Listy z Ukrainy

Zdałam sobie sprawę, że umiejętności, które posiada dziennikarka modowa, nie są przydatne w trudnych czasach (nie potrafię nawet udzielać pierwszej pomocy medycznej). Może dziennikarka modowa to zawód tylko na spokojne czasy? Cytat pochodzi z artykułu […]


Zdałam sobie sprawę, że umiejętności, które posiada dziennikarka modowa, nie są przydatne w trudnych czasach (nie potrafię nawet udzielać pierwszej pomocy medycznej). Może dziennikarka modowa to zawód tylko na spokojne czasy?

Cytat pochodzi z artykułu Olenki Martynyuk w „Glamour”. Drugi „list” nadesłała z Majdanu Aleksandra Kovaleva. Pisze: Nie mogę sobie wyobrazić Europy, w której ludzie byliby w stanie walczyć i umierać za wolność oraz godność. Pojęcia te zdają się nie mieć już zastosowania w ospałej, dobrze wykarmionej Europie.

Obie autorki mają rację. Nietrudno też zobaczyć, że mówią coś bardzo sobie bliskiego.

Te listy to portret Ukrainy, która z kraju już-prawie-w-Europie stała się nagle państwem rozerwanym głębokim konfliktem, ale słowa dwóch Ukrainek portretują również Europę i problem, który jest dużo poważniejszy niż mała ruchliwość naszych polityków.

Euromajdan we Lwowie, fot. ANT Berezhnyi, wikipedia.org
Euromajdan we Lwowie, fot. ANT Berezhnyi, wikipedia.org

Jesteś za stara, Europo. Jesteś za stara, ślepa na to, co się dzieje, jesteś też głucha i nie słyszysz krzyków. Ale przede wszystkim nie chcesz pomóc nikomu, dopóki nie przyniesie ci to zysku, pisze dalej Kovaleva. To ciekawe, jak blisko jej słowom do tego, co piszą Daniel Cohn-Bendit i Guy Verhofstadt w (wydanej przez Ruch Palikota) książce Dla Europy!: Coraz bardziej odnosi się wrażenie, ze Europa jest zniedołężniałą starszą panią. Zmarginalizowany kontynent, który z trudem radzi sobie w nowej erze i w nowym świecie. Pytanie brzmi: czy Europa traci swój polityczny czar?

Europa zawiodła, Europa zdradziła – to słowa powtarzane raz za razem. Tylko czy kiedykolwiek Europa nie zawiodła i nie zdradziła? Czy zdążyła do Syrii? Do Tunezji? Libii? Jugosławii? Kosowa? Czy pomogła Gdańskowi, Pradze albo Bukaresztowi? Polsce w 1939 roku? Czechosłowacji chwilę wcześniej? Hiszpanii w 1936? Nie. Europa się wcale nie zestarzała. Europa nigdy i nigdzie nie zdążyła z pomocą.

Europa od lat, ciągle, wyraża to albo owo. A to głębokie oburzenie, a to zdecydowany sprzeciw. Posiada również imponującą kolekcję odcieni zaniepokojenia. Od lat też, tak jak dziś, to wyrażanie doprowadza do białej furii – i słusznie – autorów opiniotwórczych tekstów w całej Europie. George Orwell 1 września 1944 roku pisał w Tribune:

Chciałbym zaprotestować przeciwko podłej i tchórzliwej postawie przyjętej przez brytyjską prasę w stosunku do trwającego w Warszawie powstania. (…) Po lekturze zamieszczonych artykułów czytelnikowi pozostawało ogólne wrażenie, że Polacy zasłużyli na lanie, albowiem uczynili coś, do czego przez całe lata namawiały ich rozgłośnie alianckie, i że nie otrzymują żadnej pomocy z zewnątrz, bo na nią nie zasługują.

To samo spotkało Ukrainę. Trzeba było setki ofiar śmiertelnych i tysiąca rannych, żeby poruszyć Europę, która – inaczej niż w przypadku Warszawy – pojechała i z trudem, jakoś, za późno, ale załatała swoją kompromitację.

Monika Olejnik (w piątkowej „Gazecie Wyborczej”) pisze: Nasze polskie piekiełko wydaje się śmieszne i bez znaczenia. Kłótnie o gender, podręcznik dla pierwszoklasistów czy debata Kaczyńskiego z Tuskiem. Moment ogólnoeuropejskiego zjednoczenia w obliczu krwawej rewolucji. Akcje charytatywne, zapalenie świeczek w oknach. Magiczna chwila, kiedy wiadomo, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Jarosław Kaczyński bił brawo premierowi (…) Ale to był tylko ten jeden jedyny moment i pewnie już takich nie będzie – pisze dalej Olejnik. To oczywiste, że zaraz wszystko wróci do normy. Zakończy się wydanie specjalne w telewizji informacyjnej, wrócą codzienne kłótnie. Na Zachodzie bez zmian.

I to by było na tle, ale chcę wziąć w obronę Olenkę Martynyuk, szafiarkę z Majdanu, i tych nieszczęsnych twórców magazynu „Glamour”, na których wylało się morze oburzenia. Olenka Europejka z krwi i kości, którą dopadła historia, redaktorzy „Glamour” to Europejczycy ze szczęśliwego świata, którzy w Majdanie zobaczyli coś zupełnie nowego i opowiedzieli to tak, jak umieli: Jak zmienia się życie fashion girl, kiedy wkracza w nie krwawa rewolucja? Jeśli Was też poruszyły wydarzenia w Kijowie, przeczytajcie w nowym Glamour artykuł, który specjalnie dla nas napisała ukraińska dziennikarka modowa Olenka Martynyuk.

Czy my możemy im mieć to za złe? Przecież my wszyscy jesteśmy takimi właśnie szafiarkami. Stroimy się – jak nie w ciuszki, to w książki, jak nie w książki, to w opinie. Dzień w dzień i tydzień w tydzień kupujemy całe góry, stosy, piramidy, nieprzebrane hałdy pism i gazet, których cała zawartość jest na dobre czasy. Nie da się z nich zbudować barykady, nie da się nimi rzucać w policję. Cali jesteśmy na dobre czasy. Cały nasz świat jest na dobre czasy. Taki był do niedawna świat Olenki Martynyuk, taki jest świat „Glamour”.

Trudno nie zgodzić się z Kovalevą – w ospałej, dobrze wykarmionej Europie nie ma ludzi, którzy byliby w stanie walczyć i umierać za wolność i godność. Ale nie dlatego, że nikt nie chce tego robić. Wręcz przeciwnie: cała Europa o tym marzy, dzielnie fortyfikując domy i mieszkania, żeby nikt przypadkiem nie ukradł telewizora, z którego ekranu chłonie się łapczywie walkę dobra ze złem. Nikt Europy do tej walki nie zmusza. Europa umie tylko przez ten telewizor wydrzeć się na podobnych sobie, ospałych i dobrze wykarmionych polityków, żeby stanęli po stronie dobra i nie zakłócali jej  snu.

Kovaleva ma też rację, bo „Glamour” niechcący napisało prawdę – że jakby przyszło co do czego, to zrobi się naprawdę strasznie, bo nikt nas, szafiarek, nie przygotował na to, żeby się bić na ulicy o to, żeby móc dalej być szafiarką.

***

Janukowycz zniknął, uwolniono Julię Tymoszenko. Ukrainę przez trzy miesiące wołami ciągnięto do Rosji, w tydzień wróciła na obrzeża Europy. Dlaczego tak jest? Dlaczego Ukraińcy chcą do Europy? Jedna odpowiedź to pieniądze, ale może jest też druga – choć Europa bezustannie zawodzi, to jednocześnie ciągle rozpala marzenie o dobrych czasach. Europa zawiodła Majdan, ale bez Europy nie byłoby Majdanu. Europy jako idei. Unia Europejska to tylko niedoskonała, zbiurokratyzowana i sfiskalizowana praktyka tej Europy – takiego dziwnego miejsca na ziemi, gdzie idee zostały skompilowane w dobre czasy, który pozwalają zajmować się się czymś tak dziwacznym i kompletnie niepraktycznym jak dziennikarstwo modowe.

To optymistyczna wizja, ale Orwell w to wierzył. W 1941 roku pisał: Tak długo, jak demokracja istnieje (…) totalitaryzm jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Cały anglojęzyczny świat jest przeniknięty ideą równości ludzi i choć może okazać się po prostu kłamstwem powiedzenie, że my albo Amerykanie kiedykolwiek działaliśmy, by ją zapewnić, to Idea nadal istnieje i może pewnego dnia stanie się rzeczywistością.

Jego słowa można odnieść do Europy. Ukraińcy naprawdę, zaledwie kilka dni temu, dla demokracji poszli z kijami na kałasznikowy. Jeśli nic strasznego się nie wydarzy, my zaraz znów się pokłócimy, a „Glamour” zaproponuje na sezon wiosna-lato ekspiacyjną, politycznie zaangażowaną kolekcję. Dziś chodzi się tylko w żółtym i w niebieskim. To kolory wolności – zarówno Europy, jak i Ukrainy – nieprzypadkowy zbieg estetycznych okoliczności!, krzyknie okładka.

Tylko czy to będzie naprawdę znaczyło, że wszystko jest ok, że Idea istnieje i może pewnego dnia stanie się rzeczywistością? Orwell powiedziałby, że tak. Nie wierzył w siłę władzy, którą uważał za niebezpieczeństwo, ale bardzo chciał wierzyć w to, że Zachód, jak pewien byk, wymaga poganiania, ale co do zasady zmierza w dobrym kierunku. Jego nieoczywisty optymizm wydaje się dziś trudny do przyjęcia. Niesłusznie. W „Partisan Review” w 1947 roku Orwell pisał:

Powstanie Socjalistycznych Stanów Zjednoczonych Europy wydaje mi się bardzo nieprawdopodobne. Nie chodzi mi przy tym o to, iż większość ludzi nie jest do tego przygotowana – w sposób bierny. Rzecz w tym, iż nie widzę żadnej osoby, czy też grupy osób, które miałyby choć niewielką szansę na zdobycie władzy, i które byłyby jednocześnie tak dalekowzroczne, by dostrzec to, co jest niezbędne i wymagać koniecznych poświęceń od swoich popleczników. Równocześnie nie dostrzegam obecnie żadnego innego obiecującego celu. (…) Sądzę, że tylko w Europie, jeśli w ogóle gdziekolwiek, socjalizm demokratyczny mógłby stać się rzeczywistością tak szybko, by nie zdążyły spaść bomby atomowe.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa