Stwór, który umiera i rośnie jednocześnie
Trudno nie dostrzec cytatu z Gombrowicza lub Mrożka w telewizyjnej migawce, w której posłowie prawicy uciekają sejmowymi korytarzami przed Palikotem, Biedroniem i Grodzką.
W ubiegłym tygodniu rozleciał się klub poselski Twojego Ruchu. Odejście Andrzeja Rozenka i kilku innych posłów przypieczętowało trwający niemal całą VII kadencję proces topnienia szeregów Palikota, który musiał założyć koło poselskie.
W rzeczywistości polskiego parlamentaryzmu koło poselskie to wyrok śmierci politycznej, a liderzy tych kół to smutne widma sejmowych korytarzy, bezradnie czekające na cud który uratuje ich przed nieuniknionym końcem kadencji. Dlatego Grzegorz Schetyna po informacji o odejściu Rozenka powiedział w jednym z wywiadów, że nie widzi już przyszłości partii Palikota. Nie mógł powiedzieć nic innego, ale akurat w tym przypadku warto sobie zadać pytanie – ile to już razy mówiono, że Palikot nie ma przed sobą przyszłości?
2011. Migalski: „Palikot jest już politycznym zombie. Jego już nie ma. On politycznie już nie żyje”. 2013. Miller: „13 lutego skończył się w Polsce Janusz Palikot. W sposób wręcz podręcznikowy roztrwonił cały kapitał, który jeszcze rok temu był jego udziałem”. 2014. Kalinowski: „To już koniec Twojego Ruchu. Stało się to, co stać się musiało. Twój Ruch podzieli los Partii Piwa i Samoobrony”. 2015. Schetyna: „To już ostatni etap funkcjonowania tej partii”.
Takie przykłady można mnożyć – Palikot w związki frazeologiczne wchodzi ze słowami „koniec”, „wolta”, „klęska”, „porażka”. „Jest skończony” raz na miesiąc, „nie ma przyszłości” co tydzień, a „dna sięga” co drugi dzień.
Jednocześnie Palikot ma za sobą dziesięć lat kariery politycznej, w czasie których ze stanowiska szeregowego posła PO – z której list do Sejmu wszedł w 2005 roku – awansował do rangi jednego z najlepiej rozpoznawanych głosów polskiego życia publicznego. Jako jeden z nielicznych polskich polityków przeżył opuszczenie partii, która go stworzyła, a jako jedyny potrafił zbudować własne ugrupowanie i wprowadzić je do Sejmu – taka operacja nie udała się w Polsce ani jednej osobie od czasów Donalda Tuska, który porzucił Tadeusza Mazowieckiego, by budować Platformę Obywatelską.
W efekcie powstaje pytanie: jak to jest możliwe, że Palikot umiera i rozwija się w tym samym czasie? Na czym polega ten paradoks, dzięki któremu Palikot cały czas jest martwy, a nawet coraz bardziej martwy, a jednocześnie dojrzewa i rośnie w siłę?
Jakąś odpowiedzią jest zobaczenie w Palikocie – to sugerował m.in. Kazimierz Kutz – spadkobiercy tej szczególnej tradycji polskości, którą większość Polski zwykle oskarżała o antypolonizm. Najbardziej znane twarze tego rodu politycznego to m.in. Antoni Słonimski, Juliusz Tuwim, Tadeusz Boy-Żeleński czy Witold Gombrowicz. Jak stara zjawa, jak upiór z kantorka, Palikot pojawia się wraz z polską wolnością, by zacnym, zadowolonym z siebie obywatelom psuć smak ich pięknego zwycięstwa.
Palikot jest przypadkiem o tyle ciekawym, że instrumentarium enfants terribles polskiej kultury postanowił przekształcić w działalność polityczną w epoce demokracji medialnej. Jest w tym jakąś logika, bowiem telewizja jest dziś tym, czym prasa była sto lat temu, gdy Boy i Słonimski wprawiali naród w osłupienie, a endecję doprowadzali do szału, drukując eseje i wiersze, których słowa po prostu nie mieściły się ludziom w głowie. Innymi słowy, trudno nie dostrzec cytatu z Gombrowicza lub Mrożka w telewizyjnej migawce, w której posłowie prawicy uciekają sejmowymi korytarzami przed Palikotem, Biedroniem i Grodzką.
U Palikota wszystko jest na opak, a jednocześnie na miejscu. W sondażach go nie widać, choć i to jest jakoś sensowne – książki i pisma z tekstami jego ideowych poprzedników rozchodziły się w olbrzymich nakładach, choć niewiele osób publicznie deklarowało poparcie dla ich tez. Boy-Żeleński był zwyczajnie prześladowany i z tego powodu zwykł zamykać się w Tworkach, by odwiedzającym go przyjaciołom mówić: „Cisza, spokój. Nie ma jak wariaci”. Słonimski tym, którzy mówili, że się skończył, odpowiedział kiedyś w felietonie: „Tak o mnie napisał niedawno ktoś, kto się nie skończył z tej prostej przyczyny, że się jeszcze nie zaczął”.
Tak jest z Palikotem – nie wiadomo, czy się skończył, czy jeszcze nie zaczął. Na dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi towarzysze wyskoczyli z wozu, a konie poniosły. Taka uroda figury błędnego rycerza – polityczne monstrum z Biłgoraja najlepiej czuje się na krawędzi, gdy stawką jest wszystko albo nic.
Jeden komentarz “Stwór, który umiera i rośnie jednocześnie”