PACEWICZ: Portret chłopca z kebabem w dłoni

Chłopiec pragnie zamknąć oczy, otworzyć usta i zjeść pożywny arabski kebab, jednak lęk o własną tożsamość nie daje mu spokoju


Oto polski chłopiec: prawą ręką salutuje Wielkiej Polsce, w lewej zaś trzyma kebab – arabską potrawę, swoje ulubione danie. Tak oto w chłopięcej postaci ujawnia się fundamentalna sprzeczność nowoczesności: sprzeczność między kosmopolityczną konsumpcją a nacjonalistyczną segregacją. Skończy się ucztą czy pogromem?

Pragnienie vs tożsamość: przez żołądek do nikąd

Kebab kusi zapachem i smakiem. Jest tani i sycący, świetnie mieści się w dłoni. Idealny po meczu czy treningu, przed imprezą albo na kaca. Można go zjeść na przystanku lub wracając do domu.

Gdyby chodziło o sushi, chłopiec nie wahałby się ani chwili. Patriotyczne odrzucenie sushi to poświęcenie, na jakie go stać, sushi jest za drogie i nie syci. Ale kebab jest czymś więcej niż egzotycznym daniem – obecny tak intensywnie od kilkunastu lat i tak nieodparcie smaczny, stał się dla chłopca bliski i swojski.

Chłopiec tak bardzo pragnie zamknąć oczy, otworzyć usta i przyjąć do swego ciała pożywny arabski kebab, tak bardzo pragnie otwarcia na otaczającą go różnorodność wrażeń i przyjemności. Jednocześnie jednak wstrząsa nim paniczny lęk o własną identyfikację. Sama konsumpcja nie wystarcza, by zbudować poczucie tożsamości, chyba że jest się na tyle bogatym, by móc konsumować zupełnie swobodnie i określać się przez tę konsumpcję w całości. Chłopiec zaś nie jest zbyt bogaty i nie jest w stanie zbudować swojego poczucia tożsamości na konsumpcji. Co gorsza, rozpuszczając granice państw, kultur i podniebień, konsumpcyjny kapitalizm nieustannie jego tożsamości zagraża.

Uspokajające chłopca poczucie tożsamości nadchodzi ze strony Wielkiej Polski, segregującej i wykluczającej machiny higieny narodowej. Arab jest zaś w tym porządku ostatecznym wrogiem Polaka – bo niebiały, biedny, muzułmanin i być może do tego terrorysta. Arab w Polsce uwiera jak drzazga w jednolitym ciele narodowym. Tylko co począć z uwodzącym aromatem pieczonego mięsa w sosie czosnkowym?

Pochłonięty ze smakiem kebab nie może przedostać się z żołądka Polaka do jego serca, musi jak najszybciej zostać wydalony, by ciało narodowe mogło się oczyścić z patogenów i powrócić do stanu jednolitości i tożsamości. Po chwili jednak głód kebabu powraca i spragnione usta rozchylają się w oczekiwaniu zmysłowej rozkoszy – tak oto chłopiec zostaje wciągnięty w późnokapitalistyczny cykl kosmopolitycznej konsumpcji i nacjonalistycznego wydalania. Napięcie pomiędzy jednym i drugim tli się, w każdej chwili gotowe wybuchnąć pod postacią niekontrolowanego obżerania się (wygrywa pragnienie) lub islamofobicznego pogromu (wygrywa tożsamość). Czy jedno z drugim uda się jakoś pogodzić?

Mieć kebab i zjeść kebab: ekonomia odpustu

Wyobraźmy sobie inną scenę: młody, odpowiedzialny SS-man przyjeżdża na dworzec godzinę przed odjazdem pociągu. Już ma usiąść na ławce i pogrążyć się w marzeniach o aryjskiej supremacji, gdy wtem z dworcowej budy dociera go zapach piekącej się macy. Następuje krótka próba woli; pokusa zwycięża. Mężczyzna staje w kolejce do okienka za kilkoma żołnierzami Bundeswehry i po chwili odbiera swój zestaw: macę ze skwarkami i oranżadę. Zjada na miejscu, prawie nie odczuwając dysonansu. Przecież maca ze skwarkami to nie jest żydowskie danie – myśli.

