ZABOROWSKI: Co wygrana Joe Bidena oznacza dla stosunków polsko-amerykańskich?

To, czy dobry stan relacji polsko-amerykańskich utrzyma się, będzie zależeć przede wszystkim od umiejętności dostosowania się Warszawy do nowych okoliczności


*Artykuł jest oparty o tłumaczenie analizy, która ukazała się w „Notes from Poland” 8 listopada 2020 roku

Wynik amerykańskich wyborów prezydenckich, w których zwyciężył kandydat Partii Demokratycznej Joe Biden, został przyjęty przez rząd Prawa i Sprawiedliwości i sprzyjające rządowi media z mieszanką niedowierzania i rozczarowania. Nie ulega wątpliwości, że porażka Donalda Trumpa oznacza dla PiS utratę najważniejszego sojusznika na arenie międzynarodowej. PiS może się też spodziewać po administracji Joe Bidena krytyki stanu rządów prawa w Polsce i stosunku rządu do społeczności LGBT. Symptomatyczny w tym kontekście był ton niezwykle oszczędnych gratulacji prezydenta Dudy dla Joe Bidena, w których prezydent Duda pogratulował wygranemu skutecznej kampanii, ale nie wyniku wyborów. Duda podkreślił również, że wynik wyborów nie jest ostateczny, co jest zgodne z narracją obozu Trumpa.

Jednakże obawy, które są widoczne w reakcji PiS na wynik wyborów amerykańskich, mogą okazać się przesadzone i przedwczesne. W rzeczywistości w obszarach takich, jak polityka wobec przestrzeni poradzieckiej, może okazać się, że Warszawa ma więcej wspólnego z Białym Domem Bidena niż administracją jego poprzednika. Więc to, czy dobry stan relacji polsko-amerykańskich utrzyma się, będzie jednak zależeć przede wszystkim od umiejętności dostosowania się Warszawy do nowych okoliczności.

Sondaże pokazują, że gdyby Europejczycy mogli głosować w amerykańskich wyborach, Trump przegrałby we wszystkich krajach z wyjątkiem Polski. Na początku tego roku Pew Research Center uznał, że Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym większość stwierdziła, że ​​ma zaufanie do Trumpa. Z sondażu przeprowadzonego w zeszłym miesiącu przez CBOS wynika, że ​​41 proc. Polaków uważa, że ​​Trump byłby lepszym prezydentem USA niż Biden, w porównaniu z zaledwie 15 proc. tych, którzy faworyzowali demokratę.

wideo z dyskusji

Są dwa fundamentalne powody polskiego entuzjazmu dla administracji Trumpa. Po pierwsze, Polacy są tradycyjnie proamerykańscy, a także mają pozytywne skojarzenia z Partią Republikańską – zwłaszcza z Ronaldem Reaganem, któremu przypisuje się zakończenie zimnej wojny. Po drugie, za prezydentury Trumpa stosunki polsko-amerykańskie zacieśniły się, i chociaż to administracja Obamy-Bidena zdecydowała o ulokowaniu 4,4 tys. żołnierzy amerykańskich w Polsce w ramach Europejskiej Inicjatywy Odstraszania, a także objęła przewodnictwo we Wzmocnionej Wysuniętej Obecności NATO w Polsce, decyzja ta została wykonana w większości już podczas prezydentury Trumpa.

Nowy numer: Wybory w USA

Trump był również zdecydowanym krytykiem rosyjsko-niemieckiego projektu Nord Stream 2, który, jak wiadomo, od początku był i jest przedmiotem jednoznacznej krytyki Polski. To pod rządami Trumpa amerykańskie firmy zaczęły też dostarczać skroplony gaz ziemny (LNG) do gazoportu w Świnoujściu, co zmniejsza uzależnienie Polski od dostaw rosyjskiego gazu. Trump zdecydowanie poparł również flagowy projekt prezydenta Dudy, Inicjatywę Trójmorza, która promuje integrację regionalną w Europie Środkowo-Wschodniej.

Przede wszystkim jednak, oprócz tego strategicznego wsparcia, istnieje również ideologiczna bliskość między administracją Trumpa a obozem rządzącym w Polsce. Trump odmówił krytykowania polskiego rządu za łamanie praworządności w czasie, gdy Polska spotykała się z potępieniem ze strony wielu innych zachodnich partnerów, w szczególności Unii Europejskiej. Co prawda istniały tez obszary, na których dochodziło do pewnych napięć między Warszawą a Waszyngtonem. Jednym z punktów zapalnych było atakowanie przez PiS należącej do amerykańskiego Discovery Channel telewizji TVN, a także stosunek polskiego rządu do praw osób LGBT. W obu tych kwestiach rząd PiS był krytykowany przez ambasador USA w Warszawie, bliska znajomą prezydenta Trumpa, Georgette Mosbacher. Mimo tych okazjonalnych różnic stosunki były wyjątkowo serdeczne, co podkreśliła między innymi wizyta prezydenta Dudy w Białym Domu w czasie jego własnej kampanii wyborczej. Warszawa będzie zatem postrzegać rychłą zmianę w Waszyngtonie z niepokojem, jeśli nie z otwartą wrogością. PiS nie nawiązało kontaktu z zespołem Bidena i ma niewielką wiedzę na temat zarządzania relacjami z ekipą przyszłego prezydentem USA.

Zmiany w Białym Domu

Perspektywę stosunków polsko-amerykańskich w okresie prezydentury Bidena należy rozpatrywać na dwóch poziomach: wartości oraz na poziomie interesów i polityki.

Na poziomie ideologicznym rzeczywiście należy się spodziewać, że stosunki Warszawy z Waszyngtonem staną się mniej serdeczne, a prawdopodobnie nawet napięte. Biden postrzega stosunki transatlantyckie w kategoriach wspólnoty wartości, z której kraje takie jak Polska i Węgry wyłamują się jego zdaniem, czemu dał jednoznacznie wyraz w czasie kampanii wrzucając Warszawę i Budapeszt do jednego worka z Białorusią, i określając je mianem państw totalitarnych. Warszawa może zatem spodziewać się krytyki za łamanie praworządności, a także za podejście do kwestii takich, jak wolność słowa i prawa społeczności LGBT. Trzeba tu jasno powiedzieć, że okres bliskości ideologicznej między Waszyngtonem a rządzącą obecnie w Warszawie ekipą dobiegł końca.

Jednak w zależności od tego, jak Polska rozegra swoje karty, ta rozbieżność może nie przełożyć się na kwestię wspólnoty interesów. W wymiarze materialnym, polityka administracji Bidena wobec Warszawy będzie prawdopodobnie kontynuacją polityki poprzednika, szczególnie w zakresie bezpieczeństwa i obrony, oraz energetyki i współpracy regionalnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Jednak i tu mogą istnieć pewne zmiany akcentów.

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo i obronę, dla Warszawy istnieją bowiem dwa aspekty, które mają zasadnicze znaczenie. Jednym z nich jest kontynuacja obecności USA w Polsce w ramach Europejskiej Inicjatywy Odstraszania i Wzmocnionej Wysuniętej Obecności NATO (pod przewodnictwem USA). Druga to dalszy zakup amerykańskiego sprzętu wojskowego.

Podczas swojej długoletniej obecności w Senacie oraz pełniąc urząd wiceprezydenta Biden dał się poznać jako zwolennik silnych związków transatlantyckich oraz orędownik amerykańskiego zaangażowania w Europie środkowo-wschodniej, w tym w Polsce. Jako senator ze stanu Delaware był jednym z najgłośniejszych zwolenników przystąpienia Polski do NATO podczas batalii ratyfikacyjnej w Kongresie w 1998 roku. Jako wiceprezydent w administracji Baracka Obamy był głównym architektem Europejskiej Inicjatywy Odstraszania, która zaowocowała znaczną obecnością wojsk USA w Polsce.

Od paru lat Warszawa lobbowała administrację Trumpa, aby jeszcze bardziej zwiększyć liczbę żołnierzy amerykańskich w kraju i uczynić amerykańską obecność wojskową nie tylko rotacyjną, lecz stałą. Jednak, mimo że Warszawa zaoferowała całkowite pokrycie kosztów dodatkowej obecności jednostek amerykańskich w kraju – a nawet nazwanie potencjalnej bazy amerykańskiej „Fort Trump” – Waszyngton zgodził się jedynie na zwiększenie liczby jednostek USA o dodatkowy 1000. Przede wszystkim nie udało się zmienić formuły pobytu wojsk amerykańskich w Polsce, która pozostanie rotacyjna i będzie wymagała co 3-miesiecznej wymiany. Ponieważ Biden był w rzeczywistości architektem amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce i wzmocnienia NATO na wschodniej flance Sojuszu, nie ma powodu, by sądzić, że polsko-amerykańska współpraca wojskowa teraz ucierpi.

Co się tyczy zaś sprzedaży amerykańskiego sprzętu wojskowego do Polski, również nie ma podstaw, aby przypuszczać, że zostanie ona w jakikolwiek sposób dotknięta zmianą w Waszyngtonie. Departament Stanu zatwierdził już planowaną sprzedaż, potwierdzając tym samym, że Polska jest jednym ze strategicznych partnerów Ameryki. Decyzje takie mają również charakter komercyjny i dopóki Polska jest skłonna kontynuować zakupy u amerykańskich producentów zbrojeniowych, nie ma powodu, aby sądzić, że na ten proces mogą mieć istotny wpływ względy polityczne. Zmianę w planowanych dostawach – w tym systemów obrony przeciwrakietowej Raytheon i samolotów bojowych F-35 firmy Lockheed Martin – mogą powstrzymać tylko ograniczenia budżetowe Polski spowodowane np. ekonomicznymi skutkami pandemii koronawirusa.

Jeśli chodzi o energetykę, Biden wielokrotnie podkreślał, że jego administracja będzie nadal wspierać niezależność Europy Środkowo-Wschodniej w tym obszarze, nie tylko poprzez promowanie powiązań regionalnych sieci energetycznych. Jest to zgodne z programem polskiego rządu i jego (głównie państwowych) spółek energetycznych. Biden skrytykował też budowę Nord Stream 2 i zapowiedział, że jego administracja będzie się temu projektowi sprzeciwiać. Jednak w przeciwieństwie do Trumpa, Biden nie wspomniał o groźbie nałożenia sankcji na niemieckie firmy zaangażowane w budowę gazociągu. Sugeruje to, że chociaż Biden będzie wspierał niezależność energetyczną Europy Środkowo-Wschodniej, zostanie to zrobione bez antyniemieckiego nastawienia, które często cechowało retorykę Trumpa.

Podejście Bidena do współpracy regionalnej w Europie Środkowo-Wschodniej będzie również cechować kontynuacja, ale z pewnymi różnicami. Jego administracja będzie bardziej zainteresowana i zaangażowana w przestrzeń poradziecką. Podejście Bidena do Ukrainy, Białorusi i Rosji jest dużo bliższe polskiemu punktowi widzenia niż stosunek administracji Trumpa. Biden nie będzie angażował się we flirt z Putinem oraz będzie zdecydowanym zwolennikiem integralności terytorialnej i niezależności Ukrainy. Prawdopodobnie Biden zajmie również otwarcie krytyczne stanowisko wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi.

O ile we wszystkich tych sprawach Biden będzie dla Warszawy bardziej wiarygodnym partnerem niż Trump, o tyle nowa administracja USA może zweryfikować swoje zaangażowanie w Inicjatywę Trójmorza. Chociaż Biden prawdopodobnie będzie wspierać integrację regionalną w Europie Środkowej i Wschodniej, stanie się to tylko wtedy, gdy będzie ona postrzegana jako uzupełnienie szerszej integracji europejskiej. Wszelkie sugestie, że celem inicjatywy Trójmorza jest stworzenie alternatywy dla integracji Zachodu i przeciwwagi dla rzekomej francusko-niemieckiej dominacji w UE (jak często jest głoszone w polskich prorządowych mediach), mogą budzić zastrzeżenia administracji Bidena.

Wszystko zależy od Warszawy

Zarówno podczas swojej długiej kariery politycznej w Kongresie, jak i jako wiceprezydent, Joe Biden wykazywał duże zainteresowanie i zrozumienie dla spraw Europy Środkowej i Polski. Nie ma zatem powodów, by wątpić, że jego administracja będzie dążyła do kontynuacji ścisłej współpracy z Warszawą. Jednak jest również jasne, że istnieje duża rozbieżność w aferze wartości między Bidenem a obecnym rządem Polski, szczególnie w kwestii przestrzegania praworządności i praw społeczności LGBT.

Stany Zjednoczone przy wielu okazjach pokazały, że podchodzą do Europy Środkowo-Wschodniej w sposób długofalowy, nie kierując się względami natury politycznej. Podejście Trumpa do Polski naznaczone było przede wszystkim kontynuacją polityki opracowanej przez administrację Obamy-Bidena. Jako jej architekt Biden prawdopodobnie będzie nadal obierał obecny kurs.

Rząd polski będzie jednak musiał przyzwyczaić się do administracji USA, która może być krytyczna wobec niektórych aspektów polityki wewnętrznej i oczekiwać bardziej konstruktywnej polityki wobec europejskich partnerów. To, czy relacje polsko-amerykańskie pozostaną silne i będą się dalej rozwijać, zależy więc przede wszystkim od tego, jak Warszawa zareaguje na to, że jej partner strategiczny już nie jest także jej partnerem ideologicznym.

 

fot. Flickr „Biden for President”
Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa