Czy Ukraina będzie członkiem UE?
To właśnie Ukrainę trzeba postrzegać jako przypadek o szczególnym znaczeniu geopolitycznym dla Unii.
Proces wstępowania do Unii jest długotrwały i trudny. Ukraina jest na samym jego początku i startuje do niego w tragicznym momencie – jako kraj ogarnięty wojną. Rosyjska inwazja na Ukrainę przyniosła kilka nieoczekiwanych skutków. Jednym z nich jest przyspieszenie integracji Ukrainy ze Wspólnotą Euroatlantycką. Ukraina złożyła oficjalny wniosek o natychmiastowe członkostwo w UE czwartego dnia rosyjskiej napaści, 28 lutego 2022 roku.
10 marca na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Europejskiej w Wersalu co prawda „uznano europejskie aspiracje i europejski wybór Ukrainy”, ale nie zaoferowano jej oficjalnego statusu kandydata do UE. Mimo wszystko, przyszłość Ukrainy w UE wydaje się obecnie prawdopodobna.
Proces
Państwa Grupy Wyszehradzkiej: Czechy, Węgry, Polska i Słowacja złożyły wniosek o członkostwo w 1994 r., ale musiały czekać trzy lata na uzyskanie statusu oficjalnego kandydata i kolejne siedem na faktyczne przystąpienie do struktur Unii.
Cały proces trwał więc nie mniej niż dziesięć lat. Ukraina nie może sobie pozwolić na tak długi okres oczekiwania. Jest zatem jasne, że jeśli Unia poważnie rozważa ten wniosek, musi go traktować poza ramami swoich zwykłych, długich i biurokratycznych procedur.
W pewnym stopniu tak właśnie stało się podczas spotkania UE w Wersalu, choć Kijów był rozczarowany jego wynikiem. Nietypowe było to, że Unia rozpatrywała wniosek państwa, które dopiero co go złożyło i zadała sobie trud, by zachęcić Ukrainę do europejskiego wyboru, jasno stwierdzając, że kraj ten „należy do naszej europejskiej rodziny”.
W komunikacie Rady Europejskiej podkreślono również, że przywódcy zwrócili się do Komisji Europejskiej o wydanie opinii – tzw. avis – w sprawie wniosku Ukrainy. Zazwyczaj wnioskodawcy czekają miesiącami na podjęcie tego kroku przez Radę Europejską – w tym przypadku nastąpiło to niemal natychmiast.
Jednak przywódcy UE nie przyznali Ukrainie statusu „państwa kandydującego”, o co zabiegał Kijów. Pomimo intensywnego lobbingu ze strony Polski, Słowacji i państw bałtyckich, Rada Europejska nie zgodziła się również na odwołanie do artykułu 49 traktatów UE, który stanowi, że „każde państwo europejskie, które szanuje wartości, o których mowa w artykule drugim (demokracja, prawa człowieka i państwo prawa) oraz zobowiązuje się je wspierać, może złożyć wniosek o członkostwo w Unii”. Państwom Europy Środkowej udało się jednak odnieść małe zwycięstwo, gdyż w komunikacie końcowym szczytu, w którym mowa o staraniach Ukrainy o przyjęcie do UE, znalazło się odniesienie do „odpowiednich traktatów”.
Można zatem powiedzieć, że wynik szczytu jest ambiwalentny, choć znacznie odbiega od oczekiwań Ukrainy. Nie ma wątpliwości, że awans Kijowa do potencjalnego kandydata do członkostwa w tak krótkim czasie jest dla UE rewolucyjny. Przed inwazją Rosji, perspektywa członkostwa Ukrainy w UE była uważana za bardzo odległą i pozostawała w sferze geopolitycznych fantazji. Tymczasem w ciągu zaledwie kilku dni, perspektywy te są o wiele bardziej obiecujące niż np. Turcji, która złożyła wniosek o członkowsko w 1987 roku, a w 1999 roku została dopiero uznana za kandydata.
Jednak to, co może wydawać się rewolucyjne dla UE, jest rozczarowujące dla kraju, który broni europejskich granic i codziennie poświęca życie ludzi. W istocie najbardziej rozczarowuje to, że przywódcy UE nie wysłali Ukrainie bardziej wyraźnego sygnału, na przykład poprzez przyznanie jej natychmiastowego statusu kandydata, co nie rodziłoby przecież żadnych bezpośrednich konsekwencji praktycznych. Jak twierdziło wielu przywódców państw Europy Środkowej, na przykład słowacki minister spraw zagranicznych Ivan Korcok, było to spowodowane zasadniczym brakiem wyobraźni i triumfem egocentrycznego biurokratyzmu ze strony niektórych państw europejskich.
Niechęć
Ukraina może liczyć na zwolenników swojej kandydatury. To Bułgaria, Czechy, Estonia, Węgry, Łotwa, Litwa, Polska, Rumunia, Słowacja i Słowenia. Praktycznie wszystkie kraje byłego bloku komunistycznego, z wyjątkiem Chorwacji, zdecydowanie popierają kandydaturę Kijowa. Z kolei Dania i Holandia sprzeciwiają się przyznaniu Ukrainie statusu kandydata.
Francja i Niemcy mają ambiwalentny stosunek. Rozumieją strategiczne znaczenie Ukrainy i czują moralny obowiązek wspierania jej. Jednak korpus dyplomatyczny w Berlinie i Paryżu to zdeterminowani eurofile, którzy patrzą na proces rozszerzenia z podejrzliwością, jeśli nie z wrogością.
Starania Ukrainy o członkostwo dodatkowo komplikuje obawa przed stworzeniem precedensu, który w ostatecznym rozrachunku zmusiłby UE do otwarcia się na znacznie większą liczbę państw. Obecnie w kolejce do członkostwa czeka pięć państw uznanych przez UE za oficjalnych kandydatów: Albania, Macedonia Północna, Czarnogóra, Serbia i Turcja. Wszystkie są już zaangażowane w negocjacje członkowskie z UE, choć niektóre z nich np. Turcja czy Serbia prawdopodobnie nigdy nie staną się pełnoprawnymi członkami. Po złożeniu wniosku przez Ukrainę, dwa inne kraje byłego Związku Radzieckiego – Gruzja i Mołdawia, również zdecydowały się złożyć wniosek.
W UE istnieje wiele obaw, że przyjęcie wszystkich tych państw spowoduje, że Unia stanie się niesterowalna, co mogłoby to doprowadzić do jej rozpadu. Jednym z powodów, dla których Holandia i Dania są głównymi przeciwnikami przyznania Ukrainie perspektywy europejskiej, jest negatywne postrzeganie ostatnich rozszerzeń UE w tych krajach. Holandia i Dania przewodzą tzw. klubowi „skąpców”, czyli państw, które uważają rozszerzenie za kosztowne przedsięwzięcie, zagrażające spójności Unii.
Droga naprzód dla UE
Otwarcie UE na Ukrainę wymaga strategicznej dalekowzroczności i odwagi politycznej. Do pewnego stopnia zrozumiałe jest, że Europejczycy z Zachodu obawiają się otwarcia UE na niektóre państwa Bałkanów Zachodnich i Europy Wschodniej. Nie da się ukryć, że UE wciąż zmaga się z problemami związanymi z rozszerzeniami z 2004, 2007 i 2013 roku, które podwoiły liczbę państw członkowskich, z których żadne nie jest płatnikiem netto do budżetu UE.
Jednak dobrobyt UE zależy od bezpieczeństwa jej granic, zwłaszcza na wschodzie, które są obecnie zagrożone. Nie ma dla nich lepszej gwarancji niż istnienie wolnej i prozachodniej Ukrainy. Taki rezultat można zapewnić jedynie poprzez rozszerzenie procesu integracji europejskiej na ten kraj. W przeszłości UE udowodniła, że jest zdolna do podejmowania strategicznych decyzji poza granicami logiki biurokratycznej.
Na przykład w 1976 roku przywódcy UE nie zgodzili się z Komisją i postanowili otworzyć proces negocjacji akcesyjnych dla Grecji, która dopiero zaczęła wychodzić z prawicowej dyktatury. Gdyby przywódcy nie podjęli tej strategicznej decyzji, przyszłość demokracji w Grecji byłaby niepewna, podobnie jak jej orientacja geopolityczna. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku trwała zimna wojna, a zagrożenie inwazją sowiecką było bardzo realne. Dziś mamy nową zimną wojnę, a Rosja jest bardzo bliska stworzenia bezpośredniego zagrożenia dla terytorium UE. Czasy wzywają do podjęcia nadzwyczajnych środków i uznania poświęcenia Ukrainy oraz jej znaczenia dla bezpieczeństwa europejskiego.
Marcin Zaborowski – senior fellow w „Visegrad Insight”, redaktor naczelny „Res Publiki Nowej”. Dyrektor polityczny programu Future of Security w Globsec, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i warszawskiego biura CEPA.
Fot. Christian Lue / Unsplash.
–
Artykuł ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight. To część współpracy medialnej w Europie Środkowej organizowanej przez Visegrad Insight, w której uczestniczą Denik.cz, DennikN.sk i telex.hu. Parlament Europejski nie był zaangażowany w przygotowanie tych materiałów i nie ponosi odpowiedzialności za informacje lub stanowiska wyrażone przez autorów. Skróty pochodzą od redakcji.