Załęski: Czy Trybunał jest ważniejszy od podatków?

Ustalając priorytety, to zasada progresywności systemu podatkowego powinna być w pierwszym rzędzie wpisana do prawdziwie demokratycznej konstytucji. Funkcjonalny rozdział władz to dopiero kolejny krok


Wywołany przez niekonstytucyjne manipulacje Platformy Obywatelskiej z 2015 r. problem z Trybunałem Konstytucyjnym jest traktowany jako istotny element naruszający demokratyczność porządku prawnego w Polsce. W sporze tym dogmatycznie traktuje się separację władz jako gwarancję demokracji. Jednak demokracja w naszym kraju jest od wielu lat demontowana za pomocą prawa pozwalającego na jej oligarchizację. Chodzi o prawo podatkowe, którego regresywny charakter powoduje antydemokratyczny wzrost nierówności społecznych.

Kryzys konstytucyjny spowodował, że temperatura politycznego sporu osiągnęła najwyższe wartości. Może należałoby je nieco ostudzić. W sprawie o Trybunał rola separacji władzy sądowniczej przedstawiana jest jako kluczowy element demokratycznego porządku politycznego. Związek ten wydaje się jednak wyolbrzymiony. To nie demokrację miał bowiem na myśli baron de Montesquieu, gdy opisywał zjawisko dystrybucji trzech władz, jak je nazwał, bo sformułowanie „trójpodział władzy” to wymysł polskiego tłumacza Tadeusza Boy-Żeleńskiego. Pomysł barona wywodził się ze starożytnej koncepcji rządu mieszanego trzech podstawowych form – monarchii, arystokracji i demokracji, czego celem była dystrybucja władzy wśród różnych klas społeczno-ekonomicznych. Ustrój opisywany w połowie XVIII w. był typowym ustrojem feudalnym z monarchią na szczycie i uprzywilejowaną pozycją arystokracji. Dystrybucja władz była znana i stosowana od czasów starożytnych – na długo zanim Karol Monteskiusz o niej napisał. Nawet w ustrojach, których nie sposób określić jako demokratyczne.


Czy pod podszewką każdej demokracji ukrywa się przemoc? O tym nowy numer Res Publiki. Kup już teraz w naszej internetowej księgarni.

2-15-T-cov-wer

Koncepcja separacji władz na dobre pojawiła się dopiero z inicjatywy Johna Adamsa w dyskusji ojców założycieli Stanów Zjednoczonych nad kształtem amerykańskiej konstytucji. Mimo tych rozwiązań Stany Zjednoczone jeszcze długo nie stały się państwem demokratycznym. Stało się tak dopiero, gdy zniesiono niewolnictwo ludności afro-amerykańskiej, przyznano jej prawa wyborcze i wreszcie, na samym końcu, uzyskały je także kobiety. W międzyczasie separacja władz nie uchroniła Stanów przed wojną domową. Demokratyzacja odbyła się nie w wyniku zastosowania zasady separacji władz, a w rezultacie walki politycznej dyskryminowanych grup społecznych. Przez długi czas niewolnictwo było legalne, dyskryminacja kobiet była legalna – mimo zastosowanych rozwiązań ustrojowych.

Z historycznej perspektywy separacja władz nie była tworem reżimów demokratycznych. Także bardziej współcześnie stosowana bywa w ustrojach o mało demokratycznym charakterze. W Polsce Ludowej też miała ona swoje znaczące miejsce, a jej charakter był serwilistyczny. Powstały w 1986 r. Trybunał Konstytucyjny był tworem komunistycznych władz, bez większego wpływu na ich autorytarne rządy. Jego funkcją była legitymizacja władzy, a nie demokratyzacja systemu politycznego.

Współcześnie separacja władz w rozmaitych krajach zwanych demokratycznymi występuje w większym bądź mniejszym stopniu. Model brytyjski, który Monteskiusz podawał za czołowy przykład rozdziału władz, jest paradoksalnie wyraźnym reprezentantem tego drugiego bieguna. Osoby zasiadające w Izbie Lordów jeszcze do 2009 r. były jednocześnie najwyższymi sędziami, o feudalnym charakterze samej Izby nie wspominając. Z drugiej strony, brytyjscy sędziowie mogą stanowić nowe prawo, a więc pełnić funkcje legislacyjne, poprzez system precedensów. Premier i ministrowie zasiadają zaś w parlamencie. Mimo to Wielka Brytania jest od dawna stabilną demokracją.

Obrońcom Trybunału Konstytucyjnego jako gwaranta „liberalnego minimum” i liberalnej demokracji warto przypomnieć postawę jednego z czołowych ich przywódców Andrzeja Zolla, który w 1997 r. właśnie jako prezes Trybunału Konstytucyjnego usankcjonował kryminalizację zabiegów aborcyjnych, a jeszcze w zeszłym roku poprzez komisję kodyfikacyjną próbował wprowadzić karę więzienia za doprowadzenie do śmierci „dziecka poczętego”. To świetny przykład, pokazujący, że ideałem państwa liberałów i konserwatystów jest państwo policyjne zamiast opiekuńczego. Jednak przede wszystkim pokazuje on, że niezawisły sędzia niekoniecznie musi być obiektywny i niezależny politycznie.

Straszący sankcjami Komisji Europejskiej zapominają najwyraźniej, że nie jest to ciało demokratyczne. KE nie jest wybierana w demokratycznych procedurach, tylko w efekcie ustaleń międzyrządowych. Sama Komisja nie zachowuje zasady rozdziału władz dzierżąc zarówno władze wykonawcze, legislacyjne i w zakresie praw o konkurencji także sądownicze. Problem instytucji unijnych eufemistycznie zwany „demokratycznym deficytem” jest powszechnie znany.

W innych krajach oprócz „trójpodziału” wyróżnia się separację nawet sześciu rodzajów władz: oprócz prawodawczej, sądowniczej i wykonawczej wydziela się także władzę rewizyjną, wyborczą i dochodzeniową. I mogą być one rozdzielone do całego szeregu ciał zajmujących się osobnymi aspektami czy zakresem danej władzy. Władza wykonawcza w Polsce jest na przykład rozdzielona między premiera i prezydenta. Postępująca ciągle separacja władz jest raczej efektem funkcjonalnej dyferencjacji niż demokratyzacji. Nie chodzi zatem o dekoncentrację władzy, ale o jej skuteczność, która zwiększa się w miarę specjalizacji jej organów. Separacja jest ważna ze względu na coś przeciwnego, niż się zakłada. Sytuacje kryzysowe i sporne nie są rzadkością, jak w przypadku obecnej blokady prezydenckiej nominacji do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych.

Wymieszanie władz nie jest zagrożeniem dla demokracji, bowiem centralizacja władzy jest jej naczelną charakterystyką. To właśnie centralizacja władzy jest efektem cywilizacyjnego procesu opisanego już w XIX wieku: przez de Tocqueville’a jako wyeliminowanie feudalnych władz pośredniczących, a przez Webera jako monopolizacja środków przemocy. Prawdziwym zagrożeniem dla demokracji jest oligarchizacja władzy, czyli poddanie jej wpływowi osób posiadających skoncentrowane zasoby kapitału ekonomicznego, a, co za tym idzie, także politycznego. De Tocqueville opisywał to jako zagrożenie ze strony nowej handlowo-przemysłowej arystokracji. Takie osoby mogą mieć przemożny wpływ na wszystkie władze, niezależnie jak oddzielone by od siebie nie był, co wielokrotnie już miało miejsce. W takim systemie ci, którzy formalnie rządzą, nie mają decydującego wpływu na podejmowane decyzje. Ostatnim widowiskowym tego przykładem jest zerowa liczba tzw. banksterów, finansowych oligarchów skazanych przez amerykański wymiar sprawiedliwości na wniosek rządowej komisji dochodzeniowej za doprowadzenie do kryzysu finansowego w 2007 r.

Najprostszą drogą do osiągnięcia takiego stanu jest wprowadzenie regresywnego systemu podatkowego. Podobnie jak w Stanach, w Polsce również funkcjonuje system, którego głównym elementem są regresywne składki ZUS, niskie liniowe podatki dla przedsiębiorstw i brak podatków majątkowych. Prawdziwym zagrożeniem dla polskiej demokracji obecnie są pogłębiające tę regresję propozycje podatkowe partii, które firmują prodemokratyczne marsze antyrządowe.

Żeby zapobiec koncentracji władzy, wszystkie podatki powinny mieć charakter progresywny. Dzięki temu niżej zarabiające podmioty płacą mniejsze podatki niż podmioty zarabiające lepiej. Generalnie, podatki należy obniżać od dołu, a nie od góry – przesuwając progi podatkowe i wprowadzając niższe stawki dla mniej zarabiających, a nie obniżając stawki najwyższe. Progresywny system podatkowy jest cywilizacyjnym osiągnięciem kultury europejskiej i jest to jedyny sposób na zapobieżenie monopolizacji oraz oligarchizacji gospodarki, a co za tym idzie polityki i samej demokracji, o czym wiemy na przykład dzięki monumentalnym studiom Thomasa Piketty. Innymi słowy, to progresywne podatki są warunkiem niezbędnym utrzymania demokratycznego systemu politycznego.

Amerykańska wojna domowa była wywołana różnicami oligarchicznych interesów między obszarnikami korzystających z pracy niewolników a fabrykantami posługującymi się robotnikami. Historia narodzin nowoczesnych dyktatur i reżimów totalitarnych pokazuje, że separacja władz nie jest czynnikiem mogącym powstrzymać upadek demokracji, natomiast proces ten silnie związany jest z regresywnym opodatkowaniem.. Regresywny system podatkowy może być nawet uznany za niekonstytucyjny, gdyż osłabia zdolność skutecznego działania władzy wykonawczej.

Zwolennikami podatków progresywnych byli główni ojcowie nowoczesnego liberalizmu Adam Smith oraz John Stuart Mill. Wbrew populizmowi liberalnych fundamentalistów, progresywne opodatkowanie sprzyja bowiem rozwojowi gospodarczemu. Najwyższy wzrost gospodarczy ludzkość odnotowała właśnie w okresie najbardziej progresywnego opodatkowania, czyli ok. pół wieku temu. Każdy krok w tym kierunku jest wart rozważenia – mechanizm ten jest bardziej fundamentalny dla demokratycznego porządku niż separacja władz. Ustalając priorytety, to właśnie zasada progresywności systemu podatkowego powinna być w pierwszym rzędzie wpisana do prawdziwie demokratycznej konstytucji. Funkcjonalny rozdział władz to dopiero kolejny krok.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa