Po nitce do kłębka

Publikujemy wspomnienie o Krzysztofie Michalskim, zmarłym niedawno rektorze Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu i profesorze w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zamieszczamy też listę jego artykułów (wybór), a w wiosną w RPN 1-2013 […]


Publikujemy wspomnienie o Krzysztofie Michalskim, zmarłym niedawno rektorze Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu i profesorze w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zamieszczamy też listę jego artykułów (wybór), a w wiosną w RPN 1-2013 opublikujemy pełną bibliografię.

[spis artykułów Krzysztofa Michalskiego]

O Instytucie Nauk o Człowieku stworzonym przez Krzysztofa Michalskiego i jego przyjaciół każdy ma własną opowieść i każda odsłania kawałek prawdy. To miara wielkości tej instytucji. Poznałem tego wybitnego człowieka głównie dzięki współpracy przy organizacji warszawskich Debat Tischerowskich.

Zamiarem Krzysztofa Michalskiego i Marcina Króla było uczczenie przyjaciela właśnie nie poprzez pomnik czy tablicę, ale poprzez zbudowanie publicznej instytucji debat o sprawach naprawdę istotnych z udziałem intelektualistów i polityków z Polski oraz zagranicy. Powstały z zamiarem podniesienia poziomu debaty publicznej w Polsce na wyższy poziom abstrakcji. Miały stać się także jednym z najważniejszych sposobów na prezentację przed polską publicznością potencjału, jakim dysponował Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu (IWM).

Krzysztof Michalski, IWM

Początkowo mówiliśmy o zorganizowaniu debat dla grona 300 słuchaczy, ale odwiedzając wspólnie z Krzysztofem Michalskim sale na Uniwersytecie Warszawskim i rozmawiając o samej idei, powoli kiełkowała myśl, że tymi debatami może być zainteresowanych znacznie więcej osób. W Warszawie i w Polsce brakowało wówczas przestrzeni dla takiej dyskusji. Nie oferowały jej już media ani politycy przechodzący wówczas fazę polowania na skorumpowanych kolegów. Rozmachu intelektualnego brakowało też na uniwersytetach. Debaty okazały się strzałem w dziesiątkę.

Pierwszą, o solidarności, zorganizowaliśmy w marcu 2005 r., a wykład otwierający miał wygłosić nieznany bliżej w Polsce niemiecki polityk Kurt Biedenkopf, niegdyś sekretarz generalny partii CDU, a następnie prezydent Saksonii. Mimo śniegu i mrozu przyszło blisko tysiąc osób. Sala im. Adama Mickiewicza Audytorium Maksimum Uniwersytetu Warszawskiego pękała w szwach. Tymczasem gość się spóźniał. Z powodu śnieżycy jego lot miał spore opóźnienie i jechał do nas prosto z lotniska. Jazzowe trio, pomysł Krzysztofa Michalskiego, by debatom akompaniowała muzyka na początku i na zakończenie, powoli zagłuszane było przez szum niecierpliwiącej się widowni. Wówczas poprosił Joannę Szczepkowską, która również przyszła na jego zaproszenie, by powiedziała coś, zajmując wszystkich przez kluczowy kwadrans, który jeszcze pozostał do przybycia głównego mówcy. Improwizacja autorki została przyjęta gorącą owacją, a w międzyczasie na salę dotarł Biedenkopf i wygłosił wspaniałe przemówienie.

Krzysztof Michalski (tyłem), Joanna Szczepkowska, Nelly i Jan Rokita. UM Warszawa 2005

Debata należała do jednej z najciekawszych z przeszło dwudziestu, które organizowaliśmy aż do grudnia 2010 r. a oprócz gości z zagranicy tej klasy co Ralf Dahrendorf, Giuliano Amato, Timothy Garton Ash, czy James Hoge brali w nich udział niemal wszyscy liczący się w Polsce intelektualiści i politycy: Leszek Kołakowski, Janusz Tazbir, Aleksander Smolar, Mirosława Marody, Adam Michnik, Bronisław Geremek, Wiktor Osiatyński, Jadwiga Staniszkis, Jerzy Hausner, Bronisław Komorowski, Lech Kaczyński, Aleksander Kwaśniewski, Radosław Sikorski, Tadeusz Mazowiecki, czy Jarosław Gowin. Po wprowadzeniu do debaty dyskusja toczyła się wokół naświetlonego problemu i – o dziwo – dyskusje rzeczywiście odbywały się na poziomie, którego często nie spodziewalibyśmy się po politykach.

Oczywiście miały też miejsce wpadki. Podczas trzeciej debaty z udziałem Charlesa Taylora – o społecznej roli religii – na podium nie pojawił się Jarosław Kaczyński, mimo że wszystko było potwierdzone, a jego nazwisko widniało na plakacie wśród innych m.in. Tadeusza Mazowieckiego i siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Z kolei w 2006 r. Radosław Sikorski zagalopował się w krytyce multikulturalizmu tak dalece, że dotknięty poczuł się Aleksander Smolar i do końca debaty dało się wyczuć napięcie na podium. W takich momentach prowadzący debatę Krzysztof Michalski wraz Marcinem Królem potrafili rozładować napięcie i zadbać o to, by dalsza rozmowa była nadal możliwa. Do prawdziwej eksplozji nigdy nie doszło, choć bywało blisko. Krzysztof Michalski nie traktował debat jako spektaklu, choć zwykł mawiać z uśmiechem, że organizując je, prowadzimy poniekąd studia nad próżnością. Temat oraz prelegenci byli dla niego naprawdę ważni.

Dyscyplina słowa obowiązywała bowiem także podczas kolacji po każdej z debat, na które zapraszał nieco szersze grono przyjaciół i nowych znajomych. Po dwóch godzinach debaty przed publicznością do wypowiedzi na temat nakłaniał każdego z blisko tuzina siedzących przy stole. Oczywiście były też anegdoty i śmiech w doborowym towarzystwie. Jednak nawet na chwilę nie obniżał standardu. Szalenie irytowało go typowo polskie podejście do zobowiązań składanych w kontaktach mniej formalnych. Czasem niektórzy goście potwierdzali swoją obecność i nie przychodzili. Nie potrafił tego zaakceptować. Liczył, że kolacje pomogą prowadzić polsko-polski dialog w kraju, w którym coraz częściej rozmowa pomiędzy ludźmi o różnych poglądach wydaje się niemożliwa. Czasem wykorzystywał też okazję, by zakomunikować coś ważnego.

Po debacie o Europie, której gościem specjalnym był Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych Niemiec, na kolację zostali zaproszeni również m.in. Bronisław Geremek, Stefan Meller i Adam Daniel Rotfeld. Niemiecki polityk podczas debaty konsekwentnie bronił linii rządu Angeli Merkel (który przecież pozbawił go stanowiska), by Europa pozostała zjednoczona wokół sprzeciwu dla interwencji w Iranie. Nasi dyplomaci z kolei nie tracili okazji, by podkreślać szczególną rolę relacji polsko-niemieckich, argumentując z punktu widzenia przyszłości wspólnej Europy i odpowiedzialności za przeszłość. Długo tłumaczyli gościowi, nie przebierając zbytnio w słowach, jakich relacji wobec Polski oczekują od Niemiec, odwołując się nierzadko do historii. Siedzący razem z nami przy stole Radosław Sikorski i Jan Rokita nie mieli już wiele do dodania. Krzysztof Michalski dialogując i rozjaśniając wzajemne stanowiska, zadbał jednak o to, by po trudnych słowach spotkanie nie pozostawiło poczucia goryczy. Używał swojego niewątpliwego talentu nie tylko do objaśniania studentom koncepcji Heideggera. Gdy brał udział w rozmowietego starał się, by stanowiska uczestników były dla wszystkich czytelne. Nie nudził. Do sedna dążył po sokratejsku, pozwalając sobie na tyleż humoru co drobnych złośliwości, szczególnie kiedy był wśród przyjaciół.

Telefony zrywające mnie czasem z łóżka bladym świtem, gdy napięcie i niepewność przed pierwszymi debatami kazały mu dopytywać po sto razy o ten sam szczegół, dają posmak pasji i zaangażowania, którymi przepełnione były jego przedsięwzięcia. Był równie dociekliwy w zadawaniu ważnych pytań z tradycji filozoficznej, co w znajdowaniu najlepszych rozwiązań dla bieżących wyzwań. Zazwyczaj dzwonił około siódmej rano z pytaniem: „Obudziłem pana?” Kiedy odpowiadałem, że czytam „O duchu praw” Monteskiusza był wyraźnie usatysfakcjonowany: „Dobrze, ichsz, dobrze!”. To było motywujące.

Można było mieć wrażenie, że nie odrywał się od klawiatury, odpowiadając niemal od razu na każdy email i zasypując kolejnymi. Był świetnym menedżerem – czasem tak też o sobie mówił – ale jeszcze lepszym filozofem i wykładowcą. Podczas debaty z Leszkiem Kołakowskim zatytułowanej „Cóż jest prawda?” spierał się z nim długo i uparcie, a ponieważ czasu było mało i trzeba było już kończyć, podsumował dyskusję tak typową dla siebie anegdotką z przeszłości. Wspomniał, że na jednym z egzaminów ustnych Leszek Kołakowski wstawił mu co prawda piątkę, ale chwaląc go jednocześnie za dobre odpowiedzi, przez pół godziny udzielał na zadane przez siebie pytania własnych odpowiedzi, pokazując zarazem, gdzie Michalski może się mylić. Urok osobisty i ironia, którą się umiejętnie posługiwał, zjednywały mu szybko studentów, ale też wielu innych. Potrafił tym uwieść.

Jako rektor IWM wyjątkowo umiejętnie zabiegał o wsparcie dla swoich inicjatyw. Powstały programy badawcze, stypendialne, grupy refleksyjne, serie regularnych wykładów, cotygodniowych spotkań seminaryjnych zakończonych lampką wina no i najwspanialsza pod słońcem szkoła letnia w Toskanii. Od 1990 r. w zamienionym na hotel klasztorze ojców redemptorystów w Cortonie prowadził najlepszą szkołę letnią poświęconą filozofii i polityce w Europie. Środki na działalność instytutu zdobywał z różnych źródeł, dbając zarazem o niezależność. Fundacje, donatorzy, prywatni i publiczni sponsorzy gotowi byli hojnie łożyć na działalność IWM-u, a rząd Austrii, który finansuje sporą część kosztów, szczyci się obecnością instytutu w Wiedniu. To jednak studia nad filozofią i kulturą oraz narzucone samemu sobie zadanie prowadzenia niezależnej dyplomacji publicznej w imieniu i na rzecz Polski w Europie stały zawsze na pierwszym miejscu. W przypadku Debat Tischnersowskich pierwsza seria została sfinansowana dzięki pomocy Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego prezydenta Warszawy, z którym Michalski znał się i przyjaźnił. Miasto Warszawa pokryło większość kosztów, a resztę sfinansowało Austriackie Forum Kultury. Stopniowo rosło zainteresowanie debatami, pojawiali się także nowi sponsorzy.

Alfred Gusenbauer, Aleksander Kwaśniewski, Karol Modzelewski, Jadwiga Staniszkis, Jan Rokita, Krzysztof Michalski

Złożoność relacji, jakie nawiązywał, zasługuje na poważne opracowanie naukowe. Warto jednak dodać, że pracy merytorycznej nigdy nie podważały kontakty z politykami ani przedsiębiorcami. Przewodził grupie refleksyjnej do spraw przyszłości Europy, która zajmowała się duchowym i kulturowym wymiarem wspólnoty na kontynencie, przy Romano Prodim, wówczas przewodniczącym Komisji Europejskiej. Otwierał drzwi do światowych salonów przed polskimi politykami i intelektualistami. Rozmowa zawsze toczyła się zresztą w szerszym niż tylko kontynentalnym wymiarze, a relacje transatlantyckie były dla niego tak samo ważne, jak europejskie. Dbał przy tym o różnorodność uczestników, choć dosyć szerokie grono zapraszanych z czasem ostatecznie przypominało grono dobrych znajomych. Dostrzegał to i otwierał stopniowo drzwi dla młodszych. Do instytutu dołączyli ostatnio na stałe Timothy Snyder i Ivan Krastev. Wielu jeszcze młodszych pomagało w jego działaniach, szybko utożsamiając się z celami, dla których został powołany.

Nie mogę zliczyć, ilu moich kolegów i koleżanek było stypendystami, współpracownikami i uczestnikami programów IWM-u. Samanta Stecko asystująca przy pracach Grupy refleksyjnej wspomina, na jaki komfort i otwartość mogła liczyć, przyjeżdżając do instytutu. Jej mąż, który dołączył do niej w Wiedniu, dostał nawet osobne biurko, a pies, którego sprowadzili, błąkał się po wszystkich piętrach IWM-u. Na prawdziwie ciepłą, prawie domową atmosferę wpływała m.in. wyśmienita kuchnia oraz wyjątkowo dobrze dobrany zespół współpracowników. Wszystko od początku do końca było zaprojektowane w szczegółach i doprowadzone w realizacji do perfekcji. To miało swój cel. Wysoki standard życia wiązał się ze wspaniałymi efektami pracy intelektualnej powstającej dzięki instytutowi.

Za pracę, jaką wykonał na rzecz zjednoczonej Europy i wkład w zrozumienie kondycji ludzkiej, był wielokrotnie nagradzany m.in. Narodowym Orderem Zasługi we Francji czy nagrodą Theodora Heussa w Niemczech. Pełnił szereg zaszczytnych funkcji w tym stanowisko przewodniczącego Sieci Europejskich Instytutów Studiów Zaawansowanych. Wśród wielu polskich nagród otrzymał też pośmiertnie Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Michalski co roku spędzał  jako wykładowca semestr w Bostoniei semestr w Wiedniu, a w międzyczasie zdołał powołać do życia wiele innych instytucji. Najważniejszą był Instytut Spraw Publicznych, w którym pełnił funkcję nieusuwalnego przewodniczącego rady. Dzięki intuicji i umiejętnemu połączeniu potencjałów utalentowanych ludzi odnowił niedawno zarząd ISP. Nowy zespół rozbudował działalność programową tego najpoważniejszego w Polsce think tanku i zapewnił jego finansową stabilizację. Inną wyjątkową instytucją była powstała w 1993 r. na Uniwersytecie Warszawskim Katedra im. Erazma z Rotterdamu. Wykłady prowadził tu Charles Taylor, Ernest Gellner, ale również Leszek Kołakowski. Odbywały się też seminaria prowadzone przez profesorów, a później też nieco od nich młodszych: Tomasza Mertę, Dariusza Gawina czy Andrzeja Ledera. Poza Debatami Tischerowskimi w katedrze organizowaliśmy cykl warsztatów filozoficznych.

„Podczas warsztatów gromadził studentów wokół rozdziału, a czasem ledwie kilku stron tekstu, by wydobyć z lektury jak najwięcej sensu. Gdy zaczynaliśmy analizować tekst świętego Pawła albo Giorgio Agambena, to cała nasza uwaga skupiała się naprawdę na nich” – wspomina Helena Jędrzejczak, która często uczestniczyła w tych zajęciach. Być może to lekka przesada, bo dygresji było w trakcie zajęć mnóstwo. Michalski uwielbiał wtrącać humorystyczne wspomnienia snute nieco z boku, ale dające nieco oddechu od skupienia nad lekturą. Mówił, że chce zajęciami pokazać, jak ma wyglądać warsztat filozoficzny, a jednocześnie dać studentom do przeczytania klasyczne prace często pomijane w obowiązkowym sylabusie. W styczniu miały się odbyć XIV warsztaty, ale chorował i musieliśmy je odwołać. Kilka tygodni temu ustaliliśmy datę na maj. Sala i godziny te same co zwykle. Celowa powtarzalność instytucjonalizowała wszystko, co na prawdę lubił robić.

Z planami powrotu z Bostonu do Warszawy wiązało się powstające właśnie Centrum Myśli im. Leszka Kołakowskiego. Pracami nad jego uruchomieniem kieruje Marcin Król, z którym Krzysztof Michalski rozumiał się i przyjaźnił jak z mało kim. Centrum ma gościć semestralne wykłady zagranicznych filozofów i finansować badania młodych naukowców. Teraz zabraknie w programie jego wykładów, ale podobnie, jak napisali w notatce o nim koledzy z Wiednia, życzyłby sobie, żeby przygotowania szły sprawnie i zgodnie z planem.

Wyreżyserowany splendor obecny w przedsięwzięciach i instytucjach jego pomysłu był uderzający dla kogoś, kto po filozofie spodziewałby się raczej dezorganizacji i oddalenia od spraw materialnych. Jeszcze bardziej zaskakująca była jego umiejętność improwizacji, gdy sytuacja tego wymagała. Podczas konferencji z okazji 25-lecia IWM-u w 2007 r. w ostatniej niemal chwili okazało się, że miejsce przewidziane na uroczystą kolację zostało zamknięte z powodu remontu. Wystarczyło, że poprosił swojego przyjaciela, księcia Karela Schwarzenberga, o pomoc, a ten zorganizował kolację w swoim wiedeńskim pałacu.

O instytucjach, które tworzył, myślał jako o metodzie na przekroczenie ludzkiego istnienia. Czas jego życia już się skończył, ale jego plany i idee w dalszym ciągu służą do rozwoju innym. To piękne dziedzictwo.

Skrócona wersja tego tekstu ukazała się także w Tygodniku Powszechnym nr 9 (3 marca 2013 r.). 


 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa