Pożegnanie buntownika

Przemówienie podczas pogrzebu Jacka Kuronia


Hurraoptymizm związany z wejściem Polski do Unii Europejskiej przysłania ocenę kosztów społecznych polskiej transformacji. Jednym z najbardziej niedocenianych i marginalizowanych polskich polityków jest Jacek Kuroń – jeden z legendarnych przywódców opozycji w PRL, dwukrotny minister pracy i polityki socjalnej, którego śmierć zmusza do refleksji – czy aby na pewno wszystko nam się udało?

Read in English

Ja może na początku powiem, że ciężko chory jest Lechosław Goździk, który i dla Jacka, i dla mnie był pewnie pierwszym w życiu napotkanym, autentycznym przywódcą robotniczym. I który jest legendą Października ’56 roku. I Leszek mnie prosił, żebym pożegnał Jacka także w Jego imieniu.

To jest wielki zaszczyt dla mnie, że mogę te słowa od Niego przekazać.

Ale jednocześnie ja bym się chciał zastrzec. Na cmentarzu oczywiście nie wszystko wypada. Ale na pogrzebie Jacka Kuronia obowiązują inne reguły. I też nie wszystko wypada – mianowicie nie wypada trzymać się kanonów tak zwanej politycznej poprawności. Ja pewnie nie będę. Ale oczywiście nie w imieniu Leszka Goździka. Każde słowo, które powiem, to jest moje słowo i ja za nie odpowiadam.

Nie ma co się oszukiwać. Polska po odejściu Jacka będzie słabsza. Słabsza, gorsza. Będzie nam trudniej stawiać czoła rozmaitym zagrożeniom. I również zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy ten pogląd podzielają.

Wielu ludziom Jacek przeszkadzał. W Polsce nie brak też takich, którzy uważają, że wiedzą na pewno, jak twardą ręką wprowadzić należyty ład społeczny, jak twardą ręką zapewnić poszanowanie twardych reguł rynku. Jeżeli wolno zapożyczyć określenie od Wojciecha Młynarskiego, są to liberałowie silnej ręki.

Im Jacek na pewno przeszkadzał. Dlatego że był buntownikiem, był wiecznym buntownikiem i to buntownikiem szalenie kłopotliwym. W ciągu swojego urozmaiconego i bogatego życia był dwa razy w partii politycznej. I w żadnej się nie mieścił. Przyłożył rękę do budowy dwóch różnych porządków ustrojowych i przeciwko każdemu się zbuntował. Zbuntował się kategorycznie przeciwko komunistycznemu, ale buntował się swoją myślą również przeciwko temu, co w dojrzałym swym życiu razem z przyjaciółmi budował.

A ponieważ był jednym z ojców założycieli wolnej Polski, to jego buntownicza myśl była kłopotliwa. Ponieważ, gdy ktoś, kto nazywał się Jacek Kuroń, krytykował społeczny bilans polskiej transformacji ustrojowej albo wojnę w Iraku i nasz w niej udział, to nie można mu było przykleić etykietki populisty, i to był kłopot.

Umarł. Więcej takiego kłopotu nie będzie. Można Go uczcić pomnikiem, można uczcić Jego zasługi, oddać Mu hołd. I będzie spokój, nikt o takim autorytecie nie będzie już siał wątpliwości, zwątpienia, nie będzie buntował ludzi. I to jest właśnie to niebezpieczeństwo, które grozi Polsce. Uciszenie myśli buntowniczej sprawia, że Polska będzie słabsza i mniej odporna na rozmaite zagrożenia, którym musimy stawić czoła.

Co Jacka skłaniało do tego, że się buntował? Nie żadna ideologia, coś znacznie trwalszego, znacznie bardziej podstawowego niż wszelkie ideologie. Skłaniały Go do tego wartości. Najkrócej można to określić słowami przyjętymi w Wielkiej „Solidarności” w latach 1980–1981: kierował się podstawową zasadą obrony słabszych.

To znaczy obrony robotników, gdy byli w czasach KOR-u poniewierani, wyrzucani z pracy, bici, aresztowani, gnębieni. To znaczy obrony robotników także dzisiaj; obrony wszystkich tych, którzy są na najniższych szczeblach drabiny społecznej. Tych, którzy są słabi, tych, którzy są w ubóstwie, tych, którzy nie bardzo mogą się zdobyć na godne życie.

Jacek nie uważał się za rycerza, obrońcę uciśnionych. On – przeciwnie – uważał, że uciśnieni mają się bronić. To znaczy, że trzeba działać wspólnie z nimi, pomagać im się zorganizować, żeby potrafili się bronić, dochodzić swego, żeby potrafili w dialogu z przedstawicielami innych interesów i innych racji dochodzić swego. I dochodzić do porozumienia. Dlatego tak skutecznie mógł mediować w konflikcie związanym z prywatyzacją Huty Warszawa; i związkowcy z Huty Lucchini Warszawa są dzisiaj nie bez przyczyny razem z nami. Dlatego są również z nami związkowcy ze Stoczni Gdynia, bo Jacek ujął się za nimi twardo i kategorycznie, kiedy próbowano w Stoczni Gdynia stłumić odruch robotniczej, międzyludzkiej solidarności za pomocą takich środków, jak zawsze: wyrzucanie z pracy na bruk, groźba niemożności utrzymania rodziny, rozmaitymi szykanami i represjami – i dlatego również oni są z nami na Jego pogrzebie.

Bo Jacek, w czasach kiedy etykę solidarności zastępuje zasada konkurencji albo jeszcze częściej konkurencja bez żadnych zasad, Jacek występował zawsze w obronie etyki solidarności, w obronie odruchów solidarności między ludźmi, ponieważ zdawał sobie sprawę, że współpraca społeczna i międzyludzka solidarność to są podstawowe formy więzi społecznej. Kiedy więzi społeczne zanikają, pękają, to znaczy, że naród umiera. I dlatego Jacek w takich wypadkach uważał, że potrzebna jest akcja ratunkowa. I spieszył na ratunek.

Często się mówi o Nim, że On próbował rzeczy beznadziejnej. To znaczy próbował godzić wymogi racjonalności ekonomicznej ze społeczną wrażliwością. W tym coś jest. Ale słowa zaczerpnięte z propagandowych sloganów o „jedynej drodze” utrudniają dotarcie do prawdy. Można powiedzieć, że one sprawiają, że język myślom kłamie. Bo przecież nie jest tak, żeby istniała jedna racjonalność ekonomiczna. I tego Jacek był świadomy. W gospodarce, jak w każdej działalności społecznej, ścierają się różne wartości, różne interesy i rozmaite racje. Dzisiaj góruje takie podejście, że w procesie gospodarczym człowiek pracy to jest koszt. Koszt, który trzeba maksymalnie redukować. Może i do zera. I im bardziej uda się go zredukować, tym większy sukces ekonomiczny.

Jacek reprezentował przeciwstawną rację. Uważał, że taka modernizacja ekonomiczna, która dołuje połowę Polski, pozostawia połowę Polski za burtą – to nie jest sukces, tylko klęska.

Dlatego, że miarą sukcesu ekonomicznego są owoce, jakie on przynosi zwyczajnym ludziom.

To nie znaczy, że próbował swoją rację narzucić innym. Jacek dobrze pamiętał doświadczenie komunizmu, w którym sam uczestniczył, i wiedział, że racja, która wyeliminuje inne, która odzierży pole i zepchnie wszystkie pozostałe – choćby to była jego własna racja – obróci się w najgorsze zło. Dlatego Jacek był takim osobliwym rewolucjonistą, którego celem nie było zniszczenie przeciwnika, tylko kompromis. On w sporze politycznym zawsze szukał racji oponenta.

Szukał jakichś wartości wspólnych z tymi, którzy sądzili inaczej niż on i reprezentowali inne interesy. Starał się wejść w skórę przeciwnika, starał się zrozumieć jego racje i starał się jakoś te sprzeczne racje pogodzić. Można powiedzieć, że z tego punktu widzenia najważniejszym jego projektem dla nowej Polski był Pakt o przedsiębiorstwie. To miał być skład zasad, pewna reguła życia społecznego i gospodarczego oparta na społecznych porozumieniach.

Można uważać, że to jest marzycielstwo. Ale ja myślę, że to nie jest marzycielstwo, to był i jest realny pomysł, jak ochronić demokrację, gospodarkę rynkową przed ciężkimi wstrząsami, jak uchronić Polskę przed głębokim rozdarciem przez wielki konflikt społeczny.

I jeżeli my zagubimy to dziedzictwo Jacka – wielkiego rewolucjonisty i człowieka kompromisu zarazem – to na pewno będziemy słabi, to na pewno będziemy gorsi i trudniej nam będzie stawiać czoła zagrożeniom.

Ale głosy, które się odezwały po Jego śmierci, takie poruszenie serc i umysłów pozwala żywić nadzieję, że potrafimy pałeczkę po Nim przejąć.

Że wszyscy to potrafimy. W każdym razie spróbujemy. I jesteśmy to winni – nie Jemu. Jesteśmy to winni sobie samym.

Wróć

1_Maja_Jacek_Kuroń

 

Farewell to a rebel

Professor Karol Modzelewski’s oration at the funeral of Jacek Kuroń

June 26, 2004

Excessive optimism associated with Poland’s accession to the European Union overshadows a sober assessment of the social costs of transformation. Jacek Kuroń is one of the most underrated and marginalized Polish politicians. He is a legendary leader of the democratic opposition in PRL. In free Poland, he was twice a minister of labour and social policy. His death has made people pause and reflect on the question: are we really all successful?

Perhaps I will start by saying that Lechosław Goździk is seriously ill. For Jacek, and for me, he was probably the first genuine workers’ leader we had encountered in our lives. He is a legend of October ‘56. And he asked me to say goodbye to Jacek also on his behalf.

It is a great honour for me to be able to pass on his words.

But I would like to express a reservation. Some things are certainly not appropriate at a cemetery. But at the funeral of Jacek Kuroń different rules apply. And also some things are not appropriate – it is inappropriate to stick to the rules of so-called political correctness. Probably I won’t. But, of course, not on behalf of Leszek Goździk. Every word I will say is mine and I am responsible for them.

Let us not deceive ourselves. With Jacek’s passing, Poland will be weaker. Weaker and poorer. It will be harder for us to face various dangers. And I realize that not everyone shares this view.

For many people, Jacek was a trouble. In Poland, there is no shortage of people who think they know for sure how to introduce the proper social order with a firm hand, and how to ensure respect for tough market rules with a firm hand. If I may borrow a phrase from Wojciech Młynarski, these are “strong-arm liberals”.

For these people, Jacek was certainly trouble. For he was a rebel, an eternal rebel, and an extremely troublesome rebel at that. During his varied and rich life, he was twice a member of a political party. And he did not fit in either of them. He actively participated in the construction of two different political systems and rebelled against both of them. He categorically rebelled against the communist system, but in his thinking he also rebelled against the system that he was building together with his friends, in his mature life.

And as he was one of the founding fathers of free Poland, his rebellious ideas were troublesome. Because if someone was called Jacek Kuroń and he criticised the social outcomes of the Polish political transformation, or the war in Iraq and our participation in it, you could not stick a populist label to him; and that was a problem.

He has died. We won’t have that “problem” any more. We can put up a monument to him, we can celebrate his achievements, we can pay tribute to him. And all will be quiet, no one with such authority will raise doubts, no one will fuel uncertainty, no one will incite people to rebel any more. And this is precisely the danger that threatens Poland. Silencing rebellious ideas will make Poland weaker and less resistant to the various dangers we must face.

What induced Jacek to rebel? Not any ideology, but something much more durable and much more fundamental than any ideology. He was incited by values. It can be most succinctly described with the words adopted by the Grand “Solidarity” in 1980-1981: he was guided by the fundamental principle of defending the vulnerable.

This means defending workers who – at the time of the Workers’ Defence Committee3 – were treated badly, kicked out of work, beaten, arrested, oppressed. This means defending workers today, defending all those who are on the lowest rungs of the social ladder. Those who are weak, who live in poverty, who are not quite able to live a life of dignity.

Jacek did not regard himself to be a knight, or a defender of the oppressed. On the contrary, he believed that the oppressed had to defend themselves. This means that one should act with them, one should help them to organise themselves to be able to defend themselves, to assert their rights, to protect their interests in a dialogue with representatives of other interests and other ideas. And to reach an agreement. That is why he could so effectively mediate in the conflict during the privatization of the Warsaw Steel Works4; and the trade unionists from the Lucchini Warsaw Steel Works are here with us today, not without reason. That is why the trade unionists from the Gdynia Shipyard are also here, because Jacek stood up for them firmly and categorically, when there were attempts to suppress human reaction of solidarity by the usual means: kicking people out of work, the threat of being put in a position of not being able to maintain a family, various forms of harassment – and that is why they are also with us at his funeral.

Because at a time when the ethics of solidarity are being replaced by the rule of competition – or, even more often, by competition without any rules – Jacek always stood up to defend the ethics of solidarity, to defend reactions of solidarity between people, because he realized that social cooperation and human solidarity are the basic forms of social bonds. When social bonds disappear, when they are broken, the nation dies. And that is why Jacek thought that a rescue operation was needed in such cases. And he hurried to the rescue.

It is often said that he tried to do something impossible. In other words, that he tried to reconcile the requirements of a rational economy with social conscience. There is something in that. However, words extracted from propaganda slogans about “the only way” make it difficult to reach the truth. We can say that they make “language lie to thoughts”. Because it is not true to say that there is only one economic rationale. And Jacek was aware of that. In the economy – as in any social activity – there are different values, different interests, and various ideas that clash with one another. Today, the dominant approach is that workers are a cost in the economic process. A cost which should be reduced as far as possible. Maybe to zero. And the more we can reduce this cost, the greater is our economic success.

Jacek represented the opposite view. He believed that the economic modernization that brings half of Poland down, that leaves half of Poland overboard – is not a success, it is a disaster.

Because economic success should be measured by the fruits it brings to ordinary people.

This does not mean that he tried to impose his ideas on others. Jacek remembered well the experience of communism, in which he took part himself, and he knew that an idea which would eliminate others, which would dominate the field and push all other ideas off – even if it was his own idea – would turn into the worst evil. That is why Jacek was such a peculiar revolutionary: he did not aim to destroy his opponent, but rather aimed for compromise.

In a political debate, he always looked for his opponent’s good reasons.

He looked for common values – values shared with those who had different beliefs and interests. He tried to put himself in his opponent’s position, he tried to understand their reasons, and tried to reconcile conflicting reasons. One might say that from this point of view his most important project for new Poland was the Pact on Enterprises

It was supposed to be a set of rules, a sort of guideline for social and economic life based on social contracts.

It might be regarded as mere fantasy. But I think it is not fantasy; it was and it is a real idea on how to protect democracy and the market economy against severe shocks, how to protect Poland against a deep rift by a large social conflict.

And if we lose this heritage of Jacek – a great revolutionary and a man of compromise – then we will certainly be weaker, we will certainly be poorer, and it would be more difficult for us to face danger.

But the voices that rose after his death, the stir of hearts and minds, allow us to hope that we can step into the breach.

That we all can do it. We will try, in any case. And we owe it – not to him. We owe it to ourselves.

Thank you very much.

Back
fot. Wikimedia Commons
Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Jeden komentarz “Pożegnanie buntownika”

Skomentuj

Res Publica Nowa