Trzeba działać teraz

Przemówienie Ministra Spraw Zagranicznych na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznicznej w Berlinie


Kryzys strefy euro został opanowany, jednak żaden z zachodnioeuropejskich liderów nie prezentuje długoterminowej strategii politycznej dla całego kontynentu. W listopadzie 2011 roku Radosław Sikorski kreśli w Berlinie śmiałą wizję niemieckiego przywództwa, którego od Berlina oczekują władze Polski, co odbija się echem w całej Europie.

Read in English

Panowie Prezydenci,
Ministrze – drogi Guido,
Szanowni Państwo,

Pozwólcie, że zacznę od opowieści.

20 lat temu, w 1991 roku, pojechałem jako dziennikarz do Federalnej Republiki Jugosławii. Gdy przeprowadzałem wywiad z prezesem Republikańskiego Banku Chorwacji, ktoś do niego zadzwonił z ezoteryczną wiadomością. Otóż przekazano mu, iż parlament innej republiki Jugosławii, Serbii, chwilę wcześniej przegłosował dodruk nieuprawnionej ilości wspólnej waluty – dinarów.

Odkładając słuchawkę, bankier powiedział: „To jest koniec Jugosławii”. Miał rację. Jugosławia rozpadła się. Rozpadła się również „strefa dinara”. Wiemy, co nastąpiło potem. Sprawy dotyczące waluty mogą być sprawami wojny i pokoju, życia i śmierci federacji. Dzisiaj Chorwacja, Serbia i Macedonia mają własne waluty. Czarnogóra i Kosowo posługują się euro, mimo że nie są w strefie euro. Bośnia i Hercegowina ma nawet „wymienialną markę”, której kurs jest zależny od euro. Zaskakująca historia. Nie integracji, lecz dezintegracji europejskiej. Dezintegracji, która nastąpiła straszliwym kosztem życia ludzkiego. Region ten dopiero teraz powoli powraca do europejskiej rodziny.

Los Jugosławii pokazuje nam, że pieniądz, pełniąc funkcję techniczną jako „środek wymiany”, symbolizuje jedność lub jej brak. Dlaczego tak jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty. Wspólnota, w której ludzie żyją i handlują – dokonują swobodnej wymiany – tworzy wartość. Ich pieniądze są wyrazicielem tej wartości. Moralne znaczenie pieniądza intrygowało Immanuela Kanta, który napisał, że cała praktyka pożyczania pieniędzy zakłada z góry uczciwą intencję spłaty. Gdyby warunek ten został powszechnie zignorowany, wówczas istota udzielania pożyczek i dzielenia się bogactwem zostałaby podważona.

Dla Kanta uczciwość i odpowiedzialność stanowiły imperatywy kategoryczne: podstawę wszelkiego ładu moralnego. Stanowią one również kamienie węgielne Unii Europejskiej. Wskazałbym na dwie podstawowe wartości: Odpowiedzialność i Solidarność. Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. A solidarność, gdy przychodzi do podnoszenia ciężarów.

Dzisiaj, gdy zbliża się koniec polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, postawię następujące pytania:

Jak doszło do tego kryzysu? Dokąd zmierzamy?

Jak chcemy to osiągnąć? Jaki jest wkład Polski?

O co prosimy Niemcy?

Pierwsze pytanie: jak to się stało, że strefa euro popadła w obecne tarapaty?

Zacznę od tego, czego ten kryzys nie dotyczy. Nie został on wywołany – jak niektórzy sugerują – rozszerzeniem. Rozszerzenie stworzyło rozwój i bogactwo w całej Europie.

Eksport krajów UE-15 do krajów UE-10 wzrósł prawie dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dane te są jeszcze bardziej wyraziste, jeżeli spojrzymy na poszczególne kraje. Eksport Wielkiej Brytanii do 10 krajów, które przystąpiły do UE po 2004, wzrósł z 2,2 miliarda euro w 1993 roku do 10 miliardów euro w zeszłym roku; Francji – z an>2,7 miliarda euro do 16,0 miliardów euro, Niemiec – to może Państwa zaskoczyć – z 15 miliardów euro do 95 miliardów euro. W zeszłym roku łączny eksport z krajów UE-15 do krajów UE-10 wyniósł 222 miliardy euro, w porównaniu z 51 miliardami euro w 1995 roku. Okrągła suma. Podejrzewam, że zapewnia ona niejedno miejsce pracy w starej Europie.

Zatem rozszerzenie nie tylko nie spowodowało kryzysu, ale przeciwnie, zapewne dałoby się wykazać, że pomogło odroczyć gospodarcze turbulencje. Dzięki korzyściom, jakie daje handel na rozszerzonym rynku, państwa opiekuńcze Europy Zachodniej dopiero teraz zostały zmuszone stawić czoła rzeczywistości.

Jeżeli nie ma związku między obecnymi zawirowaniami a rozszerzeniem, to może mamy do czynienia z kryzysem walutowym? Nie do końca. Euro ma się dobrze w stosunku do dolara i innych walut.

Naturalnie częściowo chodzi o zadłużenie, o konieczność zmniejszenia szaleńczo wysokich dźwigni finansowych, spowodowanych nadmiernymi wydatkami budżetowymi rządów posiłkujących się instrumentami szarlatanerii księgowej i nieodpowiedzialną inżynierią finansową. Zmniejszanie dźwigni finansowych następuje poza strefą euro: spójrzmy na Wielką Brytanię, której zadłużenie sięgnęło 80 procent PKB, i Stany Zjednoczone, gdzie osiągnęło ono poziom 100 procent PKB.

Ale gdyby chodziło tylko o zadłużenie, to moglibyśmy oczekiwać, że rentowności obligacji państwowych zależałyby od stopnia ich zadłużenia. Lecz, co wielce znaczące, tak się nie dzieje. Niektóre kraje, jak Wielka Brytania i Japonia, które są bardzo zadłużone w stosunku do swojego PKB, płacą niskie stawki kosztów obsługi długu. Inne kraje o niższym zadłużeniu, jak Hiszpania, ponoszą wysokie koszty.

Nieuchronny wniosek, jaki się nasuwa, to taki, że ten kryzys nie dotyczy tylko zadłużenia, ale przede wszystkim zaufania, a mówiąc ściślej, wiarygodności. Dotyczy tego, gdzie – zdaniem inwestorów – ich inwestycje będą bezpieczne.

Bądźmy wobec siebie szczerzy i przyznajmy, że rynki mają pełne prawo wątpić w wiarygodność strefy euro. Przecież Pakt Stabilności i Rozwoju został naruszony 60 razy! I nie tylko przez mniejsze kraje, które mają kłopoty, ale również przez samych założycieli w jądrze strefy euro.

Jeżeli problemem jest wiarygodność, to lekarstwem jest jej odbudowanie.

Potrzebne są instytucje, procedury, sankcje, które przekonają inwestorów, że kraje będą potrafiły żyć w granicach swoich możliwości, a zatem, że obligacje, które kupią, zostaną spłacone, najlepiej z uczciwym procentem.

Drugie pytanie: Dokąd zmierzamy?

Mamy dwie zasadnicze możliwości. Zanim powiem, na czym one polegają, pozwólcie, że zwrócę uwagę na to, że słabości strefy euro nie są wyjątkiem, ale raczej są typowe dla sposobu, w jaki zbudowaliśmy Unię Europejską. Mamy w Europie dominującą walutę, na straży której nie stoi żadne europejskie ministerstwo finansów. Mamy wspólne granice bez wspólnej polityki migracyjnej. Mamy rzekomo wspólną politykę zagraniczną, lecz jest ona pozbawiona realnych instrumentów władzy i często osłabiana przez państwa członkowskie, które załatwiają własne interesy. Mógłbym jeszcze długo wymieniać.

Większość naszych instytucji i procedur zależy od dobrej woli i poczucia przyzwoitości państw członkowskich. Mechanizm ten działa w miarę sprawnie przy sprzyjających okolicznościach. A jeśli na granicy unijnej pojawiają się masowo imigranci, w naszym sąsiedztwie wybucha wojna domowa albo rynki finansowe reagują paniką, co wówczas zazwyczaj robimy? Szukamy schronienia w dobrze znanych ramach państwa narodowego.

Kryzys strefy euro jest bardziej dramatycznym przejawem europejskiej niemocy, ponieważ jej założyciele stworzyli system, który może być doprowadzony do rozpadu przez każdego z jej członków, za co on i całe otoczenie zapłaci zatrważającą cenę.

Rozpad spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system finansowy. Z chwilą, gdy zacznie obowiązywać logika „ratuj się, kto może”, czy rzeczywiście możemy ufać, że wszyscy będą działać w duchu wspólnotowym i odrzucą pokusę wyrównywania rachunków w innych dziedzinach, na przykład w handlu?

Czy naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem. Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100 000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem.

Jeżeli nie jesteśmy gotowi zaryzykować częściowego demontażu UE, wówczas staniemy przed najtrudniejszym dla każdej federacji wyborem: głębsza integracja lub rozpad.

Nie jesteśmy jedyną federacją, która stoi przed fundamentalnym pytaniem o swoją przyszłość z powodu zadłużenia. Przed nami drogę tę przeszły dwie do dziś istniejące federacje. Amerykanie przekroczyli punkt, z którego nie ma powrotu, tworząc Stany Zjednoczone, z chwilą gdy rząd federalny przejął odpowiedzialność za długi zaciągnięte przez poszczególne stany podczas Wojny o Niepodległość. Wypłacalna Wirginia ubiła targu z bardziej zadłużonym Massachusetts i dlatego stolicę ustanowiono nad Potomakiem.

Alexander Hamilton doprowadził do zawarcia umowy, w myśl której długi wszystkich uzyskały wspólne gwarancje i stworzono strumień dochodów do ich obsługi.

Szwajcaria również przekształciła się w prawdziwą federację, gdy ustanowiła zasady zaciągania długów i dokonywana transferów między jej bogatszymi i biedniejszymi kantonami.

My też stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej.

Polityka jest często sztuką osiągania równowagi między tym, co pilne, a tym, co ważne.

Pilną sprawą jest ocalenie strefy euro. Podejmując ten wysiłek, ważne jest, abyśmy zachowali Europę jako demokrację, która szanuje autonomię jej państw członkowskich. Ten nowy europejski ład będzie musiał znaleźć równowagę między Odpowiedzialnością, Solidarnością i Demokracją, jako podwalinami naszej unii politycznej.

Pytanie trzecie: jak chcemy to osiągnąć?

Dobrym początkiem jest tzw. sześciopak, czyli pakiet pięciu rozporządzeń i jednej dyrektywy, wynegocjowany z pomocą polskiej prezydencji, który wniósł większą przejrzystość i dyscyplinę do finansów państw członkowskich. Teraz w procesie tworzenia budżetów krajowych ministrowie finansów państw członkowskich będą zobowiązani przedstawić bardzo wcześnie, nawet zanim zostaną one przekazane do parlamentów krajowych, wyliczenia budżetowe swoim odpowiednikom oraz Komisji. Komisja zaproponuje działania korygujące, gdy państwo członkowskie znajdzie się w sytuacji nierównowagi makroekonomicznej. Członkowie strefy euro, którzy naruszą Pakt Stabilności i Wzrostu, będą poddawani sankcjom prawie niemożliwym do zablokowania przez zastosowanie presji politycznej. Ponadto „sześciopak” potwierdza, że zasady można wprowadzać nie w postaci dyrektyw – które wymagają wdrożenia do prawa krajowego – lecz rozporządzeń, które są aktami powszechnie i od razu obowiązującymi.

Zostały zaproponowane bardziej ambitne działania. W celu wzmocnienia konwergencji ekonomicznej Komisja i Eurogrupa uzyskałyby prawo do szczegółowego badania z wyprzedzeniem wszystkich głównych planów reform gospodarczych, których skutki mogłyby być odczuwalne w strefie euro; nakładałyby sankcje na kraje niewdrażające zaleceń politycznych, a grupy krajów uzyskałyby zgodę na synchronizowanie swoich polityk rynku pracy, emerytalnych i społecznych.

Dyscyplina finansowa uległaby wzmocnieniu dzięki temu, że dostęp do funduszy ratunkowych mieliby tylko ci członkowie, którzy przestrzegają reguł makrofiskalnych, sankcje stałyby się automatyczne, a Komisja, Rada i Trybunał Sprawiedliwości uzyskałyby uprawnienia do egzekwowania 3 procent pułapu deficytu i 60 procent pułapu zadłużenia. Kraje podlegające procedurze nadmiernego deficytu budżetowego musiałyby przedstawić swoje budżety krajowe Komisji do zaakceptowania. Komisja otrzymałaby uprawnienia do ingerowania w polityki krajów, które nie mogą spełnić swoich zobowiązań. Kraje uporczywie łamiące zasady byłyby zawieszone w swoich prawach głosu.

Pod warunkiem, że Rada Europejska raz na zawsze ustanowi nowe, surowe zasady, Europejski Bank Centralny powinien stać się bankiem centralnym z prawdziwego zdarzenia, pożyczkodawcą ostatniej szansy, który podtrzymuje wiarygodność całej strefy euro. EBC musi działać szybko, wyprzedzając nieodwracalne procesy ustawodawcze.

To pozwoliłby nam uniknąć katastrofy, ale potrzeba czegoś więcej. Polska od samego początku wspierała pomysł nowego traktatu, który uczyniłby Unię bardziej skuteczną.

Komisja Europejska powinna zostać wzmocniona. Jeżeli ma odgrywać rolę nadzorcy gospodarczego, to jej komisarze powinni być autentycznymi przywódcami z autorytetem, osobowością i co więcej – charyzmą, tak aby być prawdziwymi rzecznikami wspólnych europejskich interesów. Komisja powinna być mniejsza, aby być bardziej efektywna. Każdy z nas, kto przewodniczył jakiemuś spotkaniu, wie, że najbardziej wydajne są te, w których uczestniczy nie więcej niż dwanaście osób. Komisja Europejska składa się obecnie z 27 członków. Należy wprowadzić rotację przy obsadzie stanowisk komisarzy przez państwa członkowskie.

Im więcej władzy przekażemy instytucjom europejskim, tym większą legitymizację demokratyczną powinny uzyskać. Drakońskie uprawienia do nadzorowania budżetów krajowych powinny być wykonywane tylko w porozumieniu z Parlamentem Europejskim.

Parlament powinien bronić swojej roli i zadań. Eurosceptycy mają rację, gdy mówią, że Europa będzie dobrze funkcjonować, jeżeli przekształci się w ustrój, wspólnotę, z którą ludzie będą się utożsamiać i wobec której będą lojalni. „Włochy zostały stworzone, musimy jeszcze stworzyć Włochów”, powiedział Massimo d’Azeglio na pierwszym posiedzeniu parlamentu po zjednoczeniu Królestwa Włoch w XIX wieku. My w UE mamy łatwiejsze zadanie: mamy zjednoczoną Europę. Mamy Europejczyków. To, co musimy uczynić, to nadać wyraz polityczny europejskiej opinii publicznej. Aby to urzeczywistnić, niektórzy członkowie Parlamentu Europejskiego mogliby być wybierani z ogólnoeuropejskiej listy kandydatów. Istnieje potrzeba zwiększenia „politische Bildung” (edukacji politycznej) obywateli i elit politycznych. Parlament powinien mieć swoją siedzibę w jednym miejscu.

Moglibyśmy również połączyć stanowiska Przewodniczących Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej. Kanclerz Angela Merkel sugeruje nawet, aby taka osoba była wybierana w bezpośrednich wyborach przez lud europejski.

Ważne jest, abyśmy zachowali spójność miedzy strefą euro a całą UE. Instytucje wspólnotowe powinny zachować swój centralny charakter. Jako Prezydencja stoimy na straży naszej jedności. A jedność nie może być hipotetyczna. Chodzi o to, że stwierdzenie, iż kraje mogą uczestniczyć z chwilą przystąpienia do strefy euro, to za mało. Zamiast organizować odrębne szczyty grupy euro lub spotkania wyłącznie z udziałem ministrów finansów, moglibyśmy kontynuować praktykę stosowaną na innych forach unijnych, w których wszyscy mogą uczestniczyć, ale głosować mogą tylko członkowie.

Im więcej władzy i legitymizacji przekażemy instytucjom federalnym, tym więcej prerogatyw, takich jak szeroko pojęte kwestie: tożsamości narodowej, religii, stylu życia, moralności publicznej oraz stawek podatku dochodowego i podatku VAT, powinno na zawsze pozostać w gestii państw członkowskich. Nasza jedność nie ucierpi na różnicach w godzinach pracy lub zapisach prawa rodzinnego.

To nasuwa pytanie, czy tak ważne państwo członkowskie jak Wielka Brytania może poprzeć reformę. Daliście Unii wspólny język. Jednolity Rynek to, w dużej mierze, Wasz genialny pomysł. Brytyjska komisarz kieruje naszą dyplomacją. Moglibyście przewodzić Europie w sprawach obronności. Jesteście niezbędnym łącznikiem w stosunkach transatlantyckich. Z drugiej strony, rozpad strefy euro bardzo by zaszkodził Waszej gospodarce. Ponadto, ogólne zadłużenie Wielkiej Brytanii, uwzględniając dług publiczny, dług przedsiębiorstw i gospodarstw domowych przekroczyło 400 procent PKB. Czy jesteście pewni, że rynki będą zawsze dla Was przychylne? Wolelibyśmy widzieć Was w strefie euro, ale jeżeli nie możecie do niej przystąpić, pozwólcie nam iść dalej. Proszę Was też o to, żebyście zaczęli tłumaczyć Brytyjczykom, że decyzje europejskie nie są dyktatami Brukseli, ale wynikają z porozumień, w tworzeniu których dobrowolnie bierzecie udział.

