John Godson i jaśnie oświecony rasizm
Jak wiele innych osób z mojego pokolenia jestem zły na to, że Sejm odrzucił projekty ustawy o związkach partnerskich. Ale jeszcze bardziej irytują mnie komentarze do tego wydarzenia, a zwłaszcza rasistowska nagonka na posła Johna […]
Jak wiele innych osób z mojego pokolenia jestem zły na to, że Sejm odrzucił projekty ustawy o związkach partnerskich. Ale jeszcze bardziej irytują mnie komentarze do tego wydarzenia, a zwłaszcza rasistowska nagonka na posła Johna Godsona – prowadzona przez osoby, które teoretycznie bronią światopoglądu emancypacyjnego.
W internecie furorę robi mem z wizerunkiem Godsona i podpisem: „Poseł Godson nie głosował za związkami partnerskimi, bo boi się, że wystąpi efekt lawiny liberalnych zmian, a to nie będzie dobre. Gdyby nie lawina liberalnych zmian, to poseł Godson zbierałby bawełnę na garnitury innych posłów”. Niektórzy dodawali też (à propos poseł Pawłowicz), że to dzięki liberalnym zmianom ona może pracować na uniwersytecie, głosować etc., i dlatego powinna popierać związki partnerskie. To myślenie opiera się na prostackim założeniu, że bycie czarnym zobowiązuje do określonego światopoglądu. Otóż nie zobowiązuje. Tak samo jak bycie białym czy bycie kobietą lub mężczyzną. Nie każda kobieta musi być feministką, tak samo jak feministą może być mężczyzna. Ostatnio Andrzej Morozowski tłumaczył, że fakt, iż jego ojciec jest Żydem, nie ma żadnego wpływu na jego poglądy. On ma prawo wyboru. Obrażanie się na Godsona, że sam wybiera własne poglądy, jest oparte na kulturowym rasizmie, który zakłada, że osoby czarne (czy kobiety) nie mają prawa do politycznego uniwersalizmu – ten bowiem jest zarezerwowany dla białych mężczyzn z klasy średniej.
Inna sprawa, że Godson pochodzi z Nigerii, nie zaś z USA, więc nie jest potomkiem amerykańskich niewolników. Że nie wszystkie osoby o czarnym kolorze skóry pochodzą z jednego miejsca (tak, tak – Afryka to kontynent, nie kraj) i że nie wszystkich czarnoskórych dotyczy historia i piętno niewolnictwa. Ten mem de facto mówi w zawoalowany sposób „ciesz się, bambusie, że nie musisz siedzieć na drzewie i prostować bananów, to my ci daliśmy wolność i masz być nam za to wdzięczny; a jak się nie podoba, to wróć se na drzewo”; i dlatego jest rasistowski, mimo, że zdaje się stać po stronie emancypacji. To tak, jakby mi ktoś imputował, że skoro mam jądra, to powinienem to czy tamto. Protestuję. Śmiem też twierdzić, że Pan Godson ma prawo do definiowania swojej tożsamości politycznej, tj. uznania, że podstawą jego poglądów politycznych nie jest tożsamość, z którą się urodził (czyli jego kolor skóry lub płeć). Tak samo jak ja, mężczyzna-feminista, mam prawo do poglądów, które ani nie wynikają z kształtu moich genitaliów, ani mojego wąsko pojętego interesu ani mojej biografii. Bo tak się akurat składa, że podobnie jak Godson mam „fałszywą świadomość”.
Wystarczy przeczytać jego nazwisko (które właśnie Godson sobie przybrał, bo urodził się pod innym), aby zauważyć, że Godson definiuje siebie przede wszystkim jako (byłego) pastora zielonoświątkowego. A oczekiwanie od pastora zielonoświątkowego, że będzie popierał związki partnerskie, jest po prostu naiwne. Protestantyzm w wydaniu zielonoświątkowym robi karierę na całym świecie właśnie dlatego, że łączy poglądy neoliberalne z neokonserwatyzmem opakowując je w pazłotko religijne. Jeśli ktoś głosował na Pana Godsona dlatego, że ma czarny kolor skóry, a teraz czuje się zdradzony, niech ma pretensje przede wszystkim do siebie i swojej naiwności.
I już zupełnie na marginesie – niewolnictwo znoszono w historii ludzkości kilkakrotnie (choć nie do końca skutecznie). Po raz pierwszy miało to miejsce w VII w. n.e. (jako zjawisko „zniknęło”, nie za bardzo wiadomo dlaczego, ale to inna sprawa). Więc historycznie dokładniejszy byłoby mem o treści: „Ciesz się, białoskóry polski mężczyzno, że upadło imperium rzymskie a wraz z nim instytucja niewolnictwa bo jako barbarzyńca z półocy, a w dodatku Słowianin (Sclavus, czyli niewolnik, jak to się później utarło) byłbyś albo wcielony do armii któregoś z władców świata arabskiego, albo pracował w kopalni srebra lub na latyfundiach”. Albo: „Całuj po nogach Cara Aleksandra za to, że zniósł pańszczyznę, bo dziś pracowałbyś na folwarku w gorzelni i zamiast spożywać, produkowałbyś wódkę dla innych posłów”. Tak, panowie i panie: historia emancypacji nie jest historią linearną ani taką, w której po jednej stronie barykady stoją liberalni i oświeceni ’good guys’, a po drugiej stronie zakapiorni i reakcyjni ’bad guys’. Jest bardziej wyboista i wcale nie prowadzi prostą drogą od barbarzyństwa do cywilizacji. A pierwszy polski czarnoskóry poseł ma własne poglądy polityczne. Welcome to the desert of the real.