HANDL: Refleksja z drugiej strony sceny politycznej

Czeska polityka została sprowadzona do sposobu dystrybucji władzy i zasobów, a także pragmatycznego zarządzania kwestiami bieżącymi


Gdy poproszono mnie o komentarz na temat roku 1989 w Pradze, w pierwszej chwili odmówiłem, gdyż miałem poczucie, że byłoby to niestosowne. Przed transformacją należałem do partii komunistycznej i szczerze wierzyłem w możliwość zreformowania sowieckiego państwowego socjalizmu (wprowadzonego również w Czechosłowacji) w duchu gorbaczowskiej pierestrojki. Jednak w odpowiedzi na wyrażone wprost zainteresowanie perspektywą z „drugiej strony sceny politycznej”, zdecydowałem się przedstawić moje bardzo osobiste przemyślenia na temat wydarzeń 1989 roku w Czechosłowacji, a później Czechach, i przemian, które po nich nastąpiły.

Przede wszystkim, jak wspominałem wyżej, moi koledzy, rodzina, przyjaciele i ja wierzyliśmy, że możliwe jest przekształcenie radzieckiego socjalizmu państwowego w demokratyczne społeczeństwo socjalistyczne. Obserwowaliśmy narastające niezadowolenie z systemu totalitarnego, fatalnego stanu gospodarki narodowej, środowiska, i podzielaliśmy je. Widzieliśmy także kryzys moralny społeczeństwa (i samej partii komunistycznej). Pomimo tego nie umieliśmy wyjść poza myślenie w obrębie tradycyjnych lewicowych przekonań (takich jak państwowa czy kolektywna własność środków produkcji) i nie byliśmy w stanie efektywnie myśleć i działać, co było wówczas potrzebne. Masowe demonstracje w listopadzie 1989 roku doprowadziły do zniesienia całości systemu polityczno-gospodarczego, co stanowiło nieuchronnie klęskę naszych nadziei na demokratyczny socjalizm.

Jednocześnie odczułem wielką ulgę. Totalitarny czy posttotalitarny system polityczny opierał się na monopolu komunistów na władzę polityczną i czuliśmy się bezpośrednio odpowiedzialni za wypaczenia i nadużycia reżimu oraz jego nieskuteczność w radzeniu sobie z najbardziej podstawowymi problemami. Bunt społeczny nas zmiótł. Było to jednak swego rodzaju wyzwolenie. Osobiście pamiętam, że po raz pierwszy od dawna zacząłem wtedy na powrót dobrze sypiać. Jasne, zostaliśmy przez historię odsunięci na boczny tor, ale przynajmniej nie byliśmy już po złej stronie. Teza Fukuyamy o uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji w połączeniu ze społeczną gospodarką rynkową w stylu europejskim wydawały się wskazywać przekonujący kierunek transformacji.

Tak naprawdę wiele osób, które wyszły na ulice, mając dość reżimu i partii, liczyło, że w nowym systemie społecznym niektóre cechy państwowego socjalizmu, takie jak pełne zatrudnienie czy zabezpieczenia społeczne, zostaną połączone z demokratycznymi rządami i otwarciem na świat zewnętrzny. Przez bardzo krótki okres dyskusja na temat trzeciej drogi stanowiła część szerszego dyskursu publicznego. Było to związane z powrotem niektórych byłych komunistów, którzy zostali wyrzuceni z partii i miejsc pracy w ramach czystek po sowieckiej inwazji w czasie praskiej wiosny w 1968 roku.

Jednak u steru szybkiej transformacji obranej przez nowych przywódców politycznych stanęli dobrze wykształceni i przygotowani (neo)liberalni ekonomiści skupieni wokół Václava Klausa (premiera Czech w latach 1992–1997, później także prezydenta), którzy doprowadzili do odsunięcia tego rodzaju pomysłów i ich orędowników. Polityka transformacyjna przez większość lat 90. była zdominowana przez thatcherowską zasadę TINA („There is no alternative” – „Nie ma alternatywy”). Naprawienie części błędów z tamtego okresu było możliwe dzięki późniejszemu przystąpieniu do UE.

Podobnie jak przed 1989 rokiem łudziłem się co do sowieckiego typu socjalizmu i jego potencjału, tak również po 1990 roku uległem pewnym złudzeniom co do trwałości normatywnych, instytucjonalnych i kulturowych filarów liberalnej demokracji w Czechach. Owszem, ze sceptycyzmem przyglądałem się procesowi i efektom prywatyzacji, ale nie przewidywałem słabości partyjnego systemu politycznego, który w ciągu ostatniej dekady dotknęły poważne problemy. Większość partii założonych po 1989 roku jest raczej słaba lub nie ma mocniejszego zakorzenienia w społeczeństwie – być może za wyjątkiem chrześcijańskiej KDU-ČSL (Unia Chrześcijańska i Demokratyczna – Czechosłowacka Partia Ludowa) i, paradoksalnie, partii komunistycznej, KSČM (Komunistyczna Partia Czech i Moraw), z jej zdyscyplinowanym, lecz ciągle kurczącym się elektoratem. W efekcie tych słabości w siłę rosną partie populistyczne pod przewodnictwem ANO (Akcja Niezadowolonych Obywateli) premiera Andreja Babiša. Babiš, oligarcha i magnat medialny, stał się symbolem prób prywatyzacji państwa i osłabiania jego instytucji. Populizm wyzuł przestrzeń polityczną ze wszelkich idei zorientowanych na przyszłość. Czeska polityka została sprowadzona do sposobu dystrybucji władzy i zasobów, a także pragmatycznego zarządzania kwestiami bieżącymi. Najlepszy na to dowód stanowiła ksenofobiczna reakcja prawie całej czeskiej klasy politycznej na kryzys uchodźczy. Nie powinno to nas dziwić – w końcu zarówno prezydent Zeman, jak i premier Babiš przedstawiali się jako „czescy Trumpowie”.

Przed 1989 rokiem Zeman był neokeynesistą krytykującym rządy komunistyczne; Babiš zdobył swoje ekonomiczne umiejętności jako sprzedawca w handlu zagranicznym i podobno miał współpracować ze służbami bezpieczeństwa. Obecnie, będąc w symbiozie politycznej, grają w jednej drużynie. Zeman potrzebuje Babiša, by zwiększać swoje wpływy i sprawowaną pośrednio kontrolę nad czeską polityką, a Babiš potrzebuje Zemana, by utrzymać stanowisko premiera. Obaj skłonni są uprawiać politykę transakcyjną bez oglądania się zbytnio na problemy i normy moralne. Współpracują zatem z niezreformowaną partią komunistyczną w zakresie polityki krajowej (mniejszościowy rząd Babiša zależny jest od wsparcia KSČM), a gdy im się to opłaca, w polityce krajowej wykorzystują elementy narodowe. Tym sposobem Zeman i Babiš dzielą społeczeństwo na dwa obozy – swoich zwolenników i zagorzałych krytyków, a oba są porównywalnie silne.

Trzydzieści lat po aksamitnej rewolucji 1989 roku ludzie znów wyszli na ulice Pragi i innych czeskich miast z powodu dochodzenia karnego w sprawie nadużywania unijnych dotacji przez Andreja Babiša, jego domniemanego gigantycznego konfliktu interesów oraz by protestować w obronie wartości liberalno-demokratycznych. Widać jasno, że czeska demokracja liberalna ma swoich obrońców w szerokich kręgach społecznych. W końcu dla większości czeskiej opinii publicznej najważniejszą postacią w rozwoju wydarzeń po 1989 roku pozostaje Václav Havel. Dla mnie mobilizacja dużej liczby obywateli i możliwość uczestniczenia w pokojowym proteście (pierwszym, w którym wziąłem udział od 1989 roku) stanowi najlepszy dowód na to, że rewolucja 1989 roku rzeczywiście zapoczątkowała nowy rozdział w rozwoju czeskiego społeczeństwa. Pozostaje pytanie: jaki wpływ owa mobilizacja może mieć na bierną obecnie opozycję parlamentarną lub na system partyjny w ogóle? Czy doprowadzi do większego zaangażowania w sprawy publiczne? Czy umożliwi nam uporanie się z ogólnoeuropejskim zagrożeniem populizmem? Na tę chwilę można powiedzieć jedynie, że możliwości pozostają otwarte – i mam nadzieję, że to znak, że okres społecznej apatii dobiega końca.

Vladimir Handl – uzyskał tytuł doktora na Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych, pracował w Instytucie Stosunków Międzynarodowych w Pradze, obecnie związany jest z Wydziałem Nauk Społecznych Uniwersytetu Karola w Pradze.

Fot. Adam Jones via Wikimedia Commons

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa