O cywilizacji próżniaczej

Reprezentant cywilizacji Zachodu liczy, czy mu starczy od pierwszego do pierwszego. Nagle dowiaduje się, że są na tej planecie ludzie, którzy za to, co on wydaje przez rok, mogliby sfinansować dużą część swojego życia. Robi […]


Reprezentant cywilizacji Zachodu liczy, czy mu starczy od pierwszego do pierwszego. Nagle dowiaduje się, że są na tej planecie ludzie, którzy za to, co on wydaje przez rok, mogliby sfinansować dużą część swojego życia. Robi mu się trochę głupio.

Marnotrawstwo zawsze było wielkim przywilejem władzy. W Rosji na wyspę zamieszkaną przez pięć tysięcy osób wiedzie most za miliard dolarów. W Szanghaju jest linia lewitujących na poduszce magnetycznej pociągów za dwa miliardy dolarów. Nikt nimi nikt nie jeździ. Ateny na Igrzyskach Olimpijskich w 2004 roku straciły blisko 15 miliardów. Ile Polska przepłaciła za drogi i autostrady z powodu presji przed Euro 2012, nigdy się nie dowiemy. Można jednak powiedzieć, że egipskie piramidy ze Stadionem Narodowym łączy nić pokrewieństwa. Władcy demonstrują swoją siłę przez sfinansowanie czegoś kompletnie idiotycznego i pozbawionego sensu.

Kadr z filmu Wielkie Piękno reż. Paolo Sorrentino
Kadr z filmu Wielkie Piękno reż. Paolo Sorrentino

Marnowanie pieniędzy jest, ogólniej, obowiązkiem elit. Jak świat światem należało marnować, żeby udowodnić swój status społeczny. Kiedyś zaprzęgało się do karocy sześć koni, choć wystarczyłby jeden przy wozie. Dziś bogaci ludzie kupują samochód za pół miliona, choć nie potrzebują żadnego. Sens i znaczenie mechanizmów marnotrawstwa opisał twórca pojęcia klasy próżniaczej, Thorstein Veblen. Jeśli w piątek wieczorem pójdzie się w odpowiednie miejsce w Warszawie, można zobaczyć ludzi żywcem wyjętych z książki Veblena.

Tylko nie da się ich dziś specjalnie krytykować, bo Zachód zaczyna rozumieć, że przez kapitalizm staje się w całości takim nonsensownym klubem, cywilizacją marnowania pieniędzy.  Świetnie ubrani i ładnie uczesani chłopcy z kartą kredytową taty w kieszeni piją kolorowe drinki. Trudno, mogą, niech się bawią. Problem w tym, że podobnie próżnują sprzedający im te drinki barmani, właściciel klubu i bramkarz przy drzwiach. Ojcowie i matki tańczących, którzy ten klub swoją ciężką pracą utrzymują, też tak naprawdę próżnują, bo wyzysk stał się globalny i wszyscy żyjemy z nędzy w innych częściach świata.

Drogie śmieci

Kapitalizm w jakiejś mierze – i nie wiemy w jakiej, a wcale niewykluczone, że bardzo dużej – zupełnie stracił kontakt z rzeczywistymi potrzebami ludzi, przekształcając się w dysfunkcyjny system tworzenia potrzeb i marnowania zasobów. W efekcie kompletnie nieadekwatnych systemów dystrybucji środków nie ma funduszy na zaspokojenie realnych potrzeb, ale jakoś nie brakuje na produkcję śmieci. Właśnie ruszył drugi sezon Miłości na bogato. Kapitalizm zniósł wszystkie ramy wolności gospodarczej, stając się mechanizmem ograniczającym, a nie wspierającym wolność w jej szerokim znaczeniu.

W słowa ubrał to Andrzej Stasiuk w wywiadzie dla “Gazety Wyborczej”: o kant dupy rozbić całe to pieprzenie o emancypacji, o wykluczeniu, równości, bo tak naprawdę liczy się tylko to, że umierający z głodu nie umiera samotnie, ale umierając, ogląda w telewizji ohydę naszego dostatku i zadowolenia. Tak samo zresztą jak bogacz do śniadania może sobie obejrzeć jakąś Somalię (…) Z upadkiem komuny nie ma już wymówek i bierzemy w tym pełnoprawny udział.

Stasiuk tak przebudowuje perspektywę, że pieniądze wydawane przez producentów Miłości na bogato pozostają dokładnie tymi samymi pieniędzmi, których tak strasznie brakuje w biedniejszych częściach świata. Nic w tym odkrywczego, krytykuje się to od lat, ale w słowach Stasiuka widać sugestię, że to w nas siedzi to coś, co powoduje, że świat jest zły.

Bezwartościowa równość

Tylko co to jest? Przez ostatnie kilkadziesiąt lat głównym wątkiem dyskusji była nierówność. Zrównanie w prawach rozmaitych grup dyskryminowanych – kobiet, Afroamerykanów, homoseksualistów – to olbrzymia praca ostatnich dziesięcioleci. Dziś można powiedzieć, że to zadanie zostało, przynajmniej co do zasady, zrealizowane. Na Zachodzie nie ma dziś istotnych sił, które mogłyby odwrócić procesy emancypacyjne. Nawet konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii zalegalizował małżeństwa homoseksualistów. Tymczasem Stasiuk przekreśla tę emancypację i pyta, czy nie stać nas na więcej, czy nie podejmiemy się nowego zadania.

Być może za jego pytaniem stoi coś poważniejszego. Równouprawnienie staje się faktem, ale pojawił się nowy problem: do czego my tych wykluczonych równouprawniliśmy? Tu pojawia się poważny znak zapytania. Do udziału w głupich instytucjach rynku? Do wolności aspirowania do nierealnych oczekiwań? Do braku poczucia bezpieczeństwa? Do zarabiania po to, żeby wydawać bez sensu? Do zarządzania systemem wyzysku?  Do życia kosztem słabszych? Nieliczni dostrzegają, że przedmiotem równości praw jest coś, co niespecjalnie rozgrzewa wyobraźnię.

Być może zawsze tak było, że ludzie walczyli o coś niewartego tej walki, ale dużo ciekawsze jest przetestowanie hipotezy, że kiedy świat walczył o równość, coś od wewnątrz zaatakowało treść równości i spowodowało, że stała się ona mało atrakcyjna. Na tak postawiony problem nieco światła rzuca Marcin Król w “Gazecie Wyborczej”: Choroba ta polega na poważnych niedostatkach demokracji przy nieznośnie bezkrytycznym umiłowaniu liberalizmu w dwu postaciach: gospodarczej – neoliberalizm, oraz społecznej – radykalizacja indywidualizmu, czyli zanik wspólnoty. Oczywiście związek tych dwu liberalnych egzageracji jest ścisły.

Samotność jako ideał

Neoliberalizm i radykalny indywidualizm. Spróbujmy to przetłumaczyć na inny język – zadać sobie pytanie o to, kim jest produkt docelowy takiego projektu antropologicznego. Film Somewhere Sofii Coppoli otwiera scena, w której główny bohater jeździ w kółko swoim Ferrari, bo nie ma nic lepszego do roboty. To moim zdaniem niezły portret problemu. Bohater Coppoli to też nie jedyna tego typu postać z ostatnich lat. Blisko stoją główni bohaterowie Wstydu McQueena, Wielkiego piękna Sorrentino i Ona Spike’a Jonze. Zamożni, samotni i pozbawieni sensu, którego poszukują. Bohaterowie, którzy dążąc do ideału znaleźli się w luksusowym piekiełku pustki.

Uderzające, że poszukiwania odpowiedzi trafiają w mężczyzn i męskość. Kobiety nie są portretowane jako bogate, samotne, pozbawione więzi antyideały współczesnej cywilizacji (może z potwierdzającym regułę wyjątkiem Mirandy Prestly z Diabeł ubiera się u Prady). Być może, to hipoteza, ten społeczny demon bogactwa i indywidualizmu, którego ideowy profil opisał Król, jest ufundowany na wzorcach męskości – rywalizacyjnym patriarchacie, którego sensem jest rywalizacja jednostek, a zwycięstwem: samotność bogacza. Emancypacja jest pieprzeniem, bo to do realizacji tego wzorca dajemy równe prawa.

Być może jednak ludzie nie chcą być równi w prawach wyznaczanych przez męskie i kapitalistyczne dążenie do dominacji, będące możliwością wspinania się sobie po plecach, robienia łokciami, podstawiania sobie nóg, życia kosztem innych i stałego marnowania środków w imię potwierdzenia statusu społecznego. Może, gdzieś dalej, to ten model człowieka i społeczeństwa tak ostro krytykują Marcin Król i Sofia Coppola.

Jaka jest na to odpowiedź? Polityczna i społeczna wydaje się nadal poza zasięgiem wyobraźni – Król mówi tylko, że musimy się zmienić. Za to prostej, indywidualnej udziela Andrzej Stasiuk:

Warto walczyć o to samo co zawsze. O siebie. Żeby się nie dać sformatować, że trzeba zwyciężać, zarabiać, kupować. Nie dać się przerobić na szczura, tylko znaleźć niszę, dzięki której nie dasz się wrobić w cały ten śmietnik, który sączy w nas popkultura i przerabia na konsumentów, na pożeraczy badziewia.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa