu z południowokoreańskim rządem.

Siedemdziesiąt lat sojuszu pozwoliło Korei Południowej rozwinąć się w stabilną demokrację z kwitnącą gospodarką, wiodącą pozycją technologiczną w wielu kluczowych obszarach i potężnym wojskiem, pomimo ciągłego zagrożenia ze strony uzbrojonej w broń masowego rażenia Korei Północnej. Kluczowe znaczenie dla utrzymania rozejmu miało zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w postaci dziesiątek tysięcy żołnierzy stacjonujących w Korei, ogromnej pomocy wojskowej i solidnych programów wsparcia dla sił zbrojnych Korei Północnej.

„Koreanizacja” wojny rosyjsko-ukraińskiej wymagałaby podobnego poziomu gwarancji, podczas gdy liczba podmiotów zdolnych do takiego zaangażowania jest dość ograniczona; tylko USA mogą być w stanie samodzielnie ponieść koszty.

Ze względów wewnętrznych, dyplomatycznych i ekonomicznych Waszyngton szukałby „sojuszu chętnych”, który roztoczyłby parasol bezpieczeństwa nad podzieloną, ale odbudowującą się Ukrainą.

Wyraźne wsparcie ze strony krajów G7 i nie tylko byłoby koniecznością, w tym tych o rozbieżnych interesach strategicznych, takich jak Chiny.

Problem pozostaje jednak ten sam, a jest nim strach przed wojną z państwem posiadającym broń nuklearną, co niewątpliwie jest przerażającą perspektywą.

Węzeł gordyjski gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy nie ma realnego rozwiązania w dobrze zaprojektowanych planach działania lub niekończących się negocjacjach dyplomatycznych. Mogą one zapewnić więcej czasu i przestrzeni na negocjacje z niewypowiedzianą nadzieją na znaczącą zmianę obecnej sytuacji.

Jednak myślenie życzeniowe nie jest substytutem dla mężów stanu gotowych do podejmowania ryzykownych, a nie tylko bezpiecznych wyborów.

_

Matej Kandrík jest stypendystą programu Marcina Króla w roku 2022/2023, współzałożycielem Instytutu Adapt oraz doktorantem nauk politycznych ze specjalnością bezpieczeństwo i studia strategiczne na Uniwersytecie Masaryka w Brnie w Czechach. Uczestnik CEU Democratic Institute Leadership Academy. Jego zainteresowania badawcze obejmują kompleksową obronę, paramilitaryzm w Europie Środkowo-Wschodniej oraz komunikację strategiczną.

Sigita Struberga jest stypendystką programu Marcina Króla (2022/2023) w Visegrad Insight. Sekretarz generalna Łotewskiej Organizacji Transatlantyckiej, badaczka i wykładowczyni na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Łotewskiego. Jej zainteresowania badawcze obejmują stosunki transatlantyckie i bezpieczeństwo europejskie, Rosję, politykę zagraniczną Chin, komunikację strategiczną.

Artykuł powstał w ramach programu współpracy głównych tytułów prasowych w Europie Środkowej prowadzonego przez „Visegrad Insight” przy Fundacji Res Publica. Tekst ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight.

Skróty pochodzą od Redakcji.

Fot. Canva PRO.

 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa