ZABOROWSKI: Wizyta Trumpa jest politycznie ryzykowna dla Warszawy
Słabe przygotowanie polskiej dyplomacji może sprawić, że na wizycie Trumpa Polska tylko straci
Wizyta amerykańskiego prezydenta w Warszawie zawsze, nawet w okresie komunizmu, była powodem do dumy i okazją do podkreślenia szczególnego znaczenia Polski w regionie. Bez wątpienia w dziedzinie bezpieczeństwa Stany Zjednoczone pozostają najważniejszym sojusznikiem Polski. W interesie naszego kraju leży utrzymanie amerykańskiej obecności w Europie oraz jej stałe zwiększanie w Europie Środkowowschodniej, w tym w Polsce. Pomimo fascynacji Trumpa Władimirem Putinem amerykańska obecność wojskowa w Polsce i krajach bałtyckich rośnie, przeciwko czemu protestuje Rosja. Niedawno do gazoportu w Świnoujściu dotarła pierwsza dostawa amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG). Kontynuacja tych dostaw jest istotnym elementem bezpieczeństwa energetycznego Polski.
Donald Trump jest osobą kontrowersyjną i ze względu na jego manifestacyjny populizm generalnie w Europie nielubianą, niemniej jest on głową państwa naszego najważniejszego sojusznika, z którym łączą nas strategiczne interesy. W normalnych okolicznościach Polska miałaby powody do zadowolenia z wizyty na najwyższym szczeblu. Można przecież gościć głowę zaprzyjaźnionego państwa bez akceptowania czy wspierania linii kontrowersyjnego polityka. Do tego potrzebna jest jednak świetnie zorganizowana dyplomacja i odpowiednie przygotowanie gospodarzy. Tych walorów obecnie Warszawie brakuje, istnieje więc niemałe prawdopodobieństwo, że planowana wizyta może bardziej interesom Polski zaszkodzić niż pomóc. W szczególności widzę trzy bardzo poważne zagrożenia.
Przeczytaj również wywiad z Michałem Kobosko Ameryka z nas nie rezygnuje
Po pierwsze, Trump może wykorzystać tą wizytę do pokazania zachodnio-europejskim sojusznikom, że w Europie Środkowej jest kochany i doceniany. Podobno strona polska posunęła się do gwarantowania ‘wiwatujących tłumów’ w ofercie zapraszającej, co zapewne miało niemałe znaczenie dla narcystycznego prezydenta. Polska już raz, w okresie wojny w Iraku, dała się nierozważnie wciągnąć Waszyngtonowi w grę dzielenia Europy na starą i nową. Zaszkodziło to prestiżowi i pozycji Polski na świecie i do dziś ciąży na nas piętno państwa klienckiego pozbawionego podmiotowości na scenie globalnej. Okres wojny w Iraku był bez wątpienia jednym z najtrudniejszych momentów w relacjach transatlantyckich, jednak może być wspominany jako mało groźny w porównaniu ze skalą schizmy, jaka szykuje się w stosunkach USA-UE pod prezydenturą Trumpa. Taka percepcja zaszkodziłaby również relacjom polsko-amerykańskim. Dla Demokratów i umiarkowanych Republikanów Polska stałaby się pieskiem nielubianego Trumpa, który przecież nie będzie wiecznie prezydentem. Utrzymując modelowe stosunki z USA, Polska w żadnym wypadku nie powinna dać się wciągnąć w grę dzielenia Europy. Niestety złe stosunki Warszawy z większością UE sugerują, że takie niebezpieczeństwo jest bardzo realne.
Po drugie, izolowana w UE Warszawa może nabrać wiatru w żagle po wizycie Trumpa i licząc na poparcie potężnych Stanów, grać jeszcze bardziej konfrontacyjnie wobec zachodnioeuropejskich sojuszników. Taka postawa z całą pewnością nie pomogłaby Warszawie w sporze z Brukselą, Berlinem czy Paryżem. Nie pomogłaby również w regionie. Głosowanie w sprawie Tuska pokazało, że nasi południowi i północni sąsiedzi nie mają żadnej ochoty na uczestniczenie w gierkach komplikujących ich relacje z zachodnio-europejskimi partnerami. Przybranie przez Warszawę postawy najbliższego sojusznika nielubianego w Europie prezydenta gwarantuje pogłębienie izolacji Polski.
Po trzecie, istnieje niemałe prawdopodobieństwo że szczególne wyróżnienie przez Trumpa zwiększy wolę Warszawy do zawarcia kontraktów zbrojeniowych z amerykańskimi firmami. Mówimy tutaj o kontraktach o łącznej wartości około 30 miliardów dolarów i nie można wykluczyć, że Trump pochwali się tym „osiągnieciem” na swoim Twiterze, podobnie jak uczynił w przypadku Arabii Saudyjskiej. Miałoby to fatalne konsekwencje dla transparencji i efektywności procesu przetargowego oraz dla współpracy Warszawy z europejskim przemysłem zbrojeniowym. Parę miesięcy temu w wyniku mocno nieprzejrzystego procesu Warszawa zerwała rozmowy na dostawę helikopterów z wybranym przez poprzedni rząd europejskim Airbusem. Oświadczono wówczas, że helikoptery będą zakupione od amerykańskiego Lockheed Martina. Cały proces zaszkodził reputacji Polski i wzmocnił pokutujący od wojny z Irakiem wizerunek państwa klienckiego. Dodatkowo polski przemysł zbrojeniowy traci szansę na udział w Europejskiej Integracji Obronnej, co oznacza utratę bardzo konkretnych środków i możliwości modernizacji. Przechwalanie się Trumpa tym, że przywozi nowe kontrakty z Polski, mające miejsce w trakcie trwania procedury przetargowej tylko wzmocniłby tą negatywną percepcję i osłabiły pozycję negocjacyjną Warszawy.
W interesie Polski są zdrowe stosunki transatlantyckie, bliska współpraca z USA i zakotwiczenie w Unii Europejskiej. Donald Trump wielokrotnie pokazał, że nie zależy mu na stosunkach transatlantyckich i przejdzie do historii jako pierwszy prezydent USA, który nie wspiera integracji europejskiej. Jeśli wynikiem tej wizyty będzie usztywnienie Warszawy w relacjach z UE i jej udział w dzieleniu Europy to przyniesie ona więcej strat niż korzyści.
Marcin Zaborowski – politolog, Visegrad Insight/ Res Publica, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) oraz wiceprezes amerykańskiego Instytutu Center for European Policy Analysis