W grudniu 2016 r. w Lublinie otwarto „Prawdziwy Kebab U Prawdziwego Polaka”, na otwarcie zapraszał sam naczelny obrońca polskości Marian Kowalski. Poza ostentacyjnie patriotycznym wystrojem, restauracja oferuje m. in. kaban – kebab z wieprzowiną, tradycyjnie polskim mięsem, oraz obsługę wyłącznie polskiej narodowości (czy to w ogóle zgodne z prawem pracy?). Do „Kebabu U Prawdziwego Polaka” przychodzą osoby o patriotycznym nastawieniu, które pragną kupić kebab, nie wspierając Araba. Pragną zaznać przyjemności z jedzenia kebabu, jednocześnie pozostając w pełni Polakami. Jest to model biznesowy podobny do Coca-Coli Life, słodzonej „zdrowszą od cukru” naturalną stewią, czyli: kupujesz grzech wraz z odpustem. Podobnie jak w przypadku Coca-Coli Life, opinie co do smaku są podzielone; jedna z recenzji na Facebooku głosi:

„Byłem w tym nowo otworzonym lokalu. Wziąłem mieszane mięso. Wieprzowina w tym kebabie była po prostu zbyt sucha, źle się ją jadło. Kurczak w porządku. Z dodatków tylko sama surówka. Żadnej rewelacji. Może się jeszcze rozkręci albo mi się po prostu trefny kebab trafił z tym mięsem – a jeżeli takie mięso ma być, to nie zostanę jego fanem”[1].

Czy model grzech plus odpust – polski kebab z wieprzowiną – zdobędzie szturmem żołądki naszych chłopców i przegoni Arabów z powrotem do Arabii, czy też raczej podzieli los Coca-Coli Life i zdobędzie co najwyżej status śmiesznostki dnia w Internecie? Istnieją powody, by spodziewać się porażki – pragnienie chadza bowiem własnymi ścieżkami i niechętnie przestrzega nakazów wydawanych przez analne superego. Obiegowe porzekadło głosi, że zakazany owoc smakuje najlepiej, i jest w tym sporo prawdy – arabski kebab będzie dla nacjonalisty zawsze bardziej kuszący niż polski kaban.

Ene, due, like, fake, pogrom

W przewidywalnej przyszłości prawdopodobnie wzrośnie zarówno poziom kapitalistycznej konsumpcji kebabów (a co za tym idzie popyt na arabskich kucharzy), jak i poziom nacjonalistycznej reakcji ze strony zagrożonej narodowej tożsamości. Pragnienie doznań smakowych będzie toczyć brutalną walkę z higieną ciała narodu. W tej wojnie będą sami przegrani.


Nowy numer Res Publiki Nowej „Jak być razem?”, o potrzebie odbudowy wspólnoty w Polsce i w Europie, jest już dostępny w naszej internetowej księgarni.


Najbardziej prawdopodobna wydaje się eskalacja napięcia i regularne wyładowywanie go w kolejnych ksenofobicznych pogromach. Po sylwestrze w Ełku, gdzie sprowokowany arabski pracownik baru z kebabem zadźgał nożem polskiego chłopca, można spodziewać się zaostrzenia kursu na pogrom w całym kraju, tym bardziej, że władze pobłażają agresji. Gdy w reakcji na tragedię tłum, który zebrał się przed ełckim kebabem, zaczął wykrzykiwać rasistowskie hasła i demolować witrynę baru, szef MSWiA tłumaczył te zachowania „zupełnie zrozumiałymi obawami ludzi” przed zamachami terrorystycznymi[2].