Czwarte pytanie: Co Polska wnosi?

Dzisiaj Polska nie jest źródłem problemów, lecz rozwiązań europejskich. Teraz zarówno możemy, jak i chcemy, wnosić swój wkład. Wnosimy nasze niedawne doświadczenie pomyślnej transformacji z dyktatury do demokracji i z chorej gospodarki nakazowo-rozdzielczej do coraz lepiej rozwijającej się gospodarki rynkowej.

Pomogli nam przyjaciele i sojusznicy: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i, przede wszystkim, Niemcy. Doceniamy duże i szczodre wsparcie – solidarność – jaką Niemcy nam okazały w ciągu ostatniego dwudziestolecia. Ich danke Ihnen als Politiker und als Pole.

Mam nadzieję, że doceniacie to, iż była to dobra inwestycja. W 2010 roku eksport Niemiec do Polski przekroczył dziewięciokrotnie poziom z 1990 roku i – mimo kryzysu – rośnie. Wymiana handlowa Niemiec z Polską jest większa niż z Federacją Rosyjską, chociaż nie zawsze można się tego dowiedzieć z niemieckiego dyskursu politycznego.

Od zeszłego roku Polska jest zaliczana do bardzo rozwiniętych krajów we Wskaźniku Rozwoju Społecznego. W latach 2007–2011 awansowaliśmy o dziesięć miejsc w rankingu Globalnego Wskaźnika Konkurencyjności. W tym okresie poprawiliśmy naszą pozycję o 20 miejsc we Wskaźniku Postrzegania Korupcji, wyprzedzając niektórych członków strefy euro.

Na przestrzeni ostatnich czterech lat skumulowany wzrost PKB w Polsce wyniósł w sumie 15,4 procent. Jaki kraj ma drugi wynik w Unii Europejskiej ze wzrostem 8 procent? Otóż jest to członek strefy euro – Słowacja. Tymczasem średnia unijna to minus 0,4 procent. Dla tych, którzy chcieliby dzielić Europę, mam zatem następującą propozycję: a może przeprowadzimy naturalny podział na Europę cieszącą się wzrostem gospodarczym i Europę, gdzie wzrostu gospodarczego nie ma? Ale ostrzegam: kształty tych bloków nie odpowiadałyby panującym stereotypom.

Nie stało się tak samoistnie. Kolejne rządy RP podejmowały bolesne decyzje, a Polacy ponosili wiele wyrzeczeń. Prywatyzacja, reforma emerytur, otwarcie Polski na globalizację – niektórzy wyszli z tego obronną ręką, podczas gdy inni ucierpieli. Byliśmy jednym z pierwszych krajów, który wprowadził konstytucyjną „kotwicę” długu publicznego już 14 lat temu.

Nie spoczywamy przy tym na laurach. Gdy Premier Donald Tusk dwa tygodnie temu przedstawiał w Sejmie nowy rząd, powiedział: „Po to, aby zarówno bezpiecznie przejść przez rok 2012, ale również aby tworzyć reguły stabilnego wzrostu bezpieczeństwa finansowego, dyscypliny finansowej także na kolejne lata i dziesięciolecia, będziemy musieli podjąć działania, w tym działania niepopularne, działania, które będą wymagały wyrzeczenia i zrozumienia od wszystkich bez wyjątku”.

Już w przyszłym roku zamierzamy osiągnąć pułap 3 procent deficytu sektora finansów publicznych oraz ograniczyć dług publiczny do 52 procent PKB. Na koniec 2015 roku chcemy doprowadzić do obniżenia deficytu do 1 procenta PKB, a długu publicznego do 47 procent. Wiek przechodzenia na emeryturę, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, zostanie podwyższony do 67. roku życia. Zmniejszone zostaną przywileje emerytalne żołnierzy, policjantów i duchowieństwa. Składka rentowa będzie podniesiona o 2 punkty procentowe. Świadczenia rodzinne zostaną odebrane bogatszym i przekazane biedniejszym.

Na koniec kadencji tego rządu Polska będzie spełniała kryteria członkostwa w strefie euro. Zależy nam bowiem na przetrwaniu i rozkwicie strefy euro, do której planujemy przystąpić.

Popierając Traktat Akcesyjny, Polacy upoważnili nas do wprowadzenia Polski do strefy euro – gdy tylko ona i my będziemy na to gotowi.

Polska wnosi również do Europy gotowość do kompromisu – nawet w zakresie wspólnego podejścia do suwerenności – w zamian za uczciwą pozycję w silniejszej Europie.

Pytanie piąte: O co prosimy Niemcy?

Po pierwsze, prosimy Niemcy o to, aby otwarcie przyznały, że są największym beneficjentem obecnej sytuacji i tym samym, że to na nich ciąży największy obowiązek, aby ją utrwalać.

Po drugie, doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje.

Po trzecie, ponieważ inwestorzy sprzedają obligacje państw najbardziej zagrożonych i szukają bezpiecznych inwestycji, wasze koszty pożyczania pieniędzy są niższe niż w przypadku normalnej koniunktury, więc w krótkiej perspektywie na tym zyskujecie, ale…

Po czwarte, jeśli gospodarki waszych sąsiadów zwolnią lub załamią się, wy także na tym ogromnie ucierpicie.

Po piąte, mimo zrozumiałej awersji do inflacji, Niemcy powinny przyznać, że ryzyko rozpadu jest obecnie groźniejsze.

Po szóste, że z racji rozmiarów i historii Waszego kraju ponosicie specjalną odpowiedzialność, aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził Jürgen Habermas: „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie, jak wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie rewolucję niemiecką z 1848 roku: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”.

Co, jako minister spraw zagranicznych Polski, uważam za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Europy dziś, w dniu 28 listopada 2011 roku? Nie jest to terroryzm, nie są to Talibowie, i już na pewno nie są to niemieckie czołgi. Nie są to nawet rosyjskie rakiety, którymi groził prezydent Miedwiediew, mówiąc, że rozmieści je na granicy Unii Europejskiej. Największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa i dobrobytu Polski byłby upadek strefy euro.

I domagam się od Niemiec tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności.

Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy.

Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom.

Jeżeli włączycie nas w proces podejmowania decyzji, możecie liczyć na wsparcie ze strony Polski.

Rozpocząłem to wystąpienie od opowieści o pewnym eksperymencie z unią polityczną w komunistycznej Jugosławii. Pozwólcie Państwo, że na zakończenie opowiem Wam jeszcze jedną historię. Chodzi o najmniej znaną w dziejach Europy federację, a konkretnie o wspólne państwo utworzone przez Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie w 1385 roku. Przetrwało ono ponad cztery wieki, czyli – jak do tej pory – dłużej niż takie federacje, jak Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo czy Republika Federalna Niemiec, nie wspominając już o Unii Europejskiej.

Stworzona dzięki tej unii Rzeczpospolita Obojga Narodów wyprzedzała ówczesne standardy – podobnie jak dziś UE. Posiadała bowiem wspólny parlament oraz obieralną głowę państwa. Grupa dysponująca prawami politycznymi, a więc obywatele uprawnieni do głosowania, stanowili 10 procent ludności. Był to zatem ustrój, który jak na tamte czasy gwarantował największą partycypację polityczną. Co więcej, panująca w Rzeczpospolitej tolerancja religijna oszczędziła jej mieszkańcom okrucieństw wojny trzydziestoletniej. Miasta zakładane były według prawa magdeburskiego, a początki wielu spośród nich – np. mojej rodzinnej Bydgoszczy – wiążą się z niemieckimi osadnikami. Żydzi, Ormianie oraz wszelkiego rodzaju dysydenci przybywali tutaj licznie z całej Europy, aby spróbować swojego szczęścia.

Swoboda i siła militarna szły ramię w ramię. W 1410 roku wojska tego państwa rozgromiły pod Grunwaldem rycerzy zakonu krzyżackiego, którego symbole heraldyczne do dziś funkcjonują w armii niemieckiej. W 1683 roku u bram Wiednia powstrzymaliśmy imperium osmańskie i jego plany zjednoczenia Europy pod sztandarami islamu.

Ale na przełomie XVII i XVIII stulecia coś się zmieniło. Królowie elekcyjni, niepowiązane ze sobą armie i niezależne waluty nie miały szans w świecie zunifikowanych, merkantylistycznych i autorytarnych państw narodowych. Największą słabością Rzeczypospolitej stał się jej najbardziej demokratyczny rys – możliwość zablokowania procesu legislacyjnego przez jednego posła. Zasada jednomyślności, której przyjęcie w państwie federalnym niewątpliwie zasługuje na podziw, otworzyła furtkę dla korupcji i braku odpowiedzialności.

Polska zdołała się w końcu zreformować. Uchwalona 3 maja 1791 roku konstytucja zniosła zasadę jednomyślności, zunifikowała państwo i stworzyła stały rząd. Ale reformy zostały wprowadzone zbyt późno. Przegraliśmy wojnę w obronie konstytucji i w wyniku rozbioru z 1795 roku Polska zniknęła z mapy świata na ponad sto lat.

Jaki jest morał tej historii? Nie wolno stać w miejscu, gdy świat wokół się zmienia i rosną nowi konkurenci. Nie wystarczy polegać na instytucjach i procedurach, które sprawdziły się w przeszłości. Stopniowe zmiany to za mało. Nawet zachowanie dotychczasowej pozycji jest uzależnione od podejmowania odpowiednio szybkich reform. Uważam, że mamy obowiązek oszczędzić naszej wspaniałej unii losu, jaki spotkał Jugosławię oraz dawną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Nasz schyłek nie jest wcale rzeczą przesądzoną. Jeżeli pokonamy bieżące trudności, wciąż mamy rezerwy siły i możliwości, których reszta świata nam zazdrości.

Jesteśmy przecież nie tylko największą światową gospodarką, lecz również największą strefą pokoju, demokracji i praw człowieka. Stanowimy źródło inspiracji dla narodów żyjących w naszym sąsiedztwie – zarówno na Wschodzie, jak i na Południu. Jeżeli uporządkujemy nasze sprawy, możemy stać się prawdziwym supermocarstwem. W ramach równego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi będziemy wówczas mogli utrzymać siłę, dobrobyt i przywództwo Zachodu.

Ale dziś stoimy na skraju przepaści. To najbardziej przerażająca chwila w mojej ministerialnej karierze, ale przez to jednocześnie najbardziej wzniosła. Przyszłe pokolenia osądzą nas według naszych czynów lub ich braku. Według tego, czy stworzymy podwaliny pod dziesięciolecia wielkości, czy też uchylimy się od odpowiedzialności i pogodzimy z naszym schyłkiem.

Stojąc tu, w Berlinie, jako Polak i Europejczyk, mówię: trzeba działać teraz.

Wróć

 

The time to act is now

Minister of Foreign Affairs Radosław Sikorski adresses the German Council of Foreign Relations

November 28, 2011

The Eurozone crisis was contained, although none of the Western European leaders presented a long-term political strategy for the whole continent. In November 2011 in Berlin, Radosław Sikorski outlines a bold vision of German leadership expected by the Polish government. His speech resonates throughout Europe.

Mr. President, Minister – dear Guido,

Ladies and Gentlemen.

Let me start with a story.

Twenty years ago, in 1991, I was a reporter, visiting what was then the Federal Republic of Yugoslavia. I was interviewing the chairman of the Republican Bank of Croatia when he received a phone call with an obscure piece of news. Namely, that the Parliament of another Yugoslav republic, Serbia, had just voted to print unauthorized amounts of dinars, the common currency.

Putting down the phone the banker said: “This is the end of Yugoslavia”.

He was right. Yugoslavia collapsed. So did the “Dinar zone”. We know what followed. Issues of money can be issues of war and peace, the life and death of federations.

Today Croatia, Serbia, and Former Yugoslavian Republic of Macedonia each have their own currency. Montenegro and Kosovo are not in the Eurozone but simply use the euro. Bosnia and Herzegovina even has the “Convertible Mark”, pegged to the euro.

A striking story. Not of European integration but of European disintegration. Disintegration with appalling human cost. Only now is the region slowly moving back to the European mainstream. The fate of Yugoslavia reminds us that money, as well as being a technical device, a “means of exchange”, symbolizes unity – or disunity.

Why is this?

Money exists because communities exist. A community in which people live and trade – they exchange freely – creates value. Their money symbolizes that value. This moral significance of money intrigued Immanuel Kant, who wrote that the entire practice of lending money presupposed at least the honest intention to repay. If this condition were universally ignored, the very idea of lending and sharing wealth would be undermined.

For Kant, honesty and responsibility were categorical imperatives: the foundation of any moral order1. For the European Union, likewise, these are the cornerstones. I would point to the two fundamental values: responsibility and solidarity. Our responsibility for decisions and processes. And our solidarity when it comes to bearing the burdens.

Today, as the first Polish Presidency is drawing to a close2, allow me to tackle some basic questions: How did we get into this crisis? Where do we go from here? How do we get there? What does Poland bring? What do we ask of Germany?

First question: how has the eurozone gotten into its current difficulties?

Let me first say what this crisis is not about. It was not caused – as some have suggested – by enlargement. Enlargement has created growth and wealth all over Europe. The EU15 countries’ exports to the EU10 countries rose almost twofold in the last 10 years. It is even more striking if you break it down by countries.

Britain’s exports to the ten countries that joined after 2004 rose from 2.2 billion euros in 1993 to 10 billion euros last year; France’s, from 2.7 billion euros to 16 billion euros, Germany’s – wait for this – from 15 billion euros to 95 billion euros. The total volume of export from the EU15 to the EU10 amounted to 222 billion euros last year, up from 51 billion euros in 1995. A tidy sum. I guess it sustains a job or two in Old Europe.

So, enlargement – far from causing the crisis – has arguably delayed the onset of economic turmoil. Thanks to the advantages of trading in an enlarged market, Western European welfare states have been forced to face reality only now. If the upheaval is not about enlargement, then perhaps it is a
currency crisis? Not exactly.

The euro is doing fine versus the dollar and other currencies. It is, of course, partly about debt, the need to deleverage our economies from the crazy heights caused by government overspending, accounting chicanery, and irresponsible financial engineering. And the deleveraging is occurring beyond the Eurozone: look at the UK with its debt of 80% of GDP and the US, with 100%.

But if it were only a question of debt, you would expect ratings and spreads to be affecting countries in proportion to their indebtedness. But, very strikingly, this is not the case. Some countries, such as the UK and Japan, with high debt in proportion to GDP, pay low premiums. Others, with lower debt – like Spain, pay high ones. The inevitable conclusion is that this crisis is not only about debt, but primarily about confidence and, more precisely, about credibility; about investor perceptions of where their funds are safe.

Let us be honest with ourselves and admit that markets have every right to doubt the credibility of the Eurozone. After all, the Stability and Growth Pack has been broken 60 times3! And not just by smaller countries in difficulty, but by its founders in the very core of the Eurozone.

If a loss in credibility is the problem, then restoring credibility is the answer – by promoting institutions, procedures, and sanctions that will convince investors that countries will be capable of living within their means. Hence, that the bonds they buy will be repaid, preferably with honest interest.

Second question: where do we want to go?

We have two fundamental options.

Before I say what they are, let me say that the Eurozone’s failings are not the exception but, rather, are typical of the way we have constructed the EU. We have a Europe with a dominant currency but no single treasury to enforce it. We have joint borders without a common migration policy. We are supposed to have a common foreign policy, but it is divorced from real instruments of power and often weakened by member states cutting their own deals. I could go on.

Most of our institutions and procedures depend on the goodwill and sense of propriety of member states. It works tolerably well when the going is good. But then a wave of migrants shows up on the EU’s border, or a civil war blows up in our neighborhood, or the markets panic. And then, what do we habitually do? We run for cover in the familiar framework of the nation state.

The Eurozone crisis is a more dramatic manifestation of the European malaise because its founders created a system in which each of its members has the capacity to bring it down, with appalling costs to themselves and the entire neighborhood.

The break up would be a crisis of apocalyptic proportions beyond our financial system. Once the logic of ’each man for himself’ takes hold, can we really trust everyone to act communitarian and resist the temptation to settle scores in other areas, such as trade? Would you really bet the house on the proposition that if the Eurozone breaks up, the single market, the cornerstone of the European, will definitely survive? After all, messy divorces are more frequent than amicable ones. I have heard of a case in California in which a couple spent 100,000 dollars disputing custody of the family cat.

If we are not willing to risk a partial dismantling of the EU, then the choice becomes as stark as can be in the lives of federations: deeper integration, or collapse.

We are not unique in facing the fundamental question of the future of our federation over the issue of debt. Two successful federations have trod this path before us. Americans passed the point of no return in creating the United States when the federal government assumed responsibility for debts that states incurred in the War of Independence. Solvent Virginia bargained with more indebted Massachusetts, which is why the capital was fixed on the banks of the Potomac. Alexander Hamilton fathered a compromise under which everybody’s debts were jointly guaranteed and a revenue stream created to service them.

Switzerland also became a real federation when rules were established for incurring debt and transfers between her richer and poorer cantons.

So, we also have to decide whether we want to become a proper federation, or not. If renationalization or collapse is unacceptable, then only one way remains: making Europe, as Europe, governable at last, and hence – in due course – more credible.

Politics is often the balancing between the urgent and the important. What is urgent is that we save the Eurozone. What is important is that in so doing we preserve Europe as a democracy that respects the autonomy of its member states. This new European deal will need to balance responsibility, solidarity and democracy as the cornerstones of our political union.

Third question: how to get there?

The so-called “six pack” which the Polish presidency helped to negotiate was a good beginning; a bundle of five regulations and one directive that bring more transparency and discipline to the finances of member states. In the process of drawing up national budgets, finance ministers of member states will now have to show their books to their peers and to the Commission very early, even before national parliaments. The Commission will recommend corrective action when a member state’s macroeconomic position shows imbalances.

Members of the Eurozone who break the Stability and Growth Pact will be subject to sanctions that are almost impossible to block by political pressure. Moreover, the “six pack” confirms that rules may be introduced not as directives – which require enactment into national laws – but as regulations, which apply universally and instantly.

More ambitious measures have been proposed. In order to strengthen economic convergence the Commission and the EuroGroup would get the right to scrutinize in advance all major economic reform plans with potential spill-over effect in the euro area, impose sanctions on countries failing to effect policy recommendations, and permission for groups of countries to synchronize their labor, pensions, and social policies.

Financial discipline would be strengthened by giving access to rescue funds only to members abiding by macro fiscal rules, by making sanctions automatic and by giving the Commission, the Council and the Court of Justice powers to enforce the three per cent ceiling on deficit and sixty per cent ceiling on debt. Countries in excess deficit procedure would have to present their national budgets for approval by the Commission. The Commission would get powers to intervene in the policies of countries that could not fulfil their obligations. Countries persistently violating rules would have their voting rights suspended.

Provided the European Council sets tough new rules in stone, the European Central Bank
should become a proper central bank, a lender of last resort that underpins the credibility of the entire Eurozone. The ECB needs to act soon, in anticipation of irreversible legal enactments.

This would avert disaster but more is needed. Poland has all along supported the idea of a new treaty that would make the EU more effective.

The European Commission needs to be stronger. If it is to play the role of an economic supervisor we need commissioners to be genuine leaders, with authority, personality – dare I say charisma – to be true representatives of common European interests. To be more effective, the Commission should be smaller. Any one of us who has chaired a meeting knows that they are most productive when up to a dozen people participate. The European Commission now has 27 members. Member states should rotate to have their commissioner.

The more power we give to European institutions, the more democratic legitimacy they need to have. The draconian powers to supervise national budgets should be wielded only by agreement of the European Parliament.

The Parliament needs to stand up for its role and tasks. Eurosceptics are right when they say that Europe will only work if it becomes a polity, a community in which people place a part of their identity and loyalty. “Italy is made, we still have to make Italians”, Massimo D’Azeglio said in the first meeting of the Parliament of the newly united Italian kingdom in the nineteenth century.

For us in the EU it’s easier: we have a united Europe. We have Europeans. What we need to do is to give political expression to European public opinion. To help it along we could elect some seats in the European Parliament from a pan-European list of candidates. We need more “politische bildung” for citizens and the political elite. The Parliament should have its seat in a single location.

We could also combine the posts of the President of the European Council and that of the European Commission. Chancellor Angela Merkel has even suggested that he or she should be elected directly by the European demos.

What is crucial is that we maintain coherence between the euro area and the EU as a whole. Community institutions must remain central. As the Presidency, we are guardians of our unity. And the unity must not be hypothetical. In this case: it’s not enough to say that countries may participate once they join the Eurozone. Instead of organizing separate euro summits or exclusive meetings of finance ministers we can continue the practice of other EU fora where all may attend, but only members vote.

The more power and legitimacy we give to federal institutions, the more secure member states should feel that certain prerogatives, everything to do with national identity, culture, religion, lifestyle, public morals, and rates of income, corporate and VAT taxes, should forever remain in the purview of states. Our unity can survive different working hours or different family law in different countries.

Which brings me to the issue of whether an important member, Britain, can support reform. You have given the Union its common language. The Single Market was largely your brilliant idea. A British commissioner runs our diplomacy. You could lead Europe on defense. You are an indispensable link across the Atlantic.

On the other hand, the Eurozone’s collapse would hugely harm your economy. Also, your total sovereign, corporate, and household debt exceeds 400% of gross domestic product. Are you sure markets will always favor you?

We would prefer you in, but if you can’t join, please allow us to forge ahead. And please start explaining to your people that European decisions are not Brussels’ diktats but the results of agreements in which you freely participate.

Fourth question: what does Poland bring?

Today, Poland is not the source of problems but a source of European solutions. We now have both the capacity, and the will, to contribute. We bring the recent experience of a successful transformation from dictatorship to democracy and from an economic basket case to an increasingly prosperous market economy.

We were helped by friends and allies: the US, the UK, France and, above all, Germany. We appreciate the strong and generous support – the solidarity – which Germany has extended to us over the last two decades. Ich danke Ihnen als Politiker und als Pole. (I thank you as a politician but also as a Pole.)

I hope you appreciate that it has been a good investment. In 2010 German exports to Poland exceeded 1990 levels nine fold, and they are growing despite the crisis. Germany’s trade with Poland is bigger than with the Russian Federation, although you would not always know it from the German political discourse.

Since last year Poland is ranked as a highly developed country in the Human Development Index. Between 2007 and 2011 we went up ten positions in the Global Competitiveness Index. In the same period we improved our standing by twenty positions in the Corruption Perception Index, ahead of some Eurozone members. In the last four years, the accumulated GDP growth in Poland amounted to 15.4%. The second best result in the EU, with eight per cent, was, yes, a member of the Eurozone – Slovakia. The EU average is minus 0.4%.

To those who would like to divide Europe, I say: how about a natural division into growth-Europe and non-growth Europe? But be forewarned. Their shapes would not conform to stereotypes.

All this did not happen by itself. Successive Polish governments took painful decisions and the Polish people made big sacrifices. Privatization, pension reform, opening our country to globalization all produced losers as well as winners. We were one of the first countries to introduce a public debt anchor in our constitution.

Yet we are not resting on our laurels. Presenting his new government to Parliament a fortnight ago, Prime Minister Donald Tusk said that to go safely through 2012, to improve our financial security for years and decades to come, we shall have to take measures that call for sacrifice and understanding of everyone, without exception.

Next year alone we intend to cut our budget deficit to three per cent of GDP and the overall debt to fifty two per cent of GDP. By 2015 the deficit will be brought down to one per cent of GDP and public debt to forty seven per cent. The retirement age will be lifted to sixty seven years for both genders. Pension privileges for soldiers, policemen and priests will be cut. The disability pension contribution will increase by two per cent. Child-benefits will be taken from the rich and given to the poor.

By the end of this Parliament, Poland will fulfil the criteria for membership in the Eurozone. That is because we want the Eurozone to survive and flourish. And we plan to be in it. By approving our Accession Treaty, the people of Poland have given us the authority to join as soon as the Eurozone and we are ready.

Poland also brings Europe a willingness to make compromises – even to pool sovereignty with others – in return for a fair role in a stronger Europe.

Fifth question: What does Poland ask of Germany?

We ask, first of all, that Germany admits that she is the biggest beneficiary of the current arrangements and, therefore, that she has the biggest obligation to make them sustainable.

Second, as you know best, you are not an innocent victim of others’ profligacy. You, who should have known better, have also broken the Growth and Stability Pact and your banks also recklessly bought risky bonds.

Third, because investors have been selling the bonds of exposed countries and flying to safety, your borrowing costs have been lower than they would have been in normal times.

Fourth, that if your neighbors’ economies stall or implode, you will benefit greatly in the short term, but you may suffer, too.

Fifth, that despite your understandable aversion to inflation, you appreciate that the danger of collapse is now a much bigger threat.

Sixth, that because of your size and your history you have a special responsibility to preserve peace and democracy on the continent. Jurgen Habermas has wisely said that, “If the European project fails, then there is the question of how long it will take to reach the status quo again. Remember the German Revolution of 1848; when it failed, it took us one hundred years to regain the same level of democracy as before”6.

What, as Poland’s foreign minister, do I regard as the biggest threat to the security and prosperity of Poland today, on 28th November 2011? It is not terrorism, it is not the Taliban, and it is certainly not German tanks. It is not even Russian missiles, which President Medvedev has just threatened to deploy on the EU’s border. The biggest threat to the security and prosperity of Poland would be the collapse of the Eurozone.

And I demand of Germany that, for your own sake and for ours, you help it survive and prosper. You know full well that nobody else can do it. I will probably be the first Polish foreign minister in history to say so, but here it is: I fear German power less than I am beginning to fear German inertia.

You have become Europe’s indispensable nation.

You may not fail to lead. You must not dominate, but you must lead in reform.

Provided you include us in decision-making, Poland will support you.

The Dangers of “just after time” reform.

I started with a story of one experiment in political union: communist Yugoslavia. Let me end with another.

Europe’s least-known federation is the common state between Poland and the Grand Duchy of Lithuania which began in 1385 and lasted for over four centuries. Which is to say, longer, so far, than federations such as the US, the UK, and the Bundesrepublik Deutschland, to say nothing of the EU.

It was a Commonwealth which, like the EU, raised the standards of its time. It had a joint parliament and an elected head of state. Its political nation – those entitled to vote – comprised ten per cent of the population – the height of inclusiveness at the time. Religiously tolerant, it saved its people from the horrors of the Thirty Years’ War. Cities were founded on the Magdeburg law, many of them – like my home city of Bydgoszcz – by German settlers. Jews, Armenians, and dissenters of all kinds from all over Europe voted with their feet to seek their fortunes there.

Liberty went hand in hand with military prowess. At Grunwald in 1410 its troops crushed the Teutonic Knights, whose heraldry lives on in the symbols of the German military. In 1683, at the gates of Vienna, we prevented the Ottoman Empire from uniting Europe under the banner of Islam.

And then, at the turn of the eighteenth century, something changed. Elected kings, separate armies, and currencies – were unable to compete with unified, mercantilist, authoritarian nation states. The Commonwealth’s most democratic feature – that the deputy of a single province could block legislation – became its biggest vulnerability. The principle of unanimity – admirable in a federal state – proved open to irresponsibility and corruption.

Poland eventually reformed itself. Our May 3rd constitution of 1791 abolished unanimity, unified the state and created a permanent government. But reform came too late. We lost the war to defend the constitution and in 1795 Poland was partitioned for over a century.

The moral of the story? When the world is shifting and new competitors arise, standing still is not sufficient. Institutions and procedures that have worked in the past are not enough. Incremental change is not enough. You have to adapt fast enough even to retain your position.

I believe we have the duty to save our great union from the fate of Yugoslavia or of the old Polish Commonwealth.

There is nothing inevitable about our decline. Provided we overcome our current malaise, we have sources of excellence and of strength that are the envy of the world.

We are not only by far the world’s biggest economy but the largest area of peace, democracy, and human rights. Peoples in our neighborhood – both East and South – look to us for inspiration. If we get our act together we can become a proper superpower. In an equal partnership with the United States, we can preserve the power, prosperity, and leadership of the West.

But we are standing on the edge of a precipice. This is the scariest moment of my ministerial life but, therefore, also the most sublime. Future generations will judge us by what we do, or fail to do; whether we lay the foundations for decades of greatness, or shirk our responsibility and acquiesce in decline.

As a Pole and a European, here in Berlin, I say: the time to act is now.

Back
fot.  MSZ / Flickr
Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Jeden komentarz “Trzeba działać teraz”

Skomentuj

Res Publica Nowa