Życie wewnętrzne dzielnicy

MDM jest tematem świątecznym - niezależnie od tego czy celebrowany jest weekend, sylwester czy Dzień Walki z Architekturą PRL-u.  Projekt "Mój MDM" pokazuje, że zamiast śledzić wielką historię i budować makiety niezrealizowanych urbanistycznych i architektonicznych […]


MDM jest tematem świątecznym – niezależnie od tego czy celebrowany jest weekend, sylwester czy Dzień Walki z Architekturą PRL-u.  Projekt „Mój MDM” pokazuje, że zamiast śledzić wielką historię i budować makiety niezrealizowanych urbanistycznych i architektonicznych koncepcji, warto w działaniach miejskich zainteresować się codziennością.  

Przez dziesięciolecia Plac Konstytucji pojawiał się się w świadomości społecznej, gdy ulicą Marszałkowską w stronę Politechniki maszerowali uczestnicy pochodu pierwszomajowego. Współcześnie, niezauważana przez wielu przestrzeń ożywa, kiedy na scenie pod kandelabrami warszawiacy i telewidzowie Polsatu witają Nowy Rok. Sąsiedzki Plac Zbawiciela, wypełniony przez cały rok bywalcami modnych lokali, ma zupełnie inną sławę, która objawia się zawsze, gdy trzeba wskazać archetyp „warszawki”. Inną grupę, która ma wyrobioną opinię na temat MDM-u są obrońcy i pogromcy socrealizmu, dla których dzielnica zaczyna żyć, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie, co i kiedy może być uznane za zabytek.

zdj. Jan Mencwel

Taki obraz, ze względu na swoją wyrywkowość i tendencyjność, musi być niepełny. By uchwycić dawnego i współczesnego „ducha osiedla”, o opinię na temat dzielnicy  należy spytać tych, którzy widzą ją na co dzień – mieszkańców. W ramach projektu Mój MDM nagrano kilkadziesiąt godzin wywiadów, właśnie po to by popularne wyobrażenie na temat osiedla wzbogacić o spostrzeżenia „z wewnątrz”.

wysłuchaj reportażu „Mój MdM” w radiowej Trójce

Kuszące jest stwierdzenie na początek, że w trakcie nagrywania rozmów zaskoczeniem była różnorodność wspomnień mieszkańców. To jednak kokieteria, bo żeby zacząć pytać ludzi o ich osiedlowe wspomnienia, konieczne jest założenie, że codzienność sama w sobie może być pasjonującym tematem. Oczekiwania były więc duże, co wiąże się zapewne ze zdobywającym coraz większą popularność przekonaniem, że  ciekawiej jest opowiadać o historii i przestrzeni bazując na doświadczeniach świadków. Docenienie ludzkiego pierwiastka wydaje się być czymś oczywistym, skoro nawet instytucje mające na swych sztandarach wielką historię heroiczną starają się wzbogacać ją o indywidualną perspektywę (czego przykładem jest np. archiwum historii mówionej w Muzeum Powstania Warszawskiego)

Dzięki takim inicjatywom powstają zbiory, w których świadkowie przedstawiają swoje subiektywne spojrzenie na wielkie wydarzenia historyczne. Celem działań realizowanych pod szyldem Mój MDM było jednak pójście krok dalej. Fragment przestrzeni miejskiej miał zostać opisany tylko za pośrednictwem głosu mieszkańców. Historia kanoniczna odsunięta została na dalszy plan, ustępując miejsca indywidualnej perspektywie. Wydarzenia takie jak  strajki studenckie na pobliskiej Politechnice w październiku 56′ roku czy demonstracje na Placu Konstytucji w stanie wojennym musiały pojawić się w opowieściach ludzi zamieszkujących śródmieście stolicy. Ale celem rozmów nie było skłonienie mieszkańców do referowania tych epizodów własnymi słowami. Wielka historia miała być wyzwalaczem i kontekstem dla osobistych wspomnień z momentów, w których „ulica wchodziła do mieszkania”.

Dużym wydarzeniem była śmierć Stalina. Panicznie szybko robiono dekoracje, strasznie bogate. Kandelabry zostały owinięte takim czerwonym i czarnym materiałem, zielonymi girlandami poprzesłaniane. Na naszym domu nr 5 powieszono ogromny portret Stalina, od szóstego piętra do gzymsu na pierwszym piętrze. Ale nie było jak go porządnie przyczepić, bo czasu mało. Więc takimi grubymi linami przełożono, i z okna do okna przywiązano. Skutek był taki, że nie można było w marcu domknąć okien, tylko były takie porządne szpary, tyle ile te liny wymagały. Ale nikomu do głowy nie przyszło, żeby się skarżyć, żeby coś powiedzieć. I rodzina spokojnie ubrała się cieplej i przeprowadziła się do pokoi od podwórka. I przeżyliśmy ten tydzień jakoś.

Pan Janusz, mieszkaniec placu Konstytucji.

Szukając historii oddolnej, można również  zogniskować rozmowy wokół modnych wątków miejskich. Ten trop mógłby wskazywać tytuł projektu, sugerujący że punktem wyjścia w rozmowach była architektura i urbanistyka – ściśle określona dzielnica mieszkaniowa.

Jednak przyjęcie kryterium terytorialnego było wygodne przede wszystkim dlatego, bo wyznaczało jasne granice projektu oraz naprowadzało rozmowy na najbardziej intuicyjne elementy życia: najbliższe otoczenie czy spędzanie wolnego czasu.  W opowieściach znaleźć można cały szereg bezcennych świadectw z wielkomiejskiego życia Warszawy. Rzucającym się w oczy przykładem jest „życie nocne”.

Przy placu Konstytucji i w okolicy było mnóstwo lokali, które trudno jest określić innym słowem niż „kultowe”. Przez lata knajpy otwierały się i zamykały, zawsze jednak były niezwykle ważnym elementem MDM-owskiej codzienności. By nie wpaść w pułapkę zaszufladkowania opowieści jako nostalgiczno-barejowskiej narracji o legendarnym życiu towarzyskim PRL-u, nacisk w rozmowach nie był kładziony na odtwarzanie listy gości i anegdot, tylko na uchwycenie roli knajpy w osiedlowym życiu.

Była jeszcze ta kawiarnia i dyskoteka na rogu,  “Uśmiech” ZMP -owski, bardzo chic. Trzeba było mieć legitymację ZMP żeby móc wejść do środka, więc “Uśmiech” był oblegany z zewnątrz takimi, co to się chcieli dostać, ale nie mogli, bo nie mieli legitymacji. I ja bardzo głęboko przemyśliwałam czy się nie zapisać do ZMP jak już będę w liceum bo wtedy będę miała wstęp do “Uśmiechu”. Ale chyba nie przetrwał ZMP do czasu kiedy mogłabym podjąć tą kretyńską decyzję.

Pani Magdalena, mieszkanka ulicy Waryńskiego

Innym wątkiem jest MDM-owski handel. Wielkomiejskie witryny przy placu Konstytucji wykorzystywane były przez sklepy, których jak na PRL-owskie warunki było w okolicy niezwykle dużo. Oprócz znajdującej się po sąsiedzku oazy wolnego handlu, czyli hali na Koszykach i targu na Polnej, mieszkańcy mieli na wyciągnięcie ręki sklep muzyczny, sportowy, cepelię, komis, skład materiałowy czy jeden z pierwszych w Warszawie delikatesów.

Mój dom był bardzo sławny z powodu delikatesów, w których w czasach Gomułki sprzedawali. Kawior stał tam w takich aluminiowych miednicach, a sprzedawczyni nakładała go wielką łychą. I to pamiętam z bardzo głębokiego dzieciństwa bo tam się z nudów łaziło po tym sklepie, on był na dwóch piętrach, takie bardzo luksusowe delikatesy, podzielone na stoiska, tu mięso, tu czekoladki, do każdego stało się w kolejce. A oprócz tego, po jakichś paru latach już w latach 60. zrobiono nocne okienko. I to było jedyne miejsce w Warszawie gdzie był nocny sklep, więc cały czas były kolejki, tak że się nie dało wejść do bramy.

Pani Maria, mieszkanka Marszałkowskiej

Ostatnią kategoria opowieści jest MDM-owska wiedza tajemna. Są to historie, które nie posiadają punktu odniesienia do wydarzeń krajowych ani do wątków miejskich, tylko stanowią hermetyczne „dobro osiedla”, zdeponowane w pamięci mieszkańców. Żeby je usłyszeć, konieczne było stworzenie takiej atmosfery w trakcie wywiadu, by rozmówca mógł pozwolić sobie na docenienie tego, co pozornie błahe i rozpocząć opowieści o życiu sąsiedzkim, szkole czy pracy.

Stały sobie starsze panie, handlarki. I proszę sobie wyobrazić, że szedłem sobie do kina, a za pięć złotych panie sprzedawały gorący bób. Gorący, ugotowany w lato. Na miseczki takie, po pięć złotych. Brało się w torby – nie celofanowe, tylko takie papierzane. Kupowało się kilogram bobu, szło się do kina i jadło się gorący bób. Teraz na MDM-ie zabraniają nawet komuś sznurowadła sprzedawać. Co to komu przeszkadzało taki gorący bób. To była atrakcja. Co mi po popcornie w porównaniu do bobu!

Pan Wojciech, muzyk z Pięknej

Docenienie takich historii nie jest czymś oczywistym, bo każda z nich łatwo uznana być może za błahostkę czy rodzaj plotkarstwa. Słuchając jednak kolejnych anegdot, niepostrzeżenie można znaleźć się pod ich urokiem. A stąd już tylko krok do pełnego odwrócenia hierarchii tematów i od rozpoczęcia budowy wielkich historii w oparciu o indywidualne głosy, zebrane w osiedlowych opowieściach.

Więcej informacji na temat opowieści z MDM-u oraz samego projektu na stronie www.mojmdm.pl

 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa