Cena walki o tożsamość

Macedonia uświadomiła, że droga Ukrainy do niepodległości nie będzie łatwa.


Decyzja Patriarchatu Konstantynopola o uznaniu statusu kanonicznego Archidiecezji Ochrydzkiej – Cerkwi Macedonii Północnej – przypomniała mi o trudnym losie narodu, którego tożsamość jest kwestionowana przez prawie wszystkich sąsiadów. Już sama decyzja patriarchy ekumenicznego przypomina o tym zderzeniu. Kwestię statusu Cerkwi Prawosławnej Macedonii powinien rozstrzygnąć jej synod z synodem Serbskiego Kościoła Prawosławnego. I kwestię nazwy Cerkwi – z synodem Greckiego Kościoła Prawosławnego.

Serbski Kościół Prawosławny wątpi w prawo ludności Macedonii Północnej do własnego autokefalicznego Kościoła, a Grecki Kościół Prawosławny kwestionuje prawo do nazwy „Macedoński Kościół Prawosławny”. Jest też Bułgarski Kościół Prawosławny… Sofia nie wątpi ani w prawo do autokefalii, ani w prawo do imienia. Ale w Bułgarii są pewni, że naród macedoński nie istnieje… Moja własna optyka może wydawać się dość zniekształcona z punktu widzenia Serba, Greka czy Bułgara. Okoliczności tak się złożyły, że przez wiele lat odwiedzałem Macedonię Północną, studiowałem historię, kulturę i dziennikarstwo, miałem nawet praktykę w gazecie „Nowa Makedonija”. Zrozumiałem, że sąsiedzi mogą długo i mocno kłócić się o historyczne kolizje, które doprowadziły do „pojawienia się państwa Macedonii Północnej na mapie świata”, że mogą nalegać na zmianę flagi, emblematu, na korekty w podręcznikach historii. Ale to nie zmienia najważniejszego – w Republice Macedonii mieszkają ludzie, którzy uważają się za Macedończyków. Taka jest ich tożsamość, ich samoocena (oczywiście nie zapominajmy o znaczącej populacji albańskiej, polityczny naród Macedonii Północnej jest w trakcie tworzenia, ale to już inna historia).

W sąsiedniej Bułgarii, nawet na szczeblu państwowym, mówią, że pojawienie się Macedończyków jest wynikiem „inżynierii politycznej”. Ale jeśli się nad tym zastanowić, pojawienie się każdego europejskiego narodu jest wynikiem „inżynierii politycznej”, jedyne pytanie to czas i okoliczności. A zaniedbania tych narodów, które zdołały się wyłonić, obronić i stworzyć własne państwa wobec tych, które zrobiły to później, przesądziło o wielu tragediach europejskich.

Kiedy zacząłem poznawać Macedonię Północną, narysowałem tylko jedną oczywistą paralelę z jej losem – było to porównanie z moim własnym krajem, z Ukrainą. Artykuł o niepodległości Republiki Macedonii, który napisałem dla moskiewskiej „Niezawisimoj Gaziety” we wrześniu 1991 roku, nosił tytuł „Ukraina Bałkanów”. Ukraina ogłosiła niepodległość 15 dni przed referendum macedońskim w sprawie niepodległości, do naszego zostało jeszcze kilka miesięcy, odbędzie się 1 grudnia 1991 r. i zakończy się prawie takim samym wynikiem: 90 i 95 procent za niezależnością.

Już wtedy zrozumiałem, że droga Ukrainy do niepodległości nie będzie łatwa. I że tak jak są wątpliwości co do tożsamości macedońskiej i samego jej prawa do państwowości, są też wątpliwości co do tożsamości ukraińskiej i samego jej prawa do państwowości. Dopiero teraz Rosja przestanie się zachowywać w stosunku do Ukrainy tak jak Bułgaria wobec Macedonii Północnej. Mimo wszystko, choć w Sofii do dziś negują tożsamość narodową, historię Macedończyków i sam język macedoński, to jednak to Bułgaria była pierwszym krajem, który uznał niepodległość Republiki Macedonii. I to jest całkiem logiczne – jeśli naprawdę uważasz ludzi z sąsiedniego kraju za swoich, nie podejmiesz działań, które niszczą ich dobrobyt.

Jak widzimy, rosyjskie działania wobec Ukrainy wskazują na coś przeciwnego. Putin twierdzi, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to jeden naród i odmawia Ukraińcom prawa do ich tożsamości. To stwierdzenie, oparte na zmitologizowanej historii samego państwa rosyjskiego, podzielają miliony Rosjan. Bronili go przez kilka stuleci rosyjscy myśliciele, politycy i działacze kultury. Ale wojna rozpętana przez Putina pokazała, że możliwe jest jednoczesne propagowanie mitu „jednego ludu” i niszczenie przedstawicieli tego „jednego ludu” za pomocą ataków rakietowych. Lub jak w Buczy…

Wszyscy musimy się zgodzić co do jednego: tożsamość narodowa jest kwestią osobistego wyboru. Mówię to jako osoba, której tożsamość narodową zwalczało wielkie państwo komunistyczne, które wszelkimi możliwymi sposobami próbowało udowodnić, że haniebne jest bycie Żydem. Ale mu się to nie udało – chociaż dobrze pamiętam, jak uczyłem się jidysz, kiedy nie było szkół żydowskich, kursów językowych, teatrów, zespołów muzycznych – praktycznie nic. Ale nawet to nie powstrzymało mnie ani setek tysięcy tych, którzy chcieli zachować swoje narodowe i kulturowe „ja” nawet w warunkach codziennego upokorzenia.

Dlaczego miałoby się to dziać z Ukraińcami, którzy stanowią większość we własnym kraju i na własnej ziemi? Z Macedończykami? Z Bośniakami? Jak można odmówić jednostce prawa do wyrażania siebie? Prawa do wyrażania siebie całego narodu? Jak to prawo można zniszczyć decyzjami rządu i rakietami balistycznymi?

W Europie po II wojnie światowej panowało zrozumienie, że rozwiązanie złożonych problemów narodowych i religijnych jest kwestią współpracy. Dobrze pamiętam pytanie właściciela małego hotelu we włoskim Południowym Tyrolu. Zapytał mnie, czy wiem, co się wydarzyło tam ponad sto lat temu. Oczywiście wiedziałem. Wiedziałem, że w wyniku I wojny światowej Południowy Tyrol stał się częścią Włoch. I to była otwarta rana ludności regionu. Wiedział, jak Mussolini odmawiał mieszkańcom Południowego Tyrolu prawa do tożsamości – pomimo sojuszniczych relacji z Adolfem Hitlerem.

Ale w ramach Unii Europejskiej znaleziono narzędzia pomagające leczyć rany. Dlatego jestem pewien, że gdy Macedonia Północna wejdzie do UE, żaden z sąsiadów nie będzie już musiał wątpić w tożsamość Macedończyków. I że każdy dzień współżycia w europejskiej rodzinie pomoże zapomnieć o dawnych roszczeniach, zademonstrować ich archaizm i krótkowzroczność.

Lecz co zrobić, jeśli twoje prawo do bycia napotyka na agresję – taką jak agresja Rosji na Ukrainę? Nie wierzę, że w najbliższych latach uda nam się przekonać władze i społeczeństwo rosyjskie, że poszanowanie takiego prawa jest naturalną postawą jednostki i szanującego się państwa. Świadczy o tym nie tylko wojna rozpętana przez Putina. Świadczy o tym przywrócenie wartości historii sowieckiej. Świadczy o tym także haniebny proces rusyfikacji narodów samej Federacji Rosyjskiej. Ludy te są pozbawiane tożsamości, kultury i języka ojczystego. I używają młodych Buriatów i Jakutów jako mięsa armatniego Putina.

Dlatego odpowiedzią na to wyzwanie jest integracja europejska i euroatlantycka krajów, których narodom Kreml odmawia prawa do istnienia.Wzajemny szacunek, solidarność i gotowość demokracji do samoobrony – to plan naszej przyszłości.

Fot. Polina Rytova / Unsplash.


Witalij Portnikow jest publicystą, członkiem ukraińskiego Pen Clubu oraz Future of Ukraine Fellow w programie Visegrad Insight, Fundacji Res Publica.Tekst powstał w ramach programu Future of Ukraine Fellowship prowadzonym przez Visegrad Insight w Fundacji Res Publica.

© Visegrad Insight, Fundacja Res Publica.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa