Kijów: pomiędzy Chinami a Tajwanem
Pekin wielokrotnie tłumaczył przyczyny wojny słowami rosyjskich propagandystów. Tajpej stanęło po stronie Ukrainy widząc rosyjską agresję jako preludium do potencjalnego chińskiego ataku na Tajwan.
Podróż przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi na Tajwan pozwoliła wielu Ukraińcom zapoznać się z problemami politycznymi wyspy, która do tej pory pozostawała nieco poza ukraińską przestrzenią informacyjną.
Pelosi napisała na łamach „Washington Post”, że każda wizyta jest wsparciem dla demokracji w konfrontacji z dyktaturami. Fakt, że dla wpływowej amerykańskiej polityk, atak Rosji na Ukrainę i chińskie groźby wobec Tajwanu znajdują się w tym samym układzie współrzędnych, zmusił wielu ukraińskich polityków i osoby publiczne do innego spojrzenia na trudne relacje między „dwoma Chinami”.
Historia niewykorzystanych szans
W rzeczywistości, ukraińskim programem zawsze były „jedne Chiny” – Chińska Republika Ludowa. Jest to w dużej mierze spuścizna po sowieckiej przeszłości, kiedy to o Tajwanie wspominano, jeśli w ogóle, to tylko z potępieniem „reakcyjnego, proamerykańskiego reżimu”.
Nawet po ogłoszeniu niepodległości przez Ukrainę nie wspominano o Tajwanie, między innymi dlatego, że część ukraińskich elit zawsze pokładała nadzieję w chińskim wsparciu jako alternatywie dla współpracy z Zachodem i Rosją. Jeszcze w czerwcu 2011 roku ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz i ówczesny prezydent Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao podpisali deklarację o partnerstwie strategicznym. Nigdy nie została ona jednak zrealizowana.
Upadek reżimu Janukowycza sprawił, że Pekin stał się ostrożny wobec Ukrainy, a tym bardziej wobec euroatlantyckich ambicji tego kraju, nie wspominając nawet o jego konflikcie z Rosją.
Nadzieje jednak wciąż były. Petro Poroszenko, wybrany na prezydenta w 2014 roku, spotkał się z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, który zadeklarował gotowość do „odegrania konstruktywnej roli w rozwiązaniu kryzysu” – jak Pekin zwykle nazywa rosyjski atak – na Ukrainie.
Próba przejęcia przez chińskie firmy kontroli nad strategicznym przedsiębiorstwem Motor Sicz (którego wieloletni lider Wiaczesław Bogusz został zatrzymany pod zarzutem zdrady) doprowadziła do kryzysu między Stanami Zjednoczonymi a Chinami jeszcze na początku prezydentury Wołodymyra Żeleńskiego. USA obawiały się, że nowi właściciele firmy będą mogli produkować sprzęt wojskowy dla ChRL i krajów takich jak Iran – eksperci mówili wówczas o „pociskach cruise dla Pekinu i Teheranu”. W rezultacie umowa została anulowana, a na chińskie firmy, które rościły sobie prawa do ukraińskiej spółki, nałożono amerykańskie i ukraińskie sankcje.
Przyciągnięci wzrostem
Prezydent Zełenski zapewniał, że za jego kadencji ani Chiny, ani żaden inny kraj nie będzie w stanie przejąć kontroli nad Motor Sicz. Jednak już latem 2021 roku, na kilka miesięcy przed rosyjską inwazją, lider rządzącej w Radzie Najwyższej Ukrainy frakcji partii Sługa Narodu Davyd Arakhamia zapowiedział, że zamierza skorzystać z doświadczeń Komunistycznej Partii Chin w zarządzaniu gospodarką i budowaniu państwa. A pierwszy wicemarszałek parlamentu – również z partii prezydenta – Ołeksandr Kornijenko w wywiadzie dla chińskiej telewizji CCTV 13 zauważył, że „tempo wzrostu gospodarczego ChRL pod kierownictwem Komunistycznej Partii Chin i jej przywódców jest po prostu przykładem dla całego świata”.
Na marginesie ukraińskiej polityki mówiło się wówczas, że istnieje wpływowa grupa ludzi, której przedstawiciele są przekonani, że Zachód żąda od ukraińskiego rządu „zbyt wiele”, gdy przypomina im o problemach z reformami, a z Pekinem znacznie łatwiej będzie uzgodnić inwestycje. Jednak wysocy rangą chińscy urzędnicy państwowi, z którymi nieformalnie spotkałem się podczas ich wizyt w Kijowie, generalnie nie wyrażali entuzjazmu dla pomocy finansowej dla Ukrainy.
Zdobywaj przyjaciół, nie wrogów
Tajwańscy przywódcy próbowali nawiązać kontakt z urzędnikami państwowymi i samorządowymi – mimo że Tajpej nie ma w Kijowie przedstawicielstwa nawet na takim poziomie, jak w Warszawie, Pradze czy nawet… Moskwie.
Minister spraw zagranicznych Tajwanu Joseph Wu odbył jednak wirtualne spotkania z prymasem Cerkwi Prawosławnej Ukrainy metropolitą Epifaniuszem oraz merem Kijowa Witalijem Kliczką, a w wyniku tych negocjacji przyznano środki na pomoc humanitarną oraz odbudowę ukraińskich miast i świątyń.
W sierpniu przewodniczący komisji spraw międzynarodowych i współpracy międzyparlamentarnej (frakcja Sługa Narodu) Ołeksandr Mereżko zapowiedział utworzenie stowarzyszenia na rzecz rozwoju stosunków między Ukrainą a Tajwanem. Minister spraw zagranicznych Tajwanu Joseph Wu w wywiadzie dla ukraińskiej telewizji Espreso powiedział, że Mereżko miał odwiedzić wyspę. Jednak starszy parlamentarzysta nigdy nie poleciał na Tajwan. Pierwszymi posłami ukraińskiego parlamentu, którzy odwiedzili Tajwan byli przedstawiciele frakcji opozycyjnych – posłanka Hołosu Kira Rudyk i poseł Solidarności Europejskiej Mykoła Kniażycki.
Dlaczego Tajpej nie widziało jeszcze Mereżki – wielkiego entuzjasty rozwoju stosunków z wyspą – ani nie odebrało kondolencji z powodu śmierci Zenga Shenguanga, 25-letniego tajwańskiego ochotnika, który zginął służąc w UAF? Jak na razie nie ma oficjalnego wyjaśnienia tej sprawy. Nieoficjalnym jest to, że odejście od władzy wysoko postawionego parlamentarzysty mogłoby zmusić Pekin do porzucenia swojej „neutralności” w konflikcie – choć wiadomo, że o faktycznej neutralności Chin nie ma co mówić, a Pekin zniechęca do większej pomocy Moskwie tylko z obawy przed objęciem go zachodnimi sankcjami.
Mykoła Kniażycki, który odwiedził wyspę z grupą wpływowych zachodnich parlamentarzystów, zwrócił uwagę, że grupa na rzecz rozwoju stosunków z Tajwanem jest jedną z największych w polskim parlamencie, co nie przeszkadza Polsce handlować z Chinami. Politycy z krajów Europy Środkowej odwiedzają Tajwan bez obaw, że ich podróże zaszkodzą stosunkom gospodarczym z Chinami lub wpłyną na priorytety polityki chińskiego kierownictwa.
Ukraina już na przykładzie stosunków z Rosją przekonała się, jak niebezpieczne jest uleganie szantażowi w relacjach dwustronnych, jak gotowość do spełniania „życzeń” partnera rodzi poczucie bezkarności i odrzucenie równoprawnego dialogu. Niechęć Kijowa nawet teraz do zauważenia Tajwanu i szczera gotowość tego kraju do wsparcia Ukrainy pokazuje, że syndrom szantażu nie został jeszcze całkowicie wyeliminowany.
Witalij Portnikow jest publicystą, członkiem ukraińskiego Pen Clubu oraz stypendystą programu Future of Ukraine w Visegrad Insight, Fundacji Res Publica.
Tekst powstał w wyniku współpracy między głównymi tytułami prasowymi w Europie Środkowej. Opublikowany po angielsku w Visegrad Insight.