Rola sera w polityce
Angielskie, slangowe słowo cheesy oznacza coś emocjonalnego, banalnego, często w złym guście. Serowe jest zdjęcie dwóch kociąt tulących się we śnie. Ser to emocje. Ser to banał. Skuteczne stosowanie sera to kluczowa sprawa w masowej […]
Angielskie, slangowe słowo cheesy oznacza coś emocjonalnego, banalnego, często w złym guście. Serowe jest zdjęcie dwóch kociąt tulących się we śnie. Ser to emocje. Ser to banał. Skuteczne stosowanie sera to kluczowa sprawa w masowej polityce.
Ser, jak to ser – może być dobry lub zły. Może rozpływać się w ustach, cuchnąć tysiącem smrodów, wywoływać dzikie sny francuskich markizów. Nie o ten elitarny ser mi chodzi. Niech go sobie jedzą milionerzy. Współczesna polityka jest polityką masową. Jej tematem nie jest mozarella buffala, ale ta z pizzy na telefon, która do pizzerii przyjeżdża jako granulat w dwunastokilogramowych workach.
To porównianie polityki do gotowania zaczerpnąłem od Michaela Oakeshotta. Ten brytyjski filozof uważał, że problem kucharza i polityka jest problemem wyczucia. Jego zdaniem dobry przepis jest dla złego kucharza bezużyteczny w tym samym sensie, w jakim zły polityk nie umie wykorzystać nadarzających się okazji.
W tej perspektywie teoria, wiedza, znajomość praw, czy to kuchni, czy polityki jest mniej istotna od wiedzy praktycznej, czyli nieuchwytnej, niesprowadzalnej do zbioru zasad umiejętności przetwarzania rzeczywistości – kulinarnej, politycznej, symbolicznej, dowolnej. Problem praxis jako pojęcia filozoficznego też ciągnie się jak dobra mozarella – od Platona do Hanny Arendt.
Boni
W polityce przyszedł czas pieczenia pizzy. W ostatnią fazę weszła kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego. Główne wątki narracji, linie podziałów i kluczowe odcinki sporu były ustawione już dawno. Wiadomo też, że to kampania prowadzona za grosze, bo przed partiami jeszcze trzy starcia wyborcze. W tym roku czekają jeszcze wybory samorządowe, a w przyszłym prezydenckie i parlamentarne. Te warunki podyktowały wybór składników do politycznej kuchni. Taniocha nad taniochy, cięcie na wszystkim.
Spośród przygotowanych dań wyróżnia się to, które zgotował Armand Ryfiński z Twojego Ruchu i to, co wymodził Karol Karski z PiS. Jednak najniesamowitsze dzieło z dostępnego surowca wyprodukował Michał Boni z Platformy Obywatelskiej.
Nie chodzi mi o montaż i jakoś produkcji, ale o sam tekst. Co nam opowiadają te spoty? Ryfiński zdaje się być niezrównoważony psychicznie. Boni chyba jest homoseksualisą, a Karski na pewno jest żubrem. Ryfiński nie odwołuje się do niczego, u Boniego czuć klimat z Lubiewa Michała Witkowskiego, a Karski ewidentnie próbuje dostać się do Parlamentu Europejskiego za pieniądze Kompanii Piwowarskiej reklamującej piwo Żubr.
Bartoszewski
Tymczasem kampania nie musi być droga, żeby była skuteczna. Ile racji miał Oakeshott, widać w spocie Człowiek Europy, w którym występuje Władysław Bartoszewski. Trudno uwierzyć, że ten spot był finansowany z tego samego konta, co reklamówka Michała Boniego.
Nie jest to produkcja doskonała, ale w porównaniu z tym, co zaproponował Boni, to różnica między syntetycznym ketchupem a sosem pomidorowym. Różnica kosztów, przy założeniu, że producenci Człowieka Europy mieli dostęp do agencyjnych klipów, była niewielka. Bartoszewski wygrywa nie dzięki pieniądzom, ale dzięki tekstowi – sera na jego pizzy być może jest nieco za dużo, być może brakuje miejsca na inne smaki, ale trudno powiedzieć, że ten spot nie działa i nie wywołuje emocji. Jest dobry. Mocny. Robi robotę.
Obama
Jednak Człowiek Europy to jest nic. Koronowaną głową sera, niedoścignionym mistrzem świata w operowaniu emocjami, jest Barack Obama. Współcześnie nikt, tak jak on, nie rozumie, że dobre gotowanie w polityce wymaga stworzenia nie tylko dobrego dania, ale również trafienia w apetyt oczekujących. Najlepsze dzieła sztabu Obamy to nie te opowiadające Amerykanom, jakiego mają super ekstra prezydenta, ale te, w których polityka jest tylko tłem. Dobrym przykładem jest ostatnia produkcja Białego Domu.
Polityka doskonale ukryta pod płaszczykiem prawdziwego problemu, mówiąca coś nowego, wpisująca się w palący problem konieczności redefinicji stosunku mężczyzn i kobiet. To emocje, których widz nie dostaje, ale które ma już w sobie. Ser, który jest odpowiedzią na prawdziwy głód. Obama idzie tu krok dalej niż Bartoszewski.
Jednak kampania 1is2many nie jest jeszcze popisem umiejętności kucharskich obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Barack Obama powinien przejść do historii dlatego, że umie skutecznie infekować kulturę masową. W najlepszych produkcjach polityka w wydaniu Obamy przestaje być pizzą, a staje się serem. To inni dodają Obamę do swoich dzieł i przy jego pomocy opowiadają swoje marzenie o lepszym świecie. A sztab nie płaci za to ani centa.