Już teraz punkty sprzedające kebab oraz przypadkowe osoby o ciemniejszym kolorze skóry padają ofiarą rasistowskich ataków, na przykład w sylwestrową noc w Lubinie na szybach lokalu Superkebab nieznani sprawcy zostawili napisy „J… ISIS”, „ISIS nie pożyjecie tutaj”, choć w lokalu nie pracują nawet muzułmanie, lecz Hindusi[3]. Pewnym paradoksem jest, że polscy nacjonaliści, walcząc z urojonym islamskim najeźdźcą, jednocześnie upodabniają się do prawdziwych islamskich fundamentalistów. Tak jak bojownicy ISIS kwestionują kosmopolityczny konsumpcjonizm w imię twardej tożsamości opartej na tradycji, religii i męskiej hierarchii.

Žižek twierdzi, że „problem z fundamentalistami nie polega na tym, że my postrzegamy ich jako gorszych, ale na tym, że sami po cichu tak się postrzegają”[4]. Podobnie jest z naszym chłopcem z kebabem w dłoni – jego frustracja, potrzeba twardej tożsamości i agresja wobec globalnej multi-kultury wynika z osobistych kompleksów, z poczucia porażki. Chłopiec czuje – i, co gorsza, ma rację – że w kapitalistycznej rzeczywistości będzie skazany na monotonną konsumpcję produktów niższej jakości, i że nigdy nie zobaczy Tokio (może zobaczy Londyn, ale tylko przez brudny lufcik przy zlewie w hinduskiej restauracji).

Chłopiec czuje się gorszy i jeżeli ktoś nie zaoferuje mu dostępu do konsumpcji na godnym poziomie, to w końcu nie wytrzyma i zorganizuje z kolegami pogrom. Najprawdopodobniej w 2017 r. nacjonalistycznych ataków będzie więcej niż w 2016 r., a w 2018 r. jeszcze więcej. Można spodziewać się przypadkowych ofiar wśród różnego rodzaju grup: głównie wśród osób wyglądających na przybyszów z Bliskiego Wschodu, ale też czarnych, lewaków, osób nieheteronormatywnych itp.

Oczywiście najlepiej by było, gdybyśmy po prostu dali chłopcu dostęp do godnej konsumpcji i miło wytłumaczyli, dlaczego zamiast bić Arabów, lepiej wybrać się na zagraniczną wycieczkę np. do Maroka. Wtedy być może udałoby nam się uniknąć pogromów. Na pewno jednak tego nie zrobimy, a raczej wyśmiejemy go publicznie, zmusimy do pracy za psie pieniądze i nie damy dostępu do dobrej edukacji – nie umiemy bowiem wyciągać z historii żadnych wniosków, gdyż, jak zauważył Jaś Kapela, „jesteśmy debilami, nasz znak to Holocaust”.

Krzysztof Pacewicz – doktorant w Akademii Artes Liberales i na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się teorią biopolityki i metafizyką życia


[1]Dostępny w Internecie: https://www.facebook.com/pg/Prawdziwy-Kebab-u-Prawdziwego-Polaka-551853598339408/reviews/

[2] Błaszczak o antyimigranckich nastrojach w Ełku: zupełnie zrozumiałe obawy przed zamachami, Newsweek [online], 2 stycznia 2017 [dostęp: 12 stycznia 2017]. Dostępny w Internecie: http://www.newsweek.pl/polska/minister-blaszczak-komentuje-wydarzenia-w-elku,artykuly,402959,1.html.

[3] Łukasz Woźnicki, W Polsce biją z nienawiści: sześć rasistowskich ataków w cztery dni. Błaszczak: „Nie mamy takiego problemu”, Gazeta Wyborcza [online] 6 stycznia 2017 [dostęp: 12 stycznia 2017]. Dostępny w Internecie: http://wyborcza.pl/7,75398,21210226,w-polsce-bija-z-nienawisci-szesc-rasistowskich-atakow-w-cztery.html.

[4] Slavoj Žižek, Żadni fundamentaliści, to zazdrosne cieniasy, tłum. M. Urzędowska, Gazeta Wyborcza [online] 17 stycznia 2017 [dostęp: 12 stycznia 2017]. Dostępny w Internecie: http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,17265220,Zadni_fundamentalisci__to_zazdrosne_cieniasy.html.

Zdjęcie: (CC BY 2.0)

